coryllus coryllus
4122
BLOG

Kaszany z placu Pigalle

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 28

 Okazało się, że przedsiębiorstwo o nazwie „Gildia komiksu” zapowiedziało na swoich stronach ukazanie się naszego albumu „Święte królestwo”. Nie konsultując wcześniej ze mną warunków dystrybucji rzecz jasna i nie pytając czy ja w ogóle chcę sprzedawać u nich swój komiks. Zadzwonili do mnie dopiero wtedy kiedy komiks już był na rynku, a ja jak wiecie grzecznie im odmówiłem.

Trudno doprawdy o większą bezczelność i pewność siebie. Zachowanie to w dodatku interpretowane jest przez czytelników bardzo pozytywnie. Na targach w Krakowie podszedł do mnie pewien pan i powiedział, że źle bardzo zrobiłem odmawiając Gildii, bo dzięki takim jak oni istnieje rynek. Próbowałem mu wytłumaczyć, że jest dokładnie na odwrót, dzięki takim jak Gildia rynek nie istnieje, wydawcy są okradani, autorzy nie mają na chleb, a pasie się i tuczy jedynie pośrednik. Poziom książek i komiksów zaniża się i sięga dna, polscy autorzy nie mają szans na nic, bo lepiej jest sprowadzić prace rysowników zagranicznych, w których już ktoś zainwestował i ich wypromował niż dawać szansę naszym. Pan niestety nie zrozumiał i na odchodnym powiedział mi, że lepiej byłoby gdybyśmy wydali angielski komiks na papierze gazetowym w wersji czarno-białej. Byłoby wtedy taniej.

Nie wiem skąd bierze się przekonanie, że syf i fotomontaż robiony za dwa złote z półrocznym terminem płatności jest gwarancją sukcesu, ale mniemam, że z czytania prawicowych tygodników. W jednym z nich bowiem, a konkretnie w „W sieci”, zaczęto na nowo drukować felietony św. pamięci Macieja Rybińskiego. Cel jest, jak sądzę taki, by podnieść sprzedaż za pomocą jakości. Ja nie przeczytałem nigdy ani jednego felietonu Rybińskiego, a jeśli przypadkiem tak zrobiłem, to bez świadomości, że czytam Rybińskiego. Promowanie się za pomocą nieboszczyka, to jest całkiem nowy sposób zdobycia sławy, takich numerów nie robił jeszcze nikt. Doraźna forma publicystyczna przerobiona została na egipski sarkofag z Muzeum Pergamońskiego, do – jak to się mawia na wsi – podziwienia. Rozumiem, że siła sprzedażowa wszystkich dotychczasowych laureatów nagrody im. Rybińskiego, słynnej złotej ryby, gipsowego śmiecia powleczonego najtańszą złotą farbą, jest mniejsza niż siła nieboszczyka. I przez tę proporcję sił, a raczej dysproporcję sprzedaż spada tak mocno, że trzeba Rybińskiego z trumny wyciągać i ludziom po kawałku żenić. To jest jeszcze lepsze niż komiks na gazetowym papierze w języku angielskim i dwóch kolorach.

Nasz komiks jak wiecie kosztuje 60 złotych, dołączona jest doń płyta z muzyką, jest to longplay prawie 40 minutowy. Przeważnie nikt nie narzeka na tę cenę, bo produkt robi duże i dobre wrażenie. Jest to album luksusowy, oryginalny, wielowarstwowy i głęboki. Służy do zabawy intelektualnej i kreacji towarzyskich, bo jest naprawdę o czym pogadać po jego przeczytaniu. Obok naszego komiksu leżał przez cały czas komiks o pułkowniku Maczku. On także jest dziełem Tomka, ale rysowany był innym sposobem. To znaczy koncepcja powstała poza rysownikiem i została mu w dużym stopniu narzucona. Do tego jeszcze ludzie nie mający pojęcia o rysowaniu ingerowali w szczegóły. Okazało się ponadto, że ci sami ludzie, nie dość, że nic nie wiedzą o rysowaniu to ich wiedza o sprzedaży jest po prostu krępująca. W tak zwanym środowisku krąży mem, kolportowany przez nie wiadomo kogo, że komiks o Maczku jest tak drogi, bo honorarium autora rysunków było wysokie. No żesz....honorarium autora było wysokie...Ciekawe jakie jest tam honorarium księgowej. Bo wyobraźcie sobie taką sytuację: zamawiam 100 egzemplarzy Maczka do sprzedaży. To bardzo dużo. Chcę to sprzedać w miesiąc, nie znam ceny detalicznej i nie wiem nic o rabacie, ale od wiosny krzyczę głośno, że zamawiam setkę, potem chcę zamówić dwie setki, a moja pewność co do tej decyzji rośnie kiedy okazuje się, że dostanę 60 procent rabatu. To duży rabat i właściwie nie ma takich rabatów. No, ale kiedy przychodzi do ustalania ceny i liczenia tego rabatu dzieją się dziwne rzeczy. Cena detaliczna komiksu o Maczku to 57 złotych, oprawa miękka, 5 minut muzyki, rzecz nie jest ofoliowana. Jest to cena wysoka. Jeśli odejmiemy od 57 złotych 60 procent wyjdzie nam 22,80. I tyle spodziewałem się zapłacić. Mógłbym wtedy sprzedawać ten komiks w sensownej cenie. No, ale okazało się, że w rzeszowskim IPN liczą inaczej. Okazało się, że jak do 34, 80 zł dodamy 60 procent to wyjdzie nam akurat 57 zł, albo coś koło tego. No i tyle mam zapłacić za egzemplarz 34 z groszami. Rezygnuję z 200 egzemplarzy, biorę 100. Dają mi krótki jak na ten system płatności termin, bo miesiąc zaledwie. No, ale dobrze, myślę sobie, niech będzie jeśli wszyscy będą sprzedawać w tej samej cenie to nie będzie problemu ze upłynnieniem towaru. Komiksy przyjeżdżają do mnie do domu, lądują na stronie i sprzedajemy. Cena u mnie to 55 złotych. Przypominam: państwowa instytucja IPN, 11 oddziałów, pracownicy, archiwa, budżety, dotacje, struktura. Instytucja ta wydaje komiks w miękkiej oprawie z 5 minutami muzyki i sprzedaje go po 57 zł. Ja – prywatna osoba z garażem i gankiem jako powierzchnią magazynową wydaję komiks o nikomu nie znanym epizodzie w historii, oprawa twarda, pełny kolor plus złoto, folia, 40 minut muzyki i sprzedaję to po 60 zł. Żeby nie było widać tej dramatycznej dysproporcji pomiędzy Maczkiem a Świętym Królestwem, obniżyłem cenę Maczka do 55 złotych. I wtedy okazało się, że Gildia sprzedaje go po 43 zł. Moje pytanie brzmi: ile wynosi pensja księgowej w rzeszowskim IPN i jak nazywa się ta pani. Trzeba to koniecznie ujawnić i jej zdjęcie opublikować na wszystkich portalach jak internet długi i szeroki, włączając w to portal wydawnictwa „Znak” zatytułowany „Ciekawostki historyczne”.

Domyślacie się, że komiksu o Maczku już nie będzie można kupić w moim sklepie. Zostało 15 egzemplarzy, sprzedamy je i zdejmujemy produkt. Nie dam robić z siebie idioty. Nich Gildia to sprzedaje skoro ma tak dobre wyniki. Na całych targach krakowskich komiks o Maczku był na dwóch stoiskach – u mnie i u Gildii. IPN nie miał go wcale.

Wyłożyłem ten komiks na ladę i ludzie mogli go oglądać. Kupowali ze względu na edukacyjny walor produktu, a lokalny charakter, bo rzecz opowiada o walkach brygady Maczka w Małopolsce i ze względu na rysunki Tomka. W pewnym momencie jednak przy stoisku pojawił się jakiś pan, obejrzał komiks i chciał go zabrać do domu bez płacenia bo myślał, że to reklamówka. Ho, ho, tak, tak, że posłużę się klasykiem...Nie wiedzieliśmy co zrobić i co powiedzieć...a cena 55 zł, ze względu na honorarium autora. Państwowa instytucja, dysponująca siecią lokali, sprzedaje źle zaplanowany produkt, ludziom, którzy nie potrafią go sprzedać. Nie łudźcie się bowiem, że Gildia cokolwiek sprzedaje. Oni żyją z zagarniania wszystkich produktów z rynku i rabatów, które narzucają. Coś się zawsze sprzeda, tymi zaś, którzy sami nie troszczą się o promocję swoich produktów, przejmować się nie trzeba.

No, może teraz będą sprzedawali Maczka po 43 zł, bo ja go już nie będę miał i trudno przypuścić, by ktokolwiek poza nimi wziął ten produkt do dystrybucji. Nie sprzedadzą go, bo zależy im bardziej na promocji autorów obcych i sprzedaży komiksów z gołymi babami.

Rynek jest zabetonowany i pozostanie taki jeśli nie rozwiniemy własnych systemów dystrybucji. Ja mam kilka planów na tę okoliczność, ale na razie ich nie zdradzę.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl czeka tam na Was album „Święte królestwo” w dwóch językach i nowa Baśń jak niedźwiedź, tym razem o Czechach. Zapraszam.

W czwartek w Nowym Targu Tomek Bereźnicki będzie miał finisaż wystawy swoich prac. Wystąpi tam ze swoimi trzema albumami. Pokażcie mi w Polsce takiego rysownika, który w ciągu półtorej roku dorobił się trzech albumów? Oto ogłoszenie http://www.mok.nowytarg.pl/images/stories/aktualnosci/2014/10/20141014_tomasz_bereznicki.jpg

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura