coryllus coryllus
5576
BLOG

Niemcy albo własność - realny wybór Polaków

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 182

Ponoć polityka historyczna Polski zaliczyła już pierwszy sukces. W Niemczech otwarto wystawę Muzeum Powstania Warszawskiego. Mają na nią przyjść tłumy. Potem wystawa pojedzie do innych krajów. Nie wiadomo jak tam będzie, ale ja mam taką sugestię, że dużo słabiej niż w Niemczech. Popularyzacja polskiej historii może się bowiem udać jedynie u naszego zachodniego sąsiada. Cała reszta krajów ma tę historię w nosie.

Z tego co przeczytałem wczoraj w wywiadzie z Janem Żarynem wynika, że cały pomysł na nową narrację propagandową dotyczył będzie jedynie traum wojennych i będzie obliczony na Niemcy właśnie. Podoba nam się to czy nie, oni jedyni mogą nas jeszcze słuchać. Poza tym Niemcy sami prowadzą politykę historyczną bardzo aktywnie i ona, jak wiemy, jest wymierzona w Polskę. Sposób uprawiania tej polityki nazwałbym chamskim i bezczelnym, może nawet nieskutecznym, ale z całą pewnością uporczywym. Mam tu na myśli sławne „polskie obozy koncentracyjne”. To nieco dekoncentruje naszych polityków historycznych i oni w zasadzie nie potrafią zareagować inaczej na to chamstwo, jak tylko na zasadzie pudła rezonansowego. Niemcy zapłacą za napisanie w jakiejś gadzinówce o polskich obozach, a nasi od razu zaczynają nucić pieśń zawierającą słowa – trzaska koszula, tu szwabska kula...Tak to wygląda dziś. Czy może być lepiej? Na razie nie, trzeba trochę poczekać.

Jak się zabierzemy do innych niż druga wojna światowa kawałków historii, jak spróbujemy te kawałki popularyzować, albo wręcz spojrzeć na tę historię trochę z góry, czyli jak to lubią mówić akademicy – syntetycznie, czyli w sposób zrozumiały dla szerokich mas odbiorców, wyjdzie nam, że lata prosperity i spokoju przypadały w Polszcze naszej na czas kiedy trzymaliśmy z Niemcami sztamę. Względnie na czas kiedy cesarstwo było na tyle osłabione, by sobie coś tam gmerać u siebie i nie przeszkadzać. Tak to się ciągnęło od Bolesława Chrobrego do dynastii saskiej, a zakończyło doinwestowaniem Prus przez Wielką Brytanię i dziejową katastrofą. Rzecz jest łatwa do udowodnienia, a nawet do narysowania w komiksie. Jeśli komuś w Niemczech przyjdzie taki pomysł do głowy, budżet znajdzie się natychmiast i będzie to projekt stokroć skuteczniejszy niż wszystkie „polskie obozy” razem wzięte. Oni jednak tego nie przeprowadzą szybko, a powód jest jeden, dla nich te obozy polskie to forma terapii, leczą się z alkoholizmu za pomocą opiatów. Sukcesu nie będzie rzecz jasna, ale neuroza i napady niekontrolowanego szału z całą pewnością. Wróćmy do okresów prosperity politycznej i gospodarczej Polski. Ona jest zawsze – podkreślam – związana z Niemcami. Propozycje składane przez Niemców są poważne, a ich odrzucenie skutkuje za każdym razem napadem dzikiej wściekłości. Było wiele momentów, kiedy Polacy nic sobie z tej wściekłości nie robili. Przytoczmy choćby jeden przykład – próbę wprowadzenia Habsburgów na tron polski, to się nie udało i to nie udało się w sposób niezwykle widowiskowy. Równie widowiskowe są te momenty kiedy Polska nie radziła sobie zupełnie z niemiecką wściekłością. I tu II wojna światowa jest przykładem najlepszym. No więc teraz zdradźmy czym się różni chwila kiedy Polacy radzą sobie z Niemcami od tej kiedy sobie zupełnie nie radzą. Różnica jest jakościowa i ilościowa jednocześnie. Polacy, którzy radzą sobie z Niemcami są od tych Niemców silniej osadzeni we własności. Mają więcej, jako indywidualni posiadacze i bardziej im zależy na sukcesie. W związku z tym, że są posiadaczami trudniej jest ich wpuścić w jakiś międzynarodowy kanał, polegający na udzielaniu gwarancji bezpieczeństwa, jak to się zdarzyło w roku pamiętnym 1939, kiedy to światłe elity rządziły ciemnym narodem. Polacy posiadający są też inaczej traktowani przez samych Niemców, ale tego tłumaczyć chyba nie muszę. Jaką sytuację mamy dzisiaj? Tragiczną. Mamy za sobą pięć dekad degradacji jako naród i jako ludzie, sprowadzeni zostaliśmy do roli obsługi niemieckich placów budowy, a mimo to Niemcy okazują nam jakieś tam zainteresowanie. Ono jest powierzchowne i słabe, ale jest. Czego dotyczy? Naszej przydatności dla niemieckiej gospodarki, niczego więcej. Na te wystawy Niemcy patrzą, bo nie wiedzą co zrobić, przyjechało, pobędzie i wyjedzie. Polityka Niemiec wobec Polski to polityka wystawiania agentów na stanowisko premiera, takich jak Tusk i jego ferajna. Na nic więcej Niemcy się wobec nas dziś nie mogą zdobyć. Propaganda Niemiec polega na wynajmowaniu grafomanów takich jak Szczepan Twardoch i wypłacaniu im gaży. Ktoś powie, że to nieźle, bo może być gorzej. Nie może. W obecnie panujących okolicznościach, nie może, a w najbliższej przyszłości sytuacja może się odmieć na lepsze dla nas. Zacznijmy od tego, że „polskie obozy”, Tusk i sojusz Niemiec z gazownią, oraz lans różnych Twardochów, to polityka lewicowa. Niemcy są lewicowe i mówią od lat językiem rewolucji, a w dodatku próbują się tym językiem dogadać z Polakami i wychodzi im za każdym razem, że się nie da. Nie da się, bo Polacy to zawodowi kontrrewolucjoniści i język stworzony gdzieś w szczurzych kanałach, język którym kokietować nas próbują wynajęci przez Niemców pisarze jest tu niepopularny, a przez większość ludzi po prostu niezrozumiały. Szansa na to, że język jakim Niemcy próbują się z nami kontaktować się zmieni jest duża, im więcej uchodźców z Syrii i innych krajów przybywa do Niemiec tym ta szansa wzrasta. Nie oznacza to jednak, jak się wydaje większości zwolenników sielskiego życia i tak zwanych dobrosąsiedzkich kontaktów, że kiedy Niemcy już zorientują się gdzie są, to przybiegną z płaczem do nas, żeby się wyżalić. Należy jednak oczekiwać jakichś propozycji. I one jak zwykle będą poważne. I będą miały swoją skalę. Już teraz musimy wiedzieć czy je przyjmiemy czy odrzucimy, a kwestia ta, będzie w mojej ocenie zależeć od rządu, który się właśnie formuje i od tego, który nastąpi po nim. Jeśli mamy propozycje Niemiec w przyszłości odrzucić, musimy być przygotowani na najgorsze. To znaczy, Niemcy natychmiast tę propozycję złożą komuś innemu, a następnie spróbują rozprawić się z nami z jego pomocą. Ci zaś, których uważamy za sojuszników będą się tej operacji przyglądać ze spokojem, bo oni też dostaną od Niemiec jakąś propozycję. O wiele korzystniejszą niż nam się mogło kiedykolwiek wyśnić. Na taki scenariusz jest tylko jedna rada – musimy na nowo stać się właścicielami. Musimy mieć swoje banki, swoje pola, swoje kanały przepływu informacji i swoją propagandę, która nie będzie się ograniczać do 'polskich obozów” i Powstania Warszawskiego. Jeśli tego nie osiągniemy, możemy w przyszłości jedynie zgodzić się na niemieckie propozycje. Jeśli zaś to uczynimy, stracimy zainteresowanie naszych dotychczasowych sojuszników. Oni je przeniosą gdzie indziej, najprawdopodobniej do Rosji, bo taka jest kolej rzeczy. Najgorsze co może nas teraz spotkać to cztery lata dziamdziania o perspektywach rozwoju, namysł nad polityką historyczną, czym próbuje kokietować nas prof. Żaryn i plany rozciągane na dekady o czym także można było przeczytać w wywiadzie z Żarynem. Nie mamy tyle czasu. Nie uciekniemy od Niemiec, od ich polityki i ich obecności. Można oczywiście udawać, że ich nie ma, ale to nie należy do sfery polityki, która nas tak mocno interesuje. Wybór Polaków to wybór pomiędzy własnością a Niemcami, a nie jak się zdaje niektórym pomiędzy Rosją a Niemcami. Rosja bowiem nie jest żadnym wyborem.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka