coryllus coryllus
5832
BLOG

Jan Kulczyk arystokratą ducha?

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 38

 Dziś znowu będzie o elitach. W związku z upartym lansowaniem tez o wychowaniu i kształceniu elit nie można tego tak po prostu zostawić. Będzie też o Kulczyku, ale zaczniemy od kogoś innego. Oto toyah opisał wczoraj niejakiego Polkowskiego. Ja do tego czasu pojęcia nie miałem kim jest ten facet, ale teraz już mam. Otóż to jest ojciec najsłynniejszego rapera IV RP niejakiego Tadka, który mówi i pisze o sobie „Tadek Firma” próbując w ten sposób skokietować osoby w jego wieku i młodsze, ale środowiskowo całkowicie mu obce. Skąd ja wiem, że obce? Bo Tadek jest synem Polkowskiego, a Polkowski to były rzecznik prasowy Jana Olszewskiego, a do tego były dyrektor do spraw rozwoju Mennicy Polskiej i poeta, który już w roku 1978 założył podziemne czasopismo i drukował tam swoje wiersze. Polkowski zebrał wszystkie możliwe nagrody literackie jakie wręcza się w Polsce, ale trudno znaleźć kogoś kto znałby choć linijkę jego prozy i ekscytował się nią tak, jak dawniej ludzie ekscytowali się na przykład Hłaską. No więc to jest tata rapera Tadka. Mamy tu jak widzicie do czynienia z formułą familly biznes, która wykorzystując koniunkturę, na którą jest akurat pozwolenie, usiłuje ściągnąć z rynku ile się da aktywów. Ja nie będę teraz szedł tropem firm, które produkują koszulki z emblematami żołnierzy wyklętych, z orłami i postaciami Inki oraz Zapory, ale jak ktoś ma cierpliwość to może takie śledztwo przeprowadzić. Nie jest to chyba zabronione. Dziwne jest tylko to, że wcześniej, mimo rzecznikowania Olszewskiemu, mimo piastowania różnych ważnych stanowisk, nie udało się Polkowskiemu przepchnąć w przestrzeni medialnej i sprzedażowej żołnierzy wyklętych i ich znaków, a dziś jakoś tak, dziś już można.

Jest to oczywiście przyczynek do dyskusji o elitach. Obaj Polkowscy to elita, bez dwóch stań, starszy jest po prostu legendą Solidarności i pewnie też jakąś inną legendą, ale ja jej akurat nie znam. Młodszy chce być legendą i właśnie, śpiewając swoje raperskie kawałki wychowuje młodzież w szkołach, przygotowując ją do kolejnych poświęceń. No więc mamy elitę. To jest elita patriotyczna, niezależna finansowo, elita oparta o Kościół, jak tego się domagał doktor Przybył, elita ukształtowana w walce o wolność, jak tego domagałem się ja, wczoraj jeszcze. Czego więc chcemy? Dlaczego nam się Polkowski i jego syn nie podobają. Ja mogę powiedzieć tyle jedynie, że mnie się nie podoba formuła „Tadek firma” nie podoba mi się rap patriotyczny i chcę stać od tego jak najdalej. Po prostu. Kiedyś proponowali mi, żebym te płyty sprzedawał i ja się o mało nie złamałem, bo myślałem, że to jest biedny chłopak z przedmieścia „Tadek firma”, który nawet jak mu źle wychodzi, to chce dobrze, ale coś mi w sercu podpowiedziało, żebym się jednak trzymał od tego z daleka. I popatrzcie jakie to szczęście, że się trzymałem. Dziś bym był sprzedawcą płyt syna Jana Polkowskiego. Który nie ma pojęcia do kogo adresuje swój przekaz, ale w domu mu powiedzieli, że jak będzie rapował o śmierci Łupaszki to naród się wokół tego zbierze. O starszym Polkowskim zaś mogę powiedzieć, że jeśli ktoś w wiki umieszcza zamiast swojej fotografii jedynie portret malowany przez zaprzyjaźnionego, a słabego artystę, to znaczy, że coś tam jest mocno nie halo. No, ale najważniejsze jest to, że ta patriotyczna, solidarnościowa elita, związana z Kościołem czekała aż 25 lat, żeby sobie przypomnieć o żołnierzach wyklętych i rzucić ich wizerunki na koszulki.

Przypadek Polkowskich to elita, powtarzam to jeszcze raz. To jest prawda nie do zakwestionowania. Gdyby doktor Przybył ze Skierniewic zobaczył gdzieś w wielkiej sali tego Polkowskiego to biegłby doń z wyciągniętą ręką i uśmiechem spod przeciwległej ściany. To jest elita. Jej zaś immanentną cechą jest podporządkowanie innej elicie, póki co nierozpoznanej. Nie można bowiem wpaść na pomysł rapowania na tematy patriotyczne ot tak sobie. To musiało skądś przyjść, ktoś to musiał zasugerować temu Tadkowi i nakręcić całą koniunkturę. Słabą, bo przecież gdyby była mocna to nie przychodzili by do mnie z propozycją sprzedaży. No, ale najistotniejsze jest to, skąd się wzięło pozwolenie na to wszystko. Wcześniej go nie było, wcześniej stary Polkowski pisał jedynie wiersze i szefował mennicy, a dziś uprawia gorący patriotyzm w najbardziej narodowym wydaniu.

To jest jedna strona naszych elit, które wychowują się same. A jakby nie dość tego było to jeszcze wychowują nasze dzieci poprzez te patriotyczne rapy. Tadkowi żadna szkoła elit jest niepotrzebna, bo on ma inny sposób na zarobienie paru złotych. On się chce upodobnić do tych, którym śpiewa i dlatego wygląda tak jak wygląda i mówi tak jak mówi. Ja się wczoraj zastanawiałem dlaczego jego tata nie wyśle go po prostu na studia do Oxfordu, dlaczego on musi nas tutaj dręczyć tym rzekomym śpiewem i jedna odpowiedź mi przyszła do głowy. Bo dla niszy zwanej patriotyzmem nie przewidziano autorytetów po Oksfordzie. Muszą być takie właśnie jak Tadek, nie inne.

Drugą stronę naszych rodzimych elit reprezentuje doktor Jan Kulczyk. Jest on ucieleśnieniem marzeń Jana Przybyła o elicie prawdziwej. Jan Kulczyk ma doktorat, jest bogaty, sponsoruje różne kościelne imprezy, bodajże sam Klasztor Jasnogórski sponsorował, ma rozliczne kontakty za granicą, interesuje się sztuką, kulturą i biznesem. Po prostu ideał.

My jednak Jana Kulczyka za elitę nie uważamy. Dlaczego? Bo on chce być elitą. I tu dochodzimy do momentu najważniejszego. Jak ktoś chce być elitą to nią po prostu być nie może. Czy to działa w drugą stronę? To znaczy, czy Tadek, który nie chce być elitą, bo mu to sprzedaż płyt załamie, chce być „chłopakiem z przedmieścia” jest elitą przez sam fakt rapowania? Oczywiście, że nie, on tylko ujawnia swoje przyrodzone deficyty i nieuzasadnioną ufność w moc swojego taty, który niestety nie pomoże mu sprzedawać płyt, bo nie odeń to zależy.

Wracajmy teraz do Skierniewic. Czego chcą ludzie, którzy zapisują się do szkoły elit? Chcą być elitą to jasne. Czy nią będą? Nie ma mowy. I wynika to z definicji.

Wracajmy do Jana Kulczyka. Wśród tych wszystkich idiotycznych z istoty, mających pocieszać biedaków i nieudaczników formuł, produkowanych przez naszych namaszczonych przez nie wiadomo kogo elitariuszy, znajduje się zwrot „arystokraci ducha”. Ja teraz podam prostą i jedyną ważną definicję arystokraty ducha, która sprawdza się wobec wszystkich kontekstów historycznych. Otóż arystokraci ducha to brytyjscy szpiedzy o skłonnościach homoseksualnych. Powtarzam: definicja ta jest powszechnie ważna i działa zawsze. Dlatego należy być niezwykle ostrożnym, kiedy się wygłasza takie formuły, a najlepiej unikać ich w ogóle.

Aspiracyjny charakter tego zwrotu powinien go dyskwalifikować, ale ludzie chcą mieć coś takiego w zanadrzu, bo kiedy już nic im nie zostaje, kiedy okazuje się, że nic nie potrafią, nie potrafią narysować nawet kotka, wtedy mogą sobie powiedzieć, że są arystokratami ducha. I w tym właśnie momencie wpadają w pułapkę. Za zastawianie takich pułapek powinni tłuc po łapach metrową linijką, obojętnie czy jest ono świadome czy nie.

Skąd się bierze ten ogłupiały pęd ku owej arystokracji ducha? Z nieumiejętności zrobienia czegokolwiek własnymi rękami, z przeczuć, że może się coś ta zarobić nie męcząc się zbytnio, z chęci służenia silniejszym i groźniejszym niż krajowa elita raperów. Po czym poznajemy arystokratę ducha? Po tym, że sprawnie porusza się on wśród produkowanych na uniwersytetach kalek pojęciowych (możecie słowo „kalek” interpretować dwojako, obydwa znaczenia tej formy pasują do tego co chcę powiedzieć). Mamy więc kalki pojęć i kalekie pojęcia, czyli propagandę wielkich ośrodków tworzoną przez ostatnie 500 lat, która brana jest za tak zwaną wiedzę humanistyczną. Kto się sprawnie wśród tych memów porusza i jest pedałem ten zasługuje na miano arystokraty ducha. Przybył nie jest arystokratą ducha, bo nie dość, że porusza się słabo to jeszcze ma rodzinę. On tylko do arystokracji ducha aspiruje. Jak jest z Kulczykiem nie wiem, bo różne słuchy chodzą na jego temat, ale skłaniałbym się do sugestii, że on akurat jest arystokratą ducha. I nawet jak nam się to nie podoba to jedno trzeba mu oddać, nie próbuje wychowywać dzieci i nie chce czynić z nich elity. To przy wszystkich wadach ociepla nieco jego wizerunek.

 

Rozpoczęliśmy wczoraj sprzedaż wydanego przez IPN komiksu pod tytułem „Wrzesień pułkownika Maczka”. Komiks ten jest pierwszym albumem zawierającym płytę z muzyką autora rysunków Tomasza Bereźnickiego. Uważam, że wobec tej budżetowej nędzy jako mamy to właśnie jest dobra droga. Dystrybucja tego komiksu jest z mojej strony czymś w rodzaju rozpoznania walką. Za miesiąc bowiem debiutujemy z własnym wydawnictwem komiksowym. Na targach w Krakowie sprzedawać będziemy album „Święte królestwo”, który opowiada o upadku Węgier w XVI wieku, o Jakubie Fuggerze, królu Ludwiku II z dynastii Jagiellońskiej, o braciach Hohenzollern i innych znanych Wam motywach z II tomu Baśni jak niedźwiedź. Zrobiliśmy ten komiks ponieważ nie mamy budżetu na film o tych czasach. Komorowski nie da nam za to medalu, bo on nic nie zrozumie z tego komiksu, podobnie jak ci wszyscy „nasi” i nie nasi, poruszający się na poziomie Hansa Klossa i komiksów o Wojewódzkim. I to jest uważam szalenie ważne, żeby nie konkurować z nimi w tych obszarach, które oni uznają za najłatwiejsze i najbardziej zyskowne. Jestem głęboko przekonany, że przyszłość polskiego komiksu to ciężkie, wysokiej jakości albumy, w miarę możliwości z muzyką, pełne autorskich pomysłów, odchodzące od standardowej narracji z dymkami i podziałem na kadry. W tym kierunku będziemy dążyć. Mam nadzieję, że na początku października Tomek Bereźnicki pokaże trailer tego albumu i że ten trailer wyrwie wszystkich z butów.

Na razie Maczek, nowy numer Szkoły nawigatorów gdzie znajduje się fantastyczny tekst Joli Gancarz pod tytułem „Jak powstał Paradis Iudaeorum”, oraz książka Tomasza Antoniego Żaka pod tytułem „Dom za żelazną kurtyną”. Autor jest reżyserem teatralnym, menedżerem i dyrektorem teatru „Nie teraz”. W nowym numerze Szkoły zamieściliśmy obszerny wywiad z nim na temat kondycji współczesnego teatru. Człowiek ten w pełni rozumie i realizuje postulaty, które my tutaj podnosimy codziennie. Wystawia sztuki o żołnierzach wyklętych, o księżach ratujących Żydów podczas wojny i o Wołyniu. Zrobił nawet antyfeministyczne przedstawienie na podstawie tekstów Sylwii Plath. „Dom za żelazną kurtyną” to rzecz o Kresach, w Szkole Nawigatorów, prócz wywiadu z autorem znajduje się także fragment książki. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. No, a teraz jeszcze trailer komiksu o Stanisławie Maczku. 


 

https://www.youtube.com/watch?v=n7VWomFZaz8

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości