coryllus coryllus
3785
BLOG

Polityka artystyczna ministra Sienkiewicza

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 22

O zagładzie miasta Beziers napiszę w przyszłym tygodniu, przepraszam. Jakoś nie mogę się skupić, a to będzie kawał literatury sensacyjnej, więc skupienie jest potrzebne. Na razie garść refleksji na temat ministra Sienkiewicza oraz sztuki nowoczesnej i dawnej.

Każdy kto przeczytał ostatni wywiad z ministrem zorientował się natychmiast, że to jest człowiek postawiony na niewłaściwym miejscu. Całe to szpiegowanie, ministrowanie wewnętrzne i inne historie nie są jego żywiołem. Bartłomiej Sienkiewicz powinien piastować funkcję ministra kultury, albo jakiegoś dyrektora departamentu w tym ministerstwie. To jest funkcja dla niego przeznaczona. Szeroko się rozwodzi bowiem nasz bohater nad przeszłością kraju, porównuje ją z „przeszłościami” innych krajów i wychodzi mu, że w takich warunkach jakie były w Polsce nie można było prowadzić prawdziwej polityki, a winę za rozbiory ponoszą sami Polacy, bo nawet kamiennego mostu nie potrafili tu zbudować przez tyle lat. Na nasze, umieszczone wczoraj na blogu, nieśmiałe sugestie, że kamienne mosty jednak były, a pan minister niezbyt dokładnie studiował dzieje ojczyste, nie odpowiedział niestety. Może po prostu nie czyta tego bloga, a szkoda. Były już minister Sienkiewicz zdradza wyraźne fascynacje polityką imperialną i siłą. To jest fatalna cecha – przyznać się, że imponują komuś silniejsi. Nie jest to bynajmniej objaw realizmu politycznego, bo ten polega na imponowaniu silniejszym. Były minister zaś tego nie potrafi, nigdy nie potrafił, za to próbował udawać, że potrafi i działania te zakończyły się, jak widzimy, porażką. Teraz by jakoś wybrnąć z ambarasu opowiada nam pan Sienkiewicz dyrdymały o imperiach, pałacach, wielkości królestw i takich tam.....

Ponieważ ja ciągle przeżywam zakończenie prac nad moją ostatnią książką i wydanie jej drukiem, chciałbym przypomnieć jak to z tą wielkością jest naprawdę. Oto na przełomie XII i XIII wieku królestwo Kapetyngów jest skazane na zagładę. W zasadzie nie istnieje na mapie, jeśli zważyć rzecz w kategoriach obszarowych. Jego lennicy chcą doprowadzić do definitywnej likwidacji tego królestwa. Te tendencję rozbiorowe, o czym mało kto pamięta są stałym elementem historii Francji, ja się upieram, że są nadal, choć Francuzom może się wydawać, że nie. W czasach przeze mnie opisywanych król z Paryża nie ma właściwie żadnych sojuszników. No i jak spojrzymy na mapę wygląda to rzeczywiście źle. Trzeba by jednak spojrzeć na budżety. Tam sprawa przedstawiała się inaczej, bo o ile sojuszników politycznych nie było, o tyle finansowi sojusznicy dopisali. Kto do nich należał? Wielkie zakony, cystersi i augustianie, to po pierwsze, no i templariusze rzecz jasna. Po drugie mieszczanie z Paryża. Król prowadził nad wyraz, w przeciwieństwie do swoich wrogów z Londynu, celową politykę wobec Żydów, najpierw ich wyrzucił z kraju, potem zaś przyjął z powrotem, ale znacznie umniejszył ich przywileje, pozwalając rozrosnąć się rodzimej klasie mieszczańskiej. Warto podkreślić rodzimość tej klasy, bo kiedy u nas mówi się o mieszczaństwie i stawia królom zarzuty zaniechań wobec mieszczaństwa, nie ma mowy o kupcach i bankierach polskich. Pamiętajmy o tym zawsze.

Jeśli dodamy zakonników do bankierów i kupców z Paryża i Tours, otrzymamy coś, bez czego nie można w ogóle mówić o historii tamtych czasów. Nie można, a jednak wszyscy tak czynią. Spróbujcie policzyć podręczniki do historii, w których omówiona będzie doniosłość i wielkość targów szampańskich trwających przez prawie cały okrągły rok. O tym się wspomina ledwie, a przecież było to centrum wymiany ówczesnego świata chrześcijańskiego i żydowskiego. Takie WTC na wolnym powietrzu.

No, ale wracajmy do byłego ministra i jego projekcji. Otóż pan minister próbuje zwalić winę za nędzną i szmatławą politykę PO na nie wiadomo kogo. Na historię, na mosty, na pałace, na zaniechania dziejowe. Król Francji Filip August miał o wiele większe kłopoty niż Polska dzisiaj, a jednak z nich wybrnął, a nie dość, że wybrnął to jeszcze wprowadził swoje królestwo na drogę prawdziwej wielkości. Zmarnowanej w następnym pokoleniu przez – jak mniemam – ulubionego władcę ministra Sienkiewicza Filipa IV, ale jednak wielkości.

Ktoś może zapytać dlaczego ja mieszam czasy tak odległe z tym co gada Sienkiewicz? Czynię tak, bo mnie to interesuje od zawsze, a poza tym on stosuje tę samą metodę próbując udowodnić, że w Polsce nic zrobić się nie da, bo imperia są wkoło, bo mostów nie ma, bo Polska źle wybrała drogę dziejową i przez to PO nie mogło przerzucić kamiennego mostu przez Wisłę w czasie 7 lat swoich rządów. O tym spalonym w zimie moście nic jakoś nie wspomina. Widocznie ma jakiś kłopot ze wskazaniem winnych.

Historia definitywnego mam nadzieję, odejścia z polityki byłego ministra Sienkiewicza wiąże się w ściśle w mojej biednej głowie z tym co usłyszałem ostatnio na kiermaszu IPN, z pewną historią dotyczącą sztuki awangardowej. Nie wiem czy wiecie, ale dwaj aktorzy bliźniacy, którzy wystąpili w filmie „Potop” Hofmana, ci co zagrali młodych Kiemliczów, należeli do zespołu Tadeusza Kantora „Cricot2”. A to jak wiemy była sama szpica awangardy teatralnej w Polsce i na świecie. To było coś takiego, że hej, coś dzięki czemu cały świat miał się zmienić, bo jakże inaczej myśleć i mówić o takiej sztuce. Przecież nie można tak po prostu stwierdzić, że cała ta awangarda to oszustwo, skoro tyle doktoratów i habilitacji powstało na jej temat. No, ale sami popatrzcie, dwaj aktorzy charakterystyczni, z najsłynniejszego zespołu teatralnego w kraju i jednego z najsłynniejszych w Europie, i czym oni się teraz zajmują? Powiem Wam....szlifują diamenty. Okazało się bowiem, o czym mało kto wiedział, że ich tata był jedynym, albo jedynym z nielicznych w PRL szlifierzy diamentów. Pracował jako jubiler, ale także dla przemysłu. Synowie zaś wybrali karierę aktorską i zaczęli popychać ten wózek z napisem „teatr awangardowy”. Mieliśmy na nim dojechać do jakiegoś szczęśliwego końca, tak to przynajmniej wyglądało, a dojechaliśmy do kantorka jubilerskiego, gdzie dwóch panów pochylonych nad imadełkami ogląda coś w skupieniu. Czy to nie dziwne? Czy Pan Bóg mógł w sposób bardziej wyrafinowany zadrwić z tego wszystkiego? Czy mógł wprowadzić byłego ministra w lepszą pułapkę niż ta, w którą wpadł on podczas wywiadu, gadając o tych mostach, co to ich w dawnej Polszcze nie było, kiedy za plecami dymił mu jeszcze most łazienkowski, którego nie potrafią zreperować do dziś? Sądzę, że nie.

Na ostatnim spotkaniu w Klubie Ronina Jarosław Kaczyński wspomniał, że koledzy byłego ministra przygotowują ustawę na mocy której muzea będą mogły sprzedawać zabytki ze swoich zbiorów. Jeśli ktoś myśli, że to pierwsza próba zajumania w majestacie prawda co cenniejszych rzeczy z tych muzeów, ten się myli, były takie próby już wcześniej. One się nie powiodły ponieważ muzealnicy nie są jeszcze do końca zdeprawowani, ale może się zdarzyć, że kolejne pokolenie już takie będzie. Może się zdarzyć, że kolejne pokolenie wychowane w kulcie awangardy zostanie przez kogoś wpływowego, kogoś kto kieruje sporymi obszarami rynku antykwarycznego, przekonane, że to co w polskich zbiorach jest najcenniejsze leży w muzeum w Orońsku. Myślicie, że to niemożliwe? Mylicie się, ja poznałem tych młodych ludzi, pamiętam ich i wiem, że gdyby ktoś dał im możliwość decydowania popartą jakąś wziątką, wszystko poszłoby jak z płatka. Zostałby po nich złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń. Na szczęście muzealnicy protestują. Wielu z nich bowiem zdaje sobie sprawę, że jak się raz zacznie sprzedawać, to już się tego nie zatrzyma. Koniunktury ruszą, a zbiory będą dekompletowane za pomocą przekupstwa, oszustwa i wszystkich możliwych, dostępnych chwytów. Kiedy zacznie się ta juma okaże się też, że ani muzealnicy, ani konserwatorzy, ani tym bardziej historycy sztuki nie są tu nikomu potrzebni. Przesadzi się ich na taksówki i niech jeżdżą, niech sobie radzą w życiu po prostu. Wszystko w czym ci ludzie byli zanurzeni, czyli ta cała misja edukacyjna, skierowana do młodzieży i dorosłych rozwieje się jak mgła i nie zostanie nic, poza oczywiście rynkiem antykwarycznym, nieodłącznym elementem polityki imperialnej. O tym jednak w swoim wywiadzie były minister, zafascynowany imperiami nie wspomina ani słowem. No więc ja wspomnę. Uwaga – każdy ruch wokół zbiorów muzealnych to element polityki imperiów, to świadectwo, że jakieś imperium się budzi. Pozostaje tylko ustalić jakie.

Mój kolega, który mieszka w górach przy granicy ze Słowacją opowiedział mi, że poprzez jego dzieci, zwróciła się doń jakaś artystka z osobliwą prośbą. Chodzi o to, że trzeba wyjąć dwadzieścia metrów kwadratowych łąki i pokazać to w muzeum jako sztukę. On się początkowo zgodził, ale potem zainteresował się dlaczego trzeba wieźć tę łąkę aż spod granicy słowackiej, przecież można sobie wziąć kawał trawnika z dowolnego miejsca bliższego Warszawie. Otóż nie, bo okazało się, że dzieło nie będzie nosiło tytułu „Łąka” jak to zasugerowano mojemu koledze, ale będzie się nazywało „Chwasty”. Już tłumaczę dlaczego. Otóż będzie to metafora losu Łemków wywiezionych w czasie Akcji Wisła. Pani artystka zaś przygotowuje swoją pracę pod kierunkiem wybitnego performera nazwiskiem Zbigniew Libera. Tak to zeźliło mojego kolegę, że im napisał kilka przykrych słów, deklarując, że nie chce mieć nic wspólnego ani z tym muzeum, ani z panią artystką, a w szczególności nie chce mieć nic wspólnego ze Zbigniewem Liberą, którego zdjęcia dokładnie obejrzał sobie w sieci.

Mamy więc w naszej historii trzy demaskacje tego oszustwa jakim jest sztuka nowoczesna i jej promocja. Jest to po pierwsze element tak zwanej kultury świeckiej, którą państwo ludowe silnie lansowało, mam na myśli teatr Kantora, jest to narzędzie do odwracania systemów wartości i przekonywania durniów, że złom żelazny powycinany w różne wzory jest więcej wart niż srebrna papierośnica pradziadka, a do tego jeszcze jest to nowe narzędzie propagandy politycznej. Bo czym innym jest ten projekt „Chwasty” jeśli nie propagandą polityczną? Wyobraźcie sobie sytuację, w której polski artysta zwraca się do rządu Litwy czy Ukrainy o udostępnienie dwudziestu metrów łąki z jakiegoś polskiego majątku rozgrabionego w czasie rewolucji, a motywuje to w ten sposób – bo wiecie państwo, ci ludzie tam żyli, a potem zostali potraktowani jak chwasty, wyrwano ich z korzeniami i wyrzucono, więc my teraz pokazujemy tę łąkę, żeby w subtelny i prosty jednocześnie sposób o nich przypomnieć. Czy wyobrażacie sobie reakcję ministerstw byłych republik radzieckich oraz tamtejszej prasy? Ja tak.

Wróćmy do tego Sienkiewicza. On jest prawnukiem Henryka jak wiemy, ale wszystko co Henryk uważał za wielkie neguje. Czyni tak, co już zostało wyjaśnione, bo wierzy, że trzeba naśladować silniejszych. Napiszę więc to jeszcze raz: realizm polityczny i każdy inny polega na imponowaniu silniejszym, a nie na kokietowaniu silniejszych. Jeśli postępujemy inaczej kończymy jak chwasty. I całą pewnością nie znajdziemy zatrudnienia przy szlifowaniu diamentów, do tego potrzebny jest odpowiednio ustawiony ojciec, który ma poważne znajomości.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl i do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy. Baśń jak niedźwiedź. Kredyt i wojna już w sprzedaży.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka