coryllus coryllus
4419
BLOG

Praktyki parateatralne i paramilitarne czyli obcy atakują

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 80

 

Miało być dzisiaj o karabinach, ale będzie o karabinach tylko trochę, a wszystko przez kolegę Publicystę, który napisał pełen pretensji wpis o tym, jak to dziennikarze telewizyjni w Polsce nie znają najważniejszych dla polskiej kultury nazwisk. Poszło o to, że odwiedził nas obcy, ósmy pasażer Nostromo i coś zagadał do dziennikarki o Grotowskim, na co dziennikarka zrobiła wielkie oczy, bo nie wiedziała kto to był. A tu się okazało, że mąż obcego przyjeżdżał do Wrocławia na jakieś kursy, w sensie, żeby go Grotowski uczył grania. Myślę, że nawet gdyby ten mąż tu nie przyjeżdżał, obcy jako profesjonalista, nastukałby się przed spotkaniem różnej wiedzy o Polsce, po to właśnie, żeby brylować w studio i gasić nierozgarniętych dziennikarzy. Ci zaś, obojętnie pod jaką szerokością geograficzną mieszkają i tak mają opinię powierzchownych ordynusów z aspiracjami.

Publicysta idzie jednak dalej, on się domaga, by dziennikarze w Polsce znali nazwiska wszystkich ważnych i istotnych dla tak zwanego światowego dziedzictwa kulturowego Polaków. I tu padają nazwiska, z których poza Grotowskim słyszałem może jeszcze dwa. Cała reszta jest dla mnie nowością, podobnie jak nowością jest ona dla 99% Polaków mieszkających w kraju i za granicą, że o obcym i pochodzących z jego kraju dziennikarzach nie wspomnę. Czego ten Publicysta się domaga? Z grubsza rzecz biorąc on chce, żeby wszyscy chodzili w świecących garniturach. Bo taka jest moda na Brooklynie. Tam zaś, jak wiemy jest najbardziej światowo i wszystko jest najlepsze. Jak ktoś nie chce założyć błyszczącej marynarki i niebieskich butów pociągniętych lakierem, trzeba go izolować od społeczeństwa i wydać obcemu na pożarcie. W komentarzach pod tekstem od razu pojawili się tacy, którym w kontemplacji świecących marynarek przeszkadza patriotyzm i związane z nim emocje manifestowane w malarstwie i pieśni. Tak właśnie, to przez to świat i Polska nie mogą zagłębiać się w twórcze poszukiwania Grotowskiego i Kantora. A cóż to są owe twórcze poszukiwania? Ch...j wie powiem Wam szczerze, bo o ile pamiętam nic trwałego po Grotowskim i Kantorze nie zostało, jeśli nie liczyć tych parasolek poprzyklejanych krzywo do płótna. Na pytanie o te sławne jak step nad Dnieprem twórcze poszukiwania admiratorzy Grotowskiego mają zwykle jedną odpowiedź, polega ona na wyniosłym milczeniu. No to może ja spróbuję opisać na czym to poszukiwanie polega, choć nigdy w życiu nie widziałem ani jednego, wielogodzinnego, jak podkreśla Publicysta, spektaklu w reżyserii tego pana. Wiem bowiem o Grotowskim coś, czego Publicysta, który ponoć był u niego na stażu, nie wie z pewnością. Ani nawet tego nie podejrzewa. Otóż Grotowski pojechał kiedyś na Haiti i przywiózł stamtąd czarnego potomka polskich legionistów. Niby nic nadzwyczajnego, ale ten potomek był, co za zbieg okoliczności, jednym z najważniejszych kapłanów voodoo na wyspie. Grotowski ganiał z nim nocą po lesie i uprawiał te swoje parateatralne praktyki, które w istocie są poszukiwaniem kontaktu z transcendencją rozumianą na opak, czyli z demonem. Wielogodzinne przekomarzanie się ludzi od siebie uzależnionych w obecności innych ludzi, którzy niczego nie rozumieją, nie ma innego celu niż zbadanie ile w człowieku jest determinacji do tego, by dokonać całkowitej dekonstrukcji „ja” (ale mi się napisało) i przez ową dekonstrukcję otworzyć tunel dla bytów innych niż ziemskie. Bo niby po jaką cholerę oni by się tak tłukli ze sobą po tej scenie? Za pensję aktora? W latach siedemdziesiątych? Nie było wtedy przecież dotacji. Efektu innego poza opętaniem publiczności to nie wywoływało. Podobnie było z Kantorem, który był jednakowoż trochę sztywny i gorzej mu szło poruszanie się i praca z własnym ciałem.

Tak to widzę i nie sądzę by było inaczej, Grotowski bowiem zwracał się ku jakimś sycylijskim gusłom organizowanym dawniej przez Crowleya i ku Gurdżijewowi. Ludzie zaś zainteresowani rozwojem polskiej kultury chcą nas przekonać, że cała ta kultura, chodzi rzecz jasna o kulturę świecką, to coś podobnego do ligi mistrzów, w której udział wziąć może każdy i każdy ma szansę. Otóż nie każdy, jak wiemy w lidze mistrzów grają od lat te same zespoły. Łączy je zaś zakulisowy obieg pieniądza, oraz różne cyrografy, które podpisali działacze i właściciele klubów. To samo jest z mistrzami sztuk wszelakich, z wyjątkiem może muzyków, ale ich dzieła, by mogły zostać zaprezentowane wymagają takiej ilości środków, że gangom nie chce się zwyczajnie nimi interesować. Z teatrem i aktorstwem jest inaczej. Tam pojedynczy człowiek posiadający jakieś wtajemniczenia może zrobić wrażenie i wygrać los na loterii, to znaczy zagrać w filmie Obcego. Ten obcy zaś – nie mylić bohaterem szkolnej lektury – to po prostu nowe wcielenie szatana. W sferze prostej, życiowej praktyki zaś ów rozwój kultury i sztuki polega na tym, by budować coraz bardziej oddalone od Pana Boga hierarchie, które służyć będą li tylko oszukiwaniu frajerów i drenowaniu różnych budżetów.

Dlaczego ja to wszystko łączę z praktykami paramilitarnymi? Otóż ostatnio dwie gazety: New York Times i Die Welt napisały, że Polacy w obawie przez rosyjską inwazją zbroją się i szykują do wojny. Owo szykowanie się do wojny to po prostu ćwiczenia grup rekonstrukcyjnych oraz drużyn strzeleckich. Dziwne, że o tym obcy w swoim wystąpieniu nie wspomniał, przecież to szalenie ważne, skoro tak wielkie tytuły się tym zajmują. O wiele - myślę – ważniejsze niż Grotowski. Die Welt dodaje, że w składzie tych paramilitarnych formacji znajdują się przedstawiciele skrajnej prawicy. Nie wiadomo dokładnie kogo ma na myśli i co ci przedstawiciele zamierzają zrobić, ale domyślamy się, że coś strasznego. Przynajmniej tak samo strasznego jak to co zrobił Hitler. Mamy więc z jednej strony sławne na świat cały praktyki parateatralne Grotowskiego, o których każdy dziennikarz wiedzieć powinien, a z drugiej całkowicie niesławne organizacje paramilitarne zasilane przez jakąś skrajną prawicę. I o jednym i o drugim wiedzą w Ameryce, a więc w miejscu, gdzie – zdaniem Publicysty – ustalane są kulturalne trendy i mody. O czym to może świadczyć? O tym moim zdaniem, że Polska interesuje Amerykanów wyłącznie jako byt propagandowy, który wykorzystywać można na różne sposoby. Można kokietować miejscowych znajomością najwartościowszych trendów w sztuce, albo zawstydzać ich obecnością uzbrojonej, skrajnej prawicy w formacjach paramilitarnych szykujących się do wojny z Rosją. Nic ponadto nie ma szans, by znaleźć się w mózgu obcego i w amerykańskiej czy niemieckiej gazecie. Żadnych innych odcieni i barw oczy mieszkających tam ludzi nie zauważą. I to nie martwi wyobraźcie sobie Publicysty, który jest przecież animatorem kultury nie byle gdzie, bo w sławnym mieście Przemyślu. On i jemu podobni zainteresowani są wyłącznie tym, by odpowiednią ilość razy nazwisko Grotowskiego było wyrecytowane przez różne sławne i niesławne postaci mediów. To gwarantuje trwałość temu czemuś, co zwykle nazywane jest w mediach polską kulturą.

Ponieważ ja jestem głęboko przekonany o tym, że wszystko to fałsz, ten cały Grotowski i reszta, patrzę na to ze smutkiem. Nie wiem czy domyślacie się dlaczego. Otóż dla tysięcy młodych, samodzielnie myślących ludzi, albo nawet nie młodych, dla samodzielnie myślących ludzi w różnym wieku, a mam na myśli tych co uprawiają jakiś rodzaj sztuki, nie ma w takim systemie innej drogi jak tylko naśladowanie tych oszukanych wielkości. Na straży zaś tego zbrodniczego procederu stoją opłacani przez państwo animatorzy kultury, tacy jak Publicysta właśnie. I zastanawiam się ile talentów zniszczył już ten facet, ilu ludzi odesłała w niebyt, po to, by ocalić tę piramidalną bzdurę. Ilu osobom złamali kariery oni wszyscy, ta cała ponura banda zarządzająca emocjami i wrażliwością na szczeblu powiatowym. Myślę, że idzie to w tysiące, a może w dziesiątki tysięcy.

Tomek rysuje teraz zupełnie niezwykły komiks, właściwie nie jest to komiks, ale zatrzymane w miejscu kadry filmu dokumentalnego. Takiego, co to nikt go nigdy nie nakręci, z obawy, by nie obrazić tego czy tamtego pana, albo pamięci, po kimś kto akurat służy mu do jakichś prywatnych kultów. Jestem przekonany, że gdyby rzecz taką zrobił ktoś z gazowni, przez kraj przeleciałoby jedno wycie zachwytu nad koncepcją i wykonaniem. I Publicysta zamyśliłby się głęboko i zastanowił czy nie zorganizować temu zdolnemu facetowi wystawy w Przemyślu, albo może jakiegoś spotkania. No, ale po obejrzeniu tego albumu, wszyscy nabiorą wody w usta i będą udawać, że nic nie widzą, dalej będą lansować Klatę, starego oszusta, dalej będą czekać aż im jakiś obcy ósmy pasażer powie, kto jest w Polsce najwartościowszym artystą. No, ale nic to, my i tak będziemy robić swoje, przynajmniej na razie. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl i zachęcam do obejrzenia naszych trailerów.

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=agpza8Ag5bA

https://www.youtube.com/watch?v=kJ7REL-ee4s

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura