coryllus coryllus
3918
BLOG

Luteranizm bez Lutra czyli recenzja receznji

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 37

Co jakiś czas podchodzą do nas na targach osoby proszące o podarowanie im książki lub komiksu celem jego zrecenzowania w jakimś specjalistycznym bądź informacyjnym portalu. Ja mam już na koncie tyle doświadczeń, że mogę z całym spokojem odesłać tych ludzi do diabła, bez ryzyka, że spadnie nam sprzedaż, albo ktoś się obrazi i coś o nas źle napisze. Nic takiego się nie stanie, a nawet jeśli to tym lepiej. Sytuacja bowiem na rynku recenzji jest jeszcze gorsza niż na samym rynku książki. Wszyscy wiedzą, że jakiekolwiek pozytywne recenzje to efekt jakichś układów typy ręka rękę myje. Wszyscy wiedzą, że nikt nie pisze tych recenzji z pasją, bo mu zależy na czymś co akurat zrobiło na nim wrażenie. Wszyscy załatwiają sprawy znajomych swoich szefów, dawnych promotorów, którzy akurat coś wydali, albo realizują program promocyjny firmy, która ich wynajęła. W takim wypadku nazywani są blogerami książkowymi. Tak więc o wiele bardziej opłacałoby mi się wyrzucanie tych proszących o gratisy na tak zwany zbity łeb i posyłanie im wiązanki wyzwisk. Nie czynię tego ponieważ nie pozwala mi na to moja wrodzona łagodność. A więcej nawet, w tym roku zdecydowałem się oddać za darmo trzy komiksy za obietnicę recenzji. Jeden daliśmy jakimś ludziom z Interii, a drugi panu piszącemu dla portalu www.histmag.org i jeszcze jakiegoś innego, którego nazwy nie pamiętam. Było to w październiku. Recenzja zaś ukazała się w jednym na razie portalu dopiero w grudniu. To jest jak na moje standardy cała epoka geologiczna. No, ale dobrze, niech będzie. Ja tam wczoraj zajrzałem do tego portalu, bo akurat miałem czas, i tę recenzję przeczytałem. Oświadczam, że ostatni raz oddałem komukolwiek cokolwiek za darmo celem zrecenzowania. O recenzji napiszę za chwilę, najpierw zajmę się samym portalem. To jest standardowa witryna reklamująca książki pracowników wyższych uczelni, książki wydawane i pisane za dotacje, którym żadna reklama nie jest potrzebna, bo dystrybucja tych publikacji dokonywana jest pod przymusem. To znaczy one muszą, choćby nie wiem co znaleźć się w sieciach i księgarniach. Nie wiem więc po co nasz komiks miałby się tam reklamować. Nie wiem po co recenzja „Świętego królestwa” miałaby się ukazywać obok recenzji książki takiego oszusta jak Ludwik Stomma, któremu nikt nie zarzuci myślenia ahistorycznego jak to się przydarzyło autorowi recenzji naszego komiksu. Stomma to jest ten facet, któremu uwalili habilitację, bo zaczął przekonywać komisję, że chłopi polscy mieli na strychach obserwatoria astronomiczne. Jest on jednak autorem z żelaznego garnituru twórców publicystyki naukowej, która musi być lansowana i sprzedawana choćby nie wiem co, choćby się świat miał zawalić jutro. No i jest od pół wieku chyba felietonistą „Polityki”. Za wysokie to progi na nasze nogi.

Recenzja zaczyna się od asekuranckiego twierdzenia, że teorie spiskowe mają jednak czasami jakiś sens, po czym następuje seria przykładów na zastosowanie takich teorii, z układem w Jałcie na czele. Wszystko, jak zgaduję, w celu obłaskawienia tamecznego, przyzwyczajonego do pisarstwa Stommy, czytelnika. Zbytek łaski, naprawdę nie trzeba....Nasz komiks nie jest bowiem opowieścią o spisku, tylko opowieścią o metodzie, a to zasadnicza różnica. Nie mamy też zamiaru nikogo kokietować, a już na pewno nie tak zwanych miłośników historii.

Autor recenzji ma wyraźnie jakiś problem, chyba polega on na tym, że nie wie jak pogodzić jakość naszego komiksu z tak zwaną oficjalną wersją wydarzeń. Na wszelki wypadek nazywa nasz pomysł na zdefiniowanie polityki i postaci Zygmunta Starego ahistorycznym. O żesz...Ahistorcznym? W żadnej polskiej książce dotyczącej schyłkowej epoki jagiellońskiej nie omówiono postaci takiej jak Jakub Fugger. Jeśli występuje on tam to jako mało znaczący bankier. O tym, by polski historyk współczesny napisał coś o roli banków kierowanych przez Antona Fuggera w czasie grabienia Rzymu w roku 1527 nie może być nawet mowy. O tym, by ktokolwiek wymienił nazwisko Georga Hohenzollerna we właściwym kontekście szkoda nawet gadać, no chyba, że będzie to historyk lokalny, badający przeszłość Tarnowskich Gór. I przy tym wszystkim ktoś nazywa nasz sposób opowiadania ahistorycznym?! Bo Tomek nie narysował jak Zygmunt neutralizuje politykę Raresza w Mołdawii? Bo nie narysował jak polska dyplomacja rozbija sojusz Habsburgów z Wasylem? To nie dyplomacja rozbiła ten sojusz, przypomnę nieśmiało, ale wojsko. Dyplomacja nie miała tam nic do gadania. Najlepsze jest jednak to:

 

Ponadto, niejako wbrew twierdzeniom Maciejewskiego, doprowadzenie do sekularyzacji i zhołdowania Prus Zakonnych wypada uznać (m.in. za prof. Henrykiem Samsonowiczem) za majstersztyk jagiellońskiej dyplomacji. Jednoznaczna krytyka Jagiellona i obwinianie go za politykę kolejnych władców w stosunku do Prus to klasyczny przykład spojrzenia ahistorycznego.

 

Majstersztykiem jagiellońskiej dyplomacji w zadanych warunkach byłoby otrucie Albrechta Hohenzollerna, a nie robienie mu reklamy na całym świecie, a także – wobec wtargnięcia Turków na ziemie cesarstwa i oblężenia Wiednia w 1529 zajęcia Opola i Raciborza oraz odebranie hołdu od jego brata Georga.

 

Wobec historycznych konsekwencji owego majstersztyku dyplomacji wypada nazwać myślenie profesora Samsonowicza ahistorycznym. Tym bardziej, że w rozważaniach pana profesora również nie występuje Jakub Fugger ani jego bratanek Anton. Nie mają oni żadnego wpływu na bieg wydarzeń. Nie „robią w dyplomacji” jakbyśmy to powiedzieli dziś, korzystając z gwary przedmieść.

 

Autor recenzji Przemysław Mazur, stara się napisać o naszym komiksie dobrze, trapią go jednak najwyraźniej jakieś lęki. O co? Nie bardzo rozumiem. Co powie naczelny? Czy ludzie przyzwyczajeni do myślenia o wielkim sukcesie dyplomacji polskiej jakim był hołd pruski nie dostaną pomieszania zmysłów?

 

Nie wiem też skąd autor wytrzasnął informacje, czy też może sugestie, że Tomek tworząc ten komiks się na czymś wzorował. Nie wiem też skąd wziął informację, że nie ingerowałem w treść scenariusza. To są, łagodnie rzecz ujmując, niedomówienia. Nad scenariuszem pracowaliśmy wspólnie, konsultując się właściwie codziennie przez pół roku. Tomek stworzył dzieło oryginalne, na podstawie moich tekstów. Nie szukał dzieł innych twórców, którzy sięgali do opisywanych przeze mnie czasów. Nie wzorował się też na pracach Zygmunta Similaka, który rzekomo stosował w swoim historycznym komiksie jakieś odniesienia do współczesności. Tomek nawet nie wie kto to jest ten Similak, a nazywanie prac tego całego Similaka „sprawdzonymi wzorami” to jest po prostu skandal. Na tym jednak nie koniec. Oto wprost z naszej recenzji możemy się przenieść do opisu bitwy pod Mohaczem i całej ówczesnej sytuacji politycznej autorstwa Lili Konopki. Pani ta mieszka w Kanadzie, skończyła UJ, a wcześniej mieszkała w Indiach i Zambii. Takie informacje znajdujemy pod tekstem. Ja zaś dodałbym do siebie, że powinna w tej Zambii pozostać i nie zajmować się sprawami, których nie rozumie w sposób głęboki i nie dający szans na zmianę. Oto w jej tekście, nie mogę w to uwierzyć, znajdujemy taki fragment:

 

Światły Hohenzollern

Po śmierci niemieckiego cesarza jagiellońskie królewięta pozostawały pod opieką wyznaczonego przez władcę legalnego opiekuna, margrabiego Brandenburgii – Ausbach, Jerzego Hohenzollerna. Po matce Zofii Jerzy był siostrzeńcem starego króla ,,Bene, bene”, więc bliskim krewnym obojga królewiąt. Przy tym dzieci znały go dobrze, bo od r. 1506 służył na dworze Władysława i mieszkał w królewskich komnatach.

Margrabia Jerzy doszedł szybko do wielkiej fortuny i zaszczytów. Powiększył ziemie opolskie o Racibórz, a potem pewnymi układami z ościennymi książętami dodał do swego majątku Odenburg, Benthen i Tarnowiec.

Jerzy Hohenzollern był zagorzałym reformatorem. Wielbił nowe idee, studiował dzieła Lutra i jego najnowsze tłumaczenie Nowego Testamentu. Osobiście spotkał się z Lutrem w 1524 r. w czasie negocjacji dotyczących sekularyzacji Zakonu Krzyżaków, których Wielkim Mistrzem był wtedy jego brat Albrecht, ten sam, który w następnym roku złożył polskiemu królowi słynny hołd pruski.
Jerzy miał wielką przyjaciółkę w nowej królowej węgierskiej Marii, owej w dawnych latach maleńkiej dziewczynce, przyrzeczonej Ludwikowi przez Maksymiliana. Młodzi pobrali się w styczniu 1522 r. w Budzie i natychmiast znaczenie Ludwika wzrosło w całej Europie. Jego nowa żona była siostrą nowego cesarza Karola i arcyksięcia Ferdynanda. Maria była silną i ambitną kobietą. Postać jej małżonka wydaje się przy niej śmieszna i mała, a nawet wręcz karykaturalna.

 

To jest przykład wstrząsającego wręcz myślenia historycznego, z którym my dwaj nie mamy po prostu żadnych szans. Myślę, że nawet Stomma poddałby bez walki swoje obserwatoria astronomiczne.

 

No way...jak powiedział Sittng Bull nad strumieniem Little Big Horn. Nie możemy bywać w takich miejscach, bo skończy się to klęską. Nie możemy rozdawać naszych produktów za dramo, bo nikt ich nie będzie szanował. Nie piszcie nam tych recenzji ludzie. Naprawdę. Nie ma przymusu. Piszcie recenzje Stommie i jego kumplom, zatrudniajcie te pańcie z Zambii i cieszcie się życiem. Od nas i naszych książek trzymajcie się z daleka.

Na koniec jeszcze jedno. W żadnym opracowaniu stroniącym od ahistorycznego myślenia nie znalazłem opisu w jaki sposób Marcin Luter przekonał Georga Hohenzollerna do swojej doktryny. Bo z Albrechtem nawet się Luter nie spotkał. Jak to się stało, że jeden były augustiański mnich namówił dwóch największych gangsterów epoki do politycznego przedsięwzięcia na niespotykaną skalę. Może któryś z historyków spróbuje zmierzyć się z tym opisem?

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura