coryllus coryllus
4193
BLOG

Alfons Popiełuszko rulez!

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 11

 W ostatnim numerze „W sieci historii” opublikowano tekst Piotra Skwiecińskiego, który opisuje nieskuteczność i niepotrzebną powtarzalność niemieckich ambicji wobec Rosji. Autor twierdzi, że tak jak przed wojną tak i dziś próby Niemiec, by Rosję cywilizować i czynić z niej niedźwiedzia prowadzonego na łańcuchu skończą się tak samo. Konkluzja jest szydercza i zawiera się w zdaniu: zróbmy to co zawsze, nawet jeśli nigdy się nie udało.

Nie wiem dlaczego Skwieciński tego nie zauważa, ale cała działalność patriotycznie nastawionych popularyzatorów historii i wydawnictw przez nich prowadzonych jest tym właśnie – robieniem tego co zawsze, nawet jeśli się nie udało. Może on potrafi jedynie pouczać Niemców, ale tego co dzieje się wkoło nie widzi wcale? Nieważne.

Numer miesięcznika „W sieci historii”, o którym piszę, poświęcony jest Jerzemu Popiełuszce. Okładka zrobiona jest tak, jak zwykle wyglądają stare filmy zabarwione w technikolorze. Rzeka, trup przykryty kocem, pochylający się nad nim reporter i dwóch gliniarzy nonszalancko opartych o nyskę. Obaj milicjanci miny mają szydercze, tak, żeby nawet najgłupsza gimbaza zorientowała się o co chodzi. Ok, to taki styl, na tym polega popularyzacja, takimi numerami próbujemy zainteresować czytelników. Nie to mi przeszkadza. Jerzy Popiełuszko, to jest błogosławiony Kościoła Katolickiego, jego życie i śmierć nie nadają się na komiks, stylizację i film z tego prostego powodu, że motywacja księdza i jego praca – i to widać za każdym razem kiedy ktoś mierzy z tematem – są całkiem niekomiksowe, niefilmowe, a stylizowanie ich jakąś dźwięczną muzyką wywołuje jedynie śmiech. Jerzy Popiełuszko czeka na artystę prawdziwego, a na razie nie może doczekać się nawet prawdziwego dokumentalisty. Przyczyny są oczywiste – nikt nie dostanie do ręki istotnych materiałów dotyczących tej śmierci. Skoro zaś tak jest, to dywagacje i różne „dziennikarskie śledztwa” w sprawie śmierci księdza Jerzego są tylko wyrazem bezradności każdego z nas i bezradności całych, silących się na powagę środowisk dziennikarskich i naukowych. Popiełuszko staje się dla nas tym czym lustracja. Jeśli nie udaje się odkryć prawdy o jego śmierci, albo jeśli lustracji odbiera się wymiar penalny, to znaczy chęć ukarania winnych zastępuje się „dążeniem do prawdy za wszelką cenę” zarówno ksiądz Jerzy jak i lustracja stają się tylko funkcją sprzedaży. Dla lepszego wrażenia nazywa się tę sprzedaż popularyzacją i maskuje mądrymi minami, które robią autorzy „popularnych” artykułów na zdjęciach przy tekście. I to jest uważam największy triumf zła i komuny. Ta sytuacja: macie tu swoich bohaterów, mówi zza grobu pan generał, macie ich i sobie nimi pohandlujcie, a jak wam się nie chce to wypuście ich w dzierżawę, parę osób jest już zainteresowanych. I dlatego właśnie trzymam się z daleka od tematów topowych, od pewniaków, od „tego co najważniejsze dla każdego Polaka”. Raz to zrobiłem pisząc I tom Baśni jak niedźwiedź, kiedy się jeszcze nikomu nie śniło, że można pisać takie rzeczy nie narażając się na drwiny. Dziś kiedy biorę do ręki jakiś patriotyczny periodyk, albo zaglądam do sieci odkrywam po kolei wszystkie zawarte w tym tomie historie. Życzę Państwu sukcesu, choć wiem, że on nie nastąpi: nie można robić tego co zawsze (tego co przed wojną) i liczyć że aktywność ta skończy się inaczej niż zwykle.

Ktoś w tym piśmie - „W sieci historii” doszedł do wniosku, że znakomitym narzędziem popularyzacji może być komiks. Naprawdę, tam na końcu każdego numeru jest komiks. Czarno biały, nędzny, tani i okropny, ale jednak komiks. Prawdziwi popularyzatorzy brzydzą się bowiem komiksem i muszą go dostroić do swoich wyobrażeń, żeby nie czuć żadnego dyskomfortu. Tak więc komiks musi być ohydny, a przy tym spełniać swoją funkcję. No, a to da się załatwić tylko w jeden sposób, uzupełniając nędzną formę szlachetną treścią i podniosłym celem. I ja Wam teraz spróbuję opisać ten komiks, bo przyznam, że nie byłem w stanie uwierzyć w to co zobaczyłem.

Najpierw mamy faceta stojącego przy oknie i datę – 14 września 1947. Potem kobietę z dzieckiem na ręku. Mężczyzna mówi: Jak damy mu na imię. Na co kobieta: Czuję, że zrobi w życiu coś wielkiego, dlatego chciałabym dać mu na imię Alfons. Na cześć mojego brata Alfonsa Gniedziejki, który walczył w partyzantce AK. Zawsze stawiał ojczyznę na pierwszym miejscu.

Mężczyzna odpowiada: Ale twój brat został zabity. Kobieta odpowiada: Przede wszystkim był bohaterem. Poza tym nasz syn będzie miał jeszcze jednego patrona. Ostatnio czytałam życiorys świętego Alfonsa Liguori. Miał dar mówienia. Potrafił mówić do ludzi w taki sposób, że wszyscy słuchali. Chciałabym, żeby nasz synek taki był.

Mężczyzna: będzie na pewno.

Na koniec mamy ramkę, a w niej tekst następujący: tego dnia urodził się Alfons Popiełuszko znany powszechnie jako Jerzy Popiełuszko.

Koniec. Autorami komiksu są: Marek Oleksicki i Bartosz Sztybor.

 

Nie mam słów. Wczoraj jak to zobaczyłem nie wiedziałem co zrobić. Pomijając już straszliwą nędzę tych obrazków, tę jakąś rzekomą stylizację, pomysł, by robić komiks o rodzicach Jerzego Popiełuszki i przypominać, że na chrzcie dali mu na imię Alfons jest absolutnie kuriozalny. Nawet jeśli matka księdza Jerzego rzeczywiście czytała życiorys Alfonsa Liguori. Oczywiście, o rodzicach księdza Jerzego świadczy to jak najlepiej, bo oni, nie mieli przecież pojęcia jak imię to może być odbierane w tak zwanym wielkim świecie. No, ale dla ludzi, którzy uparli się, by Jerzego Popiełuszkę popularyzować usprawiedliwienia nie ma. Można narysować tysiąc epizodów z życia księdza Jerzego i zrobić to nie tylko lepiej, ale także z większym wyczuciem. No, ale my przecież, jak napisał Skwieciński, musimy robić to co zawsze, nawet jeśli nigdy się nie udało. Nie wiem dlaczego Karnowscy zatrudniają tak słabych rysowników, pewnie są to czyiś krewni, albo znajomi, a ich obecność w tej gazecie to element tak zwanego „dawania szansy młodym”. Byłyby to już prawdziwe szczyty. No, ale jak inaczej wyjaśnić tę biedę? Tym chyba, że pieniądze dzieli się w tym periodyku w zależności od zasług przeszłych, a nie od jakości produkcji bieżącej.

 

Ponieważ od samego początku tego tekstu znajdujemy się w zonie sprzedażowej, do której wciągają nas „patriotyczne media”, chciałbym byście jeszcze raz zerknęli na krótki trailer naszego komiksu. Tym razem w wersji angielskiej. O tym jak bardzo będzie ów album inny niż wszystko i jak bardzo zaskakujący dla ludzi, którzy ze spokojem czytają brednie w „W sieci historii”, niech świadczy wczorajszy komentarz umieszczony na YT. Jakiś zainteresowany czytelnik zapytał co w naszym komiksie robi Stanisław Ignacy Witkiewicz. No właśnie, co on tam robi? Jaki to ma sens? Przecież nie na tym polega popularyzacja historii, by umieszczać Witkacego w renesansowych dekoracjach. No więc to właśnie i jedynie to ma sens, my bowiem z panem Tomkiem zainteresowani jesteśmy sukcesem, a nie robieniem tego co zawsze, nawet jeśli nigdy się nie udało.

 

http://youtu.be/wx98FpvCVGk

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości