coryllus coryllus
3348
BLOG

Swoi i obcy czyli reżyser Michałkow w akcji

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 42

Zanim przejdę po raz kolejny do omówienia dokonań mojego ulubionego reżysera, chciałbym przypomnieć scenę z dawno już nie pokazywanego nigdzie filmu. Wśród historycznych produkcji polskich mamy i taką, która opowiada o początkach państwa. Nazywa się ten film
„Gniazdo” i pokazują w nim Mieszka I, którego gra Pszoniak. To jest średnio przekonujące, bo Wojciech Pszoniak jaki jest wszyscy wiemy. Jego ojca Ziemomysła gra taki pan, który występował we wszystlkich chyba produkcjach kręconych w czasie PRL, ale głównie w rolach drugoplanowych. No i on, ten Ziemomysł, kiedy Mieszko-Pszoniak klaruje mu, że trzeba się trochę otworzyć na świat mówi, że – cytuję – żyjemy bo o nas nie wiedzą. Wizja artystyczna była więc prosta. Oto plemię Polan schowane w lesie żyje tylko dlatego, że nikt nic o nim nie wie. Parę scen przed albo po tym dialogu, nie pamiętam dokładnie kiedy, widzimy wizytę Ibrahima ibn Jakuba w tym całym grodzie Ziemomysła i on mówi wprost, że przyjechał, bo dużo słyszał o Polanach i ich szefie. Jak widać scenariusz daleki był od doskonałości, ale powielał jeden prosty schemat – państwa położone daleko nie interesują się i mało wiedzą o Polsce, trzeba im wszystko tłumaczyć. To jest rzecz jasna kłamstwo, szefowie państw poważnych, oraz ich doradcy wiedzą wszystko o wszystkim, ale ujawnianie tej wiedzy nie leży zwykle w ich interesie. Poza tym kiedy się kogoś sprzedaje w niewolę, lepiej ogłosić, że „nic nie widziałem, nic nie słyszałem” o tym biedaku niż dzielić się z kupującym jakimiś szczegółami na temat jego życia. Tak jest po prostu wygodniej. I tak, w czasie powstania węgierskiego w roku 1848 Londyn zadeklarował, że wiedza króla i jego doradców na temat Węgier jest daleka od doskonałości i że Węgry to taka część Austrii. To był dość wyraźny sygnał dotyczący dalszego przebiegu wydarzeń. Sygnał zlekceważony rzecz jasna. No, a ostatnio, jak to napisała jedna z komentatorek na stronie coryllus.pl premier Cameron powiedział, że opera Podlaska to przykład marnowania przez Polskę pieniędzy unijnych. Jak kto, zapyta ktoś – to premier Wielkie Brytanii wie gdzie jest Podlasie? I wie, że tam jest opera?! Oczywiście, że wie, on pewnie nawet wie jaka jest sytuacja prawna tej inwestycji, powiem więcej, to że o tym wspomina jest moim zdaniem dobrym objawem. Nie będą nas sprzedawać w niewolę w najbliższej przyszłości, ani też nie będą nas zabijać. Zadowolą się okradaniem.

Teraz trzeba powiedzieć słów kilka o tym, jakie instrumenty obrony ma kraj słabszy, czyli nie posiadający doktryny w starciu z wszystko wiedzącą na jego temat ekspansją. Jest tych narzędzi stosunkowo niewiele, a do najważniejszych należy propaganda. Trzeba by na terenie przeciwnika istniała sieć dystrybucji propagandy, na przykład kina, księgarnie i instytuty naukowe i tam powinno się pokazywać, tak zwanej opinii publicznej propagandowe produkcje nazywane czasami sztuką. Najlepiej się do tego nadaje film. Mistrzami zaś produkcji propagandowej byli rzecz jasna Rosjanie. Oni w czasach największych klęsk, głodu, nędzy, katastrof zawsze wypuszczają na świat filmy o tym, jak wspaniali są mieszkańcy ich ojczyzny. Są oczywiście potworni, głupi, chamscy i przerażający, ale wszystko to razem jest dla widza w krajach zachodnich niezwykle atrakcyjne. Przyjmują więc nasi wschodni sąsiedzi strategię na przetrwanie inną niż Ziemomysł, oni stawiają na reklamę, a nie na chowanie się w krzakach. Ponieważ w warunkach jakie mają zadane ciężko jest utrzymać w tajemnicy potworności, które się w Rosji działy, dzieją i dziać będą, Rosjanie próbują je oswajać. Czynią to zawsze tak, że tylko my, ich sąsiedzi łapiemy się za głowy, cała reszta patrzy i słucha z zadowoleniem lub wręcz łzami w oczach. Ktoś może mi tu zarzucić, że przesadzam, bo Rosja nie jest słabym krajem, a jej propaganda to imperialny lans. Nie zgodzę się z tym, jest dokładnie odwrotnie, propaganda rosyjska ma maskować słabość przed wielkimi, a przy tym jeszcze straszyć maluczkich, jakichś Polaków, Węgrów, Litwinów i kogo tam chcecie. Ja wczoraj, zamiast iść spać, oglądałem do późna drugą część filmu Nikity Michałkowa pod tytułem „Cytadela”. To jest moim zdaniem szczyt wszystkiego. To jest pieczątka na tyłku świni idącej do rzeźni. Wiem, że te pieczątki stawia się później, ale w tym wypadku zrobiono wyjątek. Michałkow opieczętował tuszę, zanim ta wbiegła na platformę, gdzie stoi facet z prądem w rękach. Czegoś tak strasznego nie widziałem dawno, a być może nigdy. Wszystkie ruskie obsesje są tam widoczne jak na dłoni, wszystkie nędze i ponure nawyki są zdemaskowane. Do tego cały ten scenariusz zaplanowany jest tak, by całkowicie zanegować wymowę filmu „Spaleni słońcem”. Putin mu kazał to nakręcić, żeby było widać, że nie wszystko jeszcze stracone, a człowiek radziecki jest wielki i ma poważne plany. To jest nieprawda. Tam nie ma już żadnych planów, a najbardziej nie ma tam planów poważnych. I mówi nam o tym ten film. Najśmieszniejszy zaś jest w tym czymś aktor grający Stalina, już lepiej gdyby do tego zaangażowali Pszoniaka. Byłby bardziej przekonujący. Uderzające są w tym filmie dwie rzeczy. Oto jak się chce na kogoś w Rosji rzucić poważnie oskarżenie trzeba napisać, że był angielskim szpiegiem. Nie niemieckim, nie amerykańskim, ale właśnie angielskim. To jedno, drugie zaś to słowo „swoi”, którego Michałkow grający kombryga Kotowa używa w odniesieniu do rozwalających mu rękę młotkiem enkawudzistów. Nie może znieść, ze swoi go torturują, to jest najstraszniejsze. Chce nas w tej scenie przekonać Michałkow do tego, że on sam, podobnie jak cały komunizm jest w Rosji swój. I to jest wyraźne. Tymczasem nie jest to prawda. W Rosji nikt nie jest swój, bo Rosja to projekt obcych, tak było, jest i będzie. I każdy radziecki i rosyjski film jest na to dowodem. Ma więc rosyjska propaganda filmowa jeszcze jedną funkcję, ma przekonać ludzi w Rosji, że piekło w którym żyją jest swojskie, nie da się go wytrzymać, to prawda, ale to jest swoje. Otóż nie, ani Michałkow, ani Putin, ani ludzie, którzy zjadowali się w rosyjskich elitach wcześniej nie są swoi dla nikogo z tak zwanych zwykłych Rosjan i trzeba wyraźnie powiedzieć. To zawsze są obcy. Oni mogą wziąć do kompanii kilku miejscowych, ale wcześniej muszą im coś odrąbać, zgwałcić żonę, albo córkę, zabrać dom z ogrodem. Taka jest cena wpisowego. Ci obcy poprzez aparat propagandowy muszą też przekonać różnych ważnych ludzi na zachodzie, że misja którą im powierzono jest realizowana należycie. I od tego mają właśnie reżysera Michałkowa.

My zaś nie myślmy dziś o nędzy polskich filmów, o ich idiotycznej wymowie, cieszmy się, że David Cameron wie gdzie jest Białystok i zna Podlasie.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka