Ten pretensjonalny i słaby tytuł umieszczam oczywiście specjalnie, żeby utrzymać się w konwencji właściwej młodym debiutującym poetom, o tej szczególnej, bardzo ekspresyjnej nadwrażliwości. Wierzcie mi, że miałem szczery zamiar nie pisać o Zuzannie M i jej czynach, ale informacja, która wczoraj pojawiła się na blogu Toyaha postawiła mnie, jak to mówią, do pionu. Być może niepotrzebnie, ale to się za chwilę okaże.
Jeśli zastanowimy się nad strukturami rynków poetyckich świata nowoczesnego, jeśli zaczniemy w tym grzebać, niezbyt głęboko nawet, zawsze trafimy na jakiegoś funkcjonariusza albo urzędnika z ministerstwa spraw wewnętrznych albo z prefektury jeśli bawi nas akurat poezja francuska. Człowiek ten, w sposób bynajmniej nie oczywisty dla czytelnika, kierując się ocenami pozamerytorycznymi wyznaczał tych, którzy mogą robić kariery i tych, którzy nie zrobią ich nigdy. Bez względu na rzeczywiste uzdolnienia. Swoje trzy grosze dorzucały w tej sprawie zawsze środowiska czynne na rynku literackim, mam na myśli środowiska czynne za kulisami, czyli handlarzy narkotyków i homoseksualistów powiązanych z dworem brytyjskim i jego służbami. Poprzez uaktywnianie poetów i ich kariery załatwiane były jakieś kwestie propagandowe i komunikacyjne pomiędzy ludźmi robiącymi politykę na rynku idei. I to jest oczywiste dla każdego kto przeczytał choć jeden wiersz dowolnego francuskiego poety czynnego w XIX i XX wieku.
Ta funkcja poezji i poety zaczepiona jest w dalekiej przeszłości i moim zdaniem sięga czasów trubadurów, którzy wędrując po świecie śpiewali pieśni i zbierali informacje potrzebne ich patronom. W świecie nowoczesnym zyskała ona jednak kilka nowych aspektów i została, jakby to rzec, doszlifowana.
No i mamy teraz nasze okoliczności, fejsa, portale, grupy społecznościowe i poetów, którzy organizują się w sposób błyskawiczny za pomocą sieci. Poeci ci chcieliby debiutować, błyszczeć i czytać swoje wiersze innym ludziom. Kto im to może umożliwić? Krytycy, to jasne. Tylko poważni krytycy zainteresowani poważnymi, dojrzałymi wierszami mogą poetom zapewnić dobry start w świecie literatury. Krytycy stanowią sito przez które przepuszczane są prawdziwe diamenty poezji i prozy. Te, które potem świecą najjaśniej na firmamencie rodzimej literatury: Ignacy Karpowicz, Szczepan Twardoch, Dorota Masłowska i wielu innych. Ilu może być tych krytyków? No kilku zaledwie, bo nasz rynek poezji nie jest wielki i nie pomieści zbyt wielu doskonałości naraz. Kilku krytyków wybiera kilku dobrych poetów, którzy potem robią kariery. Jakimi kryteriami kierują się krytycy? Merytorycznymi rzecz jasna, czytają wiersze i badają czy nie ma w nich wtórności, największego grzechu debiutantów. Ona tam przeważnie jest i wtedy wiersze są odrzucane. Do następnego etapu zaś przechodzą tylko najlepsi.
W Polsce, ani w ogóle nigdzie, nie ma żadnego rynku poezji. Rynki takie istniały w systemach totalitarnych, tylko tam poeta mógł zyskać splendor kiedy pisał dobrze o władzy. Mógł też emigrować, by zyskać poklask za granicą, jeśli władzy nie lubił. Zawsze jednak jego funkcja była konsekwencją konfliktów politycznych. Bez nich poeta nie istniał i nie istnieje nadal. Jakiż więc to konflikt polityczny mamy dziś przed oczami, że krytycy z poważnych periodyków znów werbują poetów? Czy czasem nie chodzi o konflikt z Kościołem Powszechnym i o ostateczne tego Kościoła unieważnienie? Ja tę naiwną formułę zastosowałem tu specjalnie. Niech więc umilkną przedwcześni szydercy.
Przypadek Zuzanny, w sposób oczywisty demaskuje tę misję. Nie wiem dlaczego tak się stało, Bóg jeden wie, ale tak właśnie jest. Pierwsze doniesienia o zbrodni i pierwsze komentarze dotyczyły tego co zwykle na naszym rynku znaczeń podaje się w standardzie: katolicka szkoła, rodzina, matki nauczycielki. Pamiętamy jak Mariusz Szczygieł napisał tekst o morderczyni z ministerstwa edukacji i jej zbrodnicze ciągoty przypisał patriotycznemu wychowaniu? Pamiętamy. Nawet dziadka z Powstania Listopadowego wtedy wyciągnął. Dziś obserwować mogliśmy podobne próby. Skończyło się to jednak inaczej, skończyło się wystąpieniem bardzo przytomnego pana z policji, który opowiedział jak wyglądało życie osobiste Zuzanny. A było ono mocno upoetycznione. Tragedia osobista, potężny wpływ na innych za pomocą dostępnych każdemu spryciarzowi technik manipulacji i kontakty homoseksualne. To się nie zgrywa ani z rodziną, ani z katolicką szkołą, ani z żadnymi lansowanymi do tej pory przez media standardami. No, a z czym się zgrywa? Ze światem wolnych i swobodnych poetów rzecz jasna, światem, który dziś nie jest organizowany w brudnych knajpach przez nasłanych agentów pana prefekta Paryża, ale po prostu na fejsie i w grupach społecznościowych. Kto go organizuje? I kto potem tak przygotowany pudding podsuwa „poważnym i uznanym krytykom literatury”. Ja tego nie wiem, ale myślę, że jest to kwestia, której warto poświęcić jakieś seminarium w szkole policyjnej w Szczytnie, a może także na wydziale polonistyki UW i innych uniwersytetów.
Komentarze
Pokaż komentarze (67)