coryllus coryllus
4485
BLOG

Prosty test na profetyzm

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 63

Dziś nie będzie tak śmiesznie jak wczoraj, ale to wyłącznie przez to, że obejrzałem film, gdzie widać jak Grzegorz Braun, Jerzy Targalski, jakiś pan z Ruchu Kontroli Wyborów (czy jak się to tam nazywa) stoją przed lokalem PKW i opowiadają Pospieszalskiemu o tym w jaki sposób wspomniana PKW przygotowała się do nadchodzących wyborów i jak może je sfałszować. Ja, przyznam się o wiele bardziej wolę, kiedy Braun opowiada tak jak to widać w tym filmie, niż jak gada o Kościele, szkole, strzelnicy i kondominium. To jest o wiele bardziej wiarygodne i prawdziwe, no i ma podkładkę w postaci rzeczywistych postanowień tej PKW. W tym filmie widać różne inne rzeczy, bardzo ciekawe, jak to najazd strażnika z BOR, który próbuje całą grupę przepędzić, jakąś panią, która nie wie co Braunowi odpowiedzieć i parę innych wesołych osób. No, ale najważniejszy jest moim zdaniem Pospieszalski. On mówi w pewnym momencie, że tego materiału jest za dużo, że trzeba to w cholerę skrócić, trzeba to uciąć, streścić w sześciu zdaniach, bo inaczej nie puszczą tego w telewizji. No i Braun, nie zważając na tego strażnika z BOR, ani w ogóle na nic, po prostu zaczyna jeszcze raz całą gawędę od początku.

To jest jakieś pomieszanie z poplątaniem. Ja wiem, że PiS ma tych mężów zaufania, ale wiem, że miał ich także w poprzednich wyborach. Ich działania okazały się w przeważającej mierze fikcją. Mężowie zaufania to jakaś przedpotopowa nazwa, do tych komisji zgłaszają się ludzie, którzy wierzą w to, że bycie mężem zaufania to siedzenie i gapienie się w sufit, albo pomrukiwanie od czasu do czasu w odpowiednich momentach. O ile pamiętam był poważny kłopot z przeszkoleniem tych mężów zaufania, oni nie wiedzieli co mają robić i w których momentach reagować. No więc ciekawe co będzie teraz. I czy jakaś telewizja pokaże instrukcję obsługi takiej komisji, w długim i bardzo czytelnym materiale. Nie pokaże tego Pospieszalski, bo jemu telewizja na to nie pozwoli. Nie na tym bowiem polega misja telewizji polskiej, by przeszkadzać Komorowskiemu w wygraniu wyborów. Pospieszalski o tym wie. Poza tym jest tak zwana sztuka telewizyjna, czyli oni muszą pokazywać te krótkie i zwięzłe materiały, bo czas antenowy kosztuje. No, ale tu chodzi o prawdę. O tę, jaj jej tam – demokrację – o Polskę chodzi, czyż nie? Niech szlag więc trafi telewizyjny profesjonalizm. Pod tym budynkiem PKW z dziennikarzy i tak zwanych postaci prawicy zauważyć się dało Jerzego Targalskiego i mikrofon telewizji republika. Gdzie był w tym czasie Rachoń? Albo chociaż Wierzchołowski? Czy mieli jakieś poważniejsze zadania i czy w jedynej prawdziwie „naszej” telewizji znajdzie się czas na to, by pokazać wszystkie pułapki przepisów przyjętych przez PKW? No i żeby wytłumaczyć tym całym mężom zaufania od czego tak naprawdę są i na jakie reakcje powinni się zdobyć w razie czego. Nie wiem. Zobaczymy.

No, ale wracajmy do meritum czyli do tego całego testu na profetyzm. Polska scena polityczna jest pełna proroków. Oni są rozpoznawani na pierwszy rzut oka po takim charakterystycznym, buddyjskim uśmiechu na twarzy. Takim jaki ma na przykład Jan Pietrzak, kiedy wkracza na scenę z gitarą. A jak komuś się nie podoba Jan Pietrzak, niech sobie popatrzy na Korwina i jego zagadkowy grymas, kiedy ma powiedzieć coś naprawdę ważnego. Nasi prorocy prorokują już ze trzydzieści lat chyba. Powiedziałbym nawet, że oni te swoje proroctwa rozwijają w najróżniejszych kierunkach, bo nie tylko mówią o tym co będzie, jeśli ich nie posłuchamy, ale także bardzo zajmującą opowiadają o tym co już było, starannie pomijając swój w tych opisywanych wypadkach udział. Można by więc rzecz, że są to prorocy wsteczni w pewnych momentach, nadający się do każdej roboty. Oto czas, a my wraz z nim płynie leniwie niczym audycja w pierwszym programie polskiego radia, niczym jakieś słuchowisko Różewicza zatytułowane „Śmieszny staruszek”, a oni są jak ten czerwony wskaźnik – raz w tę, raz w inną stronę się przesuwają, pokręcani niewidzialną ręką.

Cechą charakterystyczną proroków jest chorobliwe upraszczanie komunikatów. To się zdarzało również prorokom biblijnym, co to każde swoje przemówienie rozpoczynali od zagajenia: zaprawdę, zaprawdę powiadam wam.....

U nas jest jeszcze gorzej, bo taki na przykład Jan Pietrzak, na znanych sobie czterech chwytach gitarowych przedzwonił pół wieku, wygłaszając ciągle ten sam komunikat. Idący w jego ślady Kukiz nie bierze chyba nawet gitary do ręki. Prorokuje samym słowem jedynie, inni również, w tym Stanisław Michalkiewicz. Prorokowanie trwa, naród uśmiechnięty słucha, a ja się czepiam znowu. Czego tym razem? Czepiam się, bo widzę jaka jest różnica pomiędzy prorokami biblijnymi a naszymi. Otóż tamci, po krótkim okresie intensywnej aktywności brani byli żywcem do nieba, albo też ginęli w okolicznościach gwałtownych i nieciekawych z punktu widzenia ich uczestnika. To ważny moment, ten mianowicie, że daru prorokowania Bóg nie daje człowiekowi raz na całe życie, że to jest pewien okres ściśle ograniczony ważnymi wydarzeniami, z których drugie zawsze polega na tym, że prorok w ten czy inny sposób znika.

Jeśli więc mamy proroka, stosującego profetyczną metodę komunikacji – zaprawdę, zaprawdę powiadam wam...- i prorok ów jest stałym elementem krajobrazu przez 30 lat, to znaczy, że coś nie sztymuje. Pan Bóg go nie wyznaczył. Rodzi się pytanie czy warto takiego słuchać? Wiele osób uważa, że tak. I ja bym się do tego zdania przychylił, bo nie chcę sprawiać ludziom lubiącym proroctwa, przykrości. Mam jeden warunek. Trzeba rozbudować komunikat. Nie można pozostawać przy tym samym bez przerwy, prostym przekazie, bo staje się on z istoty niewiarygodny. Rozbudowywanie zaś przekazu, na wszystkie strony, dodawanie do niego obrazków, filmów, muzyki, gawędy jest ze wszech miast słuszne, bo choć przekaz traci wówczas cechy proroctwa, zyskuje inne, ważniejsze – staje się kulturą. Nie pytajcie mnie więc co trzeba robić wy, którzy całymi dniami wsłuchujecie się w jedno i to samo zdanie, oczekując, że ono zmieni coś w waszym życiu. Odpowiedź została udzielona.

Myślę też, że rozbudowując przekaz zmniejszamy ciśnienie emocji i dajemy szansę Panu Bogu i sobie, nie domagamy się odeń nachalnie gwałtownej śmierci. Co jest – sami przyznacie – poważną oznaką pychy. Rozbudowując przekaz widzimy jak wszystko dookoła staje się bogatsze i piękniejsze, jak różni ludzie znajdują sobie przy tym zajęcie i jak się w tym spełniają. Widzimy też jak tych ludzi przybywa, jak ujawniają się ich dobre cechy i umiejętności, które często skrywali sami przed sobą. To jest jak sądzę właściwy cel misji.

Dlatego cieszę się, kiedy widzę, że Grzegorz Braun wzbogaca swoje opowieści i stara się opowiedzieć coś jeszcze ponad swoim standardowym komunikatem. Cieszę się, bo wiem, że powtarzanie w kółko tego samego, w chwili kiedy nie zanosi się nawet na boską interwencję i potwierdzenie prawdziwości słów uważanych za prorocze, odbiera wiarygodność i zmusza przemawiającego – vide Korwin – do kokietowania coraz to młodszych roczników. Mam także nadzieję, że po wyborach Grzegorz Braun powróci po prostu do kręcenia filmów.

Na koniec chciałem Wam zaproponować obejrzenie długiego filmu, który wielu ludzi może po prostu znudzić, tym bardziej, że został przeznaczony dla dzieci. Film ten opowiada dokładnie o tym, co tu napisałem. O tym, że działania frontowe, lub na takie wyglądające, bywają z istoty przeciw skuteczne. Są jak fałszywe proroctwa inspirowane pychą, a nie duchem. Jeśli macie czas, obejrzyjcie ten film. To animacja. Nosi ona tytuł „Sekret księgi z Kells”. Oto link https://www.youtube.com/watch?v=_Xg7SxEwkIo

Zwróćcie uwagę na wykonanie tego dzieła i porównajcie je z naszymi rodzimymi popularyzacjami kultury i historii. Ja przyznam szczerze, od wczoraj kiedy ten film obejrzałem, nie myślę już o niczym więcej tylko co tym co tu zrobić, żeby mieć studio filmów animowanych. No, ale nie ten budżet, nie ten czas... może innym się uda.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka