coryllus coryllus
3933
BLOG

Dialog ze złem jako forma jego promocji

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 39

Mam na myśli promocję zła, a nie promocję dialogu, nie mogę jednak wydłużyć tytułu, bo powinien się on składać z 60 znaków, takie są wymogi salonu. Kiedy pisałem książkę Kredyt i wojna zacząłem się zastanawiać dlaczego Kościół tak długo zwlekał z podjęciem akcji zbrojnej przeciwko heretykom. Dlaczego tyle czasu trwały te dysputy teologiczne i spory doktrynalne, z ludźmi, którzy przecież z pozoru tylko żyli doktryną, w rzeczywistości pełniąc inne funkcje. Łączyli oni mianowicie misję kapłana i bankiera. Wyłączali więc promując swój kredyt i idee, cały duży obszar spod wpływów Kościoła i zakonów, poddając go pod inne wpływy. Ich działalność służyła w rzeczywistości obsłudze różnych konfliktów, które toczyły się w sąsiedztwie zajętego przez nich obszaru i trochę dalej.

Oczywiście, można stwierdzić, że do roku 1209 nie było takiej możliwości, by na Południe wyruszyła krucjata. I ja takie wyjaśnienie podałem i rozpisałem je w szczegółach. Można by jednak także zaryzykować hipotezę, że wszystkie te dysputy, urządzane przy tysiącznej widowni, dysputy, z których nic absolutnie nie wynikało, ponieważ spory doktrynalne nie interesują w istocie przedstawicieli handlowych sprzedających kredyty, służyły promocji herezji. Bez nich świat nigdy by się nie dowiedział, że na Południu dzieje się coś złego i Kościół nie umie sobie z tym poradzić. Konflikt na Południu opisany zostałby w kategoriach politycznych. Stało się jednak inaczej. Herezja potrzebowała promocji i koszta tej promocji zostały przerzucone na wielkie zakony, konkretnie na cystersów. Teraz pytanie – czy taki mechanizm działa również dzisiaj?

Parę dni temu napisałem, że ruchy pro life mogą służyć, prócz swojej statutowej funkcji, także regulowaniu ciśnienia w kotle emocji politycznych. Jakby na zawołanie wyskoczył ten cały obrońca życia, co go wczoraj z więzienia wypuścili. Ja sobie w związku z tym przejrzałem – przyznaję, że pobieżnie – co tam jest dostępne w sieci na temat organizacji zajmujących się obroną życia. One są bardzo zróżnicowane i te najważniejsze muszą się bardzo pilnować, by w ich szeregi nie wkradali się prowokatorzy, którzy potrafią zrobić wiele zła. Na przykład potrafią podpalić klinikę aborcyjną, albo zaatakować lekarza dokonującego aborcji i okaleczyć go poważnie. Ponieważ temat aborcji wywołuje niesłychane emocje, łatwo o entuzjazm w takich wypadkach i szczerą radość z faktu, że wreszcie ktoś tego sukinsyna dopadł. No i w takich wypadkach ruchy pro life składają różne oświadczenia, z których wynika, że oni są jak najdalsi od takich zachowań. Człowiek zaś, który dokonał napaści jest po prostu prowokatorem. Wypada teraz zadać pytanie kim jest redaktor Terlikowski opisujący w swoich quasi-powieściach płonące kliniki aborcyjne.

Świadomość spraw tak prostych jak macierzyństwo przebija się do tych pustych, korporacyjnych łbów powoli, kiedy więc taka kanadyjska menedżerka zachodzi w ciążę, nie wie właściwie co ma zrobić. No, ale całe szczęście są w pobliżu te wszystkie kliniki, wokół których, w bezpiecznej odległości, bo prawo zabrania, protestują ze swoimi transparentami ludzie z organizacji pro life.

Być może moje rozumowanie jest błędne i kanadyjskie oraz brytyjskie gazety pełne są ogłoszeń reklamujących aborcję, być może nawet są specjalne agencje reklamowe przygotowujące kampanie tym klinikom. Ja nie wiem, ale mam wrażenie, że przemysł aborcyjny zachowuje się jak XIII wieczna herezja, to znaczy przerzuca koszta promocji na barki Kościoła i ludzi z nim związanych. W chwilach kiedy ludzie ci zaczynają uzyskiwać przewagę, korzystając z legalnych sposobów walki ze złem, pojawia się ktoś taki, jak nasz niedawny bohater – bezkompromisowy bojownik o prawdę. Jeśli uda się go w porę powstrzymać nic się nie stanie, ale jak wiecie czasami się nie udaje.

Ktoś może powiedzieć, że moje rozumowanie jest błędne, bo przecież protestujący przeciwko aborcji nie prowadzą żadnego dialogu ze swoimi przeciwnikami. Ależ oczywiście, że prowadzą. Dialog to nie tylko gawędzenie przy herbatce i szukanie porozumienia za wszelką cenę, ale także rzucane sobie w twarz, wzajemne oskarżenia. Ze złem zaś nie powinno się prowadzić dialogu, ale je zwalczać. Pozostaje pytanie w jaki sposób. Zważywszy na potęgę przemysłu aborcyjnego, odradzam akcję bezpośrednią, bo będzie ona wprost pułapką przygotowaną dla promocji tegoż przemysłu. Doradzałbym właściwe rozpoznanie źródeł tego zła i przygotowanie odpowiednich akcji promocyjnych demaskujących rządzące tym przemysłem mechanizmy. Mam wrażenie, że pokazywanie pokawałkowanych ciał dzieci wydartych z łon matek, odnosi skutek przeciwny do zamierzonego, to znaczy nakręca spiralę emocji, dzięki której każda idiotka, co sobie w ósmym miesiącu przypomniała, że jest w ciąży, trafi tam gdzie chce. No, ale mogę się mylić, wszak wielu ludzi jest w tę promocję zaangażowanych tak mocno, że odebranie im możliwości protestu, to wręcz zanegowanie sensu ich życia.

Na wszelki wypadek jednak przypomnę, że ani św. Bernard, ani św. Dominik nie poradzili sobie z herezją. Ten pierwszy poniósł klęskę całkowitą, a ten drugi jak podają źródła nawrócił raptem 150 osób, głównie kobiet. A byli to, przepraszam za eufemizm, zawodnicy o wiele poważniejsi, niż wszyscy działacze ruchów pro life razem wzięci. Sprawa jest więc głęboka i zasługuje na szczegółowe omówienie.

Jeśli ktoś czytał uważnie opisy wkroczenia krucjaty do Langwedocji pamięta, że składała się ona jakby z dwóch elementów, z dwóch armii. Tej właściwej prowadzonej przez baronów, księcia Burgundii i księcia de Nevers, oraz tej drugiej prowadzonej przez nie wiadomo kogo. Ta druga armia, określana czasem słowem „maruderzy”, była odpowiedzialna za rzezie i rabunki przypisywane potem wprost Kościołowi. Nie będę wchodził teraz w szczegóły, wszystko jest w książce. Chodzi mi teraz o wyjaśnienia działania pewnego mechanizmu. Oto mamy jakieś przedsięwzięcie, ze wszech miar słuszne i pożyteczne, w dodatku jest to przedsięwzięcie, którego nie da się uniknąć. I kiedy już mamy zamiar je rozpocząć pojawiają się sojusznicy, których się nie spodziewaliśmy. Mają sprzęt, są wyszkoleni, mają nawet pieniądze, nie wiadomo jednak skąd pochodzą i jaki rzeczywiście cel im przyświeca. No, ale ponieważ każda szabla się przyda my tych sojuszników angażujemy. Wkrótce jednak okazuje się, że nasza misja skręca w stronę, w którą my wcale nie chcemy iść, a emocje wywoływane przez naszych nowych sojuszników oraz ich czyny powodują tak drastyczny spadek naszej popularności, że właściwie niweczą szanse na sukces.

W prawdziwej krucjacie też tak było. Całe szczęście pojawił się człowiek – Szymon de Montfort, który, jak mówi młodzież, rzecz całą ogarnął i nie pozwolił, by misja skręciła w fałszywym kierunku. Tak się zdarzyło raz, dzięki energii jednego człowieka i poparciu jakie miał on w kilku klanach rodzinnych na północy Francji. W innych przypadkach, których tu nie wymienię, licząc że Wy to zrobicie, sukcesu nie udało się osiągnąć. Głównie przez aktywność sojuszników, którzy postanowili wesprzeć naszą sprawę ze szczerego serca.

Musimy teraz rozróżnić dwa rodzaje komunikatów, które – jak sądzę, bo na pewno tego nie wiem – wpisują się w założenia specjalizacji zawodowej Sowińca, czyli w tę całą filozofię spotkania – chór i dialog. Jeśli w czasie spotkania ludzie mówią o tym samym zgodnym głosem mamy do czynienia z chórem, jeśli się spierają mamy dialog. Tak więc jak widzicie pojęcia dialogu jest szersze niż się nam zdawało. Pozostaje więc jeszcze raz stwierdzić, że ze złem nie należy prowadzić dialogu, bo jest to li tylko forma promocji zła.

Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z ograniczeń jakim podlega tak znamienity obrońca życia jak Tomasz Terlikowski, mogę sobie nawet wyobrazić, nie wszystkie zapewne, ale niektóre interesy ubijane przez niego przy okazji tych jakże emocjonalnych występów w gazowni i innych ciekawych redakcjach, i wiem że on nie przestanie. Choćby się nie wiem co działo Terlikowski będzie bronił życia do samej swojej śmierci i będzie opisywał te płonące kliniki aborcyjne i inne urządzenia służące śmierci. I zawsze znajdą się ludzie, którym zdawać się będzie, że pobudzone emocje, łzy drgające na powiekach i wściekłość narastająca w sercach przybliżają ich do sukcesu. Nie jest to prawda. Więcej, sądzę, że te wszystkie nacechowane emocjami wystąpienia gwarantują ich autorom i ludziom biorącym w tym udział całkowite bezpieczeństwo. Oni nic nie ryzykują. Nic im się nie stanie, tego jestem pewien. Przemysł aborcyjny nie wynajmie siepaczy, żeby się z nimi rozprawili. Czy jednak potraficie sobie wyobrazić kancelarię, która wytacza sprawę królowej za to, że ta popiera i firmuje swoim imieniem przemysł aborcyjny? A przecież tak jest, dość przypomnieć fragment filmu Grzegorza Brauna „Nie o Mary Wagner”, gdzie widzimy pozew sądowy, a na nim tekst „Jej wysokość królowa przeciwko Mary Wagner”. Cóż to jest jeśli nie popieranie aborcji. Czy ktoś się temu sprzeciwi? Póki co chętnych nie ma. Budzenie emocji, rozgrzewanie serc, organizowanie mityngów jest ciekawsze. Ja tego nie neguję, wiem, że ludziom jest to potrzebne. Nie przekonujcie mnie jednak, że nie jest to potrzebne przemysłowi aborcyjnemu.

Na koniec wrócę do herezji, nie można nawrócić ludzi, którzy używają doktryny jako przykrywki do handlu pieniądzem, bo oni w ogóle nie rozumieją o czym się do nich mówi. Ich misja ma podwójne dno i jedną ich reakcją będzie szyderstwo. Podobnie reagują zwolennicy aborcji, wyszydzają protestujących. Niektórzy z nich wiedzą, a inni tylko podejrzewają, że sens istnienia klinik aborcyjnych jest inny niż deklarowany, jest znacznie głębszy.

 

Zapraszam na stronęwww.coryllus.pl, do Sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, a także na kiermasze IPN, gdzie będę sprzedawał swoją nową Baśń i nowy komiks, odbędą się one 10 i 13 czerwca przy Marszałkowskiej, w dawnym lokalu kawiarni Budapeszt.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka