coryllus coryllus
2923
BLOG

Mesjasz z Septymanii

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 9

Lecę dziś na kiermasz, zostawiam Wam jeden z rozdziałów nowej książki "Kredyt i wojna".

 

Bernard S. Bachrach zwolennik tezy, że w królestwie wizygockim wybuchło w pewnym momencie dziejowym powstanie niejakiego Judili, wymierzone w katolickiego króla tego kraju, jest autorem nie zwykle interesującej i zupełnie nieznanej w Polsce książki. Nosi ona tytuł Wczesnośredniowieczna polityka Żydów w Europie Zachodniej. Książka ta, wydana w Minneapolis w roku 1977, należy do tych publikacji, którym przypina się łatkę z napisem „kontrowersyjne”, a dyskusja wokół zawartych w niej tez wydaje się po prostu niemożliwa, a na pewno nie we wszystkich krajach. Spróbujmy wyjaśnić dlaczego. Otóż Bachrach, jak możemy przeczytać w recenzji opublikowanej na stronach Uniwersytetu Cambridge stara się odwrócić płaczliwą koncepcję historii żydowskiej. Według profesora z University of Minnesota Żydzi w średniowieczu, mniej więcej do końca IX wieku nie byli bynajmniej nieliczną i silnie prześladowaną grupą. Kościół nie był dominującą organizacją religijną w Europie, a królowie i książęta nie stanowili pobożnej kasty myślącej jedynie o szczęściu wiecznym oraz o tym, jak najlepiej wypełniać przykazania. Bachrach domagał się wprost, by uznać Żydów za tak samo silnych i wpływowych jak władcy świeccy chrześcijaństwa, by uznać ich za siłę będącą motorem wielu wypadków, których przyczyny nie są do końca wyjaśnione. Twierdzi on także, że na dziewięćdziesięciu ośmiu królów, którzy panowali w Europie pomiędzy VII a X wiekiem tylko dziesięciu stosowało w praktyce nakładaną na nich przez prawo rzymskie i kościelne politykę przeciwstawiania się Żydom. Wśród tych dziesięciu władców sześciu było Wizygotami. Polityka ta, o czym Bachrach informuje z pewnym rozżaleniem była całkowicie nieskuteczna. Pozostali królowie, w tym wielu papieży prowadzili według Bachracha politykę zdecydowanie prożydowską, wymierzoną w interesy chrześcijańskiej ludności i interesy Kościoła. Religia – pisze Bachrach – nie była dla władców średniowiecznych czynnikiem w żaden sposób ograniczającym ich poczynania polityczne. Uprzywilejowana pozycja Żydów wynikała zaś z faktu, że mieli oni władzę polityczną, militarną, intelektualną i ekonomiczną. Słowem – dysponowali zarówno władzą tajną, poprzez pieniądze, jak i świętą poprzez podporządkowanie sobie niektórych królestw chrześcijańskich.

Według Bernarda Bachracha władcy opierający się na Żydach rośli w siłę, a ci, którzy im się przeciwstawiali ginęli. Ich jedynym sojusznikiem były bowiem niektóre zaledwie frakcje kleru katolickiego, często marginalizowane. Najważniejszym i najbardziej wyrazistym przykładem władcy, który organizował swoją politykę wewnętrzną i zagraniczną biorąc pod uwagę interesy diaspory żydowskie był Karol Wielki.

Książka Bachracha doczekała się bardzo ciekawej recenzji opublikowanej na stronach University of Cambridge. Tekst ten jest próbą naukowej neutralizacji tekstu Bachracha, w taki sposób, by z jego rewelacji uczynić nic nie znaczące powtórzenia tez wcześniejszych, nieco tylko podostrzone i wyszlifowane, a to zapewne w wyniku przesadnych ambicji profesora z University of Minnesota.

Otóż okazało się, że Bachrach nie był pierwszym badaczem, który podniósł publicznie te, jakże dla nas kontrowersyjne i trudne do uwierzenia kwestie.

Oto w roku 1960 wydana została praca profesora Bernarda Blumenkranza Juifs et Chretiens dans la monde occidental 430-1096, praca zasługująca na miano pomnikowej. Profesor Blumenkranz analizuje w niej różne aspekty relacji pomiędzy Żydami i chrześcijanami i stwierdza, że na całym obszarze zlikwidowanego Cesarstwa Rzymskiego polepszyły się one znacznie po upadku władzy centralnej, a stało się to w wyniku pluralizmu etnicznego, braku antyżydowskich sentymentów wśród narodów imperium oraz przez fakt, że Kościół by zdecentralizowany i nie mógł otwarcie wpływać na poczynania władzy świeckiej i skłaniać jej do akcji wymierzonych w Żydów. Sytuacja diaspory pogorszyła się znacząco według Blumenkranza dopiero w XI wieku. Jak widzimy kwestia relacji chrześcijańskio żydowskich wygląda tu zupełnie inaczej, choć – jak zauważa recenzent – również jest pozbawiona owego płaczliwości, z którą rozprawił się Bachrach tak odważnie. Żydzi żyli w średniowiecznej Europie spokojnie i dostatnio, nie przez to bynajmniej, że byli agresywni i dominowali poszczególne obszary pieniądzem i podstępem, ale dlatego, że byli powszechnie lubiani oraz dlatego, że wpisywali się w wielką mozaikę narodów zamieszkujących tereny opuszczone przez rzymską administrację.

Zastanawia mnie jedno, dlaczego – skoro świat już pół wieku temu doczekał się tak wyczerpujących dzieł, na temat tak pasjonujący – nie mamy w Polsce ani ich tłumaczeń, ani nawet sesji naukowych poświęconych tym zagadnieniom. To trochę dziwne moim zdaniem.

Profesor Blumenkranz jest postacią więcej niż pomnikową, on to rozpoczął w latach sześćdziesiątych cykliczne sesje historyków we francuskim miasteczku Fanjeux, gdzie ogłaszane są referaty dotyczące średniowiecznej historii południa Francji. Sesje te organizowane są do dzisiaj i wcale nie poświęca się ich wyłącznie katarom, choć Fanjeux jest tym właśnie sławnym miasteczkiem, w którym rezydował św. Dominik Guzman w czasie swojej misji mającej na celu nawrócenie heretyków. Można by rzec, że dzięki profesorowi Blumenkranzowi historia południa została napisana na nowo, w sposób o wiele ciekawszy i o wiele rzetelniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Zastanówmy się jeszcze chwilę na tym dlaczego potęga Kościoła wzrosła tak nagle w stuleciu X, co skutkowało rzecz jasna całkowitym przeorientowaniem polityki wobec Żydów. Czyżby chodziło o chrzest Węgier i Polski? O przyłączenie do chrześcijańskiego uniwersum dwóch dużych wschodnich królestw? Myślę, że tak, choć zapewne dyskusja w tej sprawie może się toczyć długo.

W czasach kiedy profesor Blumenkranz organizował na południu Francji, w miejscowości Fanjeux sesje poświęcone niezwykłej historii tego regionu, w Tuluzie działał już Instytut Studiów Okcytańskich założony przez ludzi zafascynowanych historią regionu. Historią bogatą, tragiczną i piękną, która doczekała się tysiącznych opracowań i legend literackich, a także utworów poetyckich. Instytut ten powstał w roku 1945, tuż po wojnie. Wśród założycieli placówki znajdujemy takie nazwiska jak Rene Nelli, autor książki „Życie codzienne katarów w Langwedocji” oraz Jean Cassou, który był wybitnym poetą języka okcytańskiego i dyrektorem Narodowego Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Paryżu, oraz nazwisko Tristana Tzary, francuskiego artysty pochodzenia rumuńskiego, jednego z inicjatorów ruchu dada. Tzara urodził się w Rumunii, jako Samuel Rosenstock, a jego ojciec był przedsiębiorcą branży naftowej. Instytut Studiów Okcytańskich działał dość aktywnie do lat osiemdziesiątych XX wieku, kiedy to doszło do rozłamu wśród jego członków, rozłamu, którego istotą było pojmowanie misji. Działalność instytutu została całkowicie pozbawiona aspektów akademickich, a kultura okcytańska, którą placówka miała promować zamieniła się wówczas w tanią rozrywkę, którą można oglądać we francuskiej Langwedocji do dziś.

Każdy kto był w okolicach Carcasonne, Beziers, Tuluzy czy Fanjeux widział kamienne płyty z wyciętą w nich sylwetką odlatującej gołębicy. Mają one upamiętniać pomordowanych w XIII wieku katarów. Można sobie obok nich robić zdjęcia, a w pobliskim kiosku kupić plastikowy miecz lub jakąś inną pamiątkę.

Tereny stanowiące jądro dawnej katarskiej herezji to oczywiście obszar, który do samego końca należał do królestwa Wizygotów. Obejmował on część Galii Narbońskiej i taką nazwą go określano. Miał jednak jeszcze inną. To była Septymania. Obszar, od Carcasonne do Arles nosił taką nazwę ponieważ cesarz August osadził tam, na żyznej owiewanej morskimi wiatrami ziemi weteranów z siódmego legionu. Septymania jak pamiętamy bywała zarzewiem buntów przeciwko królom z Toledo, stanowiła obszar niejako wyróżniony, ujęty w inne ramy i obarczony znaczeniami, których dziś nikt nie próbuje odczytać. Septymania ma swoją wielką legendę sięgającą czasów wcześniejszych niż wszystkie legendy południa. Oto w czasach Karola Wielkiego i Pepina Krótkiego, była ona żydowskim królestwem, pozostającym w lennej zależności od Karolingów. Ziemie Septymanii przekazano Żydom w dowód wdzięczności za wspólną z chrześcijanami obronę Narbonne przez najazdem Arabów. To z tej legendy wyrastają powieści tak popularne jak „Święty graal, święta krew” oraz „Mesjasz z Septymanii” niedawno wydana książka autorstwa Lee Levina. Została ona natychmiast skrytykowana, wręcz wyśmiana. „Mesjasz z Septymanii” opowiada o losach pierwszego z żydowskich królów zasiadających na tronie w Narbonne, mieście podarowanym Żydom przez Karola Wielkiego. Autor nie waha się w tej, powiedzmy otwarcie, rozrywkowej, fabule stawiać hipotez bardziej nawet kontrowersyjnych niż istnienie żydowskiego królestwa na południu dzisiejszej Francji. Lee Levin twierdzi wręcz, że w tamtych czasach w Narbonne, Carcasonne i Beziers zrodziła się herezja katarska, która przetrwała w ukryciu do XIII wieku, by nagle rozwinąć się w wielką i silną kulturę. To jest oczywiście nadużycie i nieprawda, wszyscy wiemy, że u podstaw herezji katarskiej leżał wschodni, manichejski dualizm, który został przyniesiony do Langwedocji przez bułgarskich bogomilców. Nie można więc, nie ujmując tej powieści swoistego uroku i dynamiki, traktować jej serio. Przeciwnicy „Mesjasza z Septymanii” podnoszą przede wszystkim kwestię taką – książka ta oparta jest na słabo umotywowanych wnioskach jakie z jednego tylko XII wiecznego źródła wyciągnął w 1972 roku Arthur Zuckermann z University of Indiana w pracy zatytułowanej „Żydowskie księstwo na południu Francji”. Oto w tekście Sefer-ha-Kabbalah Abrahama ibn Dauda, który żył w latach 1110 – 1180 znajduje się ustęp opowiadający o tym jakoby Karol Wielki wysłał posłańca do Bagdadu, do tamtejszego kalifa, by przysłał mu jednego ze swoich Żydów, koniecznie pochodzącego z krwi Dawida. Kalif przysłał mu człowieka imieniem Makhir, którego król osadził w Narbonne. Miasto zostało właśnie zdobyte na Maurach i Makhir stał się tam jedną z najważniejszych postaci. Ożenił się i otrzymał tytuł nasi, czyli książę. Jego potomkowie rządzili Septymanią. Narbonne zaś stało się centrum żydowskiego świata na obszarze królestwa Franków oraz w całej zachodniej części Morza Śródziemnego. Potomków Makhira opisuje Beniamin z Tudeli, żydowski podróżnik, pochodzący z królestwa Nawarry, który przemierzył cały ówczesny świat, od Toledo po Samarkandę, po to by – taką wersje podaje się nam do wierzenia – spisywać ile jest ludności żydowskiej w poszczególnych miastach świata. Zawitał również do Narbonne i opisał świetność rodu Maghira, który rządził tym miastem, zakładając synagogi i szkoły rabiniczne. Informacje podawane przez Benjamina z Tudeli również są kwestionowane przez historyków. Podał on bowiem, że ludność żydowska Samarkandy liczyła 50 tysięcy ludzi, co wydaje się być liczbą badaczom liczbą nieco zawyżoną. No, ale czy ktoś taki jak Benjamin ujawniłby rzeczywiste wrażliwe dane na temat odległych populacji, z którymi jego rodzina na pewno zamierzała pozostawać w kontakcie, jakimś gojom? Po co? Żeby niektórzy z nich mogli napisać doktoraty w osiemset pięćdziesiąt lat po jego wyprawie? Zastanówmy się chwilę.

Benjamin z Tudeli wrócił do domu w roku 1173, cały i zdrowy, nikt nie niepokoił go w czasie podróży. Najwięcej czasu spędził w Palestynie, gdzie dokładnie badał jak prezentują się proporcje pomiędzy gminami żydowskimi, arabskimi a chrześcijańskimi.

Arthur Zuckerman, który ponad czterdzieści lat temu zmierzył się z tym tematem, prowadzi nas wprost od przybyłego z Babilonii Makhira ku pierwszemu hrabiemu Tuluzy, świętemu Kościoła Powszechnego, którego kult rozkwitł w sposób naturalny już po jego śmierci czyli ku Wilhelmowi z Akwitanii. Jeden z potomków Makhira, który miał tytuł hrabiego Narbonne miał ożenić się z Aidą córką Karola Młota. Owocem tego związku miał być właśnie Wilhelm. To jest rzecz jasna hipoteza nie do obrony, bo mężem Aidy był przecież Thierry hrabia Autun.

Septymania i jej żydowscy królowie pozostaje więc nadal jedną z pięknych legend południa. Co oczywiście nie zmienia faktu, że Narbonne jest w średniowieczu miastem żydowskim, że stoi tam pięć synagog, rozkwita życie gospodarcze i kulturalne, że Żydom żyje się tam bezpiecznie i dobrze.

Postać zaś Maghira, babilońskiego mędrca z rodu Dawida, który przybył na dwór frankijski jest dziś jedynie inspiracją dla autorów powieści przygodowych i sensacyjnych. Koniunktura na te powieści napędzana jest w sposób prosty i przewidywalny. Oto sławne i dobrze prosperujące królestwo żydowskie, położone w ważnym z punktu widzenia gospodarki regionie zostało przez historyków pisarzy ukryte przed naszymi oczami. Dlaczego? Oto właśnie zagadka. Pomyślmy chwilę – dlaczego żydowska Septymania mogła zostać – jak chce tego Lee Levin – ukryta, dlaczego nic o niej nie wiemy, poza wzmianką w jednym późnym w stosunku do czasów Makhira źródle? Przyczyną zapewne jest jakaś intryga Kościoła, który nie miał zamiaru dopuścić do tego by ktokolwiek dowiedział się o istnieniu tego królestwa. A może są również inne przyczyny. Przecież Septymania to późniejsze wice-hrabstwo Trencavel, część hrabstwa Tuluzy, które jako pierwszy objął we władanie uważany przez kilku autorów za Żyda Wilhelm z Akwitanii. Na te tereny właśnie, na obszar Septymanii czyli wice-hrabstwa Trencavel, wkroczyła w roku 1209 krucjata, prowadzona przez wielu mężnych rycerzy, wśród których znajdował się, mało początkowo znany lennik dwóch władców – króla Jana z Londynu i króla Filipa z Paryża, Szymon de Montfort.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura