coryllus coryllus
3094
BLOG

Terlikowski i inne chłopaki

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 37

Ze sprzedażą książek jest trochę jak z wędkarstwem. Człowiek przygotowuje się długo, jeździ na wodę, nęci, szykuje miejsce, wkłada w to masę pracy i cierpliwości i uczucia, tak właśnie – uczucia. No i na koniec postanawia zabrać ze sobą kolegę amatora. Przyjeżdżają, wyładowują się, wędkarz stara się być cicho, a jego kolega, z uśmiechem zachwytu na gębie, szczęśliwy, że udało mu się trafić w tak piękne okoliczności przyrody, wyciąga wodery z bagażnika i trach nimi o ziemię, aż się woda marszczy. No i w zasadzie można wracać. Wszystkie ryby spłoszone. Czasem zamiast rzucania woderami o ziemię jeden z drugim zaczyna tupać, albo posadzi swój tłusty tyłek z takim hukiem, że bobry z żeremi powyskakują. I dokładnie tak samo jest ze sprzedażą książek. W obecnej sytuacji widzimy wręcz wyłącznie amatorów wędkowania, każdy z nich dysponuje sprzętem najdroższym, każdy ma luksusowy kołowrotek i żyłkę i strój odpowiedni i w ogóle wszystko. Hałasu przy tym robią tyle co kompania ruskiego wojska na przepustce, a kiedy już skończą piszą do ministra, żeby im rybę w cysternie dowiózł, bo nie udało się nic złowić.

Zajrzałem na stronę Frondy, żeby zobaczyć okładkę i zajawkę książki Terlikowskiego. No, żesz...To jest chyba specjalnie tak robione, na tak zwanego chama, to już nie jest nawet próba łowienia na zacinkę, z dwoma kotwicami, to jest po prostu łapanie na prąd. Jest tylko jeden feler, Terlikowski jest odcięty od zasilania. Ktoś mu powiedział, że trzeba nad wodę ciągnąć kabel aż z domu, gdzie jest on podłączony do gniazdka. No i on pociągnął. Włożył końcówki drutów do stawu i czeka. Nic się jednak nie dzieje, ryba nie wypływa. A tam już dawno przecież gniazdko wyrwane, bo jak przechodził z tym zestawem przez skrzyżowanie Marszałkowskiej ze Świętokrzyską i zmierzał nad Jeziorko Czerniakowskie to jechał akurat tramwaj i trach, zaczepił o kabel i mocno szarpnął.

Ja w zasadzie tak się droczę z tymi ludźmi, ale nie wiem co powiedzieć. Nie żebym nie umiał tego pokazać, ale nie wiem po prostu co powiedzieć. Może jak opowiem o piłce, to oni lepiej zrozumieją. Na boisku nie ten jest ważny co ma najdroższą koszulkę i getry i korki, nie ten co mu ojciec bilety na mecze funduje, ale ten co bez przerwy przez pół godziny może odbijać piłkę głową. Kapujecie? Widzę, że nie.

No to jeszcze raz. Tylko czasami udaje się sprzedać książkę słabą, ale o powtórzeniu tego manewru nie ma już mowy. Czasem jedna, dwie osoby nabiorą się na to, jeśli słaba książka ma innego autora. No, ale kiedy cały czas próbuje się z tym samym autorem to się nie może udać. Nie można łowić ryb prądem, bez prądu. A Terlikowski łowi, do tego w empiku, w stawie, gdzie już tylko same truchła do góry brzuchami pływają, a cały akwen wypełniony jest starymi meblami, puszkami po konserwach, martwymi kotami i zużytym olejem silnikowym. O tym, że ma to wszelkie cechy obłędu, niech zaświadczy zacytowana tu wczoraj wypowiedź koleżanki Terlikowskiego, Doroty Kani, powiedziała ona, że jej książka, napisana wspólnie z Targalskim, książka której jeszcze nie ma w sprzedaży, jest już na liście bestsellerów w empiku. To tak, jakby w latach osiemdziesiątych chwalić się zdjęciem w Trybunie Ludu. W dodatku nie wydrukowanym, a jedynie obiecanym.

No, ale najlepsze jest to w jaki sposób ta cała Fronda próbuje reklamować książkę Terlikowskiego. Proszę bardzo, oto próbka:

 

Tłum dzieci rządzi. Wrzawa, harmider i kolejne zabawne sytuacje. Jakby czytelnik znalazł się w świecie przygód Mikołajka. 

 

Jakby czytelnik znalazł się w świecie przygód Mikołajka? Naprawdę? Co za niespodzianka, czyli u Terlikowskiego, jest jak u tego Mikołajka, aha, co musi być coś naprawdę niesamowitego, już pędzę dokonać zakupu....

 

Oczywiste jest, że Terlikowski nie pisze swoich książek, po to, by je sprzedawać. On je pisze po to, by utrzymać swoją pozycję katolickiego publicysty. Terlikowski potrafi w tydzień napisać powieść, która w całości trafi do śmieci, bo nikt jej do ręki nie weźmie, no, ale co z tego skoro nie taka jest funkcja jego książek. Chodzi o to, by zamiast kogoś autentycznego i prawdziwego na miejscu gdzie mówi się o rodzinie, dzieciach i wychowaniu siedział Terlikowski właśnie, który jest dla systemu najwygodniejszą małpą. Można go pokazywać w różnych kontekstach i efekt jest zawsze taki jakiego oczekuje sponsor. A sponsor Terlikowskiego, jak sądzę, ma taką moc, że jak będzie trzeba to staw osuszy, ludzi z wioski wysiedli i zalew na jej miejscu zrobi, byle tylko utrzymać Terlikowskiego na tej pozycji, na której on się właśnie znajduje. No, ale do tego jeszcze daleko. Całe szczęście, że nieodzownym momentem w sprzedaży książek są tak zwane spotkania autorskie. Ja bardzo chętnie obejrzałbym nagranie z tego spotkania w empiku, gdzie Terlikowski z żoną opowiadają o tym, jak wychowują ten „tłum dzieci” czyli pięcioro pociech. Chciałbym zobaczyć, kto siedzi na widowni i jak się zachowuje, kiedy się uśmiecha, a kiedy klaszcze. No i najważniejsze,chciałbym zobaczyć, którzy z kolegów Terlikowskiego się tam znajdują, kto mu kibicuje. Czy siedzi tam Dawid Wildstein, czy może jego tata, a może koledzy z niezależnej, czy może wręcz sam nasz gospodarz Igor Janke. To bardzo ciekawe, może ktoś znajdzie to nagranie i nam podrzuci. Obejrzymy z zainteresowaniem. W końcu to ważna książka o niezwykle istotnych sprawach.

Ciekawe jak długo będzie można udawać sprzedaż książek, które nie są przeznaczone do sprzedaży, książek, które są gadżetem reklamującym pewną zafałszowaną postawę i pretekstem do utrzymania takiego darmozjada jak Terlikowski. Mnie to interesuje bardzo, bardzo, bo to jest również pytanie dotyczące rynku, jak długo można utrzymywać tę fikcję i ile to kosztuje?

Jeśli ktoś nie rozumie o co chodzi, niech wyobrazi sobie taka sytuację. Mikołajek i inne chłopaki, grają w piłkę, trwa wybieranie drużyn, a na największy bój toczy się o to, gdzie będzie grał Ananiasz. Tak samo jest z Terlikowskim i jego prozą. Oni nas chcą przekonać, że Ananiasz nie tylko gra w nogę, nie tylko świetnie się bije, nie tylko rysuje pięknie i kaligrafuje jak Maksencjusz, ale do tego gra w kulki i jest przy tym tak rozkosznie głupi jak Kleofas. Bo oni muszą mieć wszystko, po prostu wszystko. A wiecie po co? Żeby nie było niczego.

 

Na koniec jeszcze raz dołączam nagranie z wieczoru autorskiego w Dęblinie

 

http://www.youtube.com/watch?v=N9e7xCyDoFQ

 

No i nasze trailery.

https://www.youtube.com/watch?v=agpza8Ag5bA

https://www.youtube.com/watch?v=kJ7REL-ee4s

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl i do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy

 

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka