coryllus coryllus
3529
BLOG

Gwiazdy internetowej niszy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 26

Niestety nie mogę dzielić entuzjazmu Toyaha w kwestii targów wrocławskich. Było gorzej niż w zeszłym roku, a powinno być lepiej. Mam na myśli wynik finansowy. Próbuję to sobie jakoś wytłumaczyć i jedyne co mi przychodzi do głowy to fatalna lokalizacja. Każdy kto był na wrocławskich targach wie jakie są wady obiektu, galeria dworca jest po prostu za mała, wystawcy poupychani są w dawnych poczekalniach i składach bagażu. Ma to swój urok, ale nas w tym roku wystawili gdzieś w kosmos, prawie za drzwi i tam sobie siedzieliśmy. Kiedy kilka tygodni wcześniej pytałem organizatorów co trzeba zrobić, żeby dostać miejsce na galerii, pani zachichotała w słuchawkę i na tym się skończyło. Ja oczywiście dobrze wiem co trzeba zrobić, ale z przyczyn istotnych zrobić tego nie mogę. Trzeba nazwać swoje wydawnictwo „Rebis”, „Czarne” albo „Agora” i wtedy można już zapłacić za stoisko w miejscu gdzie zawsze jest najwięcej odwiedzających. Tak się składa, że ceny stoisk są stałe. A jeśli nie są, a ja nic o tym nie wiem, to znaczy, że ewentualne rabaty dotyczą wymienionych wyżej wydawnictw, a nie mnie. Tak więc płacąc 3200 za stoisko mogę trafić na pawlacz i jeszcze powinienem dziękować, że mnie w ogóle zaproszono. W tym czasie tak zwani wielcy, za tę samą cenę zajmują miejsca najlepsze. Ponieważ tak się składa, że w tym roku miałem stoisko dokładnie tej samej wielkości co wydawnictwa preferowane przez organizatorów, zamierzam, jako jeden z poważniejszych uczestników targów domagać się w przyszłym roku należytego traktowania.

O sytuacji w Białymstoku już pisałem i zdecydowałem, że nie będę w tym roku uczestniczył w tych targach. Skoro organizatorzy przyjęli formułę imprezy zamkniętej nie ma sensu się tam pchać. Tym bardziej, że jedyną szansą na zwiększenie sprzedaży jest, o czym przekonałem się we Wrocławiu, kupowanie jak największych stoisk, ponieważ to gwarantuje dobrą ekspozycję towaru. W Białymstoku zaś dużych stoisk nie ma, a miejsce dostałbym pewnie jeszcze gorsze niż na ostatnich targach.

W czasie targów wrocławskich podszedł do mnie jakiś młody człowiek i powiedział mniej więcej coś w tym sensie: skoro pan tak wszystko krytykuje, to niech pan powie co zrobić żeby było lepiej. Krytykować każdy potrafi.

Przyznam, że mnie zamurowało. Za mną to stoisko za 3200, równe szeregi książek, komiksów i kwartalnika, wszystko pięknie błyszczy, facet zaś wyglądał na człowieka doskonale zorientowanego, kim jestem. Mówię mu więc, że zaczynałem jako bloger 5 lat temu, nie mając absolutnie nic poza pomysłami i wytrwałością. Nie mogę niestety odpowiadać za decyzje na szczeblu rządowym, ale – jak wszyscy – mogę wyrażać na ten temat opinie. Zapytałem go także o jakąż to krytykę mu chodzi. On się obruszył, powiedział „przepraszam” i poszedł. Doszliśmy do wniosku, że był on reprezentantem jakże licznej grupy osób „oczekujących na mesjasza”. Osób znudzonych życiem, albo nim przerażonych, osób oczekujących pochwał i akceptacji, które nie ruszą się z miejsca, nie kiwną palcem z obawy, żeby ktoś nie powiedział na ich temat czegoś przykrego. Był jednym z tych, którzy liczą na to, że przyjdzie ktoś, najlepiej wyznaczony przez kogoś bardzo ważnego i wszystko od razu załatwi. Rozwiąże problemy jak leci – od najbardziej skomplikowanych do najprostszych. Pogadaliśmy sobie i tyle było naszej satysfakcji. Głośniki nad naszymi głowami ryczały, wymieniano ciągle nowych autorów podpisujących swoje książki, wymieniano ciągle nowe wydawnictwa oferujące promocje, a my siedzieliśmy i sprzedawaliśmy. Nie mogliśmy niestety nie zwracać uwagi na te ryki, były zbyt głośne. Ja z premedytacją nie zgłosiłem naszego wydawnictwa do tej wyliczanki. Nie zrobiłem tego z obawy, by, mimo finansowego zaangażowania potraktowano by mnie tak jak w przypadku lokalizacji. To zaś nie pomogłoby nam wcale. Lepiej już było jak o nas nie mówili, a my i tak byliśmy widoczni. I muszę Wam powiedzieć, że to będzie już trend stały. My będziemy robić swoje a cała reszta będzie milczeć i udawać, że nas nie ma. Dojdzie do tego, że – jak to ma miejsce w salonie24 – my będziemy nakręcać koniunktury, a administracja będzie lansować swoich kumpli poprzebieranych dla niepoznaki za blogerów. Tak jest wszędzie jak widzicie i zmienić się tego nie da. Jest to objaw straszliwy moim zdaniem. Oznacza on bowiem, że cała ta, tak zwana elita intelektualna, wyprawiła się na podbój polskich miast i miasteczek, że celem jesteśmy my i nasze portfele. Choćby nie wiem co opowiadali, choćby nie wiem jak wielkie plakaty z własnymi wizerunkami wieszali w stolicy i na prowincji, to my jesteśmy celem. Świat, obce języki, chwała i prawdziwe pola bitew są przed tymi ludźmi zamknięte. Oni nawet o tym nie myślą, oni chcą się urządzić tu i teraz, to jest ich największe marzenie, a zrobić to mogą jedynie poprzez pośredników, nigdy samodzielnie. Pośrednicy zaś to różne fundacje, wydawnictwa sponsorowane przez nie wiadomo kogo i organizacje pożytku publicznego, a także opiniotwórcze media. Tylko przez tę tubę wybrańcy mogą przemawiać do nas swoich potencjalnych klientów, nigdy bezpośrednio. Kiedy bowiem odejmą od ust tę tubę i spróbują powiedzieć coś własnym głosem, wydobędzie się z ich ust jedynie pisk.

Zobaczcie co się stało w salonie24, w tej – jak mawia sowiniec – internetowej niszy, gdzie realizują się frustraci tacy jak ja i Toyah. O tym by trafić na pudło nie ma już dzisiaj właściwie mowy. Całą naszą chwałę zdobywaliśmy wisząc na tak zwanym boczku, tam nas ludzie odnajdowali i czytali. No i teraz okazało się, że ten „boczek” robi jednak jakąś klikalność, wobec tego obniżono go tak, by nikt nie mógł go odnaleźć, a na jego miejscu powieszono coś co nosi nazwę „nie przegap”. Są tam – jaka niespodzianka – powieszone teksty kolegów właścicieli salonu24 oraz różnych ważnych propagandystów z krótkim oddechem, takich jak pan Bogdański, prezes fundacji „Nowe media”. Tak więc „nie przegapcie” tekstów Igora Janke, Marcina Kędryny, tej biednej pańci z Onetu co robi reportaże, no i wymienionego Bogdańskiego, bo wasze życie będzie wtedy uboższe. To są prawdziwe gwiazdy internetowej niszy, tu szukają sukcesu, tu chcą błyszczeć i lśnić, ponieważ wszystkie inne drogi są przed nimi zamknięte, na to zaś by stoczyć prawdziwą bitwę nie mają najmniejszych szans. Nie ma mowy o wyjściu na ring, nie ma nawet mowy o wyjściu z szatni. Można tylko siedzieć w salonie i liczyć na to, że jakaś zbłąkana dusza potraktuje ich serio. Bohaterowie naszych czasów, psia mać....tak to wygląda...wzory do naśladowania i drogowskazy. Do tego jeszcze telewizja salonowa. No, ale dobrze, my się na razie stąd nie ruszamy. Nawet jak nie będzie nas na „boczku” niewiele to zmieni. Dalej będziemy robić swoje....

Ja może na koniec wyjaśnię dlaczego my się trzymamy, jak to jeździ i dlaczego ludzie tacy jak wymienione gwiazdy internetowej niszy, nie mają z nami szans. Już to tłumaczyłem na targach i nie ma w tym żadnej tajemnicy. Otóż my jesteśmy w trzech miejscach naraz: w blogosferze, na rynku książki i na rynku mediów. Mamy blogi, duże stoiska na targach i kwartalnik. Oni nie mają nic poza tymi swoimi fundacjami, czy periodykami. Jedyne czym się mogą zajmować naprawdę to dzielenie kasy. My tego nie robimy, wykonujemy inne działania....Oni są aktywni jedynie na jednym obszarze i nie mają wstępu na żaden inny z wymienionych. Igor Janke wie o tym najlepiej, wielokrotnie próbował zaistnieć na rynku książki. Za każdym razem kończyło się to porażką. Ja zaś wiem, że oni będą próbowali nas z tego rynku wypchnąć, już to za pomocą elitaryzowania targów, albo jakichś innych, nieznanych jeszcze sposobów. Zawsze jednak będą musieli to czynić przez pośredników, inaczej nie mogą, nie dadzą rady. I dlatego nasze będzie zwycięstwo....

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka