coryllus coryllus
4157
BLOG

Czy Kukliński chodził z Sowińcem na dziewczyny?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 30

 Miałem ten tekst nazwać „O książkach idiotycznych”, ale pomyślałem, że podniosę sobie trochę klikalność słowem „Sowiniec”. Przedwczoraj portal WP zamieścił recenzję książki Sławomira Kopra. Nie pamiętam tytułu, ale rzecz jest o pułkowniku Kuklińskim. Ten Koper jest jak najbardziej nasz. Osiągnął sukces, sprzedał chyba nawet tyle samo książek co Polkowski, a pisze świetnie i sensacyjnie. Co pisze? Na przykład coś takiego „Największe tajemnice alkowy przedwojennych gwiazd polityki – PPS frakcja rewolucyjna”. Albo „Największe tajemnice alkowy przedwojennych gwiazd polityki – Narodowa Demokracja”, albo „Największe tajemnice alkowy czyli kto z kim i w co, w czasach kiedy Olbrychski grał Azję”. Potem „nasi” dorabiają temu facetowi reklamę i jest dobrze. No i on teraz postanowił napisać książkę o pułkowniku Kuklińskim. Mógł po prostu zrezygnować, ale nie on ją jednak napisał. No a cóż miał robić – powie niejeden – jak sobie wybrał taki klucz do rozkminiania, przepraszam za słowo, rzeczywistości. Przyszła w końcu kolej na Kuklińskiego, bo wszystkich wcześniejszych już opisał. Kogo miał opisywać? Kiszczaka? Przecież Kiszczak żyje. No właśnie, a nie dość, że żyje to książka Kopra jest okraszona licznymi jego wypowiedziami, na temat wspomnianego Kuklińskiego. Zdradźmy teraz o czym ten Koper napisał. Otóż ta książka się chyba, ale pewności nie mam, nazywa „Kogo pułkownik Kukliński przeleciał pracując w sztabie generalnym WP w czasach kiedy jego dzieci były małe, a żona ciężko chora”. Tak mi coś świta. Jak widzicie facet ma rozmach, a do produkcji zaangażował najlepszych czyli generała Kiszczaka i dawnych kolegów Kuklińskiego ze sztabu, tych co nie współpracowali z CIA rzecz jasna, bo tamci pewnie mogliby się obrazić na taką propozycję.

Ta recenzja była naprawdę obszerna, a to co mówił Czesław Kiszczak najciekawsze. A mówił, że z Kuklińskiego był niezły kogucik, ta żona ciągle w domu leżała, bo albo reumatyzm, albo sprawy kobiece, a on się nudził. I mapy ładnie rysował. Prawie tak ładnie jak Jaruzelski, ale trochę słabiej. A czymże to wsławił się niedawno zmarły bohater sporej części naszego społeczeństwa! Ach, akurat sobie przypomniałem. Otóż on się wsławił wiernością małżeńską po grób i jak to pisano dawniej „wzorowem, moralnem prowadzeniem się”. Z Kuklińskim jak widzimy było troszkę gorzej. No, ale jak żona choruje bez przerwy na reumatyzm to czemu się dziwić.

No i pan Koper wymienia te dziewczyny po kolei: Basia, Krysia i Marysia, Lidka, Hanka i Irenka. Władzia, Kazia oraz Stefa, oraz liczne inne, spotykane w zakamarkach tego całego sztabu generalnego. Koper to autor błyskotliwy, nie cofający się przed najśmielszymi hipotezami. No i w pewnym momencie pisze nam wprost, że ten uwodzicielski talent Kuklińskiego miał swoją funkcję, on po prostu wypadami do lasu z tymi dziewczynami maskował swoją pracę dla CIA. Tak właśnie. Najpierw umawiał się z kreślarką co mapy rysowała w sztabie, wiózł ją go jakiegoś zagajnika pod Mińsk Mazowiecki, a kiedy ona już tam rozłożyła nogi na tylnym siedzeniu, Kukliński mówił : przepraszam na chwilę. Wysiadał, szedł w krzaki, tam otwierał porzucony przez agentów amerykańskich sztuczny kamień (wszyscy to widzieliśmy w programach telewizyjnych emitowanych za komuny), wkładał tam tajne kwity i wracał. Dziewczyna była nico skonsternowana, bo jednak liczyła na przygodę, a on się tylko uśmiechał i jechali razem z powrotem do Warszawy. Kiszczak w tej książce nie może się nachwalić Kuklińskiego, który był agentem idealnym, niczym się nie wyróżniał, a do tego był służbistą. No i te mapy ładnie rysował. Koper używa na określenie Kuklińskiego nieistniejącego w języku polskim przymiotnika „służbisty”, ale być może przeskoczyło to na niego od generała Kiszczaka, a może ci z WP coś pokręcili, trudno dociec. W każdym razie takiego słowa nie ma, a ono się tam pojawia kilkakrotnie. Kiszczak mówi wprost, że gdyby tylko sprawdzili dokładnie skąd Kukliński ma dobra, w które opływał, na pewno by go zdemaskowali, ale on był sprytny i przechytrzył wszystkich. Nawet generała Kiszczaka. Niestety nikomu nie wpadło to do głowy, mimo że Koper opisuje jakie zachwyty wywoływała w odwiedzających oficerach willa Kuklińskiego, który mieszkał gdzieś nieopodal Starego Miasta w Warszawie. Pada oczywiście pytanie: czy on brał od CIA pieniądze. Sam ponoć mówił, że nie, Amerykanie uważali, że gdyby mu zaproponowali to byłby się obraził, taki był honorowy. A tu Koper pisze, że miał wille w środku miasta i jeszcze 10 ha sadu gdzieś pod Warszawą. No i tych dziewczyn zdecydowanie nadużywał. W jednej się ponoć zakochał i prowadził przez jakiś czas nawet podwójne życie. Tu żona i synowie, a tam Basia i jej ojciec, który też się w tej książce wypowiada. W końcu pani ta umarła na wylew krwi do mózgu. Jak na dziennikarza prowadzącego śledztwo w sprawie to Koper trochę w tym miejscu stracił rozmach. Jak to na wylew krwi do mózgu? Trzydziestolatka? Może trzeba było z kimś jeszcze pogadać? Może z lekarzami co oględziny zwłok robili. No, ale nie nieboszczka jest tematem książki Kopra, a samo życie pomnożone w dodatku przez dwa, jak to zwykle w przypadku szpiegów.

Ja się od razu przyznam, że nie doczytałem tej recenzji do końca. Nie dałem rady. Zatrzymały mnie te teksty i seksie kamuflującym działalność szpiegowską i wypowiedź Kiszczaka, który nie prześwietlił Kuklińskiego w porę i przez to on mógł spokojnie kontynuować ratowanie świata przed czerwoną zarazą.

Myślę, że wkrótce będziemy mieli część drugą tej książki. Kiszczak opowie jak to wraz z Jaruzelskim prowadzili Kuklińskiego, który może nawet i nie chciał przekazywać informacji CIA, bo wolał te dziewczyny w samochodzie teges, ale oni mu wytłumaczyli, że tak trzeba, bo inaczej świat zginie. Oni sami rzecz jasna nie mogli światu pomóc, bo byli za blisko jądra ciemności, dlatego potrzebny był podwykonawca i Kiszczak wytypował jego właśnie, bo Jaruzelski powiedział – wiesz Czesław, ten Kukliński tak ładnie rysuje mapy, zupełnie jak ja w czasach młodości. - Nie Wojciech – Kiszczak na to – ty byłeś nie do pobicia. I obaj uśmiechnęli się do siebie ciepło. Myślę, że moja słaba próba podrobienia stylu Sławomira Kopra znajdzie Wasze uznanie mili czytelnicy.

Moim skromnym zdaniem na naszych oczach ujawniony został pewien mechanizm. Jest on głęboki i niełatwy do zauważenia, ale jest. Bo przecież nie można wszystkiego zwalić na idiotyzm pisarza Kopra. W związku z tym ja mam pytanie do kolegów emigrantów, którzy się tu ostatnio szeroko wypowiadali na różne tematy. Czy to prawda, że na spotkanie w Cambridge nie przybył Wojciech Sumliński, a ksiądz Małkowski spóźnił się tam aż półtorej godziny? Jeśli to prawda, chciałbym wysłuchać wyjaśnień. Jako niezależny bloger, Polak, zainteresowany trwaniem i rozwojem cywilizacji łacińskiej. Chciałbym się dowiedzieć czy Wojciech Sumliński został może porwany, a jeśli nie został to co się z nim dzieje. Moim zdaniem takie wyjaśnienie należy się nie tylko osobom, które przyszły na to spotkanie, ale także nam wszystkim. Jeśli z tym spóźnieniem to rzeczywiście prawda. Pan Sumliński prowadzi tutaj blog i wypowiada się tam w tak lubianym przez publiczność podniosłym i demaskatorskim tonie. Niepokoję się czy nic mu się nie stało. No więc przyjaciele – Rolexie, Ironiczny Anglosasie – jeśli coś wiecie, gadajcie.

 

Rozpoczęliśmy już sprzedaż wydanego przez IPN komiksu pod tytułem „Wrzesień pułkownika Maczka”. Komiks ten jest pierwszym albumem zawierającym płytę z muzyką autora rysunków Tomasza Bereźnickiego. Uważam, że wobec tej budżetowej nędzy jako mamy to właśnie jest dobra droga. Dystrybucja tego komiksu jest z mojej strony czymś w rodzaju rozpoznania walką. Za miesiąc bowiem debiutujemy z własnym wydawnictwem komiksowym. Na targach w Krakowie sprzedawać będziemy album „Święte królestwo”, który opowiada o upadku Węgier w XVI wieku, o Jakubie Fuggerze, królu Ludwiku II z dynastii Jagiellońskiej, o braciach Hohenzollern i innych znanych Wam motywach z II tomu Baśni jak niedźwiedź. Zrobiliśmy ten komiks ponieważ nie mamy budżetu na film o tych czasach. Komorowski nie da nam za to medalu, bo on nic nie zrozumie z tego komiksu, podobnie jak ci wszyscy „nasi” i nie nasi, poruszający się na poziomie Hansa Klossa i komiksów o Wojewódzkim. I to jest uważam szalenie ważne, żeby nie konkurować z nimi w tych obszarach, które oni uznają za najłatwiejsze i najbardziej zyskowne. Jestem głęboko przekonany, że przyszłość polskiego komiksu to ciężkie, wysokiej jakości albumy, w miarę możliwości z muzyką, pełne autorskich pomysłów, odchodzące od standardowej narracji z dymkami i podziałem na kadry. W tym kierunku będziemy dążyć. Mam nadzieję, że na początku października Tomek Bereźnicki pokaże trailer tego albumu i że ten trailer wyrwie wszystkich z butów.

Na razie Maczek, nowy numer Szkoły nawigatorów gdzie znajduje się fantastyczny tekst Joli Gancarz pod tytułem „Jak powstał Paradis Iudaeorum”, oraz książka Tomasza Antoniego Żaka pod tytułem „Dom za żelazną kurtyną”. Książka, która została nominowana do nagrody im. Józefa Mackiewicza. Autor jest reżyserem teatralnym, menedżerem i dyrektorem teatru „Nie teraz”. W nowym numerze Szkoły zamieściliśmy obszerny wywiad z nim na temat kondycji współczesnego teatru. Człowiek ten w pełni rozumie i realizuje postulaty, które my tutaj podnosimy codziennie. Wystawia sztuki o żołnierzach wyklętych, o księżach ratujących Żydów podczas wojny i o Wołyniu. Zrobił nawet antyfeministyczne przedstawienie na podstawie tekstów Sylwii Plath. „Dom za żelazną kurtyną” to rzecz o Kresach, w Szkole Nawigatorów, prócz wywiadu z autorem znajduje się także fragment książki. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. No, a teraz jeszcze trailer komiksu o Stanisławie Maczku. 


 

https://www.youtube.com/watch?v=n7VWomFZaz8

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka