coryllus coryllus
7332
BLOG

Mroczne tajemnice Watykanu?

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 164

Miałem ten tekst nazwać inaczej, ale jestem pod tak silnym wrażeniem nagrania, które właśnie obejrzałem, że nie mogłem się po prostu powstrzymać. Zanim przejdziemy do rzeczy chciałem zapoznać Was z najkrótszą i póki co najcelniejszą, w mojej ocenie, recenzją najnowszej Baśni jak niedźwiedź. Napisał ją nasz kolega Andrzej i przysłał mi ją tu esemesem. Idzie to tak:

Właściwie tej książce brakuje jednej rzeczy: że dark-roomy to staroć i nudziarstwo.

Urzekła mnie ta sentencja, uznaję ją za prawdziwą i zastanawiam się czy nie umieścić jej jako motta w kolejnej partii nakładu.

A teraz naprzód. Odbył się wczoraj festiwal komiksu w IPN, który był sympatyczną imprezą, ale przez upał i rok wyborczy słabo odebraną przez publiczność. Organizatorzy zrobili wszystko, żeby rzecz wypromować, ale są siły, na które nic się nie poradzi. Na imprezie był również Tomek, ale zabawił krótko, był także Hubert i on siedział przez cały dzień. No, a naprzeciwko nas pod drzwiami stał stolik z produktami Węgierskiego Instytutu Kulturalnego. Ja oczywiście poznałem od razu pana, któremu wręczyłem jesienią zeszłego roku nasz album „Święte królestwo”, poznałem też pana Akosa Engelmayera, który tam przez moment siedział, ale nie podszedłem i nie przywitałem się. Uważam, że zrobiłem słusznie. Dostali od nas prezent, a nawet nie zareagowali. Więcej, nawet im do głowy nie przyszło, by reagować. Myślę, że uważają nas za naciągaczy. No, ale i tak bywa. Posiedzieli chwilę i poszli, bo nikt się tymi ich produktami nie interesował, a oni sami jakoś nie umieli się wokół nich zakrzątnąć. I co to w ogóle jest, żeby sadzać przy stoliku na targach emerytowanego ambasadora, zamiast jakiejś sympatycznej dziewczyny w stroju ludowym, czy po prostu w jakimkolwiek letnim stroju. Poszli bardzo szybko, ale ja oczywiście zauważyłem, że dyskretnie pokazywali nas sobie palcami.

W czasie tego festiwalu mieliśmy krótką półgodzinną pogadankę. Jak wiecie trzeba się poważnie zmęczyć, żeby mnie do czegoś zrazić, nie przejąłem się więc ani niską frekwencją, ani ponurymi minami słuchaczy, ani tym, że jeden pan zasnął, choć gadaliśmy na zmianę, w różnej tonacji i jeszcze pokazywaliśmy slajdy. Najżywiej zareagowała na nasze przemowy jedna z pań organizatorek, przyczyna zaś, jak sądzę była taka, że ona wiedziała kim byli występujący w naszych komiksach Jackson Pollock, Louis Aragon, Claude Monet i inni ludzie parający się w dawnych czasach już to pisaniem już to malowaniem. O, przepraszam, był jeszcze Pan Darek z żoną i oni także reagowali na to co mówimy. Gawęda nasza trwała krótko, a potem już zwyczajnie wyszli faceci od komiksów patriotycznych, gdzie widać jak dzielni żołnierze AK, zabijają złych Niemców, złych bolszewików i jak galopują na spienionych koniach do szarży przeciwko przeważającym siłom wroga. Oni mieli oczywiście lepszą frekwencję i żywiej reagującą publiczność. Ja jednak nie zamierzam zmieniać swoich planów i będę nadal robił to co robię, nie reagując na głupie uwagi.

I w tym momencie dochodzimy właśnie do tak zwanego sedna. Czyli do pytania: w jaki sposób przyciągać uwagę czytelnika i widza?

Ja jestem głęboko przekonany, że trzeba wyprawiać się w rejony gdzie nikt nie chodzi, że powtarzanie ciągle tych samych frazesów, tych samych schematów i tych samych figur tyle, że inaczej ocenianych, nie ma sensu. Nawet jeśli kilka osób przy tym klaszcze. To wszystko jest powierzchowne i płytkie, a nie ma nic gorszego niż powierzchowne i płytkie zainteresowanie czytelników. Ono tylko niepotrzebnie rozbudza nadzieję. Wczoraj doskonale widać było ten rodzaj zainteresowania. Z samego rana na festiwalu był Papcio Chmiel, czyli Henryk Jerzy Chmielewski, autor serii książek o przygodach Tytusa, Romka i A'tomka. Publiczność była oczywiście ogromna, sala pełna, kolejka do autografów gigantyczna. Kiedy Papcio skończył podpisywać swoje książki, wszyscy wyszli z budynku i zostaliśmy tam my – wystawcy. Przez dobrą godzinę nie było nikogo, po prostu nikogo. Potem powoli zaczęli schodzić się ludzie.

Mamy tutaj z jednej strony wyraźny przykład tego co znaczy wierny czytelnik, którego nie obchodzi nic poza tym, by dostać do ręki to co już dawno zna. Jest to także przykład na to, jak trudno jest czytelnika przyzwyczaić do produktu i jak wielką pracę trzeba wykonać, by uzyskać taki efekt. Oczywiście, Papcio jest już stary, żyje długo, pamięta cały PRL, a jego komiksy osiągały rekordowe nakłady. Mamy tu też przykład na to, że ludzie, jak się na czymś zafiksują to nie ma mowy, by sięgnęli po jakiś inny produkt.

My nie możemy postępować jak Papcio, musimy imać się innych środków, by przyciągnąć uwagę czytelnika.

Od dawna powtarzam, że nie ma sensu upraszczanie komunikatów. Prowadzi to jedynie do tego, że komunikat zostanie nam ukradziony, potem trochę zmieniony, a na koniec będzie sprzedawany przez kogoś innego. Taka postawa wymaga oczywiście odwagi, tym większej, że treści ważne i skomplikowane bywają także kontrowersyjne i narażają autora na różne nieprzyjemne reakcje, z których obojętność jest najmniej istotna. Innej drogi jednak nie ma. Widzimy tysiączne tego przykłady. Najważniejszym zaś jest reżyser Hoffman, który dawno temu wyjaśnił wszystkim jak nie należy kręcić filmów historycznych. To znaczy nie należy robić tego tak jak on. Nie można sprowadzać wszystkiego do miłości dwojga ludzi na plaży, kiedy w około szaleje wojna, bo to jest emocjonalna nędza, na którą nie reagują już nawet podlotki. No, ale jest taki kierunek i ci co go lansują mówią, że czynią tak dla dobra odbiorcy. To są oczywiście głupoty. Oni tak czynią, by nie wywołać kontrowersji, bo im się zdaje, że płaski przekaz będzie się lepiej sprzedawał i znajdzie więcej zwolenników. Myślę, że czasy kiedy ta metoda była skuteczna już minęły, i obojętne jest to, co się wydaje autorom płaskich przekazów.

Trzeba wywoływać jak najwięcej kontrowersji, albowiem ci, których to zainteresuje już z nami zostaną i nie będą chcieli odejść. Będą to ludzie odważni i nie obawiający się samodzielnego myślenia, będą to także ludzie myślący o sprzedaży w sposób dojrzały. Ludzie rozumiejący, że powtórzona po raz kolejny sensacja Wołoszańskiego nie przyniesie żadnego efektu, a zakończy się kompromitacją.

Ktoś powie, że to nie nowina, bo dookoła są same kontrowersje. No właśnie nie. Jak wiecie mam bardzo specyficzny stosunek do tak zwanych demaskacji naszej współczesnej historii. Zdemaskowano już chyba wszystko co było można, a nic się w otaczającej nas rzeczywistości nie zmieniło. Ci, którzy popierali PO, nadal ją popierają, ci którzy popierali PiS zostali przy swoim, a ci, którzy mieli wszystko w nosie, dalej w nim dłubią. Co ja rozumiem przez treści kontrowersyjne? Oto skończyłem czytać książki Mieczysława Jałowieckiego i zadumałem się na tą piękną prozą, zadałem sobie także pytanie: jak to się stało, że powstała wolna Polska w roku 1918? Jak to się stało, że Niemcy wypuścili Piłsudskiego, a jednocześnie wycofując się z Kresów oddawali teren bolszewikom, co było rzecz jasna realizacją postulatów Londynu? Myślę, że Niemcy nie mieli zamiaru realizować tych postulatów, to po pierwsze, po drugie chcieli, by ktoś inny, a nie oni postawił im tamę. To był pierwszy i najmniejszy z powodów dla których udało się wskrzesić Polskę. Drugim była zażyłość Ignacego Paderewskiego z prezydentem Wilsonem. Można to oczywiście lekceważyć, ale lepiej zapytać – jaką cenę wyznaczyły USA Polsce za zgodę na realizację niepodległości. Myślę, że tą ceną była reforma rolna. Nie byłoby zgody na niepodległość, gdyby nie obietnica przeprowadzenia reformy rolnej. Politykę planuje się na dziesięciolecia, a są tacy co planują ją na setki lat do przodu. Najistotniejszym zaś celem rewolucji była dewastacja rynku rolnego w Rosji i w Polsce, co dawało USA i Brytyjczykom absolutną kontrolę nad produkcją rolną świata. Gdyby nie obecność socjalistów, chłopów i innych reformatorów w polskim sejmie i polskich rządach, nie byłoby niepodległości. Tylko obietnica dewastacji wielkoobszarowych upraw skłoniła USA do wyrażenia zgody na polską niepodległość. Tak mi to wychodzi z pobieżnej analizy tekstu Mieczysława Jałowieckiego. To lepszy materiał na książkę niż nagrania z restauracji u Sowy, ale też bardziej hermetyczny i nie gwarantujący wydawcy ani dotacji, ani promocji w mediach, ani zainteresowania czytelników pochłaniających medialną papkę.

Wczoraj udało mi się, mam wrażenie, że już po raz kolejny, ale nie jestem pewien, sformułować istotę misji. Chodzi o to, by stworzyć taki target, który będzie się porozumiewał między sobą w mgnieniu oka, korzystając z produkowanych przez nas treści, podczas gdy reszta nie będzie w ogóle wiedziała o co chodzi. Chodzi o pewien rodzaj wtajemniczenia, oparty nie na rytuale, ale na innej interpretacji treści, podawanych nam jako prawda szczera jak złoto. Myślę, że to dobra droga i że doprowadzi nas ona do sukcesu.

Ktoś wczoraj napisał, że prezydentowi Obamie wyrwało się, iż największym zagrożeniem są blogi. To prawda. Jeśli będziemy je tworzyć i używać ich tak jak to opisałem wyżej, będą one największym zagrożeniem dla władzy. Musimy tak robić i nie możemy się wahać, niebawem może się okazać, że nic poza blogami nam nie zostało.

Władza wyznacza nam bowiem bardzo dyskretnie obszar na którym możemy dokonywać naszych intelektualnych eksploracji, podsuwa nam tematy do przemyśleń i wątki, które mają nas doprowadzić do treści wywołujących dreszcze. Powiem tak – mamy w nosie ten obszar, te wątki i te dreszcze. Zostawiamy je takim tuzom myśli jak redaktor Sekielski, który jest kolejnym osiołkiem ciągnącym swój wózek w kierunku wysypiska śmieci w Łubnej. Popatrzcie sami https://www.youtube.com/watch?t=26&v=aFV551cfkaI

I nie myślcie ani przez chwilę, że on się przejmuje tym co nam tu odkrywa. On się nawet za dobrze nie bawi. Jego tam postawili by pilnował granic, za które nie możemy wysunąć nosa. No, ale my tego grubasa ominiemy i pójdziemy dalej, póki możemy pisać i wydawać książki, póki możemy robić nasze dziwne komiksy z mnóstwem ukrytych treści, żaden Sekielski nam nie straszny.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.

Za tydzień w piątek zaczyna się kiermasz książek w Szczecinie, na placu Lotników. Będziemy tam przez całe trzy dni – 19-21 czerwca, zapraszam.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura