coryllus coryllus
3825
BLOG

Cieczka lisiczki czyli pisarze śląscy

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 18

Jak wiecie mamy z Toyahem wielu zaciekłych i podstępnym wrogów. Jedynym z nich jest bloger podpisujący się nickiem z mordoru, który wielokrotnie dawał już dowody swojego całkowitego pogubienia, oraz agresji wynikającej wprost z niego i narastającej wraz z wiekiem frustracji. Oto bloger ów napisał ostatnio dwa teksty. Jeden z nich dotyczył książki Toyaha, którą z mordoru chciał wyrzucić na śmietnik. Jak się zapewne domyślacie, bez pudła rozpoznając charakter takich ludzi, z mordoru opisał ów akt wandalizmu w formie powiastki filozoficznej. Oto przy śmietniku spotkał żula, a ten spytał go co robi. No więc nasz bohater udzielił mu obszernych wyjaśnień na temat podjętych przez siebie działań. Żul rzekł na to, że nie można wyrzucać książek i poprosił o egzemplarz przeznaczony na zatracenie. Kiedy obaj panowie spotkali się ponownie okazało się, że żul już wie, że niektóre książki można wyrzucać. Takie jak na przykład książka Toyaha o liściu, bo one są tak nędzne, że nie sposób ich trzymać w domu.

Zanim zajmę się kolejnym tekstem blogera z mordoru, wspomnieć pragnę jeszcze tylko, że zajmuje się on zawodowo niejako poszukiwaniem głębi w swojej i innych egzystencjach. To zaś jak wiecie zawsze kończy się katastrofą, śmiesznością i demaskacją. I nigdy nie chce być inaczej, o czym bloger z mordoru, mężczyzna leciwy już i wydawać by się mogło doświadczony, wiedzieć powinien. „Pomnę jak niegdyś szliśmy razem w las by mierzyć w sobie metafizyk głębię” - pisał dawno temu poeta i to właściwie wystarcza by załatwić kwestię głębi egzystencjalnej. Wystarcza ale nie wystarcza, poeta bowiem miał na myśli głębię młodzieńczą, a mierzenie tej nudzi się w końcu wszystkim i młodzież płci obojej przechodzi po tym rozczarowaniu do czynności bardziej konkretnych. Jest jeszcze jednak coś takiego jak pomiary głębi egzystencjalnej w wieku średnim i zaawansowanym i tam dopiero się zaczyna jazda. No i teraz właśnie przejść możemy do kolejnego tekstu blogera z mordoru, dotyczącego tak zwanego prawdziwego pisarza. Oto kolega blogera z mordoru, jego sąsiad nawet, jest właśnie prawdziwym pisarzem, jest do tego jeszcze prawdziwym pisarzem śląskim. Cóż to znaczy „prawdziwy pisarz”. Chodzi o to, że on siedzi całymi dniami w domu i pisze, nie zdejmuje szlafroka, nie goli się, nie uczestniczy w życiu towarzyskim tylko pisze. Pierwsza książka jaką napisał dotyczyła oszust karcianych i była tak fantastyczna, że kolega blogera z mordoru był nawet pokazywany z telewizji, gdzie ostrzegał przed karcianymi oszustami ludzi niewinnych i prawych. Jakby tego było mało wstęp do tej książki napisał mu jakiś, nieznany z imienia i nazwiska inspektor policji.

Rzecz jasna z największą łatwością możemy zlokalizować i zdemaskować tego „prawdziwego pisarza”, nazywa się on Przemysław Słowiński i jego książki, o czym wspomina także z mordoru, leżą w empikach, matrasach i innych księgarniach, a cena ich spada na łeb na szyję z dnia na dzień. Kim jest pan Słowiński? Z mordoru wyjaśnia to obszernie, jest to wieczny student, który imał się wielu zawodów i z niejednego pieca jadł chleb, człowiek wiedzy praktycznej, który swego czasu założył w Katowicach własny biznes o nazwie „wesoły roznosiciel” i próbował zarabiać donosząc ludziom mleko pod drzwi. Niestety interes zakończył się klapą.

Z powyższych informacji, jakże ubogich, ale w zasadzie wystarczających, bystry czytelnik domyślił się już, że pan Słowiński mimo zapewnień blogera z mordoru, nie zajmował się „jedzeniem chleba z wielu pieców”, ale czymś wręcz przeciwnym czyli jedzeniem chleba z jednego pieca, bardzo ściśle określonego. Na trop ten naprowadza nas nazwa firmy - „wesoły roznosiciel”, która po zmianie dwóch jedynie liter nabiera właściwego i istotnego sensu.

Kiedy wpiszemy dziś nazwisko Słowińskiego w gugla możemy dostać oczopląsu od tego co się przed naszymi oczami pojawi. Pisze bowiem Słowiński, zgodnie z zapewnieniami swojego przyjaciela z mordoru mnóstwo książek. Przekrój tematyki jest tak fantastyczny, że w zasadzie nie można w to uwierzyć. Czegóż tam nie ma – słynne agentki, Wyatt Erp i rewolwerowcy, Przemysław Saleta, Lucky Luciano, oszuści karciani, Maryna Mniszchówna oraz...uwaga, uwaga...wspomnienie o Lechu Kaczyńskim...tak, tak, nic nie zmyślam. Pan Słowiński jest autorem kilkudziesięciu książek i prawdziwym pisarzem. Książki te, wprost z wydawnictwa trafiają na półki w empiku i tam straszą czytelnika swoimi coraz niższymi cenami. „Wesoły roznosiciel” zaś pisze i pisze....Obawiam się, że może wkrótce napisać książkę o blogerach i to dopiero będzie hit.

Jak wiemy, nie jest łatwo umieścić swoją książkę w empiku, a z mojego punktu widzenia jest to wręcz szkodliwe i zabójcze. Mamy bowiem 100 procent pewności, że nie dostaniemy za ten towar gotówki. Jeśli więc ktoś wstawia wszystkie swoje książki do empiku, a jest ich kilkadziesiąt, utrzymanych w różnej tematyce, to znaczy, że został wynajęty przez jakichś ludzi do zamarkowania życia literackiego i wydawniczego w Polsce. Pan ów służy do przykrywania swoją twórczością tej klęski jaką na polski rynek książki sprowadziły wielkie sieci i dawaniem pretekstu różnym oszustom do mówienia – o patrzcie, mówicie, że nie można żyć z pisania, a tu proszę – Słowiński.

Gdyby nie bloger z mordoru nigdy nie dowiedziałbym się o istnieniu Słowińskiego i nigdy nie zwróciłbym uwagi na jego książki, które leżą opuszczone na każdych targach, widać je wyraźnie. Mają bowiem zawsze nędzne i pretensjonalne okładki. Teraz jednak już wiemy czym się załatwia autorów w Polsce - „wesołym roznosicielem”.

Okazuje się bowiem, że za niewielką opłatą, ileż bowiem może ten Słowiński dostawać, można zamarkować istnienie rynku i życia literackiego w kraju liczącym 38 milionów obywateli i nikt słowa krytyki nie piśnie. Wszystko jest w najlepszym porządku. Istnienie Słowińskiego wskazuje jasno, że zmierzamy wprost ku czasom wczesnego Bieruta, czasom pisarzy produkcyjniaków, pisarzy z nakazu i podpuszczenia. I blogerzy w salonie24 sekundują temu procederowi. A wszystko po to, by nie lansować książek Toyaha.

Zjawisko, o którym piszę jest najlepiej widoczne na Śląsku właśnie. Tam – niczym w soczewce, jak napisałby redaktor Semka – skupia się cała patologia życia literackiego w Polsce. Mamy bowiem na Śląsku następujących pisarzy i następujące pisarki: Elwirę Watałę z Gliwic, starszą panią po przejściach, Martę Fox z Katowic, starszą panią w trakcie przejść, autorkę książki „Autoportret z lisiczką”, która – jak to pisarka – jeździ po szkołach i bibliotekach opowiadając młodzieży o swoim bogatym życiu, mamy tam na Śląsku pisarza Rekosza, który na co dzień pracuje w muzeum Hansa Klossa w Katowicach i mamy gwiazdę pierwszej wielkości Szczepana Twardocha. Młodzieńca, który nie może się zdecydować, czy pisać o Polsce źle czy dobrze. Ostatnio napisał książkę o śląskich wzorach męskości, które poddał krytyce. Widocznie ostatnia książka słabo schodzi i Twardoch postanowił nieco zmodyfikować treść swoich utworów. Śląsk nie jest już taki fajny, jak jeszcze pół roku temu. Wszyscy ci Śląscy pisarze zawsze zajmują centralne miejsca na targach książki w Katowicach. Marta Fox zaś była swego czasu gwiazdą mutacji salonu24 o nazwie latte24, który to produkt zawalił się pod ciężarem jej niezwykłych przemyśleń. Wypada teraz postawić ważne pytanie, albo nawet kilka pytań. Po pierwsze: czy wszyscy pisarze polscy z wyjątkiem toyaha i mnie są z milicji? Wygląda na to, że tak. To jest smutna konstatacja, ale nie umiem od niej uciec. Może jednak jest jakaś nadzieja? Jak myślicie? Może tylko wszyscy śląscy pisarze są z milicji? To jest w nich bowiem takie charakterystyczne, ta młodzieńcza świeżość kobiet manifestowana na tle dojrzałości i doświadczeń życiowych mężczyzn....sam nie wiem. Musicie to ocenić bez mojej pomocy.

Na koniec chcę jeszcze wyjaśnić jaki jest główny problem wymienionych, a także główny problem nas – ludzi konsumujących kulturę. Otóż oni zostali wyznaczeni do zaprowadzenia porządku w stadzie mówiącym po polsku. W jakim języku sami mówią w domu, tego nie wiemy, ale w pracy muszą mówić i pisać po polsku. Niestety ten, kto ich wyznaczył miał wyraźne kłopoty z redagowaniem instrukcji i dlatego właśnie jeszcze żyjemy. No, ale trzeba się szykować na najgorsze, bo Igor Janke już zapowiedział, że komentarze pod tekstami będą moderowane. Ciekawe kogo do tej roboty wynajmą? Martę Fox, Słowińskiego czy może pisarza Rekosza....A Wy jak myślicie?

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl i do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, gdzie można kupić nasze książki i komiksy.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura