coryllus coryllus
6166
BLOG

Nad kim lamentował Mickiewicz w III części Dziadów?

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 152

Znajoma przysłała mi dziś życiorys człowieka, o którym prasa rozpisywała się co prawda, ale gdzieś nam to umknęło. Jak napisał o nim swego czasu minister Bartłomiej Sienkiewicz w Tygodniku Powszechnym „życiorys ten dopełnia się poza narodowymi desygnatami”. Oto przed nami Jan Prosper Witkiewicz, którego biografię łatwo znajdziecie w sieci. Mnie zaś dziś interesować będzie najbardziej jego krótka i dziwna relacja z Mickiewiczem. Otóż piszą o stryjecznym dziadku Witkacego, że jako piętnastoletni młodzian założył organizację wywrotową pod nazwą „Czarni Bracia”, bo chciał wspomóc aresztowanych niedawno Promienistych i Filomatów, w tym Mickiewicza. Liczył, że kiedy car zobaczy jak wielka i silna jest litewska konspiracja to się przestraszy i złagodzi wszystkim wyroki. Tak to przynajmniej zrozumiałem. No, ale niestety stało się tak, że po rozesłaniu 400 listów do uczniów i nauczycieli, a także urzędników guberni wileńskiej, ktoś Czarnych Braci wydał policji. Sąd w osobie dwóch oficerów i sekretarza skazał ich szybciutko na karę śmierci. Na karę śmierci, powtarzam, gdyby ktoś nie usłyszał dobrze co napisałem. W czasie kiedy Filomaci i Promieniści siedzą sobie w pootwieranych celach, w wigilię Bożego Narodzenia, a strażnik donosi im wino, żeby się nie nudzili, trzech szesnastolatków jedzie w nieznane w kajdanach na rękach i nogach o wadze 16, 5 kg komplet. Czy widzimy różnicę? A może tylko ja ją widzę i znowu się czepiam. Mickiewicz o ile pamiętam nie poszedł na zesłanie, jeździł po Krymie i stepach i tęsknił. No, a młody Jan Prosper Witkiewicz miał zostać powieszony, ale zamieniono mu wyrok na roty aresztanckie w Orenburgu. Tam, jak pisze niezrównany Bartłomiej Sienkiewicz, przeszedł piekło, zanim zaczęto traktować go inaczej niż pozostałych żołnierzy. Uczył się miejscowych języków, opanował je dobrze, a w końcu zdarzyło się tak, że w stepy przyjechał niemiecki przyrodnik Aleksander von Humboldt i zobaczywszy tam Jana Prospera wstawił się za nim u cara. Podobnie musiało być z Tomaszem Zanem – promienistym – on został wręcz asystentem Humboldta. Ja się nigdy nie interesowałem polskim romantyzmem i teraz z niejakim zdziwieniem przeczytałem skąd się wzięła nazwa promieniści. Oto tenże Zan wymyślił coś takiego:

 

każdy człowiek promieniuje się stosownie do ścisłości i ładności swego połączenia duszy z ciałem i tworzy wokoło siebie atmosferę obszerniejszą lub ściślejszą, mniej lub więcej ujmującą lub wstrętną

 

Kariera Jana Prospera jest niezwykła i kończy się tragicznie. Został on carskim dyplomatą posłującym do emira Kabulu, by przekonać go do sojuszu z Rosją. Dzięki niemu udało się na chwilę zastopować ekspansję brytyjską w Afganistanie. Witkiewicz po swoim sukcesie pojechał do Petersburga, ale w czasie oczekiwania na audiencję u ministra Nesselrode został zastrzelony w pokoju hotelowym. Był rok 1839. Osiem dni czekał na tą audiencję, a sprawa była wagi najwyższej. Trzeba by się więc może zastanowić, czy sam minister Nesselrode, albo ktoś z jego otoczenia nie był zainteresowany przedłużeniem czasu oczekiwania.

Rywalem Witkiewicza był porucznik Alexander Burnes. Kiedy wojna w Afganistanie w końcu wybuchła i Brytyjczycy zajęli Kabul został on porąbany przez rozwścieczony tłum. Przeżył Witkiewicza tylko o 2 lata.

 

No, ale wróćmy do tego Mickiewicza i Dziadów, w których opisuje on, jak „biedne chłopcy”, „małe chłopcy” zakuwani są w kajdany, jeden ma dziesięć lat i nie może dźwigać tych kajdan, płacze, ale nikt nie ma dla niego litości. Dlaczego, kurcze pieczone, nie zakuli w te kajdany takiego superwywrotowca jak Mickiewicz? Może ktoś tych Czarnych Braci wrobił w konspirację, po to właśnie, żeby było kogo skazać na śmierć? Tak sobie tylko gdybam.

 

Nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że autorem jednego z najbardziej wzruszających tekstów o Janie Prosperze Witkiewiczu jest minister Bartłomiej „ch...j, du..pa i kamieniu kupa” Sienkiewicz, który wyjaśnia nam, przecząc tym samym wikipedii, że Witkiewicz zginął, bo Brytyjczycy zaszantażowali cara. Dali mu do wyboru – Afganistan albo Bałkany i Turcja, Car zaś wybrał Bałkany i Turcję, czym po raz kolejny zdradził swoją głupotę, bo wojna na Krymie wybuchła i tak. Witkiewicz zaś został z tym swoim dyplomatycznym sukcesem jak z ręką w nocniku. No, ale minister Sienkiewicz rysuje przed nami obraz niesamowity, podobnie jak inni badacze tego dziwnego życiorysu. Otóż według Marii Janion jest Jan Prosper Witkiewicz „prawdziwym Wallenrodem”. Wstąpił w szeregi wroga, żeby mu szkodzić. To jest niesamowite, bo ten pierwszy Wallenrod, opisany przez Mickiewicza, to zdaje się sam Mickiewicz, który w ten dziwny sposób próbuje załagodzić złe wrażenie, jakie na niektórych rodakach wywarły jego serdeczne kontakty z Rosjanami. No, ale skoro Witkiewicz jest według Marii Janion Wallenrodem prawdziwym, to mamy przynajmniej pewność, że tamten był fałszywy, czyli nasze rozumowanie ma jednak jakiś sens.

Bartłomiej Sienkiewicz sugerują, że Witkiewicz wpadł w pułapkę dyplomatyczną, odrzuca jednocześnie wersję zamordowania go przez Anglików, odrzuca też wersję zamordowania go przez Rosjan. Uważa, że to jednak było samobójstwo. Jan Prosper czuł się wypalony i nie miał po co żyć. Tak go opisał Zan w swoich wspomnieniach. Spotkali się na moście, dwa dni przed jego śmiercią, i Zan przyjrzawszy się mu skonstatował coś takiego właśnie. Ja mam jednak pewne wątpliwości, bo spostrzeżenia pana Tomasz Zana, jak widać na podanym przeze mnie powyżej przykładzie miały jednakowoż pewne wady. Może więc nie było tak dokładnie jak nam to za Zanem sugeruje minister? Może jednak Witkiewicz chciał żyć, ale inni nie chcieli, żeby on żył. Na wszelki wypadek, żeby zmazać hańbę jaką okryło się imperium w czasie negocjacji z emirem Kabulu zlikwidowano też Burnesa. Potem była wojna i wszyscy o sprawie zapomnieli. Dziś zaś Witkiewicz przywoływany jest czasem w Polsce jako bohater romantyczny. Minister Sienkiewicz zaś walczy z tym mitem i wskazuje nam moment w dziejach bardzo ważny – oto przed połową XIX wieku istniała wspólnota urodzonych i oświeconych, którzy – choć różniła ich narodowość – potrafili współdziałać. Ma na myśli pan minister polskich zesłańców w służbie carskiej na pograniczu środkowoazjatyckim, bo przecież nie jeden Witkiewicz tam był. Później, pisze Sienkiewicz, w dobie rozbuchanych nacjonalizmów po Powstaniu Styczniowym, nic takiego już nie mogło mieć miejsca.

Od razu rodzi się pytanie, czy dziś może mieć miejsce? A jeśli tak to kim są oświeceni i urodzeni? Trzeba by może o to zapytać ministra Sikorskiego, który wszak także był w Afganistanie i odbył sławną podróż z Kabulu do Heratu.

Macie tu pełny tekst artykułu pana Sienkiewicza, jakże cudownym i pełnym empatii językiem pisany: http://tygodnik.onet.pl/historia/ciemne-swiatlo/3lnbg Niestety tytuł dyskwalifikuje go całkowicie, ponieważ nie można tworzyć związków frazeologicznych poza logiką, chyba, że piszemy pastisze w rodzaju „w słonecznym cieniu, na drewnianym kamieniu, siedziała młoda staruszka i nic nic mówiąc rzekła”. No, ale tu nie o to chodzi. Ministrowi chodzi o uzyskanie efektu głębi. Tych zaś, którzy się ze mną nie zgadzają prosiłbym o wskazania co, jaki byt fizyczny lub duchowy emituje ze swego wnętrza ciemne światło.

 

7 marca mamy spotkanie w kawiarni Niespodzianka w Warszawie, spotkanie w Gdańsku zostało przesunięte na 9 kwietnia. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura