coryllus coryllus
4793
BLOG

Rybitzki, Bochwic i Wszołek poparli Tuska

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 46

 A Sowiniec chce organizować bojówki paramilitarne. Napisałem to tak na wstępie, żeby wszystkich rozbudzić. Od dwóch dni trwa festiwal, właściwie nie wiadomo jak to nazwać, festiwal przewrotek chyba, dotyczący nominacji premiera na stanowisko Rompuya. Przewrotki są ostrożne, ale widać, że ambicje w kolegach blogerach drzemią poważne i żartów nie ma. Obnaża się też pewien mechanizm, którego jak przyznam się nie rozumiem. Nie mogę pojąć dlaczego nie wolno zadawać głośno pytań kierowanych do Jarosława Kaczyńskiego, a dotyczących kretyńskich kadr, które go otaczają, a wolno tak po prostu uciekać z szeregów najwierniejszych z wiernych i iść łasić się publicznie do Tuska. Niczym innym bowiem jak tylko łaszeniem się jest wypisywanie bredni o tym, że Tusk to polski polityk, który osiągnął sukces. Polski polityk może osiągnąć sukces w kilku modelowych sytuacjach, a żadna z nich akurat w przypadku Tuska nie zachodzi.

Sytuacja „A”, najpopularniejsza w średniowieczu: polski polityk, na przykład król, albo biskup, za pomocą pieniędzy pożyczonych w Wenecji rozprawia się z miejscową opozycją i idzie na wojnę ze wschodem lub zachodem. To już zależy jaki deal zawarł z Wenecją.

Sytuacja „B” popularna w czasach nowożytnych: polski polityk, na przykład naczelnik państwa, bierze pieniądze od wroga, którego uważa za słabszego i mniej groźnego i inwestuje je w wojnę z wrogiem silniejszym. Wszystko to czyni w okolicznościach, nader sprzyjających, kiedy wie, że ten od kogo wziął pieniądze za chwilę wpadnie w niezgorsze tarapaty.

Sytuacja „C” nie dotycząca ludzi sprawujących władzę bezpośrednio: polski polityk, na przykład znany i bogaty pianista, wspomaga aspirujących młodych polityków wielkich mocarstw, a oni potem coś mu tam załatwiają pod stołem i czynią go „swoim człowiekiem na wschodzie”. Sytuacja nie do powtórzenia dziś, bo szlachetność znacznie potaniała.

W innych sytuacjach polski polityk nie może osiągnąć sukcesu, a jeśli jednakowoż taki osiąga to znaczy, że nie jest polskim politykiem. Polski polityk, który nie definiuje racji stanu, albo sprowadza ją do ciepłej wody w kranie, nie jest polskim politykiem. Polski polityk, który wywołuje entuzjazm w Wielkiej Brytanii nie jest polskim politykiem. Polski polityk, który przyjmuje kondolencje po śmierci brata swojego politycznego rywala nie jest polskim politykiem. No i to właściwie moim zdaniem załatwia sprawę. Rozumiem, że są ludzi, zwani przez XIX wiecznych psychiatrów ogłupieńcami, którzy tych spraw pojąć nie mogą, ale to naprawdę nie jest moja wina. No i ich między innymi dotyczy wspomniany tu przeze mnie na początku festiwal przewrotek.

Największy sukces polskiego polityka, największa skuteczność i coś tam jeszcze największe. Taki słów używał bloger Rybitzki, żeby opisać tę nominację. W tekstach tych paraentuzjastów pojawiło się też wyrażenie-wytrych, brzmi ono „czy to się komuś podoba czy nie”. Czy to się komuś podoba czy nie Donald Tusk osiągnął sukces – tak piszą - a zaraz potem rozpoczynają rozważania na temat tego, jakie ta nominacja korzyści przyniesie Polsce czyli nam wszystkim. Czy o tym myślą w istocie? Oczywiście, że nie, dobrze wiedzą, że nam wszystkim, czyli Polsce ta nominacja nie przyniesie żadnych korzyści, ona może przynieść korzyści tylko im, jeśli się teraz odpowiednio ustawią rzecz jasna. Jak to zrobią? Ja nie wiem, ale tekst Teresy Bochwic został z niezalezna.pl „zniknięty”, co oznacza, że Targalskim aż targnęło kiedy go przeczytał. Wszołek z Rybitzkim są młodzi i niejedno przed nimi, więc jak dokonają jakiejś szybkiej wolty, nikt nawet nie zauważy co gadali przez tygodniem i jaki był ich stosunek do PiS. Ten pierwszy zaś jest w dodatku protegowanym Sowińca.

Skąd to się w ludziach bierze? Moim zdaniem z przekonania, że to co robią, a wymienieni głównie piszą na portalach słabą polityczną publicystykę, jest powszechnie ważne. A nie dość, że powszechnie ważne, to jeszcze ma jakąś tam moc sprawczą. Moim zdaniem nie ma, a służy jednie demonstrowaniu własnych szajb oraz robieniu tła politykom, których się aktualnie popiera. O ile PiS i Jarosław Kaczyński takiego tła potrzebowali, wobec bezdennej wrogości innych mediów, o tyle oczywiste jest, że Tusk ma to w nosie. Deklarowanie dlań jakiejś sympatii, bądź antypatii nie ma najmniejszego znaczenia, a może jedynie zwrócić uwagę rekruterów, którzy potrzebują ludzi do noszenia ulotek wyborczych PO. Pani Bochwic już się do tego nie nadaje, ale Wszołek z Rybitzkim jeszcze mogą sobie po mieście pobiegać.

Powtórzę jeszcze raz: nominacja Donalda Tuska nie ma żadnego znaczenia dla Polski. Ma znacznie dla polityków PO, dla ich karier, ma znaczenie dla Radosława Sikorskiego i jego żony, ale dla Polski nie ma żadnego. Czy jest jeszcze ktoś dla kogo ta nominacja ma jeszcze mniejsze znaczenie? Oczywiście, tym kimś są publicyści i dziennikarze popierający do niedawna PiS. Czyli wszyscy wymienieni. Dla nich fakt nominacji premiera na stanowisko Rompuya, to w najlepszym razie jest powód do płaczu. W najgorszym do emigracji. No, ale oni się cieszą. Ciekawe z czego?

Poświęcę jeszcze kilka słów Sowińcowi, który zacytował ostatnio Grzegorza Brauna, a uczynił to w słowach następujących:

 

wybitny reżyser filmowy Grzegorz Braun użył takiego kiedyś określenia, że jest potrzebny dom Kościół i strzelnica. Ta strzelnica to są właśnie te organizacje paramilitarne, to jest właśnie ta gwardia narodowa (...)
 

Otóż ja jestem całkowicie pewien, że Grzegorz Braun nie miał na myśli organizacji paramilitarnych tylko zupełnie coś innego. Otóż jemu chodziło o oswojenie Polaków z bronią i nauczenie ich obchodzenia się z nią w sposób odpowiedzialny, to zaś jest czymś zupełnie różnym od zakładania organizacji paramilitarnych. Te bowiem jeśli nie powstają z inspiracji państwa, na którego terenie przyszło im działać i nie korzystając z kadr przez to państwo wychowanych, są po prostu obcymi, a do tego uzbrojonymi agenturami. Nie wiem na jakich kadrach chce oprzeć swoje organizacje paramilitarne Sowiniec, ale przypuszczam, że na żadnych, on po prostu musi tak chrzanić, żeby nie zniknąć na zawsze z życia publicznego i antenowego.

Sytuacja, w której jakakolwiek organizacja posługująca się bronią jest poza kontrolą wojska lub policji nie da się pomyśleć. Tak się może wydawać naiwnym frajerom. No więc pytanie: czy wojsku i policji w Polsce zależy na zakładaniu organizacji paramilitarnych? Jeśli członkowie tych organizacji mają akurat sklepy z bronią to tak, zależy im, ale przecież nie w taki sposób, by tych paramilitarnych wojaków wdrożyć do służby i przygotować do rzeczywistej obrony. Chodzi o to, by rozwinąć w nich żyłkę kolekcjonerską i wciskać kolejne modele oksydowanych coltów. Prawdziwa organizacja paramilitarna to struktura oparta na emerytowanych podoficerach, reprezentujących coś co nazywało się dawniej esprit de corps. No to pomyślcie teraz jaki jest esprit de corps w polskiej armii dziś i jaki był prze ostatnie lata. To jest moim zdaniem pierwszy warunek istnienia prawdziwej organizacji paramilitarnej. Drugi jest taki, żeby ludzie ci nauczyli się obsługiwać prawdziwy, skuteczny w warunkach dzisiejszego pola walki sprzęt. Taki sprzęt jest niestety drogi. No i zapytać trzeba, czy ktoś w ogóle by na takie szkolenia pozwolił. Moim zdaniem nie. Tak więc gadanie o organizacjach paramilitarnych jest jeszcze głupsze niż entuzjazmowanie się wyborem Tuska na „prezydenta Europy”. Niestety. W warunkach, które zostały nam dane broń i wojsko to domena państwa, nie da się tego zmienić bez ofiar. Jeśli zaś powstają wokół jakieś uzbrojone i entuzjastycznie nastawione do wojny organizacje, których członkowie latają po lesie z karabinami z XIX wieku, to znaczy, że ktoś nas w coś wrabia. Kolejny problem to finansowanie takich organizacji. O tym Sowiniec nie myśli, on znalazł jakichś biznesmenów z Białegostoku, którzy chcą tworzyć tam obronę terytorialną. Bo to ponoć miasto pograniczne. Elbląg jest dziś miastem pogranicznym, nie Białystok, a jeśli chodzi o finansowanie organizacji paramilitarnych to warto się może zastanowić jak jest finansowany Hezbollach zanim ludzie tacy jak Sowiniec zaczną zabierać głos w sprawach, o których nie mają pojęcia.

 

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie od początku września trwa wielka promocja Baśni jak niedźwiedź. Tom pierwszy i tom amerykański kosztują razem 40 złotych plus koszta wysyłki.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka