coryllus coryllus
5326
BLOG

Rady dla Grzegorza Brauna

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 62

Zadzwoniła tu wczoraj życzliwa osoba i zapytała mnie co ja myślę o kampanii Grzegorza Brauna i jego dalszych losach. Ja oczywiście myślę o tym, więc miałem co opowiadać i tak nam zeszło na tej rozmowie ze czterdzieści minut. Miałem nie zabierać w tej sprawie głosu, ale zajrzałem na portal prawy.pl, który – jak napisano – jest własnością księdza Halwy. Tam są umieszczane rozmaite teksty i rozmaite zdania na różne tematy się pojawiają. No i trzeba trafu, że zauważyłem materiał pod tytułem „Kościół, szkoła, strzelnica, joga”, o tym że Grzegorz Braun oszukał katolików, bo sprowadził na swoją konwencję Wiktora Morgulca, właściciela jednej ze szkół jogi w Warszawie. Niżej zaś znalazłem tekst profesora Jacka Bartyzela, w którym omawiał on sylwetki poszczególnych kandydatów. Tekst został opublikowany jeszcze przed pierwszą turą wyborów. Wbrew temu co twierdzi Grzegorz Braun, Bartyzel uosabia same najgorsze cechy polskich publicystów, naukowców i politykierów. Zacznijmy od tego, że był wychowankiem Krzeczkowskiego, a nawet przemawiał na jego pogrzebie. Ponoć ze łzami w oczach, bo żegnał swojego mistrza. Tak mi to tłumaczył Braun – że wtedy błądził, ale teraz już wszedł na właściwą drogę, bo został monarchistą. To co przeczytałem u Bartyzela na tym całym prawym.pl, gdyby odczytywać zdania te głośno, mogłoby uśpić wielką, zieloną anakondę żyjącą w bagnach nad Paraną i całkowicie potwierdza moje podejrzenia co do niego. To jest mistrz niespełniony, który biega po świecie w poszukiwaniu uczniów, których mógłby wychować. Sami popatrzcie http://www.prawy.pl/felieton/9259-na-wtorkowej-debacie-najwiecej-zyskal-komorowski

Dla Bartyzela Braun był w debacie za mało radykalny. I – cytuję - Miałem zwłaszcza nadzieję, że wykorzysta pytanie o wizję ustroju do dania zarysu prawdziwej alternatywy dla demoliberalizmu, szerszej niż mówienie o "lożach" (co dla przeciętnego wyborcy też jest abstrakcyjne), tymczasem przekaz ten ograniczył się właściwie do "teologiczno-politycznej" symboliki godła, wspomnienia, iż Polska chrześcijańska promieniowała wolności i inwokacji do boskich auspicjów.

 

Rozumiem, że Bartyzela wystąpienie Brauna zadowoliłoby wtedy kiedy ten posługiwałby się takim samym językiem. Już widzę zbawienne efekty takiego zagrania, minę Korwina, Kowalskiego i tego całego Ziemca. No, ale przechodźmy do rzeczy. Kampania Grzegorza Brauna zasadzała się na tym, by jak najwięcej ostrych i kontrowersyjnych z punktu widzenia mediów polskich treści trafiło do telewizji. Takie opinie słyszałem i teraz je powtarzam. To się nie udało, jak widać i nie uda się także w przyszłej kampanii, telewizja łatwo poradzi sobie z takimi treściami, wyszydzi je, albo skompromituje w oczach wyborców za pomocą demotywatorów, memów i koszulek. Ludzie to chętnie podchwycą i będą się tym bawić. Póki Grzegorz Braun pozostawał w cieniu i jego przekaz był do pewnego stopnia hermetyczny wszystko było w porządku, nikt nie mówił sprawdzam. Teraz zaś jesteśmy już w trakcie kolejnego rozdania, słowo sprawdzam padło już dawno, a karty Grzegorza Brauna okazały się niestety podmienione. Cóż robić i jak żyć?

Przede wszystkim nie słuchać Bartyzela i ludzi jemu podobnych, bo to jest droga ku zagładzie ostatecznej. Jakiekolwiek snucie planów w formie i dynamice zaproponowanej przez profesora nie ma najmniejszego sensu. Grzegorz Braun jest reżyserem i powinien teraz nakręcić film. Nie mówię, że o biskupie Kaczmarku, ale o czymś co wypuści nieco powietrza z tego napęczniałego balonu emocji pomieszanych ze zniechęceniem. No, ale jest jeszcze coś, co Grzegorz Braun powinien zrobić przed nakręceniem filmu – powinien odpocząć. Przede wszystkim. Kampania, którą prowadził składała się z niego i ludzi oczekujących, że coś się stanie jak on zacznie przemawiać. Stać się miało coś poważnego, to znaczy miała tu wtargnąć jazda niebieska z Michałem Archaniołem na czele, albo wody się miały rozstąpić, albo coś jeszcze....Ja doskonale znam ten stan umysłów, bo kiedy człowiek zaczyna opowiadać o czymś co jest oczywiste, ale było skrzętnie ukrywane ludziom wydaje się, że od samego mówienia świat się zmieni. Nie zmieni się, możecie być pewni, a to co u nas uchodzi za rewelacje, w pewnych kręgach wywołuje jedynie znużenie i przeciągłe ziewnięcia. Tematyka żydowska, która podnosi ciśnienie wszystkim nie jest żadnym odkrywaniem nowych, ukrytych lądów, nie jest nawet powtarzaniem tez zawartych w naukowych książkach wydawanych przez żydowskich profesorów na uniwersytetach Środkowego Zachodu, jest po prostu wyrazem bezradności ludzi, którzy poszukują jakiegoś prostego rozwiązania swoich problemów. Ponieważ ja już skończyłem pierwszy tom Kredytu i wojny, a w trakcie jego pisania przerzuciłem trochę książek autorów u nas nieznanych, mogę Wam powiedzieć na przykład, że za niepodległością Szkocji i Katalonii stoją Żydzi. Tradycja zaś żydowskich menedżerów, bankierów i polityków w tych krajach, jest starsza niż William Wallace, Waleczne Serce, a nawet starsza niż wymyślony przez Mac Phersona Osjan. I nikt się tym, wyobraźcie sobie, nie ekscytuje. To są już tak cholerne nudy, że Farage nawet nie chce o tym mówić.

Myślę, że ciśnienia związane z tematyką żydowską są wręcz jednym ze sposobów zarządzania zasobami ludzkimi w Polsce. Im więcej przemilczeń z jednej strony, im więcej nachalnej propagandy w filmach, tym gwałtowniejsze i coraz bardziej bezradne reakcje „zasobów ludzkich” w Polsce. Grzegorz Braun powinien przestać o tym mówić, bez powoływania się na konkretne dzieła, konkretnych autorów. Doradzam mu więc, aby przejrzał zasoby i wydawnictwa Columbia University, University of Indiana, oraz uczelni w Minnesocie i Iowa. To bardzo pouczające zajęcie i wiele ciekawych rzeczy, niesłychanie bezkompromisowych, jeśli wziąć pod uwagę optykę polskich mediów, można tam znaleźć. Oczywiście niech się zabierze to tej lektury, kiedy już odpocznie.

Wróćmy teraz do tych ludzi, którzy oczekiwali z otwartymi ustami, aż obok Brauna zjawi się osobiście archanioł Michał z ognistym mieczem. Weźcie się do roboty ludzie, bo w ten sposób jedynie wykończycie tego faceta i doprowadzicie go do depresji. Uważam, że Grzegorz Braun powinien prowadzić rekrutację do swojego sztabu w sposób, jaki tu niedawno opisałem, dokładnie tak samo, jak robili to samurajowie w filmie Kurosawy „Siedmiu samurajów”. Jeden staje za ścianą, ma drąg w ręce i czeka na kolejnych kandydatów. Trzeba jednym słowem zradykalizować metody rekrutacji, a z przekazem zrobić coś dokładnie odwrotnego, trzeba go złagodzić i obudować treściami, których z całą pewnością nie będą potrafili zrozumieć ani Ziemiec, ani Kraśko, ani nawet Bartyzel. To jest możliwe, wierzcie mi. W dodatku jeszcze treści te będą rozumiane przez każdego z potencjalnych wyborców. To także jest możliwe.

Kolejna sprawa – filmy. Jak już pisałem uważam, że film „Nie o Mary Wagner” jest filmem chybionym. Głównie z tego względu, że nie demaskuje istoty zła, a tę stanowi system prawny w dominiach, którego nie można zmienić bez zmiany prawa na wyspie. Tego Grzegorz Braun nie mógł pokazać, bo na Wyspie jest monarchia, a on opowiada, że jest monarchistą. Już lepiej, żeby nazywał siebie teokratą. Monarchista, bowiem, jeśli zbadamy istotny sens słowa „monarchia” to człowiek wynajęty przez banki do kochania króla. Po to, by ten ostatni dobrze wypełniał powierzone mu zadania. Bez mocnego pieniądzem i wiarą społeczeństwa stanowego, nie ma mowy o wolności. Każda zaś monarchia zaczynała swoje przygody od prób podporządkowania sobie wiary i pieniądza. Tym samym stawała się z miejsca niewolnikiem banków i kredytu. Grzegorz Braun niby to wie, ale nie mówi, bo uważa, że ten jego monarchizm jest niesłychanie uwodzicielski. Nie jest, już dawno przestał taki być, a być może nawet nigdy nie był.

Wracajmy do filmów. Ten o Mary Wagner jest najgorszy, z tego względu, że ruch pro life pełni, w mojej ocenie, tę samą funkcję co tematyka żydowska – służy do regulowania ciśnienia w kotle. Jeśli weźmiemy pod uwagę postępy tej tak zwanej medycyny, okaże się, że można regulować poczęcia bez aborcji, ta ostatnia zaś dokonywana jest w tradycyjnej formie skrobanki jedynie w krajach korony brytyjskiej i w Rosji, co na jedno wychodzi i jego funkcja jest odmienna od deklarowanej oraz tej, którą podejrzewamy. I tam jedyną ofiarą tych poczynań jest właśnie ta biedna Mary. Na stronie dystrybuującej filmy Grzegorza Brauna znajduje się taki charakterystyczny obrazek przedstawiający sposób w jaki widzowie i sympatycy tego filmu i samego reżysera mogą go rozprowadzać. Chodzi o zasadę, którą tu szyderczo nazwę „łun łonemu, łun łonemu”. Zresztą sami zobaczcie http://www.ahaaa.pl/pl/downloads/mary-wagner/

Jest to jak widzicie próba zbudowania sieci sprzedaży. Dla tych, którzy kiedykolwiek cokolwiek sprzedawali, jasne jest, że to najbardziej żenująca i nieskuteczna próba zbudowania sieci sprzedaży w całej historii ludzkości. I ja, przyznam, nie wiem skąd się to tam bierze. Przecież tam siedzą ponoć inteligentni ludzie, z pomysłami, z dobrymi chęciami i szczerością w sercu...doprawdy...wymyślić, coś takiego....

Pisałem to już kilkakrotnie na tym blogu, ale żaden „życzliwy” nie doniósł tego Grzegorzowi Braunowi, oni zwykle donoszą tylko wtedy kiedy chcą na siebie zwrócić uwagę i zasłużyć się albo podnieść sobie samoocenę. No więc powtarzam: niemożliwe jest zbudowanie sieci sprzedaży bez periodyku, a najlepiej dwóch. Każda taka próba zakończy się klęską, choćby nie wiem jak obiecująco wyglądała na samym początku. W otoczeniu Grzegorza Brauna nie ma zaś nikogo, kto potrafiłby poprowadzić taki periodyk, sądzę też, że nie ma na to pieniędzy.

Teraz ten film o Smoleńsku. Człowiek, który doradził Braunowi kręcenie filmu „Zamach smoleński” to patentowany dureń. To nie Braunowi zabili brata w Smoleńsku, a cała ta sprawa, dzięki zaniechaniom i złej woli różnych ludzi spośród tak zwanych „naszych”, ma dziś wyłącznie wymiar osobisty. Podnoszenie tego przez reżysera spoza ścisłego kręgu zainteresowanych, w czasie kampanii wyborczej, jest po prostu głupie.

Film ten demaskuje także pewną niedobrą tendencję, która – jeśli się jej w porę nie zauważy – może zaważyć na dalszej twórczości naszego ulubionego reżysera. Otóż filmy Brauna składają się z kilku elementów, a mianowicie: z gadających głów, archiwaliów, animacji, przebitek i offu. W filmie „Zamach smoleński” widać, że zmierzamy prostu ku temu, by filmy Brauna składały się wyłącznie z offu. Sądzę nawet, że znajdą się tacy, którzy mówić będą, że to dobrze, bo taniej wychodzi. Trzeba to zastopować i odmienić kierunek marszu. Trzeba narrację, którą się stale posługuje Grzegorz Braun maksymalnie wzbogacić i nie sprzedawać jej na zasadzie „łun łonemu”. Przede wszystkim jednak trzeba odpocząć.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do Sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, a także na kiermasze IPN, gdzie będę sprzedawał swoją nową Baśń i nowy komiks, odbędą się one 10 i 13 czerwca przy Marszałkowskiej, w dawnym lokalu kawiarni Budapeszt. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka