coryllus coryllus
7842
BLOG

Działania promocyjne "naszych" w Mordorze

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 63

 Nie tak dawno dowiedzieliśmy się, że Ziemkiewicz z Gmyzem zeszli do Mordoru. Dziś zaś dowiadujemy się, że wyszli. To znaczy Ziemkiewicza wyprowadzono, a Gmyz wyszedł za nim o własnych siłach. Mordorem jest oczywiście Onet, gdzie obaj panowie mieli pracować pisząc felietony i zarabiać tam jakieś pieniądze. Porównanie z wejściem do Mordoru, którego użył Cezary Gmyz jest więc chybione i fałszywe, co rozumie każdy normalny człowiek z wyjątkiem obydwu zainteresowanych. W Mordorze bowiem nikt nie zarabiał.

Po co oni tam poszli skoro są autorami „niezależnymi” a do tego „naszymi”. No właśnie? Po co? Otóż poszli tam po pieniądze, co Gmyz Cezary próbował usprawiedliwić tym Mordorem. No, ale czy nie obawiali się, że stracą niezależność? Widocznie nie, widocznie uznali, że są już tak bardzo niezależni i wolni, że mogą współpracować z każdym, kto im tylko taką współpracę zaproponuje, szczególnie jeśli będzie dobrze płacił.

Okazało się jednak, że nic z tego nie wyjdzie, bo jakaś pani z Onetu zwolniła Ziemkiewicza, ponoć ze względu na te gwałty po pijanemu, albo – jak chcą inni – ze względu na Bieńkowską. Nie wiemy jak było naprawdę, ale nie jest to interesujące w tej chwili. Na fejsie Rafał Aleksander zamieścił taką oto notkę https://www.facebook.com/notes/rafa%C5%82-ziemkiewicz/shit-happened-czyli-jak-si%C4%99-da%C5%82em-wydyma%C4%87-onetowi-ku-przestrodze/898719396805354

Można sobie poczytać wyjaśnienia głównego bohatera tej historii. Ja zanim przejdę do ich omówienia chciałem rzec słowo o niezależności. W głowie mi się do niedawna nie mieściło, że ci nasi, niezależni, mogą z taką łatwością rezygnować z niezależności w zamian za pieniądze. Naprawdę mi się nie mieściło. Myślałem, że oni jednak dostają na tyle dużo, żeby się w tych swoich chybotliwych wieżach z kości słoniowej jakoś utrzymać. No i myślałem też, że cybernetyczny zakład, w którym pracują wyklucza jednakowoż służbę u „obcych”, bo to przecież jednak rzutuje na wizerunek i publiczność niezależnych mogłaby się obrazić. I spotkało mnie rozczarowanie. Okazało się, że jest inaczej. Można najspokojniej w świecie zatrudnić się w Axel Springer Polska i można pracować dla Hajdarowicza pozostając nadal niezależnym. Nie o to bowiem chodzi, by być wolnym, ale by stymulować emocje pewnej ściśle wyselekcjonowanej grupy osób, która – choć niewielka – uważana jest za opinię publiczną sprzyjającą opozycji, która ma swoich niezależnych idoli. Pewna reprezentacja tych ludzi pokazuje się w Klubie Ronina. Chodzi o to, by zabawiać publiczność. I tyle. Jedni jak Ziemkiewicz ową rozrywkową funkcję próbują maskować powagą, inni, jak Grzegorz Braun, ironią. Niczego to nie zmienia. Istota pozostaje ta sama – zabawianie publiczności. Jest więc „naszość i niezależność” częścią konsorcjum zwanego Zjednoczonymi Przedsiębiorstwami Rozrywkowymi. Z mojego punktu widzenia demaskacja ta załatwia sprawę. Jeśli panowie ustawiają się w roli Danielaków co organizują danse macabre z butelką szampana na sznurku, to ich problem, ja się nie mieszam. Nie idę jednak z nimi, bo ja od zabawiania publiczności zaczynałem i nie mam zamiaru do tego wracać, to jest droga do tyłu, maskowana rozlicznymi usprawiedliwieniami, fałszywymi z istoty. Ziemkiewicz przekonał się o tym już, a Grzegorz Braun przekona się niebawem.

Zadajmy teraz dwa najważniejsze pytania: czy to już tak musi być? Oraz wynikające stąd inne pytanie: czy cały tak zwany rynek znaczeń organizują służby. Bo chodzi jedynie o wyjaśnienie tej kwestii, o nic więcej. Jeśli oni wiedzą, że tak właśnie jest i dostosowują się do wymagań rynkowych, to znaczy, że my nie mamy racji i przegramy, a oni będą mieli swoje ciepłe posadki w jakichś całkiem nowych, niezależnych, naszych mediach, gdzie będą opowiadać raz jeszcze te same historie ludziom nieco młodszym. Ja nie wiem jak jest. Wiem jednak, że jeśli rynku znaczeń nie organizują służby to ich zachowanie jest szczytem idiotyzmu, wchodzą bowiem w wiek najcięższy, kiedy ich target będzie się zmniejszał i trzeba będzie wymyślać nowe sztuki, żeby zaciekawić publiczność. Pisanie o gwałtach może już nie wystarczyć. To samo z masonami. Może się okazać, że nikt już nie chce o tym słuchać. Poszukiwanie zaś tematów top, kończy się zawsze klęską. Podkreślam – zawsze. Zamienia się bowiem w kokietowanie pracodawcy i widza.

Wróćmy do służb, nawet jeśli jacyś ludzie organizują rynek znaczeń, muszą zachowywać pozory. Chodzi bowiem o to, by demokracja zwyciężyła, ale także o to, by w tej demokratycznej walce o prawdę zwycięstwo przypadało zawsze tym samym ludziom. Jeśli tak jest, to Ziemkiewicz i inni schodzący do Mordoru również nie mają racji, bo wobec tego założenia i swoich pasterzy, którzy strzegą gry pozorów, zmniejszają swój ciężar gatunkowy. Stają się po prostu mniej ważni. Z tej zaś drogi nie ma odwrotu. Można się oczywiście łudzić, że jest, bo są jacyś koledzy, jakieś propozycje i życie toczy się dalej, ale nie o to przecież chodzi. Chodzi o sukces. Prawdziwy czy pozorowany, nieważne, ważne by robił wrażenie na ludziach. No, a jakie wrażenie na ludziach może zrobić wpis Ziemkiewicza na fejsie, czy felieton w Uważaku?

Kontrolerzy treści muszą się także liczyć z tym, że nasz rynek jest częścią rynku globalnego, a tam grają inne siły i one mają inne plany. Plany te rzutują na nasze podwórko i na wielu robią wrażenie, taki Zychowicz na przykład nie mógł się oprzeć presji i wybrał opcję niemiecką. No, ale to jest tylko jedna z opcji, są inne.

No, ale załóżmy, że całe to gadanie i służbach to brednie, że jest po prostu tak jak myśli większość. Jeśli ktoś jest dobry to zwycięża i idzie do przodu, bez względu na wszystko. Wtedy sytuacja Ziemkiewicza i reszty jest już całkiem czarna, bo skoro tak, to niby po co oni schodzą do tego Mordoru? Podpalić ten Mordor, olać go, kopnąć w tyłek i głosić swoją prawdę jasno i wyraźnie. W czym problem? No właśnie w czym?

Myślę, że w zmęczeniu materiału i w starości po prostu. Nie jest dobrze, kiedy mężczyzna pięćdziesięcioletni wygłasza jakieś kontrowersyjne opinie na temat stosunków płciowych. Nie jest dobrze, jeśli podejmuje ten temat za często w swojej publicystyce, a całkiem źle jest kiedy umieszcza obok swojego wpisu niby śmieszny obrazek, na którym widać prezerwatywę i napis „już nigdy nie dam się naciągnąć”. Nie jest dobrze i ja to wiem na pewno, udzielałem bowiem porad seksualnych w pewnym kobiecym tygodniku”, potrafię napisać zdanie z całą masą wulgaryzmów, potrafię napisać na zimno obsceniczny tekst i inne sztuki także umiem wykonać, ale wiem, również, że to jest droga do nikąd. To są młodzieńcze emocje, z których się wyrasta i nie ma czym szpanować po prostu.

Zwróćcie uwagę na to jakiego dziwnego języka używa Rafał Ziemkiewicz, być może to jest teraz standard, ale sądzę, że jednak nie. Nikt nie mówi „hejt”, a jeśli mówi to jest to jakaś niszowa moda. Zwróćcie też uwagę na portret pana Rafała po prawej stronie. Ostatnio przybyło tych portretów. Identyczny, malowany przez tego samego pseudoartystę ma Jan Polkowski ojciec rapera Tadka, jest ów obrazek w wiki. Jest tego sporo wśród naszych. Wygląda to nie na modę, ale na jakiś przymus, bo kto by się dał dobrowolnie sportretować takiemu nieudacznikowi. To już lepsze obrazy Bakuła maluje. No, a ten miszcz nazywa się Zbigniew Kresowaty i ma ksywę ikona. Możecie go obejrzeć w wiki. Jak to się stało, że nagle namalował portrety tylu gwiazd niezależnej sceny publicystycznej? Dostał jakieś zlecenie? Od kogo? A ich kto zmusił do pozowania? A może on ich rysował ze zdjęć? Jak by nie było, potwierdza to jeszcze raz tezę, którą postawiliśmy na tym blogu dawno temu: u nas ma być tak samo jak w prawdziwym świecie, ale dziesięć razy gorzej i brzydziej. I to jest realizowane konsekwentnie.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Tomek powinien dziś przygotować obydwa trailery dla naszego komiksu.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka