coryllus coryllus
4366
BLOG

Ministra i bandyterka

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 48

Ponoć na panią minister kultury Małgorzatę Omilanowską jej pracownicy mówią „ministra”. Myślę, że gdyby ministrem skarbu była kobieta, trzeba by wołać za nią bandyterka, bo niby jak inaczej? Poprawność polityczno-językowa w końcu obowiązuje. Dotarły do mnie dwa newsy dotyczące likwidowanego właśnie Państwowego Instytutu Wydawniczego. Ponoć wymienione ministerstwa są najbardziej zainteresowane w tej likwidacji, zastrzegają jednak, że nie chodzi o sprzedaż dorobku PiW, czyli o te 8 tysięcy praw autorskich, w tym prawa do dzieł Sienkiewicza i Iwaszkiewicza, chodzi jedynie o zlikwidowanie upadającego przedsiębiorstwa, które wykazuje co prawda jakiś tam zysk netto, ale pochodzi o wyłącznie ze sprzedaży aktywów wydawnictwa, czyli głównie nieruchomości. Nie jestem prawnikiem i nie wiem jak się ministerstwom uda taką rzecz przeprowadzić, chciałbym chwilę zatrzymać się nad kwestią, co może być przyczyną bankructw wielkich wydawnictw z tradycjami, takich jak Ossolineum, czy PiW. Odpowiedź: niegospodarność, jest moim zdaniem błędna i fałszywa. Wydawnictwo bowiem podobnie jak każda inna firma to także nośnik. Zawiera w sobie cenne, nie dające się zastąpić informacje. Dlaczego piszę, że każda firma jest takim nośnikiem? Wczoraj usłyszałem pogodną historię o hucie szkła Niemen, gdzie produkowano przedmioty użytkowe według różnych ciekawych i mniej ciekawych wzorów. Nie wiem co się dzieje dziś z prawami do tych projektów, ale jak to powiedział ostatnio Szewach Weiss każde mienie ma jakiegoś właściciela. Nie inaczej jest z prawami do książek, które można odziedziczyć, przejąć za długi, albo odkupić. I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej, czyli do misji. Nie ma instytucji, która nie byłaby obarczona misją. Tak się może wydawać durniom pracującym w reklamie, czy gdzieś na szczytach korporacji, choć do nich też pewnie powoli dociera wyartykułowana przez pana Weissa prawda: każde mienie ma jakiegoś właściciela, a do tak zwanych dóbr intelektualnych właściciel jest przypisany w sposób szczególny i subtelny. No, ale wracajmy do przyczyn bankructwa wydawnictw. Jeśli „zdamy sobie sprawozdanie” z wyżej opisanych okoliczności, może się okazać, że wielkie wydawnictwa bankurtują, bo ktoś tego chce. Jasne, jasne, to taka teoria spiskowa, kogo dziś bowiem mogą obchodzić prawa autorskie do książek Sienkiewicza czy jakiegoś innego XIX wiecznego pisarza, co innego Szczepan, prawda, Twardoch, ten to dopiero jest cenny...To żart oczywiście, wiem, że nieśmieszny, ale jakoś nie mam ochoty na śmiech. Nie tak dawno padło Ossolineum, teraz padaczkę, jak się mówi gdzieniegdzie po redakcjach, ma PiW. Oczywiście, można rzec, że powodem tej padaczki jest niedostosowanie oferty do potrzeb rynku. No, ale to brednia oczywista, wie to każdy kierownik działu w sklepie wielkopowierzchniowym. Rynek jest plastyczny i można go kształtować, do tego służą między innymi budżety na promocję i reklamę. Jeśli więc ktoś zarzuca wydawnictwom takim jak Ossolineum czy PiW niedobraną ofertę to znaczy, że zwariował. Żadne z tych wydawnictw nie ma szans w starciu z agresywnymi i także dotowanymi przez państwo wydawnictwami, takimi jak choćby Czarne, że o zagranicznych instytucjach zaopatrzonych w misję jawnie wrogą lokalnemu czytelnikowi nie wspomnę.

Trzeba teraz zadać pytanie o sens, a raczej o dwa sensy. Po pierwsze, czy ministerstwo kultury miało w ogóle plan na utrzymanie takich wydawnictw jak Ossolineum czy PiW, a jeśli nie miało, to dlaczego ma plan na dotowanie takich wydawnictw jak Czarne. Odpowiedź: bo Czarne odpowiada na potrzeby rynku jest błędna, a to z tego względu, że ministerstwo kultury prowadzi coś co nosi nazwę polityki kulturalnej państwa i realizowane jest również poprzez ofertę wydawniczą. Jeśli więc prowadząc tę politykę ministerstwo foruje jednych, a drugim stawia zarzuty, warto spytać, czy dotyczą one w istocie jedynie niegospodarności. I jeszcze jedno: jeśli już uda się zlikwidować ten PiW, a prawa autorskie do Sienkiewiczów, Iwaszkiewiczów i innych przenieść do jakiejś instytucji państwowej, której nazwa póki co nie jest znana, co będzie z edycją dzieł tych pisarzy? Czy będą nadal wydawani, czy może ministerstwo z polecenia ministry wycofa takiego Sinkiewicza z listy lektur, a prawa do jego dzieł zabetonuje gdzieś w ścianie, jak profesor Estreicher dokumenty erekcyjne UJ. Potem zaś, za pięćdziesiąt lat okaże się, że prawa te zjadły skoczogonki. Nikt chyba przecież nie wierzy w dobre intencje ministerstwa kultury i zarządzających nim kolejnych ministrów i minister...nimister? Namaster? Kataster? I do tego dojdziemy pewnie, w różne miejsca można zawędrować zaczynając całkiem niewinnie od pytań dotyczących praw autorskich.

Wracajmy jednak znowu do misji. Ja nie neguję, że PiW mógł być źle zarządzaną firmą, mam tylko wątpliwości co do tego, czy wydawnictwa wielkie i małe, czy ministerstwo kultury i bandyterstwo skarbu dobrze rozumieją swoją misję, misję w którą wpisuje się kształtowanie rynku treści w Polsce, a nie rezonowanie jedynie na zjawiska występujące na tym rynku, a kreowane przez gazownię i jej akolitów. Myślę, że niektórzy rozumieją, a inni nie. Ja obserwuję te państwowe instytucje, które wystawiają się na targach książki i to jest jedna żałość. Podstawową troską zarządzających tymi placówkami jest, by nikt się do nich nie przyczepił, a więc priorytetem jest, by nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Dlaczego oni tak czynią? Bo ośrodek władzy, któremu podlegają nie ma dla nich żadnej oferty, a biedni ci ludzie sami z siebie nic nie wymyślą.

Mamy więc sytuację następującą. Ministerstwa życzliwym okiem patrzą na to co się dzieje na rynku, pomagając jednym, a przeszkadzając innym swoim podopiecznym. Udając przy tym jednocześnie, że realizują jakąś misję kulturalną. Ona rzeczywiście jest realizowana, ale nie tak jak nam się zdaje. Polityka kulturalna wobec narodów to poważna sprawa i mielona jest ona w potężnych młynach, znacznie większych niż nasze dwa biedne ministerstwa. No, ale nasi ministrowie do tego poziomu nawet nie doskakują. My jesteśmy na poziomie pojęć rentowne-nierentowne, a to są kwestie właściwe dla sprzedawców warzyw na giełdzie w Broniszach. Na razie kończę, bo mam trochę zajęć.

Oto linki do wyjaśnień na temat bankructwa PiW

 

http://linkis.com/www.prawy.pl/z-kraju/Ty0Bk

 

http://www.warszawa.pl/miasto/skandal-na-ul-foksal/

 

Zapraszam na stronęwww.coryllus.plgdzie można już kupić 7 numer Szkoły nawigatorów. Można już także kupić nowy tom Baśni jak niedźwiedź, zatytułowany „Kredyt i wojna”, zapraszam też do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie. Informuję również, że 16 lipca odbędzie się mój wieczór autorski w Bielsku Białej, początek o godzinie 18.00 w lokalu przy ul. Wzgórze 14. Wieczór organizowany jest przez miejscowy Klub Najwyższego Czasu, a tytuł spotkania brzmi „Moja Rzeczpospolita”. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura