coryllus coryllus
2976
BLOG

Po co komu poezja?

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 36

Pamiętam emitowaną w komunistycznej telewizji transmisję wręczenia Nobla Czesławowi Miłoszowi, opozycyjnemu, emigracyjnemu poecie. Pamiętam świeżą i pachnącą drukiem książkę do polskiego, którą kupiłem przed rozpoczęciem nauki w klasie szóstej, w książce tej był wiersz zatytułowany „Pan od przyrody” napisany przez niepokornego poetę Zbigniewa Herberta. Pamiętam, słabo, ale jednak, jak w telewizji polskiej swoją pieśń o Cezarze śpiewał Jacek Kaczmarski. Było to jeszcze zanim wyjechał za granicę i rozwiódł się ze swoją pierwszą żoną. Pamiętam też Jacka Różańskiego, który stojąc w czarnej koszuli przed mikrofonem śpiewał, że życie to nie teatr. Jakieś pół roku temu (a może dawniej) widziałem go w pociągu. Postarzał się, ale daje się jeszcze rozpoznać. Pamięć mam coraz gorszą, ale ciągle jeszcze jest w niej sporo niezatartych klisz.

Jako dziecko byłem bardzo otwarty na uroki słowa, szczególnie wiązanego, szczególnie z dodatkiem muzyki. Potem mi przeszło. Przez cały czas mieszkania w internacie słuchałem wraz z kilkoma kolegami zdartych kaset z piosenkami Jacka Kaczmarskiego i wszyscy uważaliśmy, że to jest wielka i prawdziwa poezja. Byłem nawet na koncercie pewnego prawdziwego poety z Lublina, wspominałem już o tym, rok był chyba 87 albo 88, a on wyśpiewywał coś o ruskich i podwyżkach cen żywności. I my wszyscy, niedojadający z powodu łapczywości kierownika internatu i jego brzydkich przyzwyczajeń, wzruszaliśmy się tym śpiewem mocno.

W miarę jak zbliżaliśmy się do roku 1989 poezja stawała się w miasteczkach i wioskach coraz mniej popularna, coraz więcej zaś sławy i poklasku zyskiwały tak zwane zespoły, czyli grupy niczego nie umiejących bezczelnych gnojków, którzy tupiąc i rycząc szarpali struny gitar. Ich popularność urosła szczególnie w czasach kiedy w trzecim programie polskiego radia zaczął pracować Marek Niedźwiedzki. Zespoły miały tę przewagę nad poetami, że ich przekaz docierał do wszystkich mózgów, nawet tych najbardziej opornych. Poezja zaś tylko do niektórych, do tych aspirujących. Z mózgami aspirującymi zaś sprawa ma się tak, że popadają one często w autodewocję i tracą całkowicie zdolność do czynu. No, a po co władzy ludzie niezdolni do czynu? Na nic oni, na przysłowiowy plaster. Oni mogą co najwyżej zrobić tło słowno muzyczne poprzedzające wejście na trybunę Bronisława Geremka, albo uśpić na wpół pijanych studentów, ewentualnie usposobić ich właściwie do seksu przedmałżeńskiego. I to tyle. Zespoły mają o wiele większe i bardziej praktyczne znaczenie. Zespołami można załatwić wiele spraw czego dowodem jest czynny bez przerwy od lat osiemdziesiątych artysta Kukiz, śpiewający przez te wszystkie lata w najróżniejszych zespołach. Funkcja zespołów jest prosta do określenia, chodzi o to, by utrwalać przekaz propagandowy w głowach młodzieży nieaspirującej, by go tam uklepywać buciorami jak kapustę w beczce. Z poezją jest inaczej. Ale nie bardzo inaczej. Inaczej trochę. Z poezji wyrastają mądrości etapu. Kiedy kończy się medialna i propagandowa funkcja zespołów, jeden i drugi poeta przy udziale niszowych mediów lub wydawnictw i jakiegoś niepokornego autorytetu moralnego ogłaszają, że ostatnio słyszany przekaz to syf i nastał czas innych brzmień i innych słów. No i pojawia się ktoś nowy i zaczyna się nowy styl i nowa jakość. Jej istotną częścią nie jest forma o czym zapewniają wszyscy dookoła, ale treść. Od której odwraca się uwagę słuchaczy po to, by bystrzejsi z nich zaczęli w końcu mrugać jeden do drugiego porozumiewając się na falach niedostępnych dla profanów. Tak nawiązywane są nici porozumień tajemnych, które trwają lata całe i są niedostępne dla nikogo z zewnątrz. Poza tymi oczywiście przedstawicielami władzy, którzy wyznaczeni zostali na głównych członków tych porozumień. W ten sposób tworzy się nowy garnitur władzy, który obrabiany jest przez parę lat, zanim jego uczestnicy nie wyrosną z poezji i nie dorosną do polityki. I z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia w latach osiemdziesiątych. To są mechanizmy sprawdzone w wielu dojrzałych demokracjach o czym nasi rodzimi piewcy słowa żywego zdają się zapominać. Poznaję to po toczących się wokoło dyskusjach na temat poezji ś.p. Stanisława Barańczaka oraz poezji w ogóle. Znawców tłumaczeń i znawców poezji pojawiło się nagle tylu, że gdyby wszyscy oni zamienili się nagle w ekspertów od grzybów, nie byłoby ani jednego zatrucia muchomorem przez dwa sezony. Pojawił się tu wczoraj na pudle tekst kolegi publicysty, dotąd konsekwentnie sekowanego i spychanego do piwnic, tekst ten zyskał uznanie administracji, albowiem jego autor jest organizatorem festiwalu poezji w Przemyślu i twierdzi, że ludzie sami z siebie interesują się poezją i poetyckimi performensami. Otóż nie jest to w mojej ocenie prawda. Ludzie interesują się poezją ponieważ się nudzą, a poezja – każda, nawet najgorsza – daje im poczucie wybraństwa i uczestnictwa w nieznanych misteriach, a także – co nie jest bez znaczenia – daje im możliwość poznania kogoś interesującego, kto być może, odmieni ich życie. Festiwale zaś poezji organizowane są nie dlatego, że chcą tego poeci, ale dlatego, że władza daje na to pieniądze. To są imprezy dotowane, podobnie jak wszelkie edycje tomików. One zawsze ukazują się za pieniądze państwowe lub pieniądze jakiegoś sponsora. I dlatego poezja nie umrze nigdy, zawsze będzie trzymana w odwodzie i będzie czekać na swoją szansę. I to jest istotą wielkiego dramatu poetów, którzy, nawet dotknięci przez Boga nie mają żadnych szans na rynku bo ten organizowany jest z dotacji. Uwaga publiczności zaś zwróci się zawsze ku tym, którzy zostali wybrani za kulisami i na których postawiono, by zmienili nieco przekaz propagandowy adresowany do młodzieży aspirującej. Póki co sytuacja wygląda tak, że żaden polski poeta nie ma szans na sławę. Tym mniej jest owych szans im bardziej rozmyte są kryteria oceny poezji. A one są rozmyte strasznie. Po to właśnie zniszczono wszelkie kanony, by kreować geniuszy w sposób dowolny. Łatwo możemy to poznać po jakości dyskusji wokół poezji, po tych strasznie rozbieżnych ocenach, których nie można w żaden sposób uzgodnić. Dlatego właśnie lepiej się od poezji trzymać z daleka, a swoje preferencje zachowywać dla siebie i nie wynosić ich na fora publiczne. Od czego zależy ocena poezji? Od indywidualnych predyspozycji naszych zmysłów. Po poezja to jest domena zmysłów, a nie intelektu. Dlatego właśnie nigdy nie lubiłem Miłosza i jego ulizanej, wierszowanej propagandowej publicystyki, którą tu wczoraj w najgorszym wydaniu zaprezentował jeden z komentatorów. Jak ktoś ma dobry słuch to wyławia lepszych poetów niż ktoś z absolutną głuchotą. Dla tych całkiem głuchych pozostają zespoły. No, ale i tak te nasze oceny nie mają żadnego wpływu na kariery poetów. Oni zostają do odegrania swojej roli wyznaczeni. Co wcale nie znaczy, że jest im łatwo. Jeśli rozumieją sytuację jak Jarosław Marek Rymkiewicz mają szansę spokojnie dożyć starości, jeśli jej nie rozumieją jak Herbert wariują i popadają w pijaństwo. My zaś, w większości nie obejmując złożoności zagadnienia o nazwie „recepcja poezji” kłócimy się głupio o to czy Miłosz jest lepszy od Herberta czy może na odwrót. Najgorszym zaś dramatem jest budowanie poetom ołtarzy i posiłkowanie się ich twórczością celem udowodnienia własnych racji lub podniesienia tych racji na jakieś inetlektualno-emocjonalne wyżyny. To się zawsze kończy katastrofą, bo siłą rzeczy podejmujący je ludzie korzystają z obecności i twórczości poetów najbardziej znanych. Tylko ci bowiem gwarantują im splendor odpowiedniej jakości i poklask niczego nie rozumiejących tłumów. No, a ci, co było do okazania, zostali już daleko wcześniej wyznaczeni do odegrania starych i dawno rozpisanych ról. I tak się to kręci.

 

Porzućmy teraz te rozważania i przejdźmy do tematów bliższych naszym sercom. Oto, co wczoraj przytomnie zauważył kolega boson, mamy dziś rocznicę śmierci Jakuba Fuggera. To ważny dzień i wszyscy powinniśmy mieć go w pamięci, albowiem w przeciwieństwie do wielu poetów Jakub i jego życie to wręcz wzorzec metra dla setek ludzi dysponujących pieniędzmi i wywierających wpływ na nasze życie. Dlatego właśnie trzeba o nim i jego wyczynach pamiętać, analogie są niebezpiecznie blisko. Żeby uczcić ten dzień, dzień w którym Pan Bóg uwolnił świat od Jakuba Fuggera postanawiam co następuje: od dziś do godziny 00.00 dnia 31 grudnia 2014 wszystkie tomy Baśni jak niedźwiedź z wyjątkiem tomu III kosztować będą 20 złotych, również ostatni tom zatytułowany „Niedźwiedź i róża czyli tajna historia Czech. Po upływie tego terminu wszystko wraca do normy. W promocyjnej cenie dostępny będzie jedynie tom pierwszy.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura