coryllus coryllus
4370
BLOG

Łąderful lajf czyli fałsz wczesnych debiutów

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 32

 Większość z nas kojarzy piosenkę pod tytułem „Wonderful life” śpiewaną przez takiego pryszczatego młodzieńca z krzywymi zębami. Był czas kiedy leciała ona właściwie non stop ze wszystkich głośników. Nie wydaje mi się, by wykonawca ten nagrał jeszcze coś prócz tego, nadmuchanego przecież i nieprawdziwego przeboju, skonstruowanego z okazji kolejnego sezonu ogórkowego i kolejnego wyjazdu na wakacje setek tysięcy dzieci i młodzieży. Był ów człeczyna żywym przykładem tego co ja tu nazwałem fałszem wczesnych debiutów. Otóż w prawdziwym życiu jest tak, że im wcześniej ktoś robi artystyczną lub publicystyczną karierę tym gorzej dla niego. Wielu osobom trudno jest to zrozumieć, mam tu na myśli na przykład Grzegorza Wszołka, ale taka jest niestety prawda. W Polsce ma ów fałsz kilka stałych i niezmiennych aspektów. Wczesne debiuty związane są z misją propagandową zleconą przez rodzinę lub środowisko, które wypuszcza jakiegoś młodego zdolnego, by ten mydlił oczy słabszym emocjonalnie i intelektualnie rówieśnikom. Czyniąc to w nadziei na zysk lub jakiś efekt polityczno-propagandowy. Zawsze, podkreślam, zawsze kończy się to klęską i kompromitacją, po której owego młodzieńca chowają na pawlaczu, by wyciągnąć go za 20 lat, nieco już posiwiałego. Wtedy ma on misję podobną, ale nieco zmodyfikowaną, robi za tak zwanego zdolnego i zapomnianego, który powrócił, by rzec słowo prawdy. Patrz: Zenon Laskowik. Jeśli za wczesnym debiutem nie kryje się misja propagandowa to stoją tam pedały, albo starsze kobiety mające prawo do emocji. Trzeciego wyjaśnienia wczesnych debiutów nie ma w Polsce doby obecnej, a ja stawiam śmiałą hipotezę, że nie ma go w ogóle. Autentyczne są jedynie debiuty późne, czego dowodem może być choćby Henryk Sienkiewicz.

Wczoraj, ku uciesze gawiedzi, czyli nas tutaj licznie zgromadzonych, prawdy opisane tu przeze mnie potwierdziły się po raz kolejny. Bezwzględny i czyściutki jak dziecięca łza grafoman, bez odrobiny polotu, spokrewniony z salonowym artystą Tarasewiczem, wykreowany wskutek swojego prawosławnego, wymieszanego z komunizmem i głupotą wyznania, niejaki Karpowicz, dokonał auto-demaskacji. Pociągając przy okazji w otchłań swoje psiapsiuły, czyli Kingę Dunin, Kazimierę Szczukę i Kaję Malanowską, niedawno jeszcze płaczącą nad nędzą autorskich honorariów. Tu zatrzymam się chwilę i uczynię wtręt. O ile wczesne debiuty chłopców są podejrzane i nieważne z zasady, o tyle wczesne debiuty dziewcząt są jeszcze do tego komiczne. Nikt poza samymi autorkami nie traktuje tego poważnie. A dzieje się tak z powodu zbyt dużej ilości debiutantek gotowych na tak zwane „wszystko”. W finansach nazywa się to, o ile pamiętam, dewaluacja.

Karpowicz napisał wczoraj, że Kinga Dunin molestowała go seksualnie. No, a co miała robić? Panu się wydawało panie Igancy, że jak ma pan znanego wujka, to się obejdzie bez, przepraszam wszystkich serdecznie, dymania? Mowy nie ma. Tym bardziej owej mowy nie ma, że i o wujciu różne historie po świecie krążą. Wszyscy więc dookoła, łącznie z Karpowiczem, wiedzieli co jest grane. On jednak wskutek niewypłacalności postanowił rzecz całą naświetlić inaczej i opowiedzieć światu jak to było z tą Kingą „naprawdę”. Szczegóły znajdziecie sobie w sieci, a temat jest wałkowany naprawdę poważnie. My nie będziemy go drążyć od strony moczopłciowej, ale od propagandowej i misyjnej, jak zwykle. Oto Agnieszka Graf napisała, że póki Karpowicz nie odda Kindze pieniędzy, ona nie będzie podawać mu ręki. Potem już będzie, ale wcześniej nie. Szczuka zaś rzekła, że co prawda pisarze mają szczególne prawa, ale....

To jest szalenie istotne z mojego punktu widzenia, owe szczególne prawa pisarzy, bo jeśli takowe są, chętnie bym z nich skorzystał. No, ale Szczuka ogranicza je od razu głosząc, że prawa prawami, ale forsę trzeba oddać, bo dla ludzi kultury te 13 kawałków to jest jednak kawałek grosza. Potwierdziły się moje najczarniejsze obawy, w środowisku uznanych i poważnych literatów, krytyczek i krytyków, forsy nie ma. Malanowska nie ma więc czego płakać, tam jest po prostu bieda i pieniądze dostają po cichu jedynie wybrani. Jakiś Sierakowski może dostaje, albo ktoś równie eksponowany. Reszta musi szukać innych satysfakcji, a te mogą być dwojakiego rodzaju: sex and drugs. Wszystko oczywiście w umiarkowanych cenach, bo literaci mają szczególne prawa.

Prócz aspektów rozrywkowych ma to wszystko jeszcze wymiar propagandowy. Gazownia od dawna promuje twórców, którzy mają się publiczności jak najsłabiej kojarzyć z Polską. To jest wymóg podstawowy, by zostać uznanym i poważanym pisarzem. Trzeba mieszkać w Polsce i do Polski mieć różne anse. Karpowicz wpisuje się w to idealnie i on doskonale wiedział co robi publikując, za wstawiennictwem wujcia, te swoje brednie. Oto pochodzący z małej, białoruskiej wioski chłopiec robi karierę dzięki swojej przyrodzonej wrażliwości i pięknej duszy. Potem zaś mówi „spierdalaj” i jest w porzo. Ja już kolejny raz chciałem przywołać w tym miejscu innego chłopca o pięknej duszy, niejakiego Mirosława Nahacza, który pochodził rzekomo z wioski łemkowskiej, a w rzeczywistości był synem nauczycielki z Dukli. Jemu we łbie przewrócił Stasiuk i jego żona, zwana wydawczynią. Tak piszą, serio – wydawczyni. No i ten Nahacz, jak już się nahaczał, to jest nachapał, wielkiego świata, jak już przenocował parę razy w tych zaprzyjaźnionych warszawskich mieszkaniach, u tych wszystkich wspaniałych ludzi co kochają sztukę, prawdę, dobro i piękno, to wziął się i powiesił. Było troszkę szumu, ale wszystko ucichło, bo i o czym tu gadać, nie zrozumiał gówniarz, gdzie jest i o co w tym wszystkim chodzi, zaczął strugać pisarza i we łbie mu się poprzewracało. Co innego Ignacy. Kinga zaprosiła go do łóżka, gadka szmatka, może seks? Na co Ignac; a i owszem miła pani, ale najpierw kasa. Dalszy ciąg historii już znacie.

Dlaczego ja dołączyłem do tej ponurej historii taką wariatkę jak Malanowska? Otóż Karpowicz jest autorem środowiskowej powieści, w której odnaleźć mogą się wszyscy tu wymienieni. No i tylko jedna osoba nie chciała, by w tej arcyciekawej publikacji zmieniano jej imię. Był to mały synek Malanowskiej o imieniu Bruno. Chłopczyk chciał być po prostu sławny, chciał być w książce. Matka nie powiedziała mu widać jeszcze nic o tym jak niebezpieczne są wczesne debiuty.

 

I jeszcze jedno. Trzeba wyjaśnić dlaczego o tym piszemy. Otóż powód jest jeden sprawa Karpowicza i sprawa Kieżuna łączą się w pewien sposób. Unieważniają bowiem fałszywe charyzmaty.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl skończyły się co prawda promocje, w cenie 20 złotych mamy jeszcze tylko pierwszy tom Baśni, ale za to rozpoczęło się pełne niepokoju oczekiwanie na Baśń czeską i na album komiksowy pod tytułem „Święte królestwo”. Wczoraj go skończyliśmy, okładka dziś poszła do druku.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka