coryllus coryllus
4626
BLOG

Psy i książki profesorów

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 31

Zabili tego całego Niemcowa i dziś oraz jutro będzie tu słychać jedno wycie, to jest chciałem rzec będą tu publikowane poważne analizy dotyczące sytuacji w Rosji oraz prognozy dotyczące najbliższej przyszłości. Jak wiecie mam tego powyżej uszu, podobnie jak doniesień z Ukrainy. Cieszę się, jak nie wiem co, że nie wchodzę na twittera, gdzie każdy od Pereiry począwszy na Węglarczyku kończąc musi się wyjęzyczyć na wszystkie bieżące tematy, bo inaczej nie ma go wśród żywych. Nie istnieje po prostu. Im głupiej na tym twitterze gadają tym większą mają satysfakcję. My za to dziś porozmawiamy sobie o psach i książkach, czyli o uniwersytecie jak zwykle.

O tym jak głęboki jest upadek tej instytucji niech zaświadczą dwie kwestie. Pierwsza to blog Hartmanna, a druga to książki niejakiego Zajasa. Zacznę od tej drugiej. Zadzwonił tu wczoraj Toyah z pytaniem czy ja znam Zajasa. Nie znam oczywiście, ale okazało się, że Katowice są oplakatowane zdjęciem okładki jego książki. Jest bowiem ów pan pisarzem. Toyah z początku myślał, że może on jest takim pisarzem z Biedronki jak Miłoszewski, albo ta debiutująca dziewczyna co miała matkę wampira. Okazało się jednak, że nie. Krzysztof A. Zajas jest profesorem. Pewnie nominalnym, ale zawsze, wykłada na UJ, na wydziale filologii polskiej. Jego książki, o których mówił w Katowicach, albo będzie mówił, bo nie wiem kiedy przypada to jego spotkanie, nie są jednak książkami naukowymi. To kryminały. Pan profesor bowiem postanowił realizować się w literaturze popularnej. Nie wiem, który z mędrców, ale chyba Foucault, napisał, że burżuazyjne rządy wynalazły kryminał, po to by trzymać społeczeństwo w strachu. Taka socjotechnika, Sherlock Holmes był na usługach imperium nie tylko jako lojalny poddany, ale także jako postać literacka. Jeśli przyjmiemy, że tak rzeczywiście jest z tymi kryminałami, wypada się zastanowić po co ci wszyscy grafomani je piszą? Rząd im każe? Oczywiście, że nie. Nasz rząd ma w nosie takie rzeczy. Oni to piszą, bo im się wydaje, że ludzie tego pragną. Moja żona twierdzi, że ja się mylę we wszystkich swoich ocenach, że to jest tak, jak widzą to różne Zajasy, naród chce kryminałów i będzie je czytał choćby nie wiem co. A nawet jak nie chce to te resztki dystrybucji masowej co nam jeszcze zostały niczego innego poza kryminałem nie łykną. Nie mogą, bo ludzie je obsługujący to rynkowe zombie, którzy zatracili już dawno możliwość oceny czegokolwiek, łażą tylko i szukają kogo by tu pogryźć. Jedyne co do nich trafia to przełożenie – kryminał-sprzedaż. Wszyscy wiemy, że tak naprawdę nie ma już żadnej dystrybucji, została zamordowana na naszych oczach, wszyscy uciekają z rynku na targi, kiermasze, gdziekolwiek, byle nie zostawiać swoich książek w hurtowniach i księgarniach. Pośrednicy płaczą, ale żaden z nich nie kiwnie palcem, żeby jakoś tę sytuację zmienić. Myślą oni bowiem o sobie tak, jak myślała dziewczynka z zapałkami przed zapaleniem ostatniej, że są biedni, mali ale od życia należy im się coś fantastycznego. I tego sposobu postrzegania rynku przez pośredników nikt nie jest w stanie zmienić.

No, ale wracajmy do pytania kluczowego, po co profesor uniwersytetu, w dodatku taki, co wykłada na innych uniwersytetach pisze te kryminały? Dla pieniędzy to jasne. On musi być jakoś umocowany w strukturze pobierającej niejako z racji funkcji dotacje, a do tego jeszcze poprzez tę swoją funkcję ma dostęp do sieci bibliotek, gdzie organizowane są spotkania autorskie i sprzedaż. Czy taki Zajas nie wstydzi się swojej pararynkowej działalności. Myślę, że nie. Żeby jakoś uciszyć ten głos wewnętrzny, który podpowiada mu, że jednak głupio robi i nieetycznie, używa wytrycha następującego: tej ciemnocie trzeba przecież coś dać, a kto ma to zrobić jeśli nie profesorowie UJ. No i cóż tu rzec? Po takiej konstatacji wypada powiedzieć tyle, że fikcja rynku książki jest dziś o wiele bardziej dojmująca niż za komuny. Mamy bowiem czytelników, którzy nie wyobrażają sobie, że książka nagle znika jako produkt i z braku laku biorą do ręki te kryminały. Mamy więc zainteresowanie książką czysto umowne, wspomagane funkcją jaką pisarz piastuje na UJ, z jednej strony i mamy czysto umowne zainteresowanie pisarza-profesora literaturą. Jest to inaczej mówiąc konwencja. W tej konwencji realizowana jest sprzedaż. No to ja się pytam; jaka to może być sprzedaż? Taki Krajewski zrobił sukces na rynku niemieckim, a gdzie chce zrobić sukces Zajas? Na rynku w Katowicach? Ci ludzie nigdy przenigdy nie zrozumieją o co nam chodzi, bo dla nich rynek i sukces to dotacje i możliwość spotkania się z grupką czytelników w bibliotece. W dodatku takich czytelników, którzy oszukują sami siebie i odgrywają pewien spektakl. Popatrzmy teraz jakiś sposobów używa Zajas, żeby podkręcić sobie sprzedaż, oto prócz demonstrowania swoich uczelnianych charyzmatów pisze jeszcze, że jego ulubionym autorem jest Stephen King. To jest próba zbudowania się na cudzym sukcesie, bez świadomości co tak naprawdę leży u podstawy tamtego sukcesu. Zajasowi się wydaje, że nic nie leży, albo że tajemnica tkwi w treści. Myśli, jak oni wszyscy, że trzeba robić tak jak w Ameryce tylko gorzej i głupiej i już, zwycięstwo mamy w kieszeni. On te książki rzeczywiście powstawiał w różne miejsca i wydała mu je Sonia Draga, która jest jakimś koszmarnym snem wszystkich targujących wydawców. Zawsze ma najlepsze miejsca i zawsze jest proszona i wygłoszenie jakichś laudacji na inauguracjach imprez targowych. No, ale rynku nie ma, są jakieś resztki i oni tymi resztkami próbują zarządzać łudząc się, to właśnie jest sukces. Sonia Draga nigdy nie wpadnie na pomysł, że o wiele lepiej dla wszystkich byłoby gdyby osoby takie jak ona trzymały się w cieniu. Nie może wpaść, bo zgarnia większość tych ochłapów co zostały i to jest jej jedyny fun. Ona też musi sobie zresztą poprawiać samoocenę wydając Zajasów i innych profesorów. Zresztą tam już chyba o nic więcej nie chodzi, jak tylko o poprawę samooceny. No bo jak inaczej interpretować to co sobie Zajas w życiorysie wpisuje:

 

Obecnie jego zainteresowania naukowe koncentrują się na relacjach kolonialnych, postkolonialnych i postzależnościowych w kulturze Polski i Europy Środkowej. W kulturowych interpretacjach literatury skupia się na perspektywie pogranicznej i postkolonialnej jako antynomicznych dyskursach wpisanych w tekst. Oprócz seminarium magisterskiego poświęconego studiom postkolonialnym prowadzi zajęcia z poetyki i teorii literatury oraz kultury popularnej. Jeszcze innym polem jego zainteresowań badawczych jest kulturowy aspekt gier komputerowych.

 

Chodzi zdaje się o to, że Zajas będzie robił profesurę belwederską pisząc o własnych kryminałach. Może też szykuje się do wydawania jakichś gier i będzie je promował poprzez uczelnię, wciskają pakiety studentom na zajęciach.

No dobrze zostawiamy tego pisarza i przechodzimy do profesora Hartmanna. Jemu z kolei zabili psa. Na wsi w Lubelskiem zastrzelili mu psa z wiatrówki i profesor na tę okazję napisał tekst pod tytułem „Chamie, polski chamie”. Zacznę od tego, że jako człowiek pochodzący z województwa lubelskiego chciałbym się dowiedzieć co to za wieś. To ważne, albowiem mam podejrzenia, że może być to wieś Mięćmierz pod Kazimierzem Dolnym, gdzie wszystko i wszystkich można spotkać tylko nie polskiego chama z wiatrówką. Można tam spotkać Korę Jackowską, Sipowicza, poważnych historyków sztuki z różnych uczelni, można tam pewnie też spotkać Zajasa, ale chama z wiatrówką akurat nie. Taki wsi jak Mięćmierz jest w województwie lubelskim kilkanaście, region bowiem jest atrakcyjny i wiele osób z tak zwanego środowiska spędza tam wolny czas, wielu poważnych ludzi ma tam nieruchomości i inwestuje w ziemię. Niestety profesor Hartmann nie zdradził nam gdzie doszło do tragicznego postrzelenia jego kundelka, napisał tylko, że zwierzę konało przez pięć dni. Policja zaś, która przybyła na miejsce zachowała się arogancko i bezczelnie i dopiero telefon do znajomej pani mecenas postawił tych bezczelnych chamów do pionu.

Z psami wałęsającymi się po lesie jest dziś tak, że myśliwi do nich strzelają. Nie sądzę jednak, by tego psa, w tej akurat wsi, zastrzelił jakiś miejscowy cham. Ci bowiem raczej kryją się ze swoim sprzętem i nie paradują z nim w biały dzień po wsi i okolicznych krzakach. Podejrzewam, że był to raczej jakichś urzędnik, miłośnik bloga pana profesora, a może także miłośnik prozy profesora Zajasa, który z kolei jest miłośnikiem prozy Stephena Kinga. Mogło być też tak, że profesor wygłaszając swoje kontrowersyjne opinie w realu, w przytomności okolicznych mieszkańców ściągnął na siebie ich niechęć, a może ten pies też miał coś na sumieniu i zadusił jakąś kurę, kto to wie...Okoliczności zdarzenia nie są nam znane, ale widzimy, że oburzenie Jana Hartmanna jest wielkie i szczere. No i zapowiada on srogą zemstę, będzie mianowicie uczył dzieci tych chamów kultury. Będzie je posyłał do teatru i załatwiał im stypendia z Oksfordzie i Kembridżu. Co to oznacza w praktyce? Otóż chodzi o to, ze z zemsty za tego psa Hartmann będzie naganiał klientów Zajasowi. Tylko o to chodzi, a pies jest tu wyłącznie pretekstem. Ja rozumiem, że profesorowi jest smutno, ale tam nic więcej nie ma w tych emocjach. Oto jeden pisarz, dla drugiego pisarza zrobi promocję wśród dzieci ze wsi, a wszystko przez to, że tam gdzieś w tych lasach nad Wisłą czy Wieprzem zginął jego ulubiony kundelek. I popatrzcie jak to dobrze, że Hartmann nie hoduje koni rasy Palomino, albo krów holenderskich, bo strach pomyśleć co by było, gdyby jedno z tych zwierząt zginęło...niechybnie poprosiłby Sonię Dragę o wydanie mu książki, a potem rozpoczął tournée po wszystkich bibliotekach publicznych jak kraj długi i szeroki.

 

7 marca w sobotę, odbędzie się mój wieczór autorski w kawiarni Niespodzianka w Warszawie, początek o 17.00, 9 kwietnia zaś mam wieczór autorski w Gdańsku, biblioteka w budynku Manhattan, godzina 18.00. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura