coryllus coryllus
4557
BLOG

O sposobach rozumienia polityki przez "naszych"

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 65

Mam nadzieję, że tekst ten będzie podsumowaniem naszych rozważań z ostatnich tygodni. Nadzieja to nie jest pewność, ale próbujmy, może się uda. Zaczniemy jak zwykle od końca. Co jakiś czas koledzy podsuwają mi różne ciekawe wiadomości z tweetera, gdzie jak wiecie nie mam konta i gdzie staram się nie zaglądać. No i wczoraj dostałem dwa takie tweety. Pierwszy z konta Grzegorza Brauna, a drugi z konta Sławomira Cenckiewicza. Zacznę od tego drugiego. Sławomir Cenckiewicz wyraził w swoim wpisie dezaprobatę dla fotografii umieszczonej w portalu Karnowskich. Oto dali oni zdjęcie młodego Witolda Kieżuna, w mundurze powstańczym, zdjęcie przerobione w fotoszopie, bo Witold Kieżun na nim salutuje, a w rzeczywistości tego nie robił. Na to nałożyli zdjęcie Andrzeja Dudy i dokleili napis: Duda jest jednym z nas. Proszę bardzo można sobie obejrzeć. https://twitter.com/Cenckiewicz . Sławomir Cenckiewicz skomentował to tak jak widzicie, a ja nie mogę się otrząsnąć ze zdumienia, że oni uprawiają ten dziwny sport po całych dniach i mają z tego jakieś satysfakcje. Nie mogę, bo przecież sami widzimy, że nikt z potencjalnych wyborców nie kojarzy kim jest Witold Kieżun, a przedsięwzięta na jesieni przez panów Cenckiewicza i Wojciechowskiego próba zrobienia wydawniczego sukcesu na demaskacji Kieżuna spaliła na panewce. Ja może jeszcze raz to napiszę, tym razem najwyraźniej jak umiem: Szanowny Panie Sławomirze, jeśli ktoś tak jak Pan chce robić karierę polityczną, nie może się podpierać demaskatorskimi książkami. To jest pomyłka i falstart. Może mi Pan nie wierzyć, ale jeśli idzie o książki mam nie tylko doświadczenie, ale także potrzebne do ich promocji intuicje i wiele uporu. Nie zrobicie Panowie kariery za pomocą demaskacji, pisałem o tym nie raz. Za to bardzo Wam może owa demaskacja zaszkodzić. Już nikt dziś nie pamięta o co chodziło z tym Kieżunem, bo polityka tylko trochę żywi się historią, jej podstawowym pokarmem jest coś innego zgoła, indeksy giełdowe mianowicie i notowania firm zbrojeniowych oraz energetycznych. Na tym zaś znacie się średnio. No i propaganda, tak więc jeszcze raz napiszę to co tyle razy pisałem w odniesieniu do Grzegorza Brauna, niczego nie sprzedacie na rynku wydawniczym i niczego nie wypromujecie, jeśli nie będziecie dysponowali jakimś periodykiem. To zaś co macie do dyspozycji, czyli te wszystkie dodatki historyczne to jest bieda z nędzą, a klientów do promowania tam jest tylu, że ludziom się mieni w oczach. Karnowscy są zdecydowanie na lepsze pozycji niż wszyscy inni i idą do sukcesu, mogą sobie zamieszczać co im się podoba, a krytykę na tweetrze mają w nosie. Nawet krytykę Sławomira Cenckiewicza.

Gdzieś niżej znajdujemy innego tweeta Sławomira Cenckiewicza, dotyczącego artykułu na temat Piłsudskiego, który rzekomo umarł na kiłę. I cóż tu rzec? Problemem Polski i jej polityki jest brak doktryny i realnego ośrodka władzy na terenie kraju. Nie zaś to, kto miał kiłę, a kto trypra spośród wybitnych mężów stanu. Ten rodzaj publicystyki jest po prostu nędzny i prowadzi nas wprost do klęski. Więcej, to jest demonstracja gamoniowatości w jej najczystszej postaci.

Wśród metod stosowanych przez polskich publicystów historycznych dominują dwie, jedna to demaskacja właśnie, a druga to metoda porównawcza. W tej celują tacy mistrzowie jak Kłopotowski. Bądźmy jak Żydzi piszą, albo uczmy się od Anglików. I tam porównują nas z różnymi nacjami i zawsze wychodzi im, że jesteśmy gorsi i słabsi i jedyne co pozostaje to iść na żołd do obcego i robić mu propagandę. To jest obłęd łatwy do zdemaskowania, bo ta cała metoda porównawcza, zastosowana tak jak chce tego Kłopotowski doprowadzi nas w końcu do absolutnej pewności, że księżyc jest zrobiony z sera. Kłopotowski nigdy na księżycu nie był, ale jak go sobie porówna w tym co leży za szybą w Auchan, na stoisku nabiałowym, to widzi, że ma rację.

Uwolnienie się od tych obłąkańczych historii to pierwsze zadanie poważnych, polskich publicystów. Póki co nie widać jednak ani jednego, który by próbował. Dominuje triada: syf, kiła i mogiła....Z brzozowym krzyżem oczywiście.

A co tam pisze Grzegorz Braun? Otóż on się odcina od Pawła Kukiza i jego ruchu, a czyni to dlatego, że Kukiz doprosił do swojego ruchu Ryszarda Kalisza. Ani słowa o Henryce Bochniarz, za to wyrazy szacunku dla Ruchu Narodowego i Korwina. Proszę bardzo:

https://twitter.com/_GrzegorzBraun

A do tego jeszcze uwagi dotyczące papieża Franciszka i jego encykliki, oraz pomysłu, by spotkać się z działaczami ruchów gejowskich w Ameryce Południowej. Ponieważ prawie rok temu Grzegorz Braun strofował mnie przy stole za jakieś krytyczne uwagi dotyczące ojca świętego, jestem ciut zdziwiony jego wpisem. Nie wiem jakie są plany papieża Franciszka, ale uważam, że dyskutowanie o tym na tweeterze ma tyle samo sensu co ekscytowanie się kiłą Piłsudskiego.

Oczywiście wiem, że takie wieści i takie konteksty podnoszą ciśnienie młodzieńcom oczekującym na to, że ktoś tam da im szansę demonstrowania w grupie i wznoszenia okrzyków, ale to nas nie doprowadzi nigdzie. Do jakiejś pułapki najwyżej.

Tak jak napisałem – Polsce brakuje doktryny i realnego ośrodka władzy. Przyjdzie czas, by się nad tym szerzej zastanowić, a dziś zgodnie z obietnicą z początku tekstu mamy podsumowanie. Dotyczy ono tego czym się tu zajmowaliśmy ostatnio, a były to sprawy głębokie. Każdą bowiem działalność zacząć należy od diagnozy i rozpoznania. Oczywiście można to załatwić stwierdzeniem, że rządzą Żydzi i masoni, ale potem trzeba bardzo uważać od kogo się bierze honoraria. Od tak ogólnikowej, o wiele lepsza i ciekawsza jest diagnoza szczegółowa, która odsłania przed nami jakieś fragmenty metody działania przeciwnika, sojusznika czy kogo tam chcecie, tego który dysponuje doktryną i realnym ośrodkiem władzy.

Powrócę do mojej ostatniej książki, która dotyczy spraw pozornie odległych i nieistotnych. Trochę kokietuję, ale niech tam...darujecie mi to. W roku 1984, poprzez kolegę Andrzeja ( pozdrawiam, pozdrawiam) kupiłem sobie w księgarni w Biłgoraju książkę Pierre'a Barreta i Jeana Noela Gurganda zatytułowaną „Templariusz z Jeruzalem”. Książka była początkiem trzytomowego cyklu powieści o katarach i trzeciej krucjacie i zrobiła na mnie wrażenie niezwykłe. Byłem w pierwszej klasie szkoły średniej i nie wiedziałem jeszcze wtedy kim był Pierre Barret. Teraz już wiem, był to człowiek prezydenta Mitteranda, odpowiedzialny za media czyli za propagandę. Prezydent Mitterand zaś to człowiek stojący w opozycji do gaullistów. Jego dojście do władzy oznaczało, że Francja powraca do polityki zbliżenia z USA, nie całkowitej, ale i tak głębszej niż za poprzednich prezydentów. Gdyby Niemcy utrzymały swoją pozycję mocarstwową Mitterand byłby człowiekiem kaisera, ale ponieważ Niemcy stały się klientem USA, Mitterand znalazł się w tym samym obozie co Amerykanie. Jeśli w roku 1984 wychodzi w Polsce książka napisana przez ludzi Mitteranda, to ma to jakieś znaczenie moim zdaniem. Jeśli do tego dowiadujemy się, po latach co prawda, ale jednak, że tłumaczem tej książki, podobnie jak książek Druona była Anna Jędrychowska, żona Stefana Jędrychowskiego, ministra w rządzie Cyrankiewicza, to jest to także ważna wiadomość. I teraz dodajmy do tego dziwne znajomości pani Jędrychowskiej, jej przyjaciółki Niny Andrycz, żony premiera oraz samego premiera Józefa Cyrankiewicza. A znajomości te dotyczą znanego okultysty Roberta Waltera, którego rodzina była właścicielem fabryki kosmetyków Miraculum. Jeśli rodzina okultysty ma w komunistycznym państwie fabrykę, może to oznaczać jedynie to, że reprezentują ci państwo jakiś zagraniczny ośrodek władzy, który finansowany jest częściowo z polskiego rynku kosmetyków. Chroniony zaś jest ów układ przez premiera. Kiedy pan Walter został aresztowany, przez bezpiekę okazało się, że nie można mu pomóc. Nawet Cyrankiewicz nie mógł, o czym pisze jego żona w swoich pamiętnikach. Oznacza to, że jakiś inny ośrodek władzy próbował przejąć aktywa perfumowe i zaczął od szantażu i porwania. On również był położony poza granicami kraju. Pytanie istotne brzmi: czy kiedykolwiek realna władza nad Polską znajdowała się w Polsce, a jeśli nie to co trzeba zrobić, by się tu znalazła? Jeśli miałbym wskazać taki moment, że wszystkimi oczywiście jego ułomnościami, to wskazałbym jednak syfilityka Piłsudskiego. Innych momentów w historii nowożytnej nie znajduję. Mogę się oczywiście mylić. Pragnę też zwrócić uwagę czytelników, że ośrodki władzy, których istnienie tu sugerujemy, ośrodki walczące o wpływy nad Polską, nie znajdowały się w Moskwie, stolica ta mogła być co najwyżej jakimś etapem przekazywania decyzji, niczym więcej.

Teraz kolejna definicja. Co to jest władza? Otóż władza to budżet plus charyzmaty. Czy my mamy jakieś charyzmaty poza Madonną Częstochowską? O budżety nawet nie pytam. Jeśli mamy chętnie je poznam, jeśli nie mamy doradzałbym ostrożność w krytyce papieża Franciszka. Albo wreszcie spoważniejemy, albo zostanie nam strzelanie do puszek. I na tym kończę na dziś.

 

Zapraszam na stronęwww.coryllus.plgdzie można już kupić nowy tom Baśni jak niedźwiedź, zatytułowany „Kredyt i wojna”, zapraszam też do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie. Informuję również, że 16 lipca odbędzie się mój wieczór autorski w Bielsku Białej, początek o godzinie 18.00 w lokalu przy ul. Wzgórze 14. Wieczór organizowany jest przez miejscowy Klub Najwyższego Czasu, a tytuł spotkania brzmi „Moja Rzeczpospolita”. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka