coryllus coryllus
4157
BLOG

Pokorni, niepokorni, turboniepokorni i Ziemkiewicz

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 32

Miałem dziś pisać o czymś innym, ale w zasadzie temat ten i tak łączył się z tym na co się w końcu zdecydowałem, czyli z omówieniem ostatniego występu Ziemkiewicza w „Do rzeczy”. Zacznę jednak nie od naszego ulubionego autora, ale od 71 rocznicy Powstania Warszawskiego. W zasadzie chodzi mi o listę patronów medialnych, którą przysłał mi Tomek Bereźnicki. Tam oto w najlepszej zgodzie znajdują się obok siebie: gazownia, Polityka, Do rzeczy, W sieci i kilka innych jeszcze tytułów. Będzie więc to świętowanie wspólne i jak podejrzewam pełne emocji pozytywnych, bo zgoda w końcu buduje. Teraz Ziemkiewicz. W swoim ostatnim felietonie, który nosi upiorną nazwę subotnik, napisał, że nie lubi słowa „niepokorni”, no ale ono jest więc nie ma się co obrażać (tak to zrozumiałem), a że tekst dotyczy książki Misiaka, to prócz niepokornych wymyślił nasz ulubieniec także turboniepokornych. Zanim do nich przejdę chciałbym, żebyśmy zwrócili uwagę na to, że ci wspólnie z gazownią świętujący rocznicę dziennikarze prawicowi to właśnie niepokorni. Nie wiem tylko wobec kogo oni są niepokorni, może Wy mi coś podpowiecie? Rzecz wygląda bowiem tak, że wszystkie tak zwane ważne tematy, czyli Powstanie, żołnierze niezłomni i inne, żeby mogły w ogóle zaistnieć muszą być przepchnięte przez gazownię i jej ludzi. Musi zagrać Waglewski i inni pokorni artyści, muszą coś napisać w Polityce i musi być pieczątka, że już można. Kiedy to się stanie, wtedy do pierwszego rzędu wpuścić można za zaproszeniami imiennymi tych co się tam przez lata całe dobijali, czyli tych wszystkich Karnowskich i Lisickich oraz Ziemkiewicza. Oni pracowali całe życie na dużo mniejszych budżetach i byli w opozycji, ale teraz też chcą mieć rację i być na czele. No, ale droga do tego prowadzi poprzez serdeczne porozumienie z gazownią i szlus innej nie ma. A skoro tak to sukces kosztuje tę całą niepokorność, która ich do tej pory wyróżniała, bo to przecież reżimowe media, takie jak wyborcza właśnie przeszkadzały tym ludziom w osiągnięciu właściwego statusu. Problem jak widzimy polega, jak zwykle na tym, by zjeść ciastko i mieć ciastko. Trzeba być niepokornym, a jednocześnie pokornym. Żeby to uzyskać wystarczy zmienić obiekt wobec którego stosuję się brak pokory. Wystarczy wystąpić wspólnie z dziennikarzami z GW na uroczystościach rocznicowych, a czytelnikom powiedzieć – walcie się frajerzy. I już, wilk syty i owca cała. Mamy sukces i jesteśmy dalej niepokorni. W którą stronę skierowany jest wektor „niepokorności” nikt sprawdzał nie będzie, nie ma obaw.

Powiem Wam, że ja nie mogę na to patrzeć. Rzygać mi się chce normalnie. Jak to jest możliwe, że armia ludzi dysponująca tytułami prasowymi, mocą przerobową, wsparciem uniwersytetu, a przynajmniej niektórych profesorów, kredytem i kanałami dystrybucji, nie jest w stanie stworzyć alternatywnego rynku treści, który mógłby konkurować z GW? To jest do zrozumienia tylko przy założeniu, że oni tego nie chcą. W dodatku nie chcą szczerze i uporczywie, to znaczy mają zupełnie inny cel, a tym jest nawiązanie kontaktu z rynkiem obsługiwanym przez gazownię i dołączenie się do niego, na jakichś, nieznanych nam zasadach. Ja tu nie będę pisał o żadnych straconych szansach, bo tych po prostu nie było. Jeśli ktoś zabiera się za jakąś robotę ze złą intencją, a jedynym jego marzeniem jest, by ciepło nań spojrzał redaktor Pacewicz, to trudno oczekiwać po kimś takim sukcesu. A tu jak widać mamy z czymś takim do czynienia. No, teraz przejdźmy do treści ziemkiewiczowskiego subotnika. Cóż on tam napisał? Z pewną taką nieśmiałością, zauważył pan Rafał, że Misiak napisał książkę i w tej książce są raczej niepochlebne opinię o Sakiewiczu i Hejke. Ja nie czytałem książki Misiaka, ale z tego co mi opowiadali, chodziło o to, że Misiak nie dostał należnych pieniędzy i się zdenerwował. Okay, tyle, że to są rzeczy znane i omawiane szeroko w środowisku i poza nim daleko przed Misiakiem, mam na myśli uporczywe niepłacenie honorariów przez GP. Nie rozumiem więc po co robić z tego aferę. Tylko ludzie o nieskończonej naiwności dali się wepchnąć w kanał z napisem Gazeta Polska i czytali te głupstwa. Ludzie rozsądni już 11 kwietnia 2010 roku, kiedy GP napisała, że mają telefon komórkowy z nagranym głosem jednej z ofiar katastrofy, zorientowała się z kim ma do czynienia. Szkoda, że Misiak się wtedy nie połapał. No, ale wtedy to oni mu jeszcze płacili. Ziemkiewicz próbuje, co nie nowe, zrobić z Misiaka wariata, a ten wdzięcznie się tej operacji poddaje, jak jakiś wyleniały kot, co go zgrzebłem końskim po pleckach skrobią (czochrają?). Kiedy bowiem, ktoś chce być, jak to określa Ziemkiewicz, trurboniepokorny, zaczyna gadać o masonach, rycie szkockim i francuskim, oraz o żydowskim panowaniu nad światem. I według Ziemkiewicza, Misiak też zaczął. To ciekawe bardzo, jak oni wszyscy chcieliby osiągnąć ten swój rynkowy sukces poprzez powtarzanie rzeczy znanych i już do kogoś przypisanych. Misiak nie będzie Braunem, choćby się skichał. Gadanie o masonach nic mu nie pomoże, a on ponoć jeszcze w tej książce kokietuje Hajdarowicza, odsądza od czci i wiary tych co odeń odeszli i uważa, że – pardon – Uważam Rze, kierowane przez Pińskiego to jest dobry tygodnik. Jedynym słowem, poprzez swoją truboniepokorną książkę redaktor Misiak poszukuje pracy.

No, ale ja nie mam dziś ochoty znęcać się nad Misiakiem, bo też i nie mam po temu podstaw, ale wziąłem na cel Ziemkiewicza. On w tym swoim subotniku napisał pod koniec coś absolutnie fantastycznego. Proszę, oto ten fragment:

 

Fakt jest faktem, że kształtuje się i krzepnie osobna prawicowa (cokolwiek to słowo jeszcze znaczy) formacja, nazwijmy ją, „turboniepokornych”. Dla nich jesteśmy mięczakami, niepotrzebnie komplikującymi proste sprawy – ale też coraz częściej jesteśmy dla nich tym, czym dla nas była michnikowszczyzna. A na dodatek traktujemy ich często dokładnie tak, jak michnikowszczyzna w czasach, gdy wydawała się sobie zwycięską, traktowała nas. Naprawdę, gdy przypomnę sobie początek lat dziewięćdziesiątych – totalna dominacja rozchamionej swą potęga „Gazety Wyborczej”, prawicowe bieda-pisemka, rachityczną obecność na spotkaniach zepchniętych do salek parafialnych – nie widzę powodu, żeby turboniepokorni, uznający Zachód za co najmniej nie mniejszy, a może nawet i większy syf, niż Moskwę, wolni od fetyszyzowania demokracji i weryfikujący po swojemu uznane przez nas autorytety, nie mogli za lat dwadzieścia stać się istotnymi graczami debaty publicznej. Kto wie, może nawet jej zwycięzcami.

 

Dwadzieścia lat!!!!! Kapujecie! Nie dość, ze biedny Misiak został zaliczony do graczy politycznych, to jeszcze ma czekać dwadzieścia lat na swoją kolej! A w tym czasie jeść będzie, co? Trawę z torowisk tramwajowych, bo tłusta? Może i to szyderstwo jest trochę niestosowne, ale sami popatrzcie jak pan Rafał pozycjonuje cały ten prawicowy światek. Po pierwsze zdradza nam mimochodem, że ma ambicje polityczne, a w dodatku nie sam je pielęgnuje, ale wraz z kolegami. I tu mamy odpowiedź jaki jest cel tych wszystkich pozorowanych działań prawicowo-patriotycznych. Po drugie, wmawia nam, że on przez dwadzieścia lat tułając się po salkach katechetycznych pogryzał kromkę czarnego chleba i tłumaczył pryszczatym młodzieńcom czytającym jego książki, czym jest gospodarka liberalna i obyczajowy konserwatyzm. Po trzecie i oczywiste, nie wyobraża sobie, żeby teraz jakiś Misiak, po napisaniu tej swojej książki, tak po prostu wpasował się w jego otoczenie.

Wcześniej w tym tekście pisze jeszcze Ziemkiewicz, że Misiak powołuje się na jakichś blogerów. Nie wymienia ich z nazwisk, ani z nicków. Na wszelki jednak wypadek chciałem zapewnić wszystkich, że nie miałem, nie mam i chyba raczej nie będę miał nic wspólnego z panem Misiakiem. Chodzi raczej o blogerów czynnych na NE, bo ta platforma Misiaka ponoć fascynuje i on się tam doszukiwał treści ważnych. W porządku, mnie jednak interesuje coś innego. Mianowicie hierarchia, jaką ci ludzie sobie ustawili w głowach, ta cała piramida bytów publicystycznych, na której to szczycie znajduje się ani chybi Adam Michnik ze swoimi najbliższymi współpracownikami, nieco niżej nasi niepokorni, jeszcze niżej Misiaki i środowiska antymasońskie, a na samym dole, w piekle, siedzimy my blogerzy. Nas, jak napisałem, nie wymienia się nawet z nicka, że o nazwiskach nie wspomnę. Przyczyna tego jest niezwykle prosta. Jeśli ktoś zastosowałby tę praktykę, cała ta, opisana przeze mnie piramida, wywróciłaby się, może nie całkiem do góry nogami, ale mogłoby się okazać, że ci byli do tej pory na górze, są znacznie niżej. I ja Wam to mówię wprost, w zasadzie nic nie trzeba robić, wystarczy tylko co jakiś czas wspomnieć o nas blogerach, o naszych książkach i treściach, które produkujemy. Z nami jest taki kłopot, że my – mam na myśli toyaha i siebie, nie zwalczamy masonów cytując Krajskiego, nie upraszczamy komunikatów, co Ziemkiewicz wmawia Misiakowi i jemy podobnym i w ogóle nie mamy zamiaru się pod nic podłączać. Nawet koszulek patriotycznych nie nosimy, mamy własne. Kreujemy rynek jednym słowem. Mały, bo mały, ale własny. Można więc nas tylko zamilczać. A i to w końcu wyjdzie nam na dobre, nie za dwadzieścia lat bynajmniej, jak się pociesza pan Rafał, ale dużo wcześniej. A tu macie link do całości tekstu http://ziemkiewicz.dorzeczy.pl/id,6791/Turboniepokorni.html

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl i przypominam, że w dniach 31 lipca – 2 sierpnia w Gdyni odbywa się nadmorski plener czytelniczy, jedziemy tam we dwójkę z moją żoną. Impreza zlokalizowana jest na bulwarze nadmorskim, gdzieś w okolicach skweru Arki Gdynia.

6 sierpnia zaś odbędzie się wieczór autorski w Zielonej Górze – sala „Nad kotwicą” przy al. Zjednoczenia 92, początek o godzinie 18.00.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka