coryllus coryllus
4814
BLOG

Kształt debaty publicznej

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 57

Za najważniejszą informacje dnia wczorajszego uważam tę o organizowaniu telewizyjnych ustawek na temat Kościoła. Robi się to w sposób następujący, z jednej strony mamy wrogów Kościoła, czyli Hartmana i Mikołejkę, a z drugiej obrońców czyli Ogórkową i Zanussiego. No i jest pozamiatane. Inny rodzaj debaty to ustawka o satanizmie, w której z jednej strony występuje Tekieli, świecki egzorcysta, były kapłan literackich nabożeństw i mistrz podrywu na krok paryski, a z drugie Suliga i Nowicki. I też jest pozamiatane. A właściwie zdemaskowane. Organizatorom bowiem w jednym wypadku chodzi o to, by wylansować Magdę na polityka, a w drugim o to, by z samego faktu zgromadzenia w jednym miejscu ludzi o różnych poglądach na temat diabła zrobiła się jakaś kontrowersja. To nic, że w czasie tej debaty okazuje się, że wszyscy panowie świetnie się znają i są ze sobą zaprzyjaźnieni. Nie ma to znaczenia, albowiem wszyscy wiedzą, że z tym diabłem to takie żarty. Chodzi o to, żeby Tekieli mógł zarobić na swoje legalne i nielegalne dzieci, a Suliga podkręcił sobie trochę sprzedaż książek o tarocie. Kiedy ostatnio porąbał te karty Terlikowski wcale nie wyszło to dobrze, sprzedaż nie skoczyła.

Uwaga, uwaga, składam teraz pewną uroczystą deklarację (który to już raz), nie należy mieszać sacrum i profanum, czyli nie należy mylić nabożeństwa ze sprzedażą i łączyć tych dwóch obszarów. Nie czepiajcie się mnie więc, że nie zauważam misji Kościoła. Ja ją widzę doskonale, ale nie mogę nią handlować, bo po pierwsze nie mam koncesji, a po drugie sądzę, że taka aktywność kończy się katastrofą. Dlatego też zajmuję się sprawami ziemskimi. Jako sprzedawca i straganiarz nie mogę inaczej.

Wracajmy teraz do naszych debat. Mamy w Kościele pewien misjonarski bezwład, który skutkuje dwoma objawami. Po pierwsze do radia Maryja doprasza się tylko sprawdzonych agentów z tytułami profesorskimi, co gwarantuje ponoć jakość przekazu i stabilność targetu. Nie ma żadnych szaleństw, ludzie nie muszą się nad niczym zastanawiać, wiedzą co jest dobre, a co złe i modlą się w skupieniu. Po drugie miejsce, które normalnie zajmują misjonarze zagarnia dziś dla siebie Magda Ogórek, która jest – jak się wczoraj dowiedziałem – dziewczyną Bartka Węglarczyka, a nie Grześka Napieralskiego, jak sądziłem wcześniej. Cała telewizyjna misja jest więc ustawiana pod Magdę i będzie to trwało dalej, bo jak widać sprawdza się i ma sens. W misji nie ma już niebezpieczeństw, trudu i znoju, jest jedynie sterylna biel, rękawiczki gumowe i uśmiech. Magda zaś w miarę jak latka będą lecieć, coraz bardziej przypominać będzie siostrę Ratched z książki „Lot nad kukułczym gniazdem”. W rolę odgrywaną przez Nicholsona w ekranizacji tej powieści nie wcieli się jednak Tekieli, co jest jego skrytym marzeniem, ale ktoś zupełnie inny, bo ustawka z Magdą jest poważna. Pan Robert zaś ma u nas etat dobrego błazenka od szatanów, co w telewizorze czasem pobrzękuje o złym wpływie tarota.

My z Toyahem jak wiecie traktujemy te kwestie inaczej. Nie chcę powiedzieć, że poważniej, ale na pewno inaczej. On swoje lęki ubiera w kształty przypominające czasem coś w rodzaju napomnień, a ja rozbieram to na części, jak pan Zenek silnik motocykla WFM. Naszym celem jest zdobycie i umocnienie swojej pozycji na rynku wydawniczym, a nie kariera medialno-polityczna robiona na Kościele i jego misji.

Toyah napisał wczoraj tekst o tym, że kończy się powoli misja tak zwanych opiniotwórczych tygodników prawicy. „W sieci” drukuje jakieś przeklejane nie wiadomo skąd zlepki tekstów, pełne błędów rzeczowych, a „Do rzeczy” zacznie chyba niebawem wychodzić na papierze toaletowym i zamieni się w miesięcznik najpierw, a potem w kwartalnik. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ zatrudnieni tam dziennikarze nie potrafią przekroczyć wytyczonych im przez moderatorów dyskursu publicznego granic. Patriotyczne pismo musi pisać o patriotyzmie, nie może być inaczej. Choćby wszyscy czytelnicy już się odeń odwrócili ono musi być dalej takie jak było, bo taka rola została mu wyznaczona. W mojej ocenie bracia Karnowscy są już gdzie indziej, ich już to „W sieci” nie interesuje. Wnoszę to po niechlujstwie tekstów tam publikowanych, nikt ich nie sprawdza i nie kontroluje. Kiedy spojrzymy nieco szerzej na tę całą niby misję patriotycznych gazet zauważymy, że ona powstają w pewnych cyklach, to znaczy momenty politycznych przesileń, mniej lub bardziej dramatyczne skutkują zakładaniem takich gazet. Smoleńsk zaowocował trzema takimi periodykami, które obecnie wchodzą w fazę schyłkową. A wchodzą w nią, bo nie potrafią zdobyć się na inny sposób opowiadania o historii i współczesności niż agenturalno-hurrapatriotyczny. Ja im nie wytłumaczę co trzeba zrobić, zresztą niby dlaczego miałbym tłumaczyć za darmo. Uważam zresztą, że oni do takiej formuły są zmuszani przez konserwatorów systemu. Wchodzimy właśnie w okres politycznej stabilizacji, zwanej też czasami stagnacją. Bronisław Komorowski wygra wybory prezydenckie, potem coś się tam pokotłuje w sejmie, może będzie nawet kilka niespodzianek, ale bez większego znaczenia i sens istnienia prawicowych, opiniotwórczych tygodników zniknie. Do następnego razu, do następnej katastrofy, która zdarzy się może za 10 a może za 15 lat. Wtedy założą nowe tygodniki i będą przeklejać na ich łamy stare artykuły z „Do rzeczy” zmieniając jedynie daty i nazwiska. Bo tak wychodzi taniej, a chodzi przecież o budżet.

W ten sposób właśnie deprawują się i degenerują „nasi”. Tekieli dyskutuje z Suligą, a dziennikarze prawicowi przeprowadzają śledztwa w internecie. Co się dzieje po drugiej stronie, u „onych”. Oni rozkwitają i mają się tak dobrze jak nigdy. Ja to poznaję po Magdzie Ogórek rzecz jasna. I teraz, żeby Was trochę rozerwać zacytuję obszerny fragment jej pracy o Beginkach i Waldensach.

 

Kontakty między nimi zostały ostatecznie stwierdzone przez podejrzanego o herezję mieszczanina świdnickiego Hermanna z Grodna, który zeznał, że słyszał od jednego z Waldensów następujące słowa: „Gdybyśmy wytrwali jeszcze pięć lat, wówczas wybralibyśmy sobie króla i z pomocą Żydów pokonalibyśmy lud chrześcijański”.

W świetle trzeciego zeznania trzeba stwierdzić z wysokim prawdopodobieństwem, że waldensi świdniccy rozpoznali we współczesnych im Żydach towarzyszy w cierpieniu i że istniało porozumienie pomiędzy obiema grupami, które wystrzegałby się wyrządzania sobie nawzajem krzywdy. Jednakże idea spisku między Żydami i heretykami jest starym stereotypem, mocno zakorzenionym w chrześcijańskim wyobrażeniu o walce sił szatańskich z Chrystusem i jego wiernymi. Zarówno heretycy jak i Żydzi - do których dodawani bywali jeszcze poganie – należą w ten sam sposób do Corpus Antichristi i wspólnie zwalczają Fides catholica.

 

Koniec cytatu. Poświęćmy mu kilka słów zanim wrócimy do spraw bieżących. Pisze nam Magdalena Ogórek, że łączenie heretyków z Żydami jest starym stereotypem. Chciałbym zobaczyć teksty źródłowe na ten temat. Zgromadziłem właśnie wszystkie książki jakie były w Polsce dostępne na temat herezji okcytańskiej nie ma w nich ani słowa o prześladowaniu Żydów przez inkwizycję. Przeciwnie kilkakrotnie podkreślono, że Żydzi byli wówczas na pozycji uprzywilejowanej. Narbona i jej pięć synagog nie została spalona przez Szymona de Montfort. Po prawdzie nie miał on takiej możliwości, a jego misja i rola są demonizowane, ale fakt pozostaje faktem. Pierwszy raz o wspólnocie interesów Żydów i heretyków słyszę właśnie od Magdaleny Ogórek. W dodatku w takim kontekście, opatrzonym wywróconą na nice interpretacją. Mamy bezsporne zeznanie heretyka, który mówi, że jeszcze pięć lat i dopiero by pokazali na co ich stać, razem z tymi, no...jakżesz oni się nazywali... z Żydami...Na co pani Magda pisze, że on tak mówił, bo heretycy czuli z Żydami wspólnotę w cierpieniu. Ten pan nie mówi przecież o cierpieniu, on mówi o ekspansji i agresji, do której na pewnym, zaawansowanym etapie chciał zaangażować bankierów żydowskich. W dodatku agresja ta jest podstępna i rozłożona na etapy. Gdyby miało do niej dojść w czasie krótszym niż rok, waldensi, nieustraszeni zbieracze zadłużonych nieruchomości miejskich i folwarków, zwolennicy surowej pobożności i ascezy, przegraliby na pewno. No, ale oni mieli inny plan i prawie im się udało.

 

Jak to się ma do spraw dzisiejszych. Otóż Suliga w telewizorze też coś mówił o swoim cierpieniu i rozterkach. I generalnie jest tak, że wszyscy zastanawiają się czy ci co dokonali morderstwa pod Białą Podlaską, nie mają żadnych rozterek, czy czasem nie cierpią. No, ale policja i straż więzienna rozwiewa te obawy i mówi: nie, nie cierpią, nie mają rozterek. Oni realizują plan. Ten plan jest wpisany w inny, szerszy plan, który znajduje się nawet ponad planami konserwatorów systemu. W planie tym nie ma miejsce na rozterki, jest tylko pewność, uśmiech i gumowe rękawiczki. Tak jak to napisałem wczoraj – jeśli prawdą jest, że Zuzia rzeczywiście odgryzła sutek koleżance, a tomik wierszy, który napisała nosi tytuł „33”, to znaczy, że ona wie co robi i realizuje plan. W planie tym pomagać jej będą ci wszyscy, którzy uważają, że ona cierpi i chcą cierpieć wraz z nią. Zuzia, kiedy wyjdzie z więzienia, będzie mieć dokładnie 33 lata. Jeśli zafundowana nam stagnacja polityczna utrzyma się do tego czasu trafi ona wprost do mediów, w czasie odsiadki bowiem zdąży napisać tyle książek i nawiązać tyle ciekawych znajomości, że nie będzie ani jednego powodu, by iść gdzie indziej.

Bartek Węglarczyk będzie już w tym czasie szefem TVN, a być może czegoś jeszcze większego. On także będzie realizował plan. W redakcji narodowo-patriotycznej zatrudni wszystkich naszych, posiwiałych Karnowskich, całkiem Łysego Lisickiego i innych. I będzie miał do nich tylko jedną sugestię; żeby nigdy nie łączyli Polski z Kościołem. Po prostu nigdy. Kościół sobie – nim się zajmować będą najlepsi studenci Magdy, Polska zaś sobie – i nią zajmować się będą „nasi” z tą samą co dotychczas skutecznością. Na to bowiem opiewa plan. Nie można łączyć tych dwóch rzeczy, tak samo jak nie można łączyć działalności heretyków z Żydami.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Mamy tam cały festiwal promocji. „Dzieci peerelu”, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” oraz „Dom z mchu i paproci” sprzedajemy po 10 złotych plus koszta przesyłki. „Najlepsze kawałki” oraz 2 i 3 numer Szkoły nawigatorów sprzedajemy po 15 złotych plus koszta przesyłki. Zapraszam także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka