coryllus coryllus
4630
BLOG

Czy młody Łysiak będzie drugim Sienkiewiczem?

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 54

Właśnie na naszych oczach wali się dystrybucja książek jaką znamy. Należy się tylko z tego cieszyć, trzeba wręcz skakać z radości. Wraz z nią zawali się przekonanie wielu ludzi próbujących pisać, że stworzenie książki, a następnie jej sprzedanie, jak się zna kogo trzeba, to bułka z masłem. Na naszych oczach, wskutek przeniesienia sprzedaży do sieci spożywczych bułka zamieniła się w kamień. Wszyscy, ci którzy pisali tak zwaną literaturę gatunkową zostaną niebawem z ręką w nocniku. I jeśli nie mają za sobą policyjnych budżetów nic im nie pomoże. A może się zdarzyć i tak, że koledzy z resortu też się od nich odetną, bo każdy musi przecież kalkulować i liczyć zyski. Moc propagandowa takiej Bondy czy Miłoszewskiego nie jest wieczna i zużywa się jak wszystko. Teraz – jeśli nie dojdzie do podziału strefy wpływów ze spożywką – zużywać się będzie błyskawicznie. Sieci wykreują swoich autorów, którzy pisać będą prawie tak samo, tylko dużo prościej, wejdą w segmenty rynku obstawiane do tej pory przez różnych mistrzów kryminału i powieści obyczajowej i pozamiatane. Zniknie pewna fikcja, polegająca na tym, że autorzy umocowani środowiskowo piszą w konwencji ogranej i nieważnej, koledzy krytycy i sponsor piszą o tym w zachwycie, a empik udaje, że sprzedaje to badziewie, bo nic innego nie ma. Empik na tym interesie wychodził najlepiej, bo miał najdłuższe terminy płatności, a autorzy – wyłącznie wyselekcjonowani - zarabiali na dotacjach do produktu, zwanych dotacjami do kultury. Teraz każda sieć będzie miała swoje barachło i będzie oszukiwać swoich autorów, którzy pisać będą w zamian za sławę, generatorem sławy zaś będą sklepy sieciowe. Taka jest sytuacja i doprowadzili do niej ludzie, którzy przez ostatnie dwadzieścia lat decydowali co się będzie w Polsce wydawać, a czego nie. W efekcie doprowadzili do tego, że najpierw umarła krytyka, potem za pomocą łatwych pieniędzy zamordowano dystrybucję i właściwie zrezygnowano z terminowego płacenia komukolwiek, autor zaś i wydawca zmuszeni zostali do kredytowania działalności pośredników. Teraz zaś przyszła kolej na nich, na tych wszystkich piewców literatury segmentowej, w której książki ambitne też miały swój osobny regał i stała tam głównie Masłowska,. Przyszła kolej na literaturę, która przez ćwierć wieku była pretekstem dla drenowania państwowych budżetów. Patrzmy teraz uważnie, jak będą próbowali się ratować, wiele nam to powie o ich kondycji i morale. Na złodzieju czapka gore, jak to mówią.

W tym całym bałaganie nas najbardziej interesować będzie tak zwana literatura historyczna lub parahistoryczna jak kto woli. Ona została dokładnie tak samo zmielona jak wszystko, a wielkie w tym zasługi położyły prawicowe tygodniki opinii, próbujące podnieść sobie sprzedaż za pomocą różnych para-historycznych demaskacji. Wszystkie one zakończyły się klęską z powodów wyżej przeze mnie wymienionych, a także dlatego, że intencje wszystkich czynnych tam autorów, nie dość, że nie są szczere to jeszcze wpisują się w całkowicie idiotyczną definicję sukcesu. Otóż sukcesem prawicowego piśmiennictwa jest uczestnictwo w ustawionych debatach telewizyjnych. Plus oczywiście jakaś budżetowa juma. Tego się nie da ciągnąć w nieskończoność, szczególnie kiedy ma się tyle lat co Zychowicz, trzeba będzie w końcu przejść na jakieś urzędnicze posady, albo wyjechać na stypendium fundacji Forda. Na miejscu zaś zostanie Biedronka, która sprowadzi do parteru wszystkich, z Cenckiewiczem na czele.

Prócz publicystyki historycznej, mamy też historyczną literaturę piękną. Ona jest robiona dokładnie według tej samej recepty, którą stosuje Krajewski pisząc swoje kryminały. Autorom takim jak Komuda czy młody Łysiak wydaje się, że wystarczy być para-Sienkiewiczem i już sukces gotowy. Poczekajcie jeszcze dwa sezony i Biedronka pokaże wam takich para-Sinkiewiczów, że oko wam zbieleje. Czas na udawanie Sienkiewicza był krótki i skończył się właściwie w roku 2010, po wyborach, które wygrał Komorowski. Teraz trzeba szukać innych wzorów. No, ale że pisarze na prawicy ufają jedynie sobie i swoim ojcom, którzy porobili różne kariery, za nic w świecie w to nie uwierzą. Powód jest następujący – im się zdaje, że ich środowisko jest emitentem informacji istotnych. To jest nieprawda, te informacje dochodzą do nas wszystkich z zewnątrz, a tak zwane środowiska, próbują je przechwytywać z powietrza i redystrybuuować, robiąc przy tym mądre miny. W przypadku udawania Sienkiewicza chodzi zaś wręcz o informacje pochodzące od czytelnika, które są przez tych ludzi interpretowane źle i opacznie. Nikt dziś już nie chce prozy a la Henryk Sienkiewicz, sprawy znacznie przyspieszyły i co innego jest czytelnikowi potrzebne. Największy problem polega na tym, że dokładnie nie wiadomo co. Po to, by to odkrywać potrzebni są autorzy z prawdziwego zdarzenia. W Polsce natomiast pokutuje wiara, wzięta wprost z amerykańskich uniwersytetów, że literatura to segmenty opisywalne za pomocą algorytmów. To brednie. Popatrzcie na filmy, które się teraz produkuje. Po obejrzeniu dwóch, możecie w ciemno zgadywać o czym będzie trzeci. To jest sklejane z przypadkowo wyciąganych z wora kawałków taśmy. Nie ma obaw, że coś się nie uda, bo kawałki są zestandaryzowane. Wkrótce jednak przemysł filmowy może przeżyć gorzki zawód, bo nikt nie będzie chciał tego oglądać, a ludzie zamiast kina wybiorą spacer i żadne 3 D nie pomoże. To samo jest z literaturą historyczną. Młody Łysiak niedawno gadał z jakimś staruszkiem o Sienkiewiczu. Teraz sobie przypomnieli, że był Sienkiewicz i postanowili na tym parę punktów złapać. Za późno niestety. Kolega onyx przysłał mi ostatnio fragment recenzji dotyczącej prozy tego młodego Łysiaka i ja przyznam się zbaraniałem. Oto ten fragment:

 

"To już ostatnie spotkanie z drużyną ratującą Polskę przed nawałnicą tatarską. Rozdzieleni w tomie pierwszym Szalbierz Jeruzalem i mały Ignaś w tym tomie się spotykają. Tyle mogę zdradzić. Reszty nie powiem, ponieważ uważam, że warto samodzielnie przeczytać ten trzytomowy cykl. Że księgi grubaśne? Bez przesady, czytywałam grubsze. A to się pochłania, a nie czyta.
Każdy z bohaterów ma swój charakter, specyficzny styl w mówieniu i autor konsekwentnie się tego trzyma, np. pustelnik Dobrosław ma taką manierę, że powtarza ostatnie frazy każdego zdania, rycerz Drogiełło mówi długimi, skomplikowanymi zdaniami, karzeł Karlito zanim przejdzie do sedna, ma takie długie i zawikłane wstępy, że aż rycerz musi go zawsze trzepnąć w ucho, bo nigdy nie przestałby paplać.
Te zalety powieści to nie wszystko - jest jeszcze obrazowe przedstawianie trzynastowiecznej Polski, jest pokazywanie sposobu myślenia ówczesnych ludzi, przecudnie odmalowane leczenie, jedzenie, higiena (a raczej jej brak) i co tam... "

 

Pustelnik powtarza ostatnie frazy każdego zdania, zupełnie jak Rozalka scheisse, scheisse z niedawnego wpisu na blogu Kobiety Kuli, albo jak Johnny Dwa Razy z filmu „Chłopcy z ferajny”, który wszystko mówił dwa razy. Na przykład tak: idę do kibla, idę do kibla, po czym rzeczywiście wychodził do kibla.

Rycerz Drogiełło i karzeł Karlito są zdaje się skonstruowani na zasadzie przeciwieństw jeden bredzi na początku kwestii, a drugi na końcu. Wypada zapytać jak przy tej manierze autor odróżnia jednego od drugiego i początek od końca? Ja nie wiem, ale jako sposób na wydłużenie książki pomysł ten podoba mi się średnio. Dlaczego Łysiak to robi? Bo ktoś mu powiedział, że tak się właśnie tworzy literaturę gatunkową, poprzez konstrukcje bohaterów, którzy muszą się wyraźnie różnić między sobą. Ja myślę, że takich idiotyzmów uczą po prostu na milicyjnych kursach pisania w Szczytnie, gdzie oni wszyscy uczęszczali, ten Łysiak, Bonda i Miłoszewski. Może nawet byli w jednej grupie.

Całe szczęście koleżanka Toyaha z osiedlowego sklepu zaczęła już pisać drugą część trylogii o przygodach dziewczyny co miała matkę wampira. Tam przynajmniej będzie trochę prawdy o człowieku, a jak wszyscy pamiętamy w literaturze, prawdziwej literaturze, najważniejszy jest człowiek. O tym zaś Łysiak i cała reszta dawno zapomnieli. Biedronka i jej ludzie przywrócą sprawom właściwy wymiar.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy i do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie. Przypominam też, że 9 kwietnia o 18.00 odbędzie się w Gdańsku, w bibliotece mieszczącej się w budynku Manhattan mój wieczór autorski.

 

 

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura