coryllus coryllus
4604
BLOG

Tłumacze

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 50

Jakoś tak niepostrzeżenie dotoczyliśmy się od tłumaczeń Anny Jędrychowskiej, do Klubu Krzywego Koła. Ja, przyznam, nie wiedziałem co to takiego ten klub. Pamiętam, że dawno temu czytałem coś o tym w książce Kuronia i Żakowskiego „PRL dla początkujących”, a pisali oni, że klub to była taka opozycyjna kuźnia kadr, czy coś podobnego. Zajrzałem do wiki i znalazłem nazwisko założyciela klubu Juliusza Wilczura-Garzteckiego. U docenta wiki jest także jego biogram, jakże ciekawy, zerżnięty wprost ze strony IPN. Mamy tam same właściwie rewelacje, bo Garztecki to powstaniec warszawski, porucznik, który po wojnie gładko przechodzi na żołd komunistów i przekazuje całe archiwum kontrwywiadu AK w ich ręce. Oni zaś w nagrodę wysyłają go do Włoch by tam szpiegował oficerów II korpusu. Najlepsze jest jednak zdanie, które zacytuję tu na surowo: Po kapitulacji powstania udał się do oflagu II-D Gross Born (nr jeniecki 101669) w celu organizacji Komitetu Demokratycznego Obozu[4]

Zdanie to także jest spisane ze stron IPN. W związku z tym cytatem mam pytanie do pracowników tej szacownej instytucji. Brzmi ono: czym wy się do cholery zajmujecie kochani? Jak to: udał się do oflagu w celu organizacji komitetu demokratycznego obozu, pisanego w dodatku wielką literą? Co to jest „demokratyczny komitet obozu” w czasach kiedy w Niemczech rządzi towarzysz Hitler? Komunistyczna komórka decydująca o tym, kto z osadzonych może pojechać do kraju na śmierć, a kto się tam przyda w charakterze szpicla, bo niby co innego miałby to być? Jeden nie ma nogi i przechodzi bez mrugnięcia przez cztery koncłagry, (a taki Pilecki już pierwszego dnia w Oświęcimiu miał wybite zęby) a drugi po powstaniu jedzie zakładać demokratyczny komitet? A bilet gdzie sobie kupił? W kasie na dworcu głównym?

W roku 1959 Garztecki zostaje aresztowany i siedzi, jak podaje wiki, pięć lat. Potem go wypuszczają i on się już od tego momentu zajmuje wyłącznie fotografią i tłumaczeniami. Prawie tak samo, jak Anna Jędrychowska. Co prawda wiki podaje nam listę jego tłumaczeń z lat dziewięćdziesiątych, wcześniejszych nie ma, ale za to jest ona bardzo ciekawa i porównywalna z tym co tłumaczyła na polski Jędrychowska. Są to bowiem książki kultowe. Zaczyna Garztecki od Prachetta, który wspólnie z Neilem Gaimanem napisał książkę pod tytułem „Dobry omen” wydaną w tłumaczeniu Garzteckiego właśnie w roku 1992. Myśmy się już tu kiedyś zajmowali Neilem, to jest młody jeszcze człowiek wywodzący się z rodziny polskich Żydów, który jest także członkiem kościoła scjentologicznego. Jesienią zeszłego roku opisałem go w związku z filmem nakręconym na podstawie jego książki, który nosił tytuł „Koralina i tajemnicze drzwi”. Pan ów rozpoczynał karierę od rzeczy drobnych, czyli od biografii zespołu Duran Duran, potem przeszedł na fantastykę wraz z ulubieńcem młodych akademików polskich Prachettem, a dziś siedzi w ciężkiej demonerce i kasuje za to równie pieniądz. Jest także współautorem sławnych komiksów i bierze absolutnie wszystkie nagrody jakie można wziąć w tej branży.

No i nasz bohater, powstaniec, Juliusz Wilczur-Garztecki, tuż po odzyskaniu przez kraj niepodległości po czarnej nocy komunizmu, tłumaczył jego książkę o antychryście. Potem zaś zabrał się pan Juliusz za tłumaczenie innych książek, a to Ludluma, a to Folleta, a to Svena Hassela.

Jeśli zestawimy jego nazwisko z nazwiskiem Jędrychowskiej, wyłonią się przed nami trzy obszary rynku książki, które kształtowały wyobraźnię młodych ludzi w Polsce przez całe dekady. Mamy tego Druona, który niczego nie wyjaśnia, mamy Barreta, czyli średniowieczną powieść historyczną, a następnie mamy powieść szpiegowską i fanatsy ocierające się o satanizm. Zarówno Garztecki jak i Jędrychowska byli przez PRL prześladowani, a potem znaleźli się w tak zwanym obozie demokratycznym. Jędrychowska miała kolegę okultystę, a Garztecki, były oficer kontrwywiadu AK tłumaczył książki okultystów, satanistów i różnych szpiegów na polski. Ja nie czytałem tych powieści szpiegowskich, bo mnie to po prostu nie interesuje, no ale te historyczne, tłumaczone przez Jędrychowską czytałem. I wiem, jak łatwo ludzie dają się uwodzić takim treściom. Jak raz coś im wejdzie do głowy, nie ma mowy, by to wyjąć i odrzucić. Będą bronić swoich literackich fascynacji jak własnego życia. Nie można im wyjaśnić, że literatura, całe jej obszary, to manipulowana propaganda. Nie można tego zrobić z tej prostej przyczyny, że książka jest medium intymnym i trafia do serca. Każdy zaś ma w tym sercu jakieś deficyty i chce być kimś innym niż jest, chce być bohaterem książki po prostu. Jeśli więc odnajdzie swoje marzenia na jej kartach to wsiąkł i przepadł. Dlatego z emocjami i fascynacjami literackimi należy się rozprawiać na zimno i bez litości.

Patrząc na Garzteckiego i na Jędrychowską widzimy jak ważna jest rola tłumaczy i rozumiemy, że oni te zlecenia dostali nie z powodu, że nie było nikogo innego w pobliżu, ale dlatego, że takie właśnie książki trzeba było przetłumaczyć na polski. Ktoś może powiedzieć, że nie, że się zagalopowałem, były lata dziewięćdziesiąte i wydawca chciał sobie zarobić no więc wydał to, co było popularne na zachodzie....czy aby na pewno? Czy aby na pewno Neil Gaiman i Prachett byli już wtedy popularni? Nie mam żadnych danych na temat wydawców tych książek, nie znam nawet nazwy tych wydawnictw, ale są pasjonaci, którzy pewnie rozpoznają zarówno firmę jak i właścicieli.

Wróćmy jednak do tych prześladowań i okultyzmu. Powojenna ekipa, w której rządzi Cyrankiewicz nie może obronić swoich ludzi, Garzteckiego aresztują w roku 1949, a Waltera w 1952. Kto stał za tymi aresztowaniami i kto oraz z jakich ośrodków tak naprawdę rządził krajem? Myślę, że to są pytania dla kolegów z IPN, a nie dla naszych komentatorów, dysponujących jakże wątłym aparatem badawczym. Ludzi prześladowanych w latach pięćdziesiątych odnajdujemy potem w tak zwanej opozycji demokratycznej. Garztecki tworzy ten cały Klub Krzywego Koła, a na spotkania zaglądają tam Urban, Michnik, Brus i Jasienica. Nie zagląda tam Jacek Kuroń, który jest sekretarzem Igora Newerlego. Warto byłoby opisać jaka tradycja polityczna i kulturowa łączy tych ludzi i czym różnili się oni od takiego Jaruzelskiego na przykład oraz Ochaba czy innych aparatczyków, którzy ich zwalczali. Warto może też zadać pytanie czy my dziś musimy się w ogóle w jakiś sposób do nich odnosić, a jeśli to w jaki? Entuzjastyczny czy krytyczny? Ja trochę szydzę rzecz jasna, ale cały czas zmierzam w tym samym, co zwykle kierunku, jeśli nie będziemy dysponowali własnym, zależnym tylko od nas obszarem treści, wyobrażeń i znaczeń, obszarem, którego nikt poza nami nie będzie rozumiał, to zawsze będziemy skazani na konsumpcję podsuwanej nam przez kogoś papki. A to Prachett, a to Druon, a to Ludlum, a dyskusje zawsze będą toczyły się wokół tematów dotyczących budowy księżyca, to znaczy czy on jest z sera czy nie jest z sera.

Literatura kształtuje wyobraźnię, a literatura naśladowcza kształtuje ją w sposób fatalny. I teraz wracamy do Prachetta, okazuje się, że jego pierwsze samodzielne książki tłumaczyła na polski Ewa Dorota Malinowska – Grupińska, żona Rafała Grupińskiego, polityka PO, wydawcy i animatora kultury. Pani owa jest dziś przewodniczącą rady Warszawy, ma na swoim koncie liczne sukcesy i odznaczenia. Prachetta już nie tłumaczy, bo potem zlecono to pewnemu matematykowi ze Śląska nazwiskiem Cholewa, Piotr Cholewa. Jego syn Michał Cholewa jest pisarzem SF i zajmuje się tym właśnie, o czym przed chwilą wspomniałem – produkcją wtórnej, słabej literatury SF, która maceruje mózgi najmłodszemu pokoleniu. I ja doprawdy nie wiem jak mam przemawiać do starszych i doświadczonych przecież kolegów, żeby porzucili pisania opowiadań SF, które są z istoty oszukane, tak jak cały gatunek, żeby porzucili marzenia o sukcesie, bo on jest niemożliwy do osiągnięcia, ponieważ funkcja segmentów rynku jest inna niż deklarowana. Nie mam niestety siły, by kogokolwiek przekonać, bo ludziom się zdaje, że jak napiszą świetne opowiadanie i ono zostanie opublikowane to czytelnicy zaczną się tym narkotyzować tak, jak Prachettem. Nie zaczną, bo mechanika rynku jest inna.

Żeby nie pozostawać tylko przy książkach przypomnę, że są także inne rynki, na których ludzie myślący i przytomni usiłują robić kariery. Na przykład jest rynek muzyczny. Ja się na muzyce nie znam, dlatego po prostu pozostawię Wam bez jakiegokolwiek komentarza link do biogramu Marka Garzteckiego, syna Juliusza, naszego dzisiejszego bohatera. Proszę bardzo oto on https://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Garztecki A jak już to przeczytacie, to zastanówcie się, czy dacie radę zrobić taką karierę jak Hołdys i od czego ona w istocie zależy.

 

Ponieważ wszystko co ostatnio napisałem, przekonuje mnie bardzo mocno do tego, że sensowne jest wydawanie periodyku pod tytułem „Szkoła nawigatorów”, bez względu na to co myślą o tym takie rekiny rynku jak Prószyński, informuję, że dziś w ciągu dnia zostanie uruchomiona sprzedaż kolejnego numeru. Jest to numer niemiecki, lepszy jak sądzę niż poprzedni. Silnie korespondujący zarówno z II tomem Baśni jak niedźwiedź, jak i z albumem „Święte królestwo”. Opublikowaliśmy tam, w tłumaczeniu naszych kolegów, równie dobrych w tej robocie jak żona Grupińskiego i Juliusz Garztecki, list Marii Węgierskiej do Albrechta Hohenzollerna, listy Karola V do królów Polski, listy Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta do tegoż Albrechta Hohenzollerna, a także spory fragment Ordunku gornego w języku polskim. Materiałem jednak, który utrzymuje cały numer, jest moim zdaniem tekst Piotra Poniewierskiego o obecności Niemców w Chinach. Piotrek, zaczynając od powstania bokserów dochodzi do istoty aktywności politycznej mocarstw w Azji, a szczególnie Niemców, a tą istotą są poszukiwania metali ziem rzadkich. Historia tych poszukiwań sięga początku XVIII wieku i zaczyna się od Szwedzkiej Królewskiej Akademii Nauk. Liczę więc na to, że uda nam się wyprodukować niebawem numer SN poświęcony Szwecji właśnie. Na razie nie mam zbyt wielu autorów do tego numeru, ale coś się powoli kroi.

Jola Gancarz napisała znakomity szkic biografii Karola Ferdynanda Wazy, ostatniego polskiego biskupa Wrocławia. Poza tym są tam jeszcze inne ciekawostki, których wymieniał nie będę.

 

Zapraszam na stronęwww.coryllus.plgdzie można już kupić nowy tom Baśni jak niedźwiedź, zatytułowany „Kredyt i wojna”, zapraszam też do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie. Informuję również, że 16 lipca odbędzie się mój wieczór autorski w Bielsku Białej, początek o godzinie 18.00 w lokalu przy ul. Wzgórze 14. Wieczór organizowany jest przez miejscowy Klub Najwyższego Czasu, a tytuł spotkania brzmi „Moja Rzeczpospolita”. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura