coryllus coryllus
4924
BLOG

Matka Boża vs Aleister Crowley

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 78

Wiara w to, że wstawiennictwo sił nadprzyrodzonych pomaga w krytycznych momentach jest powszechna. Nie wierzę nikomu, kto twierdzi, że on nie wierzy. Oczywiście, że wierzy tylko wstydzi się przyznać, że krzyżuje palce, albo modli się kiedy zbliża się dlań jakaś ważna lub wręcz rozstrzygająca chwila w życiu. To są sprawy, moim zdaniem bezdyskusyjne. Jedynie wyznawcy płytkiego racjonalizmu szydzą z takich spraw, ale nigdy nie kończy się to dla nich dobrze. Katolicy wierzą w pomoc świętych, którzy są w niebie i o tych świętych chętnie opowiadają, a także przedstawiają ich na obrazach, nie tylko religijnych. W Polsce mamy długą tradycję malarstwa batalistycznego, które sięga czasami po motywy religijne, by wyjaśnić ten czy inny sukces militarny, który bez udziału świętych nie mógłby się zdarzyć. Na obrazie Jana Matejki wyobrażającym bitwę pod Grunwaldem widzimy św. Stanisława, a na obrazie Jerzego Kossaka „Bitwa warszawska” Matkę Bożą interweniującą w sprawie Polski bezpośrednio. I nie ma takiego znawcy malarstwa w całym kraju, który nie szydziłby choć raz z tych przedstawień. W porządku, można i tak, można lekceważyć intencje artysty i funkcję dzieła upierając się przy tym, że nie to jest w sztuce ważne, że chodzi o inne wartości. O te wszystkie aspekty warsztatowe, których nikt poza samymi malarzami, a i to ściśle wyselekcjonowanymi nie jest w stanie docenić. Na pewno nie doceniają ich tak zwani fachowcy, których znawstwo w przeważającej liczbie przypadków polega na wyszydzaniu dzieł popularnych, znanych i opatrzonych obficie symboliką religijną. Wobec zawężającego się rynku sztuki i bezskutecznych prób poszerzenia go o przedmioty pochodzące z produkcji masowej, jakiekolwiek znawstwo przestaje mieć znaczenie. Ono już wkrótce przestanie mieć znaczenie także w muzeach, wszystkie ważne obiekty zostaną opisane i skatalogowane, a te mniej ważne, których nikt nigdy nie widział, bo gniją w magazynie, zostaną po cichu sprzedane. Konserwatorzy będą mieli zajęcie jeszcze przez jakiś czas, ale znawcy teoretycy, tacy opowiadacze sugerujący co jest dobre, a co złe z przedmiotów sztuki, przepadną. Ich moc wyparowuje na naszych oczach i nie jest nikomu potrzebna. Spoza niej jednak coś się wyłania, coś dziwnego i chyba znanego. Żeby o tym opowiedzieć musimy porzucić obrazy, te dziwne przedmioty, które powstawały zanim wymyślono kino i zająć się samym kinem. Oto na naszych oczach dokonuje się swoista demaskacja. Ludzie, którzy z pewnością nie mają żadnego szacunku dla Matejki i Jerzego Kossaka, ludzie którzy nie rozumieją po co oni na tych swoich kobylastych obrazach umieścili św. Stanisława i Matkę Bożą, nakręcili film o „Powstaniu Wielkopolskim”. Nie wszedł on jeszcze na ekrany, ale cóż to jest w końcu za sztuka pisać recenzję filmu kiedy już się go obejrzało....Film ten znany jest z trailerów i nosi tytuł „Hiszpanka”. Ja teraz, nie znając treści filmu, spróbuję o nim opowiedzieć i co nieco z jego fabuły zdemaskować.

Otóż chodzi o to, że Niemcy nie chcą za nic w świecie pozwolić na odzyskanie niepodległości przez Polskę. To nie jest prawda, było dokładnie odwrotnie, rada regencyjna była ciałem utworzonym przez państwa centralne. No, ale w filmie „Hiszpanka” Niemcy są wcieleniem zła i prócz tego, że mają broń, samoloty, czołgi i masę wojska, dysponują jeszcze mocami nadprzyrodzonymi. Wynajęli sobie okultystę, który tak czaruje, żeby ta Polska nigdy niepodległości nie odzyskała. Co na to Polacy? Czy idą gromadnie do kościołów i śpiewają „Pod Twoją obronę” jak to miało miejsce w rzeczywistości? A gdzie tam. Polacy szukają lepszego czarnoksiężnika, który przebije tamtego w znajomości fachu, bo będzie miał solidniejsze kontakty w piekle. Tak to się mniej więcej układa. Ja oczywiście trochę żartuję, ale tylko trochę. Zwróćmy uwagę na to jak daleko zaszliśmy stojąc jednocześnie w miejscu. Oto próby zepchnięcia w niebyt narracji patriotycznej zakończyły się klęską. Nie udało się i to widać gołym okiem. No więc trzeba tę narrację na coś przerobić i jakoś na niej zarobić. Zaczęło się od serii wyrobów tekstylnych z wizerunkami bohaterów podziemia, którzy z twarzy są całkiem podobni do nikogo. No, a teraz mamy ten obraz, spełniający taką samą funkcję jak „Bitwa warszawska” Jerzego Kossaka, ale bez Matki Bożej, za to z okultystą. Skoro nie można było zamienić opowieści o bohaterach na opowieść o gnojkach i szmaciarzach szukających szczęścia na śmietnikach i w jakichś zakazanych norach, trzeba zmienić sens tej narracji. Polska została wyzwolona dzięki wstawiennictwu czarowników, którzy – jak możemy się dowiedzieć z trailera – żądali za swoje usługi miliona marek. Ponieważ film jest adresowany do widza młodego, mam podejrzenie, że czarownik zrezygnuje z miliona marek i zadowoli się seksem z główną bohaterką. No, a potem uratuje już tę Polskę zsyłając na szeregi niemieckie grypę hiszpankę, bo chyba o to chodzi w tytule, a nie o jakąś panią z Półwyspu Iberyjskiego. Tak sobie strzelam w przestrzeń, nie musi to być prawda, no, ale co z tego trailera wynika, sami mu się przyjrzyjcie? Być może film ten przeznaczony jest dla dzieci, a wtedy z seksu nici, ale za to ocaleje miłość młodego arystokraty do jego pięknej narzeczonej i z tego odrodzi się Polska. Do tego muzyka w wykonaniu geniusza Paderewskiego i inne takie historie. No i niemieckie samoloty latające nad Poznaniem....Manfred von Richthoffen po prostu wymiata...

Popatrzcie z jaką łatwością przychodzi tym ludziom łgarstwo, w imię taniej rozrywki i jak daleko – powtarzam – odeszliśmy od wyobrażenia św. Stanisława na obrazie Matejki. Widz jest tak wyszkolony, że za nic w świecie nie zaakceptuje żadnego religijnego motywu w filmie, no chyba, że będzie to film Kieślowskiego, a i wtedy musi poprzedzić go odpowiednie przygotowanie propagandowe. Z największą łatwością za to każdy konsument kultury przyjmie obecność w filmie sił ciemności, nie tylko różnych Sauronów i tych ufryzowanych, starych pederastów Gandalfów, ale także zwykłych, prostych okultystów stawiających tarota. Takich jak ten z filmu „Hiszpanka”. I nikt poza nami nie będzie się z nich śmiał, a i nam śmiech zastygnie na wargach, bo po obejrzeniu „Hiszpanki” okaże się, że oni to wszystko tłuką ze śmiertelną powagą, a w przygotowaniu jest kolejny obraz, o tym jak syjonista Lewis Namier przy udziale Aleistera Crowley i Józefa Rettingera wyznaczył na mapie sprawiedliwą granicę Polski. A zrobili to ponieważ jasnowidz Crowley przewidział, że polscy nacjonaliści zastrzelą demokratycznie wybranego prezydenta Narutowicza. Przewidział i postanowił, że trzeba, by świat demokratyczny miał na przyszłość jakiś argument przeciwko tym zwyrodnialcom, gdyby – co łatwo mogło się zdarzyć – udało im się wywołać na ścianie, albo na niebie tę całą Maryję, wiecie tę co Jezusa urodziła dawno temu. Reżyserów chętnych do zrobienia takiego filmu jest dziś w Polsce więcej niż rysowników karykaturzystów i kabareciarzy razem wziętych. Trzeba tylko budżet znaleźć, no ale z tym problem jest najmniejszy....Czekajmy więc.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Mamy tam cały festiwal promocji. „Dzieci peerelu”, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” oraz „Dom z mchu i paproci” sprzedajemy po 10 złotych plus koszta przesyłki. „Najlepsze kawałki” oraz 2 i 3 numer Szkoły nawigatorów sprzedajemy po 15 złotych plus koszta przesyłki. Zapraszam także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura