coryllus coryllus
4600
BLOG

Francuski ruch oporu, francuska partyzantka

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 63

 

 Dzieje rodziny Mitterand są niezwykle fascynujące, tym bardziej i więcej brązu i pozłoty na nich położono. Dotarła do mnie wczoraj książeczka napisana przez żonę nieżyjącego już od dawna prezydenta Mitteranda, Danielle. Pani ta, dożywszy lat późnych (zmarła w 2011), działała w fundacji dobroczynnej, a poza tym była szczerą komunistką, tak szczerą, jak to się może przytrafić tylko bardzo bogatym i wpływowym kobietom. Jej książka nosi tytuł „Wolność bez granic” i jest popisem grafomanii wręcz nieprawdopodobnym. Mitterand jest tam przedstawiony jako podpora ruchu oporu, uganiają się za nim agenci niemieccy, gestapo i policja. On jednak się nie boi, umawia się ze swoją przyszłą żoną w środku miasta, w kawiarni, na spotkaniu obecny jest także jego współpracownik i siostra Danielle, która postanowiła właśnie wyswatać legendę ruchu oporu.

Zebrania organizacji, której szefuje Mitterand odbywają się w jego kawalerce, a Danielle informuje nas o tym wprost nie widząc w dej demaskacji nic nadzwyczajnego. Rozumiem, że chodzi o zebrania jednej tylko komórki ruchu oporu, w skład której wchodzą dwie efektowne kobiety, facet z wąsami na pół twarzy i jakiś żigolo. Ten z wąsami to Mitterand, bo tak wyglądał w latach okupacji. No, ale kawalerka to nie wszystko. Życie członków ruchu oporu, pisze Danielle, było coraz bardziej niepewne. Gestapo wyznaczyło specjalnego agenta, który miał wytropić i pojmać Francoise'a Mitteranda, który nosił wtedy pseudonim Morland i był znanym wszystkim, byłym deputowanym rządu Vichy, który zmienił barwy klubowe. I teraz uwaga! Danielle opisuje tropiącego go agenta w taki oto sposób

 

Z fotografią w portfelu, kajdankami przy pasku i bronią w kaburze, włóczył się od świtu do nocy po bulwarze.

 

Chodzi o bulwar Saint Germain, przy którym mieszkał Mitterand. Dalej jest jeszcze lepiej:

 

Rozkazy są jasne: „zatrzymać żywego, w razie próby ucieczki strzelać w nogi, a przede wszystkim zmusić do mówienia”. Pętla gwałtownie się zaciska.

 

Na szczęście gestapowcy łażąc w tę i z powrotem po bulwarze Saint Germain nie zauważyli Mitteranda, faceta z wielkimi wąsami i mógł on spokojnie wyjechać do Burgundii.

Co za świat. A ludzie w salonie opisują jak im się żyło za czasów pierwszej Solidarności i nie mogą się nadziwić, że niewiele osób już to interesuje. Czy za wami ktoś łaził z fotografią w portfelu i kajdankami przy pasku, w tę i z powrotem po Nowym Świecie? Pewnie nie, cóż wy więc możecie wiedzieć o konspiracji.

Książka Danielle należy do długiego szeregu dzieł nieoczywistych. Póki co znalazłem jedną wzmiankę o powojennych próbach zrobienia ze Mitternada antysemity. Danielle odnotowuje z dumą, że próby te się nie powiodły, bo wszyscy znali prawdę, w ukrywający się na południu Żydzi, mogą dziś jeszcze, po latach potwierdzić jaką postawą wykazywał się przyszły prezydent Francji. Danielle informuje nas, że podczas gdy statki z uchodźcami żydowskimi z Niemiec były odpędzane od wszystkich portów Europy i Ameryki, w całym kosmosie byli tylko dwaj deputowani, którzy domagali się, by te statki wpuścić do portu. Obaj w dodatku we Francji. Jednym z nich był Eduard Depreux a drugim Francois Mitterand. Szkoda, że pani Danielle już nie żyje, bo moglibyśmy jej powiedzieć, o Żydach uciekających z Niemiec do Polski, ale nie miałoby to chyba większego sensu. I tak by nie uwierzyła.

Zupełnie fantastyczny jest opis ceremonii ślubnej dwójki zakochanych w sobie młodych członków resistance. On ma na imię Bernard i jest Żydem, występuje pod fałszywym nazwiskiem, podobnie jak świadkowie. Ceremonia odbywa się w kościele katolickim, a panna młoda pochodzi z Tuluzy. Jest jedynaczka, więc rodzice wykładają masę forsy na ceremonię. Wszyscy są szczęśliwi, ale był pewien kłopot, Bernard musiał iść do spowiedzi, a ponieważ był Żydem, nie chciał. Poszedł więc za niego kolega, który wyspowiadał się pod fałszywym nazwiskiem i przyniósł Bernardowi tę, tak potrzebną do kościelnego ślubu, kartkę potwierdzającą wyznanie grzechów. Potem były z tego same kłopoty, po miłość przeszła im po wojnie i narodzinach dziecka, którego ojcem chrzestnym był Francois Mitterand. Para musiała wziąć ślub ponownie, tym razem z prawdziwą spowiedzią i pod prawdziwymi nazwiskami, a następnie się rozwieść. Wszystko po to, żeby papiery były w porządku.

Nie wiem, jak Danielle umie to wszystko połączyć w całość i sprzedać, ale zaraz po opisaniu wyczynów Mitteranda w mieszkaniu przy bulwarze przechodzi do jego pobytu w obozie jenieckim. Oto w ciągu trzech lat – 1941 – 1943 Francois Mitterand zdążył być niemieckim jeńcem, który trzykrotnie uciekał z obozu, deputowanym rządu Vichy i bohaterem ruchu oporu. Będąc byłym członkiem skrajnie nacjonalistycznej organizacji  Croix-de-feu miał wokoło siebie samych Żydów, z niektórymi nawet kolegował się siedząc w obozie.

Danielle także ma na swoim koncie różne bohaterskie epizody. Opisuje na przykład, jak jeździła na motorze po wsiach, wraz z przyjacielem Mitteranda – Patrcice Pelatem, jeździli tak i jeździli, a ich celem było zbieranie żywności od chłopów. Opowiadali tym chłopom jak biednie żyje się w mieście, jaką nędzę cierpią wyrzuceni z pracy urzędnicy i inteligenci, a wzruszeni francuscy rolnicy sprzedawali im lub oddawali to, czego nie zdążyli zabrać im Niemcy.

Ja się autentycznie wzruszyłem czytając ten opis, bo przypomniał mi się od razu fragment książki Andrzeja Bobkowskiego „Szkice piórkiem”, kiedy to jeden z urzędników proponuje, by wysłał on podlegających mu robotników na wieś, do pracy we francuskich gospodarstwach, u chłopów. Na co Bobkowski mówi, że wolałby ich od razu wysłać do Oświęcimia, bo miałby pewność, że będą przynajmniej mieli posiłki o czasie, a ciężar prac raczej będzie porównywalny.

Ten cały Pelat był w latach dziewięćdziesiątych zamieszany w grubą aferę, pożyczył pieniądze premierowi Beregovoy'owi, około miliona franków. O mało rząd od tego nie upadł, ale dobra Danielle tłumaczy nam, że pożyczka była gestem przyjaźni, tak samo szczerym, jak wszystkie gesty, którymi wobec swoich bliskich szafował Pelat w czasie okupacji.

Czytam to i myślę, że z dwojga złego, to wolę chyba już tego Moravca i jego podstępy, te wszystkie zacinające się steny i kule zablokowane w rewolwerach, wolę jego niż styl Danielle i to co spod niego wyziera.

Doczytałem do momentu, kiedy zdenerwowani Francuzi z Algierii próbowali zastrzelić deputowanego Mitteranda, ale im się nie udało. Nie wiem co będzie dalej, ale przewiduję same sensacje. Nie opuścimy tego wątku.

 

Mam jeszcze ważny komunikat. Ponieważ rozpoczyna się rok szkolny, postanowiliśmy, że album Sanctum Regnum opowiadający historię upadku średniowiecznych Węgier, album w języku angielskim, zaopatrzony w płytę długogrającą z muzyką Tomka Bereźnickiego, będzie do 30 września kosztował 30 zł za egzemplarz plus koszta wysyłki. Tak szkolna promocja.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, do księgarni Tarabuk przy Browanej 6 i przypominam, że 4 września w Piastowie, w tamtejszym domu kultury, odbędzie się mój wieczór autorski, początek o 17.00. 18 września zaś będziemy mieli z Toyahem wieczór autorski w Kietrzu, niedaleko Raciborza, początek o 19.00, następnego zaś dnia można nas będzie spotkań na jarmarku franciszkańskim w Opolu, wieczorem zaś w auli uniwersyteckiej będzie nasz kolejny wieczór autorski. Początek chyba o 18, ale pewien nie jestem. Zostawiam Wam jeszcze nagranie z Zielonej Góry i z Bielska Białej.

 

https://www.youtube.com/watch?v=WmcxrL1PoeA

 

https://youtu.be/wl26Ad0MnDk  

 

 

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura