coryllus coryllus
4614
BLOG

O białym i czerwonym terrorze

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 32

Na początek wspomnienie pewnego filmu. W latach osiemdziesiątych, jako dziecko zupełne oglądałem w telewizji wszystko jak leci, do późnych godzin nocnych. No, może nie byłem już takim małym dzieckiem, ale na pewno byłem na tyle niedojrzały, by nie zrozumieć o co chodzi w kilkuodcinkowym serialu emitowanym w piątkowe wieczory po dzienniku telewizyjnym. Serial nosił tytuł „Orient Express” i opowiadał historię miłości tancerki, czy też może śpiewaczki, która jedzie z Paryża do Stambułu na jakieś występy oraz młodego, żydowskiego milionera. Serial ten wzruszał mnie bardzo, bo jak wszystkie dzieci miałem dobre i wrażliwe serce. Potem wiele się w tym zakresie zmieniło. Tancerkę grała, chyba, bo głowy nie dam, młoda Catherine Denevue, występująca w gustownym bereciku, uwodzicielsko przekrzywionym na bok, a młodego milionera jakiś nieznany mi pan, kropka w kropkę podobny do Abrahama Sterna, sławnego terrorysty-syjonisty pochodzącego z Suwałk. Dramat polegał na tym, że pociąg został zatrzymany na jakiejś prowincjonalnej stacji przez grupę oficerów i żołnierzy. Nie wiemy co to za kraj i czyje rozkazy wykonują oficerowie. To znaczy ja wtedy nie wiedziałem i nie przypominam sobie, by kiedykolwiek padła nazwa Węgry. No, ale w miarę rozwoju fabuły pewne rzeczy stawały się oczywiste. Na Węgrzech, banda białych terrorystów, zatrzymała pociąg w którym rozkwita miłość tancerki i żydowskiego milionera. Film był dyskretny więc o żadnym epatowaniu okrucieństwem nie było mowy. Dramat polegał na tym, że jeden z oficerów chce zatrzymać dziewczynę dla siebie, a jej młody kochanek nie ma na to wpływu. Tak to zapamiętałem, być może błędnie. Koniec jest taki, że ona zostaje, a on odjeżdża. Każdy zaś odcinek kończył się bardzo smutną kołysanką w języku angielskim, w której powtarzały się słowa – now go to sleep. Pamiętam to dokładnie. Z pewnością nie był to jedyny film poświęcony białemu terrorowi na Węgrzech. Były również inne, ale z przyczyn politycznych i obyczajowych nam ich nie pokazywano. Jeśli zajrzymy do wiki znajdziemy tam obszerną notkę poświęconą białemu terrorowi, który o czym pamiętają tylko niektórzy, był reakcją na terror czerwony, czyli na tak zwaną węgierską republikę rad. O tej z kolei imprezie w polskiej wiki nie ma ani jednego słowa. To jest niesamowite. Biały terror jest, a czerwonego nie ma. My jednak możemy, tak jak wczoraj się to zdarzyło na blogu Toyaha, zajrzeć do wiki angielskiej i przeczytać co nieco o tak zwanych Lenin-boys, czyli czerwonych bojówkach zajmujących się zabijaniem ludzi na ulicach węgierskich miast. Są nawet zdjęcia, a jeden rzut oka na te fotografie upewnia nas skąd się na świecie wzięli hipsterzy. To są po prostu ludzie Lenina adaptowani do różnych okoliczności, jakże przecież dynamicznych. O nich jednak – mimo całego ich charme – nikt nie nakręci filmu, a szkoda. Nie stanie się tak, albowiem od czasów najdawniejszych cała węgierska kinematografia wprzęgnięta do rydwanu towarzysza Lenina i innych towarzyszy, a celem jej od samego początku jest pokazywanie okropności jakie działy się na Węgrzech przed powstaniem republiki rad i tuż po jej upadku. Moim zdaniem Węgry roku 1919 i 1920 to jest tak zwana demaskacja ostateczna. Jeśli ktoś po pobieżnym nawet zapoznaniu się z faktami będzie jeszcze wierzył w rewolucję proletariacką, to znaczy, że ma nerwicę natręctw i powinien się leczyć, a do tego poszukać jakiejś grupy wsparcia. Zanim przejdę do rzeczy napiszę jeszcze słów kilka o tym czerwonym terrorze. Nie wiemy o nim prawie nic, poza tym co jest w tej angielskiej wiki. Jedyny opis możliwości czerwonych terrorystów daje nam Józef Mackiewicz w swojej powieści „Lewa wolna”. Jeden z bohaterów dostaje się niedaleko Pińska w ręce czerwonoarmistów. Oni go najpierw biją do nieprzytomności, wybijają mu oko, a potem wiozą go do Czeka w Pińsku. Szefem pińskiej czeki jest akurat Bela Kun, czyli Bela Kohn, mówią normalnie, sławny przywódca węgierskiej republiki rad. Nie ma go akurat na miejscu, ale zastępuje go inny węgierskich terrorysta Bela Kosta. Mackiewicz plastycznie opisuje rozterki głównego bohatera, który przed przesłuchaniem dodaje sobie otuchy różnymi wewnętrznymi dialogami prowadzonymi z sobą samym. A przecież nie ma już oka. Niczego jednak go ta strata nie nauczyła, dalej struga gieroja. Znudzony Bela Kosta każe to podwiesić u sufitu, rozciągnąć mu nogi, a pomiędzy tymi nogami rozpalić ognisko czy też włączyć jakiś palnik benzynowy, nie pamiętam. Całe przesłuchanie nie trwa nawet minuty. Po wszystkim węgierscy towarzysze z czeka, podrzynają temu chłopcu gardło i wrzucają go, już martwego, do Piny.

Nigdzie więcej w polskiej literaturze nie spotkałem żadnego opisu działań węgierskich towarzyszy, ale może wy jakiś znajdziecie.

Nam dzisiaj nie chodzi jednak o okrucieństwa czerwonych, ale o tych, którzy byli prześladowani przez biały terror, tych którzy musieli opuścić Węgry w latach 1919 – 1921 i szukać szczęścia na obczyźnie. I to jest właśnie ta demaskacja, o której wcześniej pisałem. Wymieńmy ich nazwiska: Béla Ferenc Dezső Blaskó, Sándor Laszlo Kellner, Paul Fejos, Mihály Kertész . Większości z Was nazwiska te nic nie mówią, ale to jest tylko złudzenie, myślę, że doskonale znacie tych facetów, przynajmniej niektórych z nich. Pierwszy to sławny aktor Bela Lugosi, z miasta Lugos w Siedmiogrodzie, który po traktacie Trianon został przyłączony do Rumunii. Bela Lugosi zasłynął rolą Draculi i był jedną z największych gwiazd z Hollywood. Od początkowych, wielkich sukcesów doszedł na starość do produkcji takich jak „Dracula spotyka wampira z Brooklynu”. Był to pan słusznego wzrostu i przez to miał kłopoty z kręgosłupem, które leczył opiatami i wódką, bo nie było wówczas jeszcze ketonalu. Nas jednak interesuje jego wczesne życie, bo wiki podaje, że był on synem węgierskiego bankiera. Ten bankier zaczynał karierę jako piekarz, ale szybko porzucił swoje zajęcie by zająć się obrotem bankowym. No, a jego syn, bez żadnych wyjaśnień podaje się nam tę informację, musiał uciekać z kraju przed białym terrorem. Dlaczego aktor, bo Bela był aktorem już w ojczyźnie, zwiewa przed bojówkami? W dodatku bojówkami, które są tępione przez legalny rząd, a ich zasięg nie jest znowu wcale tak wielki jak nam się to wmawia? Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie. Mogę jednak coś zasugerować. Bela mógł grywać w propagandowych sztukach i filmach produkowanych w wielkiej ilości na Węgrzech tuż przed ustanowieniem sławnej republiki rad. Ludzie pamiętali go z ekranów po prostu i on się obawiał o życie. Spytacie – jak to? Syn bankiera, grał w komunistycznych prop-agitkach? A tak to mili moi, nie ma się co dziwić. Na koniec najlepsze, przysięgam, że tego nie wymyśliłem, Pan Bóg czasem lubi sobie po prostu trochę pożartować. Jego matka nazywała się z domu de Vojnich.

Teraz kolejne nazwisko – Sandor Laszlo Kellner to w rzeczywistości sir Aleksander Korda, brytyjski arystokrata uszlachcony przez króla za wybitne zasługi dla korony. Cóż on takiego zrobił? Wyreżyserował film pod tytułem „Prywatne życie Henryka VIII”. Film ten w żartobliwej i sympatycznej formie opowiada o dworze króla Henryka. Obraz cieszył się szaloną popularnością i przez wiele lat uważany był za najlepszy brytyjski film wszech czasów. Dostał nawet Oskara. Na Węgrzech nasz bohater współpracował, jak poucza nas wiki, z kolejnym rządami – cesarskim, węgierskim i komunistycznym. Z zawodu był producentem filmowym. I teraz uwaga, cała ta węgierska republika rad nie utrzymała się nawet pół roku, a jej wizytówką byli Lenin-boys, filmowi hipsterzy z naganami oraz producenci filmowi żydowskiego pochodzenia. Oto na Węgry wkraczają towarzysze czekiści, a pierwsze swoje kroki kierują do studiów filmowych, do aktorów i reżyserów, do kapitalistów pochodzenia żydowskiego posiadających budżety na produkcję. Niesamowite, przynajmniej dla mnie.

Idźmy dalej. Paul Fejos, był reżyserem który zaczynał karierę w armii. Przygotowywał przedstawienia dla żołnierzy na froncie, a potem pracował dla budapesztańskiej wytwórni Orient-film, z kraju uciekł w roku 1923, a więc już po fali białego terroru. Odnalazł się w Hollywood, gdzie dla wytwórni Universal kręcił wysmakowane, estetyczne obrazy, w których główną rolę odgrywało światło. Według wiki miał wyobraźnię, był trochę mitomanem, ale sympatycznym. Ponoć pochodził z rodziny katolickiej. Przez jakiś czas pracował w Instytucie Badań Medycznych Rockefellera. Twierdził bowiem, że skończył medycynę.

Kolejna postać - Mihály Kertész. Nazwisko, którego używał w wolnym od białego terroru świecie jest Wam znane z pewnością. To Michael Curtiz, reżyser sławnego filmu „Casablanca”, w którym występuje bohater czeskiego ruchu oporu, ukrywający się przed nazistami w Afryce. Curtiz także był trochę mitomanem, opowiadał na przykład, że wziął udział w olimpiadzie w Sztokholmie, miał się rzekomo znajdować w drużynie węgierskich. Pierwsze filmy kręcił już w roku 1912. Na Węgrzech nakręcił w sumie aż 38 filmów, wśród nich były, co może nas zdziwić komunistyczne agitki. Jedna z nich trwała osiem minut i nosiła tytuł „Przybywa mój młodszy brat”. W roku 1926 miał na koncie już 60 filmów, a w Hollywood trafił wprost do wytwórni Warner Bros. Do jego najwybitniejszych dzieł należą: Prywatne życie Elżbiety i Essexa, Yankee Doodle Dandee, Aniołowie o brudnych twarzach, Morski jastrząb, Przygody Robin Hooda. Ho, ho, tak, tak, jak powiedział klasyk. Nic nowego na tym świecie.

Na koniec spróbujmy napisać dwa szkice scenariuszy filmowych, jakże odległych od tego co produkowali nasi dzisiejsi bohaterowie. Oto prawdziwa historia czerwonego terroru na Węgrzech. W roku 1919 było już właściwie przesądzone, że Europa środkowa będzie się znajdować w orbicie wpływów sowietów. To znaczy, że wielka własność, a także każda własność zostanie tam zniszczona, ludzie będą pracować z darmo albo zostaną zamknięci w obozach, a dzięki temu wolny świat uzyska bardzo dużo, bardzo taniej żywności i surowców. Jedyną przeszkodą do realizacji tych planów były Węgry, królestwo, które wywalczyło sobie konstytucyjną wolność w monarchii Habsburgów. Z taką na przykład Polską nikt się nie liczył, bo wiadomo było, że kraj podzielony na trzy części przez sto lat nie zlepi się nagle i nie stawi oporu. Węgrów załatwiono w Trianon, pozostawiając im 1/3 królestwa i napuszczając na nich Rumunów oraz Serbów. Polska zaś zaczęła co prawda fikać, ale jasne było, że zwycięska armia czerwona sobie z nią poradzi. No, ale coś nie zagrało. Polskę oceniono źle, bo Polacy w 1919 roku byli już pod Kijowem. Coś trzeba było robić. Brytyjczycy jak zwykle nie zamierzali robić nic, ale Francuzi, postanowili jednak działać, bo to oni ponieśli największe straty w czasie wojny i musieli je zrekompensować. Polacy obiecali im spłatę rosyjskich długów, a Rumuni złoto z Siedmiogrodu. Na Węgrzech w tym czasie instalowano tę całą republikę rad, która miała ocalony węgierski kadłubek zamienić w kołchoz produkujący tanie ziemniaki. Sytuacja jednak się zmieniła i coś trzeba było robić. Poincare zadzwonił do Bukaresztu i rzucił w słuchawkę jedno słowo: maszerujcie! I Rumuni ruszyli. W Budapeszcie zaczęła się panika, a tak, kurde, dobrze szło. Tyle filmów zdołano już nakręcić, tyle budżetów podzielić, takie ładne samochody rozdano chłopakom i świetne czapki. No, ale wiadomo, że z Rumunami nie ma żartów. Do tego jeszcze rodzima reakcja podniosła głowę i towarzysze hipsterzy musieli niestety wyjechać z kraju. Niektórzy wyjechali do ZSRR, gdzie zamknięto ich w łagrach, a inni wyjechali do Hollywood i porobili tam wielkie kariery.

Teraz kolejny zarys scenariusza, poprawiona wersja serialu „Orient Express”. Młody żydowski producent filmowy, wraz ze swoją kochanką, francuską aktorką, został wysłany na Węgry w roku 1921, żeby w porozumieniu z miejscowymi władzami nakręcić film o tym, że nie jest jednak tak źle. Były co prawda jakieś egzekucje, powieszono paru wyjątkowo bezczelnych bandytów, ale ogólnie sytuacja nikomu nie zagraża. Oczywiście nasz producent ma inne zadanie i w rzeczywistości chodzi o to, by pokazać kraj ogarnięty szałem odwetu. Orient Express zatrzymuje się na małej stacyjce gdzieś w pobliżu granicy z Rumunią, a główny bohater, piękny młodzieniec wysyła swoją przyjaciółkę do komendanta miejscowego garnizonu, żeby „zrobiła na nim odpowiednie wrażenie”, a także sprawiła by zniknął i nie przeszkadzał ekipie. Ten jednak okazuje się człowiekiem nadzwyczaj przytomnym, od razu orientuje się o co chodzi. Dziewczyna w uwodzicielskim bereciku nie chce co prawda opuścić odwachu, ale kiedy przystawiają jej pistolet do głowy grzecznie wraca do pociągu. Jej przyjaciel nie jest zadowolony i postanawia zmienić przedział, żeby już do końca podróży nie mieć z tą głupią gęsią, co nawet prowincjonalnego oficera uwieść nie potrafi, do czynienia. Orient Expres rusza, pojawiają się napisy, a z offu leci kołysanka, w której powtarzają się słowa – now go too sleep. Koniec.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl i przypominam, że w dniach 31 lipca – 2 sierpnia w Gdyni odbywa się nadmorski plener czytelniczy, jedziemy tam we dwójkę z moją żoną. Impreza zlokalizowana jest na bulwarze nadmorskim, gdzieś w okolicach skweru Arki Gdynia.

6 sierpnia zaś odbędzie się wieczór autorski w Zielonej Górze – sala „Nad kotwicą” przy al. Zjednoczenia 92, początek o godzinie 18.00.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura