coryllus coryllus
5077
BLOG

"Nasi" a polityka brytyjska

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 50

 Słowo „nasi” napisałem w cudzysłowie, żeby nikt nie pomyślał czasem, że chodzi o Józefa Nasi, jednego z bohaterów mojej następnej książki zatytułowanej „Żydzi i imperia”, która, mam nadzieję, ukaże się jeszcze w tym roku. Jeśli się jednak zdarzy, że się nie ukaże nie krzyczcie za bardzo na swojego ulubionego pisarza, co....muszę chodzić na rehabilitację i w ogóle....

Zadzwoniła tu wczoraj życzliwa mi osoba i powiedziała, żebym tyle nie pisał o tych naszych, bo ich to trochę denerwuje. Nie powiedziała, że bardzo, ale że trochę. No, ale ja jakoś nie mogę się powstrzymać, może dlatego, że toyah podjął temat, a może dlatego, że na niezależnej pokazali znowu Jerzego Zalewskiego i jego perypetie sądowe w związku z filmem o bohaterskim partyzancie Roju.

Od razu powiem, że szczerze współczuję panu Zalewskiemu, ale jego film uważam, za zły, chybiony i słaby. Nie jest to na szczęście film szkodliwy, bo krępacha i bieda nikomu zaszkodzić nie mogą. No, ale przykład i przygody Jerzego Zalewskiego dowodzą czym się kończy współpraca z instytucjami takimi jak Polski Instytut Sztuki Filmowej. Instytucja ta dała Jerzemu Zalewskiemu pieniądze na film, a teraz chce je – z przyczyn nie wyjaśnionych w materiale niezależnej – odebrać. Dlaczego ja piszę, że niewyjaśnionych, skoro Jerzy Zalewski mówi wyraźnie, że to jest zła wola. Piszę tak, ponieważ w dobrym materiale dziennikarskim powinny być przedstawione opinie obydwu stron, a jest tam jedynie opinia pana Zalewskiego. Prawników z PISF pani reporterka wypytuje o jakieś nie związane z istotą sprawy kwestie, głównie dotyczące ich zarobków. Należałoby spytać na czym zasadza się to roszczenie, skoro kontrola przeprowadzona u Zalewskiego w papierach przebiegła pomyślnie? O co chodzi? No, ale takiego pytania nikt nie zadał. Musimy więc wierzyć Jerzemu Zalewskiemu, że jest nękany, a jego film nie może trafić na ekrany, bo źli ludzie tego nie chcą. Ja myślę, że Jerzy Zalewski powinien się ze wszystkich sił modlić, żeby ten film nie trafił nigdzie, a sprawa ciągnęła się jak najdłużej, to może potem uda się ten obraz wżenić komuś na płytach w przyzwoitym nakładzie, przez GP, albo inną sieć i koszta procesu się zwrócą. Jeśli bowiem kina albo telewizja to wezmą i gimbaza obejrzy Roja po uprzednim nasyceniu się obrazami z filmu „Miasto 44”, a także z filmu Smarzowskiego o Wołyniu to koniec. Jerzy Zalewski już się z tego nie wygrzebie. Piszę to z życzliwością, jako średniej jakości taktyk sprzedażowy, nie mający możliwości pobierania grantów skądkolwiek i nie dążący do tego z całym impetem.

Pod wczorajszym tekstem Toyaha ukazały się ciekawe komentarze ilustrowane zdjęciami i filmami ze spotkań w Klubie Ronina. Spotkania te demaskowały, biorąc za podstawę metodę naukową, fałsz wszystkich ostatnich wyborów. Czy wyobrażacie sobie, że tematu tego nie podjęła żadna z „naszych” gazet? Po prostu żadna. Wybory sfałszowane, dwóch profesorów napisało o tym książkę, a książka ta nie została w ilości 100 tysięcy egzemplarzy rozprowadzona po Polsce, jak to się przytrafiło książce „Resortowe dzieci”. Po prostu zniknęła i żaden dziennikarz nawet się za nią nie obejrzał. To znaczy, że co? Że ci profesorowie kłamią? Czy może ta nasza demokracja ma właśnie tak wyglądać? Trochę się fałszuje, trochę się sztukuje i jakoś leci, najważniejsze, żeby „nasi” byli tam gdzie są przez cały czas, czyli w piwnicy i wabili nas do niej różnymi ciekawymi tematami? Żeby – ujmując rzecz syntetycznie – target opozycji nie rozłaził się po krzakach, ale tkwił w jednym miejscu i żuł te plewy, co to mu go Zalewski i reszta podsypują? Tak?

Jeden z naszych kolegów nakręcił nawet film o nieprawidłowościach działania komisji wyborczych, pokazał to ludziom Antoniego Macierewicza i była z tego nawet sprawa w sądzie, ale sąd uznał, że nasz kolega, jako wyborca, nie jest poszkodowany w tej sprawie. No i teraz będzie druga rozprawa w wyższej instancji.

Czy do tego kolegi zgłosił się jakiś „nasz” dziennikarz? Na przykład Pawlicki Maciej, który napisał ostatnio tekst pod tytułem „Czy pozwolimy sfałszować wybory”. Czy może zgłosił się doń Piotrek Gursztyn, autor jakże ważnej pracy pod tytułem „Rzeź woli” napisanej w dwa lata po aferze o parking pod którym leżą pomordowani mieszkańcy tej dzielnicy? Aferze, którą opisywał tu w salonie bloger Almanzor. Czy wtedy, któryś z dziennikarzy się do niego zgłosił? Czy oni to opisali, albo doprowadzili do zamknięcia tego parkingu? Nie. To po co oni są? Po co są te ich felietony, te książki, filmy i cały ten pseudopatriotyczny bełkot, który ma nas utrzymywać w jakimś chorym wzmożeniu.

Ja się już nie chcę powtarzać, bo pisałem o tym wczoraj i przedwczoraj. No, a dziś postanowiłem te ich taktyczne zwody sprzedażowe połączyć z polityką brytyjską. Związek jest prosty i czytelny. Polityka brytyjska jest polityką kontynuacji. To jest ukryte głęboko, znacznie głębiej niż sprzedażowe plany „naszych”, ale nie tak, by się tego nie dało odgrzebać. Na Wyspie są archiwa i jest tradycja nie przerwana niczym. Nawet rewolucja Cromwella jej nie przerwała. Jak to już nie raz pisaliśmy, kurs polityki prowadzonej poprzez kompanie nie ulega zmianie nawet jeśli centrala płonie, bo akurat jest rewolucja, albo wielki pożar Londynu. Nie ma to żadnego znaczenia i wpływu na to co dzieje się w protektoratach, albo na terenach podbitych.

Kontynuacyjny charakter polityki brytyjskiej jest maskowany różnymi memami, z których najważniejszy nosi nazwę „misji cywilizacyjnej” i obliczony jest dla targetu kolonii, który ma aspiracje intelektualne. W rzeczywistości dążenia sił rządzących wyspą są stałe i niezmienne. Dla zachodu są one niezmienne od czasów pierwszego Imperium czyli do Henryka II Plantageneta i dotyczą podziału lub podporządkowania sobie Francji. Dla wschodu zaś są one niezmienne od roku 1553 czyli od pojawienia się Richarda Chancellor'a w Moskwie.

„...i listy wywodzi, że prawem przyrodzonym Halicz nań przychodzi...” pisał o Iwanie Groźnym Hans z Czarnolasu. Ogłupiały i niepiśmienny bałwan, jakim był batiuszka Iwan sterowany z zewnątrz przez swoich angielskich przyjaciół nie miał pojęcia gdzie jest ten jakiś Halicz i nie rozumiał sam do końca roszczeń jakie stawiał Litwie i Rzeczpospolitej. Ktoś mu to musiał podsunąć, te chwyty, że – jak to pisał Jasienica – chce wszystkiego po białą wodę, czyli Wisłę. Na jakiej podstawie wysuwane były te żądania? Pewnie na takiej samej jak te wysuwane przez PISF wobec Zalewskiego. Warto też zapytać ile i jakie archiwa oraz latopisy ocalały w XVI wiecznej Moskwie po Tatarach i różnych przewrotach pałacowych. Co się spaliło, a co nie, co zostało zmienione, przez kogo i w jakim momencie dla podrasowania roszczeń i historii świętej Rusi.

Popatrzmy teraz na linię Curzona - „i listy wywodzi, że prawem przyrodzonym Halicz nań przychodzi...- to jest dokładnie to samo. Prawo przyrodzone narodów do samostanowienia, prawo lekceważące własność, wysuwane przez złodziei przyznających pierwszeństwo rabunkowi. Przez sprzedawców fałszywych ideologii, którym przewodzi były namiestnik Indii, krzewiący tam postęp i cywilizację. No, ale dlaczego akurat na Bugu wyznaczyli tę rzekomą granicę etniczną? Bo tamtędy przebiegał stary szlak handlowy z Konstantynopola do Gdańska, kontrolowany przez normańskie i saksońskie bandy, które co prawda walczyły ze sobą na Wyspie w dawnych czasach, ale tu, na wschodzie porozumiały się zadziwiająco łatwo. Wyznaczyli ją tam, bo za tą granicą rozciągają się obszary, na których – przy dobrej organizacji produkcji – można uzyskać tyle zboża, że świat przestanie głodować i nie da się – przy zalaniu rynku tanią pszenicą, spekulować na cenach żywności.

Można się oczywiście śmiać, że niby to wszystko było dawno i nieprawda, ale ten śmiech ma rację bytu w Polsce jedynie, gdzie wszystko jest spalone, a jedyna tradycja polityczna jaką mamy to dualizm Dmowski-Piłsudski, całkiem nie przystający do realiów, czyli do tego co narzucają światu politycy z Wyspy. No, ale ja się nie będę z tego śmiał, bo zachowanie „naszych” wobec nas to także polityka kontynuacji. Polityka utrzymywania historyczno-politycznych fikcji, produkcji memów, łzawych historii, odkłamywania, zakłamywania „po naszemu”, przekręcania i lansowania różnych bohaterów. Po to w istocie, by potem periodyk taki jak NYT mógł napisać o badaniach IPN w białostockim więzieniu coś takiego:

 

"Tu leżą ofiary, o których wielu Polaków wolałoby zapomnieć, z obawy o dobre imię swoich rodzin i swojego narodu.To miejsce jest jak muzeum wojny, upamiętniające nonsens, jakim jest wojna – zauważa. – Ci ludzie najpierw byli sprawcami mordów, a potem sami zostali zamordowani. Jedna chora ideologia zastąpiła drugą.

 

Rozumiecie? Przybywa do nas namiestnik Indii, a PISF i jego biedne i wkręcone rezonatory, takie jak reżyser Zalewski „nasi” dziennikarze, przygotowują jego przybycie.

 

Myślę, że wobec powagi przeciwnika i jego ewidentnie złych zamiarów trzeba całkowicie przebudować nie tylko taktykę, ale także zmienić cel działań. Tak zwane „odkłamywanie historii” polegające na tym, że chęć sprzedaży (bo przecież nie rzeczywistą sprzedaż) maskuje się edukacją młodzieży czy jakąś inną brednią, jest złe z istoty, a jak się zabierze za to jakiś większy cwaniak niż pan Zalewski Jerzy, będzie jeszcze szkodliwe. Trzymamy się od tego z daleka. Nie interesuje nas to i nie bawi. Misja jest inna.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl My tam sprzedajmy książki naprawdę, nie bierzemy grantów, dotacji i nie mówimy, że ta sprzedaż to jest coś innego. Wczoraj, wyobraźcie sobie, zadzwonili tu ludzie z Gildii Komiksu, zaproponowali mi dystrybucję naszego komiksu „Święte królestwo”. Odmówiłem. Bez dyskusji o warunkach. Nie powiem, zdziwili się. Pan, który ze mną rozmawiał, dał mi do zrozumienia, że pogrzebałem swoją szansę na sukces, bo oni już później nie wezmą naszego albumu do sprzedaży, ponieważ interesują ich tylko debiuty. Oczywiście, że tylko debiuty, bo nie trzeba robić promocji. Autor i wydawca będą ją robić jak dwa głupie Jasie, bo im się będzie zdawało, że w ten sposób przyczyniają się do sukcesu. No, ale ja odmówiłem. Nie będziemy sprzedawać naszego komiksu przez Gildię, na razie w ogóle nie będziemy go sprzedawać poza naszym sklepem www.coryllus.pl. Później może tak, ale za wcześnie jest jeszcze, by mówić o warunkach tej dystrybucji. Zanim rozpocznie się sprzedaż popatrzcie jeszcze raz na trailery.

 

http://youtu.be/j2GHGZeCqEk

 

http://youtu.be/agpza8Ag5bA

 

http://youtu.be/wx98FpvCVGk

 

http://youtu.be/kJ7REL-ee4s

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości