coryllus coryllus
6336
BLOG

Afera Dreyfusa afera Wielgusa

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 66

Na przykładzie pochodzącym sprzed ponad stu lat pokazaliśmy tu wczoraj jak wygląda manipulowanie opinią katolików, którzy słabo interesują się światem zewnętrznym, bo zajmuje ich jedynie życie duchowe, kojarzone z uczestnictwem w nabożeństwach i przystępowaniem do sakramentów. To jest oczywiście najważniejsze i ja tu nie wysuwam do nikogo pretensji. Chcę tylko pokazać, jak łatwo jest wmanipulować szczerą intencję w intencję o wektorze przeciwnym, a przecież Jezus Chrystus powiedział: bądźcie łagodni jak gołębie i przebiegli jak węże. Nie powiedział: bądźcie łagodni jak gołębie i głupi jak gołębie. Niczego takiego w piśmie nie ma, czy ja się może mylę? Od słowa communio, jak mi się zdaje, ale niech się wypowiedzą językoznawcy (chyba odblokuję tygrysa) pochodzi słowo komunikacja i ono jest z duchowością nierozerwalnie związane. No więc duchowość nawet jeśli nie jest z komunikacją tożsama, to łączy się z nią ściśle. Komunikujmy się więc do jasnej cholery, bo od tego nasze życie robi się bogatsze i pełniejsze.

Polityka wobec Kościoła – cbdo (co było do okazania) wczoraj – polega na tym, by jedna głowa potwora składała papieżowi i hierarchii propozycje porozumienia, druga ziała ogniem paląc wszystko dookoła, a trzecia podgryzała krzesełko, na którym w czasie owej mediacyjnej komunikacji Ojciec Święty przysiadł. I tak się właśnie zachowywała III republika przez I wojną światową. Kurcze, że też nigdy nie będzie sytuacji odwrotnej, że też nigdy nie będziemy omawiać polityki jakiejś I republiki przez III wojną światową. No, ale do rzeczy. Politycy zwani masonami, najpierw złożyli Papieżowi propozycję ugody, potem wmontowali Kościół francuski w prowokację, a następnie oskarżyli katolików o antysemityzm posługując się jak młotkiem, opłaconym przez Londyn propagandystą nazwiskiem Drumont, a na koniec zerwali konkordat. Później z Luwru wyniesiono Giocondę, która znalazła się dopiero po trzech latach. No, a na koniec tego nieprawdopodobnego ciągu zdarzeń wybuchła wojna, po której Francja stała się najbardziej pacyfistycznym krajem na świecie. Dzisiaj zaś wszystkie te wydarzenia określa się zbiorową nazwą „afera Dreyfusa”, co nie jest ani precyzyjne, ani pełne, ani nie zbliża nas o milimetr do prawdy. Afera owa służy właśnie do tego, byśmy się trzymali jak najdalej od spraw, które się pod nią kryją. I dlatego właśnie kinematografie muszą produkować coraz to nowe filmy na temat tej afery. Nie wiem ile ich było na zachodzie. Na pewno powstanie taki film w Polsce i antysemityzm katolików będzie, jak sądzę koniem pociągowym tej fabuły.

Podobnie jest z dziełami innych segmentów rynku idei, na przykład z książkami. Wczoraj nieoceniony pink panther zasugerował jaki jest cel lansowania irlandzkiego polityka nazwiskiem de Valera. Oto zbliża setna rocznika Powstania Wielkanocnego i trzeba się jakoś przygotować, trzeba zasłonić te trupy, które tam leżą pod ścianą, tego rozstrzelanego Pearse'a, Plunketa i innych. Trzeba koniecznie zasłonić trupa Collinsa, który był przecież adiutantem de Valery i wiedział o nim wszystko. No, ale zginął, panie kochany, zginął. De Valera zaś przeżył i będzie teraz żył w zbiorowej pamięci przez sto następnych lat. Do tego służą właśnie książki i filmy propagandowe pisane z tak zwanym „szalonym entuzjazmem”. Trzymajmy się z daleka od szalonego entuzjazmu to może nic nas nie opryska.

No, ale wracajmy do prasy katolickiej, która uprawia rodzaj komunikacji z czytelnikiem, który można śmiało nazwać swoistym. Ja podczytuję tę prasę z rzadka, żeby się nie denerwować, ale uwagę mam zawsze jedną: dlaczego z tych łam musi zawsze bić taki szczery entuzjazm zadowolonego z siebie durnia? Czy ktoś może mi to wyjaśnić? I nie mówię tu o nieukazujących się już „Zeszytach karmelitańskich”, które były pismem dyskretnym i poważnym, ale o tych wszystkich periodykach robionych według sprawdzonych wzorów mainstreamu. Ostatnim, o ile pamiętam przełomem ideologicznym, jaki dał się zauważyć w prasie katolickiej, było odkrycie, że elity polityczne Polski, wyrosłe z tradycji okrągłego stołu nie mówią nam całej prawdy. Czy się mylę? To była ostatnia demaskacja dotycząca doczesności, jaką zaprezentowali nam redaktorzy pism katolickich na swoich łamach. No może jeszcze próba wylansowania pokolenia JP II, która zakończyła się wstydliwą porażką.

No, ale przejdźmy do sedna czyli do sprawy arcybiskupa Wielgusa, która budziła i budzi nadal liczne kontrowersje. Ja w czasach tej afery ani myślałem o tym, że będę kiedyś prowadził bloga. Nie miałem jednak za grosz zaufania do ludzi, którzy występowali w obronie czystości doktryny i czystości samego arcybiskupa pisząc, że powinien ustąpić, bo kapował. Ludzie ci, to przecież znani prawicowi i katoliccy dziennikarze, oni trwają do dziś na posterunkach i do dziś piszą o sprawach ważnych dla każdego katolika. I nie można im słowa powiedzieć, bo zaraz usłyszymy przypowieść o źdźble i belce w oku. No, ale może jednak spróbujmy, bo ich funkcja jest w naszym życiu szalenie istotna. Tak istotna jak funkcja dziennika „La Croix” w czasach afery Dreyfusa, pisma otwarcie antysemickiego, które po stu latach tak się ucywilizowało, że doszło w końcu do gloryfikacji Adama Michnika.

Panowie Sakiewicz, Terlikowski i reszta ocalili diecezję warszawską, a może i cały polski Kościół przed rządami donosiciela i dzięki temu głową tegoż Kościoła mógł zostać arcybiskup Kowalczyk, który na samym początku powiedział, że nie będzie „ojcem ojczyzny” (czy jakoś podobnie). Wcześniej zaś, w czasie trwania tej całej afery zachowywał się dwuznacznie, jak nam pisze autor książki o tamtych wypadkach Sebastian Karczewski Początkowo żaden z głosów krytycznych wobec ich postawy nie przedostawał się do obiegu publicznego, bo (o ile pamiętam) nie było jeszcze blogów. No, a i później ludzie podzielili się na dwie grupy, jedni za Wielgusem, inni przeciw i nie było mowy, żeby skłonić kogoś do innego spojrzenia na te kwestie. No, a przecież można. I nie dotyczy to bynajmniej tych, którzy trzymają stronę dziennikarzy niszczących arcybiskupa. Dotyczy tych drugich, tych, którzy arcybiskupa bronili. O ile mnie pamięć nie myli, Stanisław Wielgus pewnym momencie udzielił wywiadu Adamowi Michnikowi. Ja oczywiście wiem, że był to gest rozpaczy, bo tak mi to tłumaczono, ale to jest dokładnie tak, jakby arcybiskup Paryża próbował komunikować się z katolikami francuskimi, ze szczególnym wskazaniem na wychowanych w jezuickich szkołach oficerów, poprzez wywiad z naczelnym pisma „La Croix”. Sebastian Karczewski w swojej książce podkreśla fatalną rolę, jaką w tej sprawie odegrał Lech Kaczyński, który po ogłoszeniu rezygnacji biskupa klaskał w katedrze i wszyscy to widzieli. Zarzuty przeciwko biskupowi Wielgusowi formułowali zaś, o czym Karczewski pisze wprost, masoni. To zupełnie jak z III republiką, tam też rządzili masoni, a prześladowani przez nich katolicy chronić się musieli pod dobrymi skrzydłami arcybiskupa Canterbury. Spod czyich skrzydeł wygląda Karczewski nie wiem, ale jeśli Stanisław Wielgus poszedł gadać z Michnikiem, to zarzuty przeciwko masonom nieco bledną. Cała zaś sprawa ustawia się na innej zupełnie płaszczyźnie, której póki co rozpoznać nie potrafimy. Opozycja: szczerzy katolicy z „Naszego dziennika” kontra fałszywi katolicy zindoktrynowani przez masonerię jest opozycją fałszywą, podaną do wierzenia ludziom, którzy chcą być łagodni jak gołębie i głupi jak gołębie. Ja tego nie kupuję.

 

31 stycznia mam spotkanie z czytelnikami w moim rodzinnym mieście, w Dęblinie, w domu kultury, który teraz jest w budynku dawnej przystani nad Wisłą, tuż przy moście drogowym. Początek o godzinie 16.00. 19 lutego zaś o 17 albo o 18 odbędzie się spotkanie w Gdańsku, w bibliotece, tak jak w zeszłym roku, w tym całym centrum handlowym, jakże się ono nazywa....Manhattan chyba...Zapraszam wszystkich serdecznie. 7 marca zaś odbędzie się spotkanie ze mną w Warszawie poświęcone ostatniej Baśni jak niedźwiedź, czyli baśni czeskiej. 7 marca, sobota, godzina 17. 12 marca zaś mamy z Toyahem spotkanie w Opolu, na uniwersytecie. Początek o godzinie 18.00


 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Mamy tam cały festiwal promocji. „Dzieci peerelu”, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” oraz „Dom z mchu i paproci” sprzedajemy po 10 złotych plus koszta przesyłki. „Najlepsze kawałki” oraz 2 i 3 numer Szkoły nawigatorów sprzedajemy po 15 złotych plus koszta przesyłki. Zapraszam także do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.

 

Ponieważ wielkimi krokami zbliża się moment wydania pierwszego w nowej edycji tomu „Baśni jak niedźwiedź”, który będzie miał, według życzenia czytelników twardą oprawę, oraz zawierał będzie dziesięć barwnych ilustracji, zamieszczam oto krótki trailer zapowiadający to wydarzenie. Przygotował go oczywiście Tomek Bereźnicki. On także jest autorem ilustracji.

 

http://youtu.be/PZ77GGVUfLw

 

Wrzucajcie go, proszę gdzie tylko możecie.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka