coryllus coryllus
4751
BLOG

Atrapa targów, atrapy autorów

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 21

 Na początek chciałem podziękować wszystkim czytelnikom, którzy zdecydowali się odwiedzić nasze stoisko na targach katowickich. Tylko dzięki Wam mogę uznać tę imprezę na sukces. Pod względem organizacyjnym bowiem były to najgorsze targi w jakich uczestniczyłem. Zdecydowałem się tam pojechać tylko dlatego, że na majowych targach w Warszawie pojawiła się przy naszym stoisku pani, która przedstawiła się jako nowy menedżer targów katowickich. Powiedziała, że teraz już będzie tam inaczej, że będzie lepiej, ona zaś ma za zadanie zebrać opinie od wystawców, które pomogą jej ulepszyć imprezę w Spodku. No i myśmy jej udzielali wskazówek. Ona chodziła w zasadzie po wielu stoiskach i pytała też innych o radę. Uznałem, że to dobry znak i za targi katowickie zapłaciłem jeszcze w lipcu. Było drogo, ale ja biedny frajer sądziłem, że wreszcie ktoś tam zaczął myśleć o wystawcach. Miesiąc przed targami dowiedziałem się, że ta nowa menedżerka została wyrzucona z roboty. Zastąpił ją jakiś chłopiec. Kiedy przyjechaliśmy okazało się, że nasze stoisko to dwie ścianki, fryz i wieszak na płaszcze. Nie ma stołu ani krzeseł. Zapłaciłem za to prawie 1700 złotych. Obok stały jakieś krzesła i stół, wzięliśmy je sobie. No, ale zaraz przyszedł ten nowy menedżer i powiedział, że nasza opłata nie obejmowała stołu i krzeseł. Jeśli chcemy siedzieć i mieć coś, na czym można położyć książki musimy dopłacić. No i dopłaciłem – jeszcze 215 złotych.

Pierwszego dnia targów większość wystawców, a także organizatorzy zajmowali się wysyłaniem sms-ów. Sam pan dyrektor siedział na widowni i gapił się na pustą scenę. Nie zorganizowali w tym roku nawet tego idiotycznego konkursu na złotą zakładkę. Najlepsze były jednak rozmowy z pisarzami. O tym co handlował narkotykami w Tajlandii napisał już Toyah, nie ma więc sensu tego powtarzać. Gwiazdą targów był Andrzej Pilipiuk, który musi już bardzo cienko prząść, bo łaził po tych targach w jakimś dziwnym gieźle, przepasany czymś co wyglądało na taśmę samoprzylepną. Rzecz była pomyślana jako taka chłopska stylizacja. Nie można sobie wyobrazić gorszego sposobu na promocję własnych książek. Promowanie biedą jest jeszcze gorsze niż szarża ułanów na czołgi. No, ale jak powiadam Pilipiuk nie ma zapewne wyjścia.

Nagłośnienie było na szczęście fatalne i nie musieliśmy się wsłuchiwać w to co oni tam na tej scenie opowiadali, czasem tylko do naszych uszu dolatywały jakieś fragmenty rozmów. Było o więc o postaciach kobiecych w literaturze i o efekcie motyla, jaki jest tajemniczy no i o Śląsku i jego specyfice. Konwencja znana i lubiana, autorzy odkrywają przed czytelnikami tajemnice, które nie są żadnymi tajemnicami od stu lat. Po co oni to robią? Nie wiem, ale sądzę, że daje im to poczucie bezpieczeństwa i akceptację środowiska. Po co zaś ludziom jest ta pieprzona akceptacja, mnie o to nie pytajcie, chyba po to, żeby w spokoju przeżerać ukradzione z samorządowej albo państwowej kasy budżety.

Najsmutniejszy widok mieliśmy jednak tuż obok nas. Jakiś cwaniak postanowił sprzedawać książkę pod tytułem „Seks turysta”. Promowały to trzy dziewczyny w miniówkach, samonośnych pończochach, z twarzami zasłoniętymi czarnymi chustami. Spacerowały w tę i z powrotem po hali i usiłowały wywołać skandal. Były to normalne, zwyczajne dziewczyny, pewnie jakieś studentki, jedna miała może trochę za dużo tatuaży, ale poza tym nie było w nich nic z burdelowej ekstrawagancji, na co zapewne liczył wydawca. Ot, po prostu trzy koleżanki przebrane za arabskie dziwki. Jak sobie zdjęły te chusty to uśmiechały się sympatycznie i wyglądały normalnie. W tych przebraniach zaś doskonale wpisywały się w konwencję targów, wyglądały jak atrapy. Nie wiem ile zarobiły przez te trzy dni, ale chyba nie za wiele, bo tłoku przy tym ich stoisku nie było widać. Tuż za nimi, jak na szyderstwo, stało stoisko pełne numerów miesięcznika „Egzorcysta”.

Prócz książek, których było tam naprawdę mało, można było kupić w spodku także akcesoria narciarskie, same narty, można było załapać się na spływ kajakowy po Panwi oraz posiedzieć w specjalnym fotelu, który masował plecy, takim wiecie, na prąd. No i wszędzie było pełno stoisk z biżuterią. Ludzie z którymi rozmawiałem zarzekali się, że więcej na te targi nie przyjadą. Myślę, że to słuszna decyzja. My z Toyahem będziemy pewnie organizować spotkania autorskie w Katowicach, bo wychodzi to taniej, a efekt będzie ten sam.

Jeśli jednak zdaje się Wam, że targi te zostaną zamknięte to jesteście w błędzie. Moim zdaniem taka tendencja jak w Katowicach opanuje wkrótce inne imprezy targowe. Dostałem w zeszłym tygodniu listę wystawców targów książki historycznej. Z niejakim zaskoczeniem spostrzegłem, że większość z nich to budżetówka. Ktoś się zorientował, że są jeszcze miejsca, które można zabetonować. No i proces ten właśnie się rozpoczął. Jeśli placówki państwowe zaczną sobie w preliminarz budżetowy wpisywać targi książki, w dodatku z wyprzedzeniem, wtedy na pewno organizatorzy podniosą ceny, bo okaże się, że transfer pieniędzy budżetowych może iść jeszcze przez jeden kanał. No i dla takich jak my nie będzie tam już miejsce. Pewnie założą jeszcze jakieś stowarzyszenie jedynych prawdziwych wydawców i jedynych prawdziwych autorów, do którego zapisać się będą mogli jedynie pracownicy etatowi placówek muzealnych i wydawnictw żyjących z dotacji i będzie pozamiatane. Na pierwszego maja w pochodzie państwowi wydawcy będą maszerować z transparentem – pisarz w każdym powiecie gwarancją podwyższenia stopy życiowej narodu. Nie wierzycie, że tak będzie? Poczekajcie dwa lata. Nie wiem co zrobimy, ale coś będziemy musieli wymyślić. Na pewno nie wyjdziemy na ulicę. To mogę Wam zagwarantować.

Na targach katowickich jeszcze jedno było charakterystyczne – blogerzy książkowi. Jakieś wynajęte przez nie wiadomo kogo dzieci, jacyś maturzyści, którym ktoś płaci za wypisywanie dyrdymałów o książkach. Jedna taka chciała ode mnie komiks do recenzji. Nie dałem. Nie dałem, bo rozdałem już trzy komiksy do recenzji i żadnej recenzji nie widzę. Po prostu żadnej. Oddałem te komiksy wbrew własnym zasadom, bo wiem przecież, że recenzje niczego nie sprzedają, a recenzje pisane przez wynajętych ludzi nie sprzedają niczego w sposób szczególnie uporczywy. No, ale niech tam – pomyślałem – i dałem. Ostatni raz....

 

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl, a od czwartku do niedzieli na targi w Warszawie, w arkadach pod zamkiem królewskim.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura