coryllus coryllus
3507
BLOG

O pisarzach prześladowanych

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 25

Słowo stało się ciałem. Dostałem pozew w związku z moją starą książką zatytułowaną „Dzieci peerelu”. Nie widziałem go jeszcze, bo leży w punkcie In Post w Grodzisku, ale jak wiecie odebrałem telefon w tej sprawie, a teraz awizo do tegoż In Postu. Chodzi na pewno o ten pozew, bo inne pozwy na razie są zawieszone. Jutro rano wyjeżdżam na chwilę, ale pojutrze dam znać czego dokładnie ów pozew dotyczy. W razie czego zwrócę się do Was o pomoc.

Jeśli dojdzie do tej rozprawy będzie to, w mojej ocenie pewien ważny test, okaże się czy wszyscy autorzy w Polsce są traktowani równo. Jak wiecie dość starannie unikam wszelkich prowokacji, które mogłyby mnie zaprowadzić na salę sądową. Czynię tak w przeświadczeniu, że to zła droga i nawet jak czasem żartuję, że rozprawa w sądzie to świetna promocja dla pisarza, nie czynię tego przecież serio. Nie należy mieszać porządków. Dobrze wiem, że prowokacja to narzędzie polityczne i lepiej z nią uważać. No, ale okazało się, że moje stare opowiadania rozwścieczyły kogoś na tyle, że postanowił się sądzić. Okay, niech i tak będzie.

Chciałem dziś zwrócić jedynie uwagę na to jak wielu starań dokładają różni autorzy, by trafić na salę sądową, by wywołać skandal obyczajowy, by zrobić coś takiego, co podniesie im sprzedaż. Prowokacja stała się wręcz narzędziem sprzedaży, ale jak to już pisałem kilkakrotnie nie ma rynku na prowokacje. Inaczej mówiąc ludzie wobec których te prowokacje są stosowane nie przejmują się nimi wcale, bo też i pisarze prowokatorzy obchodzą ich niewiele. Żeby mechanizm zadziałał czytelnik czy widz musi być bezwzględnie zainteresowany treścią, bez tego nie ma mowy o wyniku, a tym jest zrobienie szumu i podniesienie sprzedaży.

Nie wiem czy pamiętacie, jak gdzieś u zarania tego bloga próbowano rozdmuchać aferę wokół książki narzeczonego Tomasza Raczka. Ona się nazywała nomen omen „Berek”, czyli tak samo jak książka matki kurki i była równie nędzna, choć nie dotyczyła Żydów tylko pederastów. Owo zestawienie daje nam niejakie pojęcie co do intencji autorów. Im się zdaje, że wystarczy napisać książkę o pedałach czy Żydach i już, gotowe, reszta zrobi się sama. Na okładce tej pierwszej pozycji wymalowano nawet gołego Jezusa, w samym tylko perisonium, czyli tej szmatce na biodrach, żeby nikt nie miał wątpliwości z czym ma do czynienia. Potem, kiedy książka trafiła do Empiku, twarz postaci zasłonięto jakąś naklejką. Wyszło więc na to, że narzeczony Tomasza Raczka zrobił prowokację kapiszon, huknęło nie wtedy kiedy miało huknąć i szlag trafił zyski. Teraz mamy aferę wokół Szczepana Twardocha, który, żeby cokolwiek sprzedać musi używać zwrotów takich jak „pierdolę cię Polsko” czy podobnych. Efektu z tego nie ma żadnego poza tym, że jakiś gaulaiter od kultury kazał dać Twardochowi mercedesa. Dyskusja wokół samochodu Szczepana zatacza coraz szersze kręgi, ale są to kręgi środowiskowe. To znaczy gadają o tym w Polityce, w gazowni i na blogach dziennikarzy z tymi pismami związanych. Dzieje się tak ponieważ te środowiska próbują przejąć cały segment rynku zwany rynkiem treści, a zdając sobie częściowo sprawę z tego czym dla książki jest skandal, nawet niewielki chcą zawłaszczyć to narzędzie dla siebie. Powstaje dzięki temu specyficzna i właściwa tylko dla naszego rynku fabryka skandali. O ludzie, o ludzie woła Dunin-Wąsowicz, Twardoch wziął mercedesa, już nie jest pisarzem! To nieprawda, nieprawda, woła Żulczyk Jakub - największe odkrycie Dunina, bardzo dobrze, że wziął, może i mnie dadzą, jak napiszę „pierdol się Polsko”. Porozmawiajmy o tym poważnie – mówi Justyna Sobolewska, krytyczka i pisarka, związana z GW. I tak się to kręci. Nas to nie interesuje wcale, podobnie jak czytelników. Nie może nas interesować, bo sprawy te pochodzą ze świata fikcyjnego, wymyślonego kiedyś tam przez propagandystów z gazowni i kreowanego wciąż na nowo przez coraz młodszych redaktorów i coraz młodszych autorów. Ludzie ci utrzymywani są na swoich pozycjach dzięki nam, czyli podatnikom, bo ich książki oraz pisma, które te książki promują takie jak „Lampa i iskra boża” są dotowane. Tytuł, który wymieniłem należy do Pawła Dunina-Wąsowicza, kolegi Krzysztofa Vargi. Obaj panowie roszczą sobie prawo do tego, by dokonywać mianowań i roszad na rynku literackim. Realnie rzecz ujmując ma to tyle samo sensu co ingerowanie Żwirka i Muchomorka w obsadę stanowiska prezydenta republiki czeskiej. Dunin, który jak twierdzą ludzie na tweeterze ostro popija, nie ma wpływu na nic, no chyba, że ktoś mu każe mieć ten wpływ, to znaczy napisać w 'Lampie i iskrze', że jeden czy drugi grafoman to objawienie nowego pokolenia. Varga zaś niedawno, pod dwudziestu latach uprawiania zawodu krytyka literackiego ogłosił, że nie ma krytyki literackiej w Polsce. Ona będzie miły panie, jak tylko wy dwaj się wreszcie zamkniecie. To jest warunek konieczny do zaistnienia krytyki literackiej nad Wisłą.

Chciałbym, żebyście zwrócili uwagę na bezczelność tych ludzi, napędzaną kradzionymi i użebranymi pieniędzmi. Bezczelność, która każe im obojętność brać za zainteresowanie, a niechęć za entuzjazm. Chciałbym, żebyście zwrócili uwagę jak ci zawodnicy są rozstawieni na boisku i co próbują ugrać w to oszukane pici polo. To jest ciekawe o tyle, że oni zaraz – ci wszyscy przeze mnie wymienieni, zostają zniknięci i zastąpieni jeszcze głupszymi i prymitywniejszymi egzemplarzami. Kilku może dostanie szansę by wejść w jakieś struktury urzędnicze. Paru będzie próbowało zaistnieć na blogach.

Uważam, że przeciwstawianie się treściom produkowanym przez wymienione osoby jest jednym z elementów naszej misji. W przeciwieństwie do nich mamy przed sobą prawdziwy proces, na który wzywają nas jacyś prawdziwi ludzie. Póki co nieznani z nazwiska. Czekajmy w spokoju na jego wynik. Ponieważ sprawę tę traktuję poważnie, zwracam się z prośbą i apelem do kolegów z mojego rodzinnego miasta, którzy być może już znają nazwiska powodów, by byli bardzo ostrożni w komentowaniu tej całej afery. Mam bowiem podejrzenia, że pod pozwem podpisani są ludzie nie posiadający żadnego rozeznania w tym, jak działa rynek treści i do czego zdolni są dziennikarze, kiedy zwęszą coś tak kuriozalnego jak proces przeciwko książce. Ja nie mam zamiaru ujawniać tych nazwisk, nawet jeśli sąd da mi na to pozwolenie. I proszę, by wszyscy, którzy zorientują się o kogo chodzi również milczeli. Konsekwencje bowiem rozdmuchania tej sprawy mogą być dla powodów dość dolegliwe. Ja zaś nie mam zamiaru ponosić za nie odpowiedzialności. Tak więc już teraz apeluję o rozsądek.

 

Przypominam, że 16 lipca przy ulicy Wzgórze 14 w Bielsku Białej odbędzie się mój wieczór autorski, temat spotkania brzmi: moja Rzeczpospolita, początek o godzinie 18.00. W dniach 31 lipca – 2 sierpnia w Gdyni odbywa się nadmorski plener czytelniczy, jedziemy tam we dwójkę z moją żoną. Impreza zlokalizowana jest na bulwarze nadmorskim, gdzieś w okolicach skweru Arki Gdynia.

6 sierpnia zaś odbędzie się wieczór autorski w Zielonej Górze – sala „Nad kotwicą” przy al. Zjednoczenia 92, początek o godzinie 18.00.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura