coryllus coryllus
4606
BLOG

Przypadek Antona Moellera

coryllus coryllus Gospodarka Obserwuj notkę 78

Jeden z komentatorów zwrócił wczoraj, trochę żartem, uwagę, na to, że nasze czepianie się Brytyjczyków nie ma sensu, bo przecież na wyspie powstały wszystkie ważne wynalazki, z maszyną parową włącznie. Ja mam skrajnie różne zdanie na temat wynalazków, a im głębiej się nimi zajmuje i im mocniej autorzy specjalistycznych książek chcą mnie przekonać, że jednak tak, że Wyspa była wylęgarnią technicznych talentów, tym więcej mam wątpliwości.

Jeśli chodzi o kwestie dotyczące tkanin mitem założycielskim, żeby nie powiedzieć zbrodnią założycielską jest tytułowy przypadek Antona Moellera. Omówili go Marks z Engelsem w swoich pracach i przez to właśnie, przez badaczy historii tkanin, Anton traktowany był niepoważnie. Tak to już bowiem jest, że prace autorów, którzy zmieniają świat na lepsze, są traktowane lekce przez poważnych badaczy zagadnień szczegółowych. Tak więc długi czas nikt w Antona Moellera nie wierzył. Okazało się jednak, że on istniał, a jego tragiczne życie oczekuje na uwiecznienie. Anton mieszkał w Gdańsku i zajmował się dziewiarstwem. Nie było to łatwe, zważywszy na fakt, że miastem rządził gangsterski patrycjat, podzielony na tajne organizacje, który dzielił się władzą z nie mniej gangstersko usposobionymi cechami. W tym nieprzyjaznym świecie kontroli pracy i pieniądza Anton Moeller wynalazł maszynę do robienia wstążek. Była to ponoć pierwsza taka maszyna na świecie. Pewnie w rzeczywistości było inaczej, ale ponieważ Marks ustalił, że przed Antonem ludzie produkowali wstążki wyłącznie ręcznie, badacze, kiedy już uwierzyli w istnienie Antona, trzymają się tej wersji. No więc wynalazł Anton swoją maszynę, która tkała od 4 do 6 wstążek jedwabnych naraz. Musiał ją poruszać pracownik, bo była to maszyna ręcznie napędzana, ale postęp był widoczny. Od 4 do 6 wstążek długich, że hej...troszkę późniejsze maszyny tkały te wstążki na długość prawie 400 metrów. Było co sprzedawać. Nawet jeśli Anton produkował troszkę krótsze to i tak wprowadził spore zamieszanie na rynku. Kiedy, na swoje nieszczęście, Moeller ujawnił ten wynalazek, jego los został przypieczętowany. Patrycjat i cech pasamoników zwanych także szmuklerami wydał na niego wyrok. Producenci dodatków do odzieży, potężna mafia rządząca dużymi obszarami rynku zdecydowała, że Anton musi umrzeć. No i po kilku tygodniach znaleziono go w Motławie w nożem w sercu. Ta wielce romantyczna historia przekonuje nas, że próby zmechanizowania produkcji włókienniczej były zarodkami rewolucji. Cóż innego bowiem robił Anton jeśli nie rewolucjonizował branżę? Niby tak, ale spójrzmy na to inaczej. Oto świat zachodni pełen jest ośrodków produkujących dodatki do ubrań i same ubrania. Warsztaty znajdują się przy dworach, w miastach, w dobrach biskupich i w ogóle wszędzie, gdzie komuś zachciało się inwestować w tkactwo. Oczywiście produkcja ma swoje ograniczenia, rządzą cechy, ale przecież jest też konkurencja, jeśli miasta francuskie chcą położyć produkcję niemiecką i zalać rynek Rzeszy tańszymi wyrobami, udają się z petycją do króla albo jego ministra, który zezwala na używanie maszyny do robienia wstążek, zwanej młynem do robienia wstążek i jest – jak mawia detektyw Rutkowski – pozamiatane. Wkrótce bowiem po tym jak zmarł Anton Moeller Francuzi mieli już swoją maszynę do wstążek, a jeszcze wcześniej mieli ją Holendrzy i Szwajcarzy i na ich produkcję patrycjat miasta Gdańska nie miał wcale wpływu. Gdyby zaś próbował ten wpływ wywrzeć mogłoby się okazać, że szlachetni patrycjusze i starsi cechu pasamoników sami powpadaliby do Motławy wbijając sobie wcześniej noże w serca.

W końcu stulecia XVI i na początku XVII produkcja maszynowa dodatków do ubrań kwitła. Zakazy królewskie, książęce i miejskie nic nie pomagały, maszyny pracowały aż furczało. W Niemczech palono je na stosach, wrzucano do rzek, ale nie zmieniało to faktu, że produkcja maszynowa dodatków święciła triumf.

W tym samym czasie kiedy w Motławie znaleziono martwego Antona, na Wyspie pastor Wiliam Lee wynalazł inną maszynę – maszynę dziewiarską, która wykonywała od 400 do 600 oczek na minutę, podczas gdy dziewiarka pracująca ręcznie mogła w tym czasie wykonać jedynie od 100 do 150 oczek. Maszyna wielebnego Lee była ponoć zjawiskiem niezwykłym. Poruszana była ręcznie, ale niczego to nie zmieniało, bo cała produkcja tkanin bazowała na ręcznej produkcji i nikt się temu nie dziwił. Chodziło zawsze o to, by zorganizować tę produkcję w sposób zapewniający maksymalną wydajność. Już o tym pisałem, ale jeszcze powtórzę – do tego celu służyły właśnie herezje. Do usadzenia mas ludzi przy krosnach i nakłonienia ich do pracy za darmo w ponadnormatywnym wymiarze godzin przy wtórze monotonnych pieśni. Z chwilą kiedy zaczęły powstawać maszyny sens istnienia lokalnych herezji został nieco podważony. Nie to co herezje państwowe, te trzymały się mocno i one – jak pokazał czas – wyszły zwycięsko z wyścigu gospodarczego.

Stoimy teraz przed wielką pokusą, przed stwierdzeniem, że XVII wieczny boom maszyn dziewiarskich we Francji był możliwy dzięki temu, że Francja pozostała jednak katolicka. W protestanckich Niemczech maszyny zwalczano. Jeszcze Fryderyk Wielki protektor przemysłu ograniczał użycie maszyn dziewiarskich i maszyn do dodatków na terenie swoje państwa. No, ale Francuzi nie ograniczali. Kłopot mamy jednak w tym, że – pisze o tym Irena Turnau w pracy „Moda i technika włókiennicza w Europie od XVI do XVIII wieku – we Włoszech i w Hiszpanii maszyny nie przyjmowały się tak łatwo. No, ale może się to wiązać z faktem, że produkcja francuska zalewała tamtejsze rynki i miejscowi nie mogli z nią konkurować. Na wszelki wypadek unikajmy jednak pokus i uproszczeń. Pozostają jeszcze bowiem heretyckie Niderlandy i Szwajcaria, gdzie produkcja dzianiny i dodatków była wprost oszałamiająca.

Postawmy inne pytanie: czy po wynalezieniu maszyny dziewiarskiej przez pastora Lee, co stało się w roku 1589, przemysł dziewiarski na Wyspie ruszył z kopyta? A skąd. Stanął w miejscu. Nazwisko pastora zostało zapomniane, jego pomysł skopiowali najpierw Holendrzy, potem Francuzi, na końcu Szwajcarzy i wszyscy zaczęli produkować jedwabne pończochy. Londyn spał. Nikogo nie interesowała produkcja, nikogo nie ciekawił postęp, maszyna pana Lee była bardziej popularna w Niemczech niż w Anglii. Niszczono ją, tak jak młyny do wstążek, ale zawsze gdzieś pracowało przynajmniej kilka sztuk, wiele bowiem wpływowych osób miało za nic zakazy władców i miejskich gangów.

No więc skąd się wzięła owa wiara w postęp, którego źródłem jest Wyspa ? Myślę, że z faktu, że na Wyspie najpierw złamano wpływy cechów, a stało się to – jak sądzę – po wielkim pożarze Londynu w roku 1666. Decyzje zarządców poszczególnych branż nie były traktowane poważnie przez kompanie i dwór, gospodarka stała się gospodarką narodową, gospodarką korony. Potem zaś, jak pamiętamy Francuzi wynaleźli maszynę parową. Dokładnie zaś zrobił to pan Cugnot. Brytyjczycy skopiowali ten pomysł, podobnie jak inne pomysły i napisali swoją historię świata, historię, w której są najważniejsi, najwspanialsi i wszystko wymyślają pierwsi. To nie jest prawda. Nie wymyślili nawet zestandaryzowanych uniformów wojskowych. Wskutek masowego używania maszyn dziewiarskich, budowanych na wzór tej, co ją w roku 1589 wynalazł pastor Lee, a ukradli Holendrzy, armia francuska już w roku 1672 wyruszyła w pole w standardowych, jednakowych uniformach określonej barwy. Wszyscy inni byli naśladowcami tego pomysłu. My o tym nie wiemy i wiedzieć nie chcemy, bo nieważne jest tak naprawdę kto pierwszy wymyślił maszynę dziewiarską, nawet jeśli był to Anglik, ważne kto pierwszy opisał jej historię. No, ale o wielebnym Lee, podobnie jak o Antonie Moellerze nadal głucho w tak zwanym dyskursie publicznym. Wszyscy wierzą, że postęp zaczął się w XVIII wieku, od wynalezienia maszyny parowej przez Watta, wcześniej ludzie siedzieli na drzewach...gdyby nie dobrzy Anglicy tkwili by tam nadal...nicht war...?

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy gdzie można kupić nasze książki i komiksy.

 

Tomek rozpoczął pracę nad ilustracjami do nowej edycji I tomu Baśni jak niedźwiedź, która ukaże się wiosną. Narysował już pierwszą planszę, którą można obejrzeć w jednej z krakowskich galerii oraz pod tym linkiem . Zapraszam. Zaplanowałem, że takich ilustracji będzie dziesięć. Ciekawe czy się to Wam spodoba. http://www.artpower.pl/tomasz-bereznicki/galeria/143/8/

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka