coryllus coryllus
5312
BLOG

Jak szatan werbuje poetów

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 67

Ten pretensjonalny i słaby tytuł umieszczam oczywiście specjalnie, żeby utrzymać się w konwencji właściwej młodym debiutującym poetom, o tej szczególnej, bardzo ekspresyjnej nadwrażliwości. Wierzcie mi, że miałem szczery zamiar nie pisać o Zuzannie M i jej czynach, ale informacja, która wczoraj pojawiła się na blogu Toyaha postawiła mnie, jak to mówią, do pionu. Być może niepotrzebnie, ale to się za chwilę okaże.

Oto kilka tygodni temu znana dziennikarka i krytyczka literacka Justyna Sobolewska recenzowała wiersze Zuzanny. Tak po prostu, dziewczyna wysłała jej te wiersze, a ona je przeczytała i uznała za słabe. Opinia ta stoi w dramatycznej sprzeczności z tym co w wywiadzie przeprowadzonym dla pewnego lubelskiego portalu mówił taki siwy, opasły dziennikarz. A mówił on, że wiersze są dobre i nawet fachowcy je wysoko ocenili. Nie wymienił jednak tych fachowców z nazwiska, wnoszę jednak, że nie chodziło mu o Justynę Sobolewską. Dlaczego ja się tak zbulwersowałem tą wiadomością? Otóż chodzi o to, że kiedy znana dziennikarka ogłasza na swoim blogu, że będzie recenzować wiersze młodych poetów, dzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze skrzynka pocztowa tej pani zapycha się natychmiast, po drugie zaś krytyczka natychmiast wykonuje telefony do koleżanek, żeby podsunęły jej jakichś poetów, których znają, bo przecież nie będzie się przekopywać przez ten śmietnik. Zastrzegam, że mogę się mylić. Może świat tak bardzo zmienił się od czasów kiedy ja pracowałem w różnych redakcjach, że teraz nie ma o tym mowy. Dziś każdy dziennikarz, a im bardziej znany tym lepiej pochyla się nad każdym grafomańskim wierszem i, by nie urazić autora, pisze mu stonowaną recenzję. Tak może być, naprawdę, ja wiem, że w ten sposób zachowuje się Mariusz Szczygieł. On zawsze odpowiada na maile. Być może z Justyną Sobolewską jest podobnie. Podejrzewam jednak, że może być inaczej. Zastanówmy się bowiem nad kwestią taką: po co komu młodzi poeci? Kim są ci ludzie i czego można od nich wymagać? To są zwykle pogubieni wrażliwcy albo ludzie z przerośniętym ego, którzy poszukują jakichś form ekspresji, bo w domu nikt ich nie rozumie i nie chce z nimi gadać. Takie rzeczy się zdarzają i kiedy mają charakter chroniczny młody człowiek chwyta za pióro i zaczyna pisać. W czasach przedinternetowych wszelkie próby zostania poetą bez znajomości w kręgach milicyjnych bądź homoseksualnych były skazane na klęskę. Teraz mamy fejsa, portale społecznościowe i różne grupy wsparcia, które próbują lansować swoich liderów jedna przez drugą. Co jest nagrodą największą dla młodego poety? Publikacja rzecz jasna. I wczoraj ktoś wrzucił na blogu Toyaha link do portalu „Podlasie dzieje się” czy jakoś tak, gdzie umieszczony był wywiad z Zuzanną M. Opowiada ona w tym wywiadzie o tym właśnie, że niebawem wyda tomik, będzie się on nazywał „33”, mówi też, że poezja bierze się u niej z tragedii i tęsknoty. I to jest rzecz oczywista prawda, ale nie o tragedię i tęsknotę w tym wszystkim chodzi a o ustalenie komu tak naprawdę potrzebni są młodzi poeci.

Jeśli zastanowimy się nad strukturami rynków poetyckich świata nowoczesnego, jeśli zaczniemy w tym grzebać, niezbyt głęboko nawet, zawsze trafimy na jakiegoś funkcjonariusza albo urzędnika z ministerstwa spraw wewnętrznych albo z prefektury jeśli bawi nas akurat poezja francuska. Człowiek ten, w sposób bynajmniej nie oczywisty dla czytelnika, kierując się ocenami pozamerytorycznymi wyznaczał tych, którzy mogą robić kariery i tych, którzy nie zrobią ich nigdy. Bez względu na rzeczywiste uzdolnienia. Swoje trzy grosze dorzucały w tej sprawie zawsze środowiska czynne na rynku literackim, mam na myśli środowiska czynne za kulisami, czyli handlarzy narkotyków i homoseksualistów powiązanych z dworem brytyjskim i jego służbami. Poprzez uaktywnianie poetów i ich kariery załatwiane były jakieś kwestie propagandowe i komunikacyjne pomiędzy ludźmi robiącymi politykę na rynku idei. I to jest oczywiste dla każdego kto przeczytał choć jeden wiersz dowolnego francuskiego poety czynnego w XIX i XX wieku.

Ta funkcja poezji i poety zaczepiona jest w dalekiej przeszłości i moim zdaniem sięga czasów trubadurów, którzy wędrując po świecie śpiewali pieśni i zbierali informacje potrzebne ich patronom. W świecie nowoczesnym zyskała ona jednak kilka nowych aspektów i została, jakby to rzec, doszlifowana.

No i mamy teraz nasze okoliczności, fejsa, portale, grupy społecznościowe i poetów, którzy organizują się w sposób błyskawiczny za pomocą sieci. Poeci ci chcieliby debiutować, błyszczeć i czytać swoje wiersze innym ludziom. Kto im to może umożliwić? Krytycy, to jasne. Tylko poważni krytycy zainteresowani poważnymi, dojrzałymi wierszami mogą poetom zapewnić dobry start w świecie literatury. Krytycy stanowią sito przez które przepuszczane są prawdziwe diamenty poezji i prozy. Te, które potem świecą najjaśniej na firmamencie rodzimej literatury: Ignacy Karpowicz, Szczepan Twardoch, Dorota Masłowska i wielu innych. Ilu może być tych krytyków? No kilku zaledwie, bo nasz rynek poezji nie jest wielki i nie pomieści zbyt wielu doskonałości naraz. Kilku krytyków wybiera kilku dobrych poetów, którzy potem robią kariery. Jakimi kryteriami kierują się krytycy? Merytorycznymi rzecz jasna, czytają wiersze i badają czy nie ma w nich wtórności, największego grzechu debiutantów. Ona tam przeważnie jest i wtedy wiersze są odrzucane. Do następnego etapu zaś przechodzą tylko najlepsi.

Gówno prawda – zakrzyknie ktoś – przecież ci wszyscy sławni, młodzi pisarze to dno i nędza! Jak to możliwe, by byli najlepsi, to już wiersze Zuzanny są lepsze od tego co pisze ten głupek Ignac Karpowicz! Oburzenie takie będzie oczywiście uzasadnione i ja bym się z nim zgodził, dlatego właśnie zadaję tu pytanie: jakimi kryteriami kierują się ludzie wybierający geniuszy spośród debiutantów? I jeszcze jedno pytanie: jakie motywy skłoniły Zuzannę do wysłania swoich wierszy na adres jednej z najsłynniejszych polskich krytyczek? No i koniecznie trzecie: kto jest wydawcą jej debiutanckiego tomiku wierszy. To ważne kwestie, bo wyjaśnienie, ukaże nam we właściwym świetle o co tak naprawdę chodzi w tej całej poezji i po co młodzi ludzie nakłaniani są do literackich debiutów. Bo, że są nakłaniani to oczywiste, że są w ten sposób okłamywani to też oczywiste. Kto za tym stoi?

W Polsce, ani w ogóle nigdzie, nie ma żadnego rynku poezji. Rynki takie istniały w systemach totalitarnych, tylko tam poeta mógł zyskać splendor kiedy pisał dobrze o władzy. Mógł też emigrować, by zyskać poklask za granicą, jeśli władzy nie lubił. Zawsze jednak jego funkcja była konsekwencją konfliktów politycznych. Bez nich poeta nie istniał i nie istnieje nadal. Jakiż więc to konflikt polityczny mamy dziś przed oczami, że krytycy z poważnych periodyków znów werbują poetów? Czy czasem nie chodzi o konflikt z Kościołem Powszechnym i o ostateczne tego Kościoła unieważnienie? Ja tę naiwną formułę zastosowałem tu specjalnie. Niech więc umilkną przedwcześni szydercy.

Przypadek Zuzanny, w sposób oczywisty demaskuje tę misję. Nie wiem dlaczego tak się stało, Bóg jeden wie, ale tak właśnie jest. Pierwsze doniesienia o zbrodni i pierwsze komentarze dotyczyły tego co zwykle na naszym rynku znaczeń podaje się w standardzie: katolicka szkoła, rodzina, matki nauczycielki. Pamiętamy jak Mariusz Szczygieł napisał tekst o morderczyni z ministerstwa edukacji i jej zbrodnicze ciągoty przypisał patriotycznemu wychowaniu? Pamiętamy. Nawet dziadka z Powstania Listopadowego wtedy wyciągnął. Dziś obserwować mogliśmy podobne próby. Skończyło się to jednak inaczej, skończyło się wystąpieniem bardzo przytomnego pana z policji, który opowiedział jak wyglądało życie osobiste Zuzanny. A było ono mocno upoetycznione. Tragedia osobista, potężny wpływ na innych za pomocą dostępnych każdemu spryciarzowi technik manipulacji i kontakty homoseksualne. To się nie zgrywa ani z rodziną, ani z katolicką szkołą, ani z żadnymi lansowanymi do tej pory przez media standardami. No, a z czym się zgrywa? Ze światem wolnych i swobodnych poetów rzecz jasna, światem, który dziś nie jest organizowany w brudnych knajpach przez nasłanych agentów pana prefekta Paryża, ale po prostu na fejsie i w grupach społecznościowych. Kto go organizuje? I kto potem tak przygotowany pudding podsuwa „poważnym i uznanym krytykom literatury”. Ja tego nie wiem, ale myślę, że jest to kwestia, której warto poświęcić jakieś seminarium w szkole policyjnej w Szczytnie, a może także na wydziale polonistyki UW i innych uniwersytetów.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl i do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy. Przypominam także, że wigilia już w środę, jeśli ktoś chce się u nas zaopatrzyć w prezenty musi to zrobić już. Poczta pracuje coraz wolniej.

 

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka