coryllus coryllus
4657
BLOG

Pederaści afirmnują polskość czyli rodzaje miłości

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 71

Pomyślałem, że będę przeplatał tematy ważne z bieżącymi. Chyba się nie da inaczej, skoro mamy tę ustawę o in vitro, dzięki której laborantka staje się demiurgiem i wybiera kto do życia, kto do śmierci, chyba się kurcze nie da, skoro wybrali tego Bondara, który już na samym początku powiedział, że jest za adopcją dzieci przez małżeństwa homoseksualne. Ponieważ pojęcia takie jak adopcja i małżeństwo łączą się w prosty sposób i na sztywno ze słowem miłość, chciałbym, żebyśmy sobie tu porozmawiali dziś o rodzajach miłości. W życiu jest tak, że przychodzi moment kiedy się już o tej całej miłości nie mówi. Mówi się o przywiązaniu jeśli ktoś ma szczęście, a jeśli nie ma szczęścia, to po prostu rozmawia z ludźmi o samotności, albo w ogóle nic nie mówi. Na szczęście dobry Pan tak to wszystko urządził, że ludzie do późnych bardzo lat mogą rozprawiać o miłości, potem – zdarza się tak, zdarza – jedno z nich odchodzi i pozostaje samotność, albo poszukiwanie nowej miłości. Mój dziadek na przykład ożenił się po raz drugi mając 80 lat. Był to dla nas czysty horror, ale on chyba był szczęśliwy. No, ale miało być o miłości, a nie o samotności starców, idźmy więc śmiało jej tropem. Ja czasem próbowałem sobie wyobrazić co czuje matka, której nie dane jest mieć dzieci. Niektóre kobiety nie chcą dzieci i ja nie mam tu zamiaru roztrząsać ich motywacji, chodzi mi o te, które chcą, a nie mogą. W ich sercach musi się coś kotłować przez cały czas i bulgotać, one cierpią za każdym razem kiedy widzą przedszkolaków na spacerze, a bywa, że reagują zniecierpliwieniem i irytacją na przypadkowo usłyszane dziecięce marudzenie. Cały proces adopcyjny, jakże złożony i trudny jest dla tych istot udręką, potem przychodzi coś jeszcze gorszego, bo przecież te dzieci nierzadko mają swoje rodziny, do których są zabierane. Ja znam taki przypadek, kiedy bezdzietne małżeństwo adoptowało dziewczynkę, a ona – bo sąd tak zdecydował – jest na weekendy wożona do swojej biologicznej matki, która puszcza się i pije. Ilość dobrych wujków łażących po tym mieszkaniu w gaciach samych, a często i bez, znacznie przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Po takiej wizycie u mamusi dziecko to jest całkowicie odmienione i wszystko trzeba zaczynać od początku. A do tego szanownej mamusi co jakiś czas przypomina się, że na dzieci wypłacają jakieś zasiłki i grozi, że odwoła się do sądu, żeby jej to dziecko z powrotem przyznali, bo je kocha. Bezdzietne małżeństwa mają pewnie jeszcze inne problemy, mają takie sprawy do opowiedzenie, że wszystkim nam tutaj zbielałoby oko. I na to wychodzi pan rzecznik Bodnar i mówi, że on jest za tą adopcją dzieci dla małżeństw homoseksualnych. No więc moje pytanie brzmi z jakim rodzajem miłości w sercu idą do domu dziecka dwaj geje, co mają tam w środku i jakie myśli im towarzyszą kiedy wybierają sobie to wymarzone dziecko? No i najważniejsze – jak zareagują na sytuację opisaną wyżej? Kiedy matka pijaczka domaga się zwrotu dziecka? Prześledźmy to po kolei.

Zacznijmy do chłopaka posła Biedronia. On się ponoć zainstalował na jakimś niemieckim serwisie randkowym i tam zadeklarował, że interesuje go lekkie SM. Rozumiem, że nie chodzi o lekkie stwardnienie rozsiane, tylko o coś innego. No, ale takiego żargonu się tam używa i nic nie poradzimy. No więc, co będzie jeśli chłopak Biedronia zechce wraz z jakimś kolegą adoptować dziecko? W portalu niezalezna.pl pod tekstem o Bodnarze pojawiły się głosy, że to jest po pierwsze były już chłopak Biedronia, a po drugie, nie można ludzi oceniać po preferencjach seksualnych tylko po merytorycznej pracy i w ogóle to wcale nie jest burdel na kółkach ten portal, ale normalny serwis randkowy dla normalnych ludzi. Rozumiem więc, że jeśli ten facet zechce adoptować dziecko jego deklaracja dotycząca lekkiego SM, nie wpłynie na decyzję sądu? Czy wpłynie? Trudno mi zgadnąć, może ktoś zapyta Biedronia przy najbliższej okazji. W końcu co może się stać dziecko po takim lekkim SM, nic zupełnie, to tak jakby dostało klapsa....Ale przecież nie wolno bić dzieci, klapsów też nie wolno dawać...jak więc będzie...wiecie co, ja przez tego rzecznika już całkiem zgłupiałem.

Myślę, że czas na wielką publiczną dyskusję, analogiczną do tej o miękkich i twardych narkotykach, dyskusję o tym od jakiego momentu praktyki SM stają się niebezpieczne dla dzieci adoptowanych przez pary homoseksualne. Potrzebny jest telewizyjny panel, niech wystąpi Biedroń, jego były chłopak, do tego Hartmann i Środa. Niech ten narzeczony Biedronia przyniesie narzędzia, którymi biją go po dupie poznani w niemieckim serwisie panowie i na wizji przyłoży tym Hartmanowi po łapie, a Środzinie po pośladkach. I oni, autorytatywnie niech wtedy orzekną czy praktyki takie wyrządzają krzywdę dziecku adoptowanemu czy nie.

Wróćmy jednak do tej miłości. Według mojej, dość przyznam pobieżnej oceny, cały ten homoseksualizm to pewien rodzaj cybernetycznej pułapki. Ona jest zastawiona bardzo sprytnie, a ofiary, które do niej wpadają nie są bynajmniej mężczyznami. Ci bowiem sobie poradzą, jeśli nie narażą się jakimś grubym rybom ze swojego świata, albo policji, to przetrwają. Zbudują odwrotną hierarchię, tak jak to się dzieje na naszych oczach, w której na awans zasługiwać będą wyłącznie oni – poważnie doświadczeni geje. Reszta to mierzwa i śmieci. To jest mechanizm stary, można by rzec platoński i on jest w dodatku ściśle połączony z mechanizmem finansowania tajnych organizacji ze środków publicznych. Jeśli ktoś tego nie widzi, jest mi niezmiernie przykro. Chcę wyraźnie powiedzieć, że w całej tej hucpie nie ma mowy o żadnej miłości, czy dobru dziecka jak nam to próbuje klarować ten popapraniec rzecznik. To jest kolonizacja wewnętrzna i jak w każdej kolonizacji chodzi o to, by koszta operacji przerzucić na kolonizowanych. Budżet państwa zacznie karmić tajne struktury rozrastające się poprzez kooptację, a wszystko przykryte będzie gadaniem o adopcji i dobru dzieci. Włosy mi na podniebieniu wyrosną jeśli jakaś para gejów adoptuje dziewczynkę. A jeśli się to jakimś cudem zdarzy to marny jej los. Chodzi bowiem o to, że ofiarami pułapki cybernetycznej, o której piszę są kobiety. Nie tylko heteroseksualne, ale także lesbijki. W świecie Biedroniów i rzeczników Bodnarów nie będzie dla nich miejsca, ale one jeszcze o tym nie wiedzą. Chodzi bowiem o to i jest to clou programu, na razie ukryte, by całkowicie zdegradować kobietę, by sprowadzić ją do roli bydła. A wiecie dlaczego? Bo wtedy odczłowiecza się dzieci rodzone przez takie zdegradowane kobiety. Można z nimi zrobić co się chce, a do wybrańców zaliczyć jedynie te, które adoptowały pary homoseksualne. Oczywiście, można mi zarzucić, że przesadzam, że nic takiego nie nastąpi zaraz. Zaraz może nie, ale nastąpi, bo taki jest cel tej operacji. Nikt mi bowiem nie wmówi, że w sercu idącego po dziecko do adopcji geja jest cokolwiek poza zimnym wyrachowaniem. Jeśli taki facet ma choć odrobinę uczuć innych niż emocje związane z seksem nawet mu do głowy nie przyjdzie pomysł adopcji. Jeśli zaś się na nią zdecydował, to znaczy, że dostał takie polecenie, albo postanowił wziąć udział w tej jakże wyszukanej i wyrafinowanej grze. Powtarzam jeszcze raz: wszelkie numery dotyczące kooptacji dzieci, wszelkie historie będące poza naturalnymi sposobami powiększania rodziny, służą degradacji kobiety. To zaś skończy się najczarniejszym niewolnictwem. Dlatego musimy bronić dziewczyn przed Biedroniami i rzecznikami i przed Środą – kretynką kompletną, oraz Hartmannem. Już zdaje się kiedyś o tym pisałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Kooptacja służy budowaniu struktur tajnych. Te zaś z pewnością nie będą służyć państwu, które je finansuje. I to jest właściwy sens dyskusji o homo-adopcji, a nie czy lekkie sado-maso zagraża dziecku czy nie.

Jak na rzecznika Bodnara reagują „nasi”? Z tego co zauważyłem bezradnością i chichotem. Nic więcej nie mogą zrobić. Pod tekstem na niezalezna.pl uaktywniła się banda troli, która przesuwa dyskusję w kierunku tak zwanej dyskusji merytorycznej, czyli chodzi o to, by nie gadać o du..pie Biedronia, ale o jego osiągnięciach. Jakich przepraszam osiągnięciach? Facet jest częścią sponsorowanego planu i nawet jakby był wiecznie naćpany i spał w gabinecie będą go przedstawiać jak ojca ojczyzny. Dostanie wszelkie możliwe wsparcie i nawet jak je roztrwoni będzie to przedstawione jako sukces. Na niezależnej zaś sprawa wygląda tak, jakby wszyscy już dawno pogodzili się z wyborem Bodnara i całą tą dotyczącą adopcji hucpą. Tylko gazownia złośliwie donosi, że Beata Szydło, zamiast głosować za Romaszewską, wstrzymała się od głosu. Ponoć przez nieuwagę. Jej głos nic by nie zmienił, albowiem sejm w większości jest za Bodnarem. To jest jawna deklaracja poparcia dla opisywanych tutaj planów, czego ci durnie po prostu nie rozumieją. Co zresztą przyszłość może obchodzić takich zombies, jak Kalisz czy Miler? Nic, a nic.

Dlaczego „nasi” nie potrafią zrozumieć tego, o czym tu napisałem? Bo idą do władzy i mają pewność, że ją dostaną. To jednak jest pułapka, bo w czasie tej drogi zaciągają zobowiązania nie do spłacenia. Ktoś powie, że nie ma innego wyjścia. Być może nie ma, ja nie wiem. Mam nadzieję, że Bodnar zostanie odwołany po jesiennych wyborach. No, ale do tego trzeba jeszcze te wybory wygrać. Czym je mamy wygrać? Według „naszych” najlepszy sposób to kokieteria, a że najłatwiej kokietuję się patriotyzmem, no to mamy całą tę machinę rzekomej polskości, którą trzeba afirmować. W związku z tą afirmacją odbyły się niedawno w kawiarni Niespodzianka dyskusje o Jarosławie Marku Rymkiewiczu, wzięli w nich udział „nasi” i nie-nasi, czyli ludzie z Krytyki politycznej. I tak siedzieli i dyskutowali, dyskutowali, dyskutowali. A do całej imprezy dorobili taki gustowny plakat http://telewizjarepublika.pl/Dyskusje-o-jaroslawie-marku-rymkiewiczu,patronaty,3873.html#.VbM6fqThDVR

I teraz uwaga, czas na ważną konkluzję. Jeśli próbujemy zwalczać jakąś hierarchię, jakąś organizację powiedzmy to wprost, nie możemy jednocześnie starać się o awans w niej. To są głupoty szyte na miarę byłego polityka Moczulskiego, co to wstąpił do PZPR, żeby ją rozwalić od środka. Jaki więc przepraszam jest sens dyskutowania o Rymkiewiczu z przedstawicielami Krytyki politycznej? W grę wchodzi jedynie chęć przypodobania im się i nic więcej. Jeśli zaś idzie o samego Jarosława Marka Rymkiewicza, staje się on ulubieńcem naszych i nie naszych głównie, jak sądzę, poprzez swoją gawędę o potrzebie stworzenia nowych elit. A jak się one będą tworzyć? No przez kooptację to jasne, po platońsku. Ja sądzę, że Jarosław Marek Rymkiewicz w ogóle nie rozumie w czym uczestniczy, ale to już inna sprawa. Ta cała banda zaś tylko czeka na sygnał do startu i na błogosławieństwo. Potem zaś zobaczymy rzeczy, o których się Platonowi nie śniło. Nowe elity w wielkiej zgodzie, nowe prawo adopcyjne, in vitro i kontrola urodzeń. I parę jeszcze innych niespodzianek, przy których to całe lekkie SM jest doprawdy kaszką z mleczkiem.

Na koniec zostawiam Wam małe pocieszenie, chodzi o tę całą afirmację. Popatrzcie jak Włosi afirmują włoskość. https://www.youtube.com/watch?v=EySOHFPvz7w I pomyślcie o tym, że u nas nic takiego nie może mieć miejsca. Nie może, bo to u nas przechodzą jedynie takie rzeczy: https://www.youtube.com/watch?v=faBfD9u6GKg

To jest słuszne i zgodne z linią partii, wszystkich jak leci, od lewa do prawa. A ile się przy tym można nagadać o wartościach, elitach i afirmacji polskości.....

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl i przypominam, że w dniach 31 lipca – 2 sierpnia w Gdyni odbywa się nadmorski plener czytelniczy, jedziemy tam we dwójkę z moją żoną. Impreza zlokalizowana jest na bulwarze nadmorskim, gdzieś w okolicach skweru Arki Gdynia.

6 sierpnia zaś odbędzie się wieczór autorski w Zielonej Górze – sala „Nad kotwicą” przy al. Zjednoczenia 92, początek o godzinie 18.00.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka