coryllus coryllus
7742
BLOG

Tomasz Sulima vs żołnierze wyklęci

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 174

Miałem dziś znowu pisać o rynku książki, ale na wczorajszym spotkaniu w Niespodziance elig powiedziała, że jestem na tym temacie zafiksowany. No więc dziś będzie coś innego. Pojawił się tu przedwczoraj, mam na myśli salon24, tekst niejakiego Tomasza Sulimy z Bielska Podlaskiego. Tekst wylądował na pudle, bo miał mocno, jeśli zważyć okoliczności, kontrowersyjny tytuł. Chodziło o to, że Inka nie powinna być patronką szkół, ponieważ brała udział, wraz z oddziałem, w którym służyła, w pacyfikacji białoruskich wsi. Pan Sulima podaje konkretny przykład – partyzanci przyszli do wsi Narewka i zrabowali wódkę miejscowym, do tego pobili jedną starszą kobietę i jej syna. Dalej szła jeszcze opowieść o Burym i wnioski, które teraz streszczę, Gdyby żołnierze niezłomni wygrali, pisze Sulima, w Polsce nie byłoby miejsca dla Białorusinów, Tatarów i innych mniejszości, a to dlatego, że Polska musiałaby stać się katolicka i narodowa. Zanim się do tego odniosę chciałbym Tomaszowi Sulimie przypomnieć, że w Bielsku i okolicach mieszkają także Ukraińcy, których może warto byłoby wymienić, kiedy już mówi się o mniejszościach Podlasia. Tak dla porządku, tego chyba wymaga tolerancja dla inności w skali lokalnej. Wymaga czy nie? Teraz odpowiedź na wątpliwości Tomasza Sulimy: całe szczęście żołnierze wyklęci przegrali i dzięki temu tolerancja i wielokulturowość mogły zapanować jak Polska długa i szeroka, nie tylko na Podlasiu, nie tylko w Bielsku, ale także w Bieszczadach, na Pomorzu, w Lubuskiem i w ogóle wszędzie. Strach pomyśleć rzeczywiście, co by się mogło stać gdyby wygrali, Tomasz Sulima miast do cerkwi musiałby chodzić do kościoła. Ja nie wiem jak to było z białoruskimi funkcjonariuszami MO i UB oraz członkami partii wywodzącymi się z tego środowiska, ale Polacy decydujący się na karierę w resorcie, a była ich przecież znakomita większość, nie mogli chodzić do kościoła, dzieci ksiądz im chrzcił po cichutku, a śluby brali cywilne. Jeśli w przypadku Białorusinów było inaczej, chętnie o tym przeczytamy, bo – przyznam szczerze – będzie to dla nas sporym zaskoczeniem.

Tomasz Sulima pisze o sobie, że jest politykiem. Jeden rzut oka na jego portret przekonuje nas jednak, że taki z niego polityk jak z koziej.....puzon, pan Tomasz dopiero aspiruje do bycia politykiem, a mógłbym wręcz zaryzykować twierdzenie, że wzorem wielu mniejszościowych działaczy przymila się rozdając uśmiechy na prawo i lewo do różnych partii, które mogłyby go przyjąć, jako reprezentanta mniejszości, żeby w ich strukturach wziął na siebie odpowiedzialność za tolerancję wobec innych i różne takie historie. Może jest inaczej, ale na mój nos, mamy tu do czynienia z sytuacją wyżej opisaną. Młody, ambitny działacz kulturalny z małego miasteczka na wschodzie oczekuje propozycji. Myślę, że jeszcze kilkanaście wpisów i asystenci Magdaleny Ogórek zadzwonią. Wtedy pan Tomasz będzie mógł opowiadać o nieszczęściach związanych z kradzieżą wódki we wsi Narewka na forum szerokim i tam przedstawić swoją nieco kontrowersyjną tezę dotyczącą rozwoju sytuacji w razie zwycięstwa powojennego sił AK-NSZ-WiN.

Osobom nie rozumiejącym o czym piszę wyjaśnię teraz całą rzecz pokrótce. Oto nie było mowy w roku 1945 i później o czymś takim jak zwycięstwo żołnierzy wyklętych. Ludzie ci szli na zatracenie, większość ze świadomością tego faktu, część z jakimiś złudzeniami. Poparcie dla nowej władzy wśród ludności wsi i miasteczek Podlasia rozkładała się niestety w sposób – patrząc z naszej dzisiejszej perspektywy – skrajnie niekorzystny dla Białorusinów. W większości popierali oni nową władzę. Popierało ją również wielu Polaków, ale na Podlasiu konflikt pomiędzy legalną władzą przedwojennej Rzeczpospolitej, a bandycką władzą sowiecką rozkładał się w taki właśnie sposób. Można dziś nad tym ubolewać, załamywać ręce i biadać, można nawet wypisywać brednie o nietolerancyjności żołnierzy podziemia niepodległościowego, ale trzeba przy tym trzymać jakieś proporcje. Komuniści nie nieśli tu żadnej wolności, nieśli niewolę i dziki wyzysk, który maskowany był opowieściami o sprawiedliwym podziale ziemi. Tym obietnicom, jak przypuszczam, ulegli bez większego oporu przodkowie Tomasza Sulimy. Uległo im też wielu Polaków, ale jak pamiętamy wewnątrz-narodowe porachunki nie wypadają tak dobrze w dzisiejszej propagandzie jak rozprawy polsko-białoruskie czy polsko-ukraińskie.

Ludzie są zwykle całkowicie bezradni wobec wręczanych im za darmo dóbr, jeśli zaś chodzi o ziemię, to bezradność ta jest po prostu szczera jak bezradność dziecka. Muszą wziąć, nie ma siły. No, a jak już wezmą to koniec, będą bronić tego, który im to wcisnął do krwi ostatniej. Ja to wiem z całą pewnością, bo znam takich co wzięli. Nie sądzę, żeby białoruscy i ukraińscy mieszkańcy Bielska Podlaskiego i okolic byli na tę przypadłość uodpornieni. Mamy tu więc podwójny konflikt podlany ciężkim sosem resentymentu. Polscy partyzanci bronili Kościoła i własności i takie deklaracje składali na piśmie, a białoruscy mieszkańcy podlaskich wsi bronili reformy rolnej i swoich przyszłych karier w strukturach nowego państwa, które już, już wyczuwali. Tak to już bowiem jest, że jak okupant wkracza na jakiś teren to szuka poparcia w mniejszości przeciw większości. Jedni temu ulegają, inni nie, ale propozycja pada zawsze.

Po latach okoliczności się zmieniają i przychodzi pora nowych karier i całkiem innych ocen. No i wtedy pojawia się Tomasz Sulima, zwolennik wielonarodowej Rzeczpospolitej, który zarzuca polskim partyzantom nietolerancję. Zauważcie, że ja tu nie liczę białoruskich funkcjonariuszy UB czynnych na Podlasiu i zwalczających partyzantów, a do tego mieniących się przedstawicielami legalnej władzy. Nie liczę, a można by przecież policzyć. No, ale wtedy pan Sulima odpowiedziałby pewnie, że takie były czasy, każdy chciał żyć i jakoś tam sobie radził. Może wspomnijmy tylko o tym gestapowskim agencie co mu w Narewce pomnik postawili i nazywają teraz białoruskim działaczem kulturalnym. Bo to, jak się zdaje, o niego idzie spór. Inka nie, a pan Aleksander Wołkowycki tak. On bowiem wpisuje się w tradycje wielonarodowej Rzeczpospolitej.

No i jak myślicie, jeśli sytuacja będzie rozwijać się tak, jak do tej pory czyja tablica pamiątkowa zniknie pierwsza ze wsi Narewka? Inki czy pana Aleksandra? Sądzę, że Inki, liczę, że jednak nie, ale myślę, że białoruscy działacze kulturalni mieliby wielką ochotę tę tablicę ściągnąć. Dlaczego? Bo to ich teren kochani, a jak coś jest czyjeś, to żartów nie ma.

Teraz słów kilka w kwestii wielonarodowej Rzeczpospolitej. Nie wiem z kim konkretnie utożsamia się pan Sulima, ale podejrzewam, że nie ze szlachtą Podlasia opisywaną przez Henryka Sienkiewicza. Nie sądzę też, by utożsamiał się z pańszczyźnianymi chłopami, bo jego ambicje sięgają wyżej i dalej. Pozostają więc litewscy magnaci wyznań kalwińskich i prawosławnych sprzeciwiający się nietolerancyjnemu Kościołowi i jeszcze bardziej nietolerancyjnym jezuitom. Pomiędzy nimi a dzisiejszymi działaczami kulturalnymi mniejszości istnieje zadziwiająca duchowa więź. Dotyczy ona, jak sądzę, różnych zagranicznych i krajowych ofert, również finansowych, które składane były tamtym przez reprezentantów dworów obcych i składane są tym za pośrednictwem partii, która wystawiła Magdalenę Ogórek w wyborach prezydenckich. A jak ktoś ma odpowiednią determinację i silna wola wprost z niego emanuje, to może i nawet składane są bezpośrednio. No, a wiemy przecież, i zostało to udowodnione zaraz po wojnie, że jak ktoś dostaje coś za darmo, to staje się bezradny niczym dziecko. I będzie bronił tego co mu to dał do krwi ostatniej. W przypadku Polaków dobrze to widać po posłance Senyszn, chociaż – jak gadają – ona także jest z Podlasia. Jeśli to prawda to dochodzimy w tym momencie do samego dna tego piekła. Otóż – i ja to także wiem na pewno – można być potomkiem białoruskich chłopów, można gadać o tej wielokulturowości oraz tolerancji i jednocześnie wstydzić się swojego pochodzenia, ukrywać je wręcz pod różnymi przebraniami. I to jest w mojej ocenie coś absolutnie najstraszniejszego i najbardziej obrzydliwego.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 i na mój wieczór autorski w Gdańsku, który odbędzie się 9 kwietnia w bibliotece mieszczącej się w budynku Manhattan. Początek o godzinie 18.00

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka