coryllus coryllus
4165
BLOG

Jarosław Kaczyński i kosmici ze skrzynki poste restante

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 93

Wrócimy dziś jeszcze raz do jednej z naszych ulubionych scen filmowych, tej z małymi kosmitami, ukrytymi w skrzynce pocztowej, którym faceci w czerni podsunęli kartę rabatową z pizzerii. Oni zaś wierząc, że to znak nadprzyrodzonej mocy zaczęli się do niej modlić i tworzyć wokół niej swoją autonomiczną kulturę. Na razie jednak muszę przypomnieć słowa Jarosława Kaczyńskiego, które usłyszałem w radio, jadąc do Katowic. Dotyczyły one promocji Polski i tej, tak zwanej kultury. No i rzecz jasna napełniły mnie grozą. Powiedział mianowicie prezes coś takiego; wystarczy, że zbierzemy pieniądze na dwa, trzy hollywoodzkie filmy z gwiazdorską obsadą, żeby ludzie przekonali się jak to z tą Polską było naprawdę. Nie wiem jakich ma Kaczyński wokół siebie doradców od kultury i wiedzieć nie chcę, uważam, że należy ich natychmiast przepędzić, a ludzi którzy zamierzają zabrać się za tak zwaną politykę kulturalną zagonić do kopania rowów, albo do taczek. To jest groza. Wiadomo bowiem, że całe Hollywood, to właśnie ta karta z pizzerii wręczana kosmitom. Tylko skrajny cynik może to ukrywać, a skrajny idiota nie może tego zrozumieć. Istnieje takie słowo – dystrybucja. Od dogłębnego poznania wszystkich jego znaczeń zależy sukces filmu i sukces wszystkich produktów zwanych kulturą. Z Hollywoodem zaś jest jak z tą kartą, ona się nie nadaje do zewnętrznej dystrybucji, bo o co innego chodzi. Inwestowanie w filmy hollywoodzkie ma tyle samo sensu co zbieranie historyjek z kaczorem Donaldem z nadzieją, że uda się kupić za nie wódkę w Peweksie.

Tego się jednak nie da wytłumaczyć żadnemu politykowi, nawet Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo każdy polityk chce sukcesu. Film zaś, szczególnie wysokobudżetowy, to widomy znak, że jakiś sukces jednak był, a nawet jeśli nie, to jest chociaż ten film. Film taki ma też oczywiście znaczenie dla tych wszystkich ludzi, którzy będą dzielić pieniądze na jego produkcję i dla tych wszystkich, którzy czuwać będą nad jego wymową propagandową, po to rzecz jasna, by nie nadawał się on do oglądania. Całe szczęście, że przedmiotem ambicji naszych kulturtragerów jest kino historyczne, a nie kino SF, bo wtedy ani chybi oglądalibyśmy na ekranie bohatera nazwiskiem Kosmicic machającego świetlnym mieczem.

Teraz kilka słów bardziej serio. Gdzie Jarosław Kaczyński i jego doradcy zamierzają dystrybuować te jeszcze na szczęście nie wyprodukowane filmy? W byłych demoludach? Czy może w Brazylii i w Indiach? I kto to obejrzy? Przypominam, że filmy historyczne miały swoje wielkie dni za komuny, wtedy kręciło się ich najwięcej. Czerwoni bowiem, czy to w Polsce czy w innych krajach legitymizowali swoją władzę odniesieniami do królewskiej, przetykanej purpurą i złotem przeszłości, nie zaś do siermiężnego ruchu robotniczego, który nawet mocno upudrowany kojarzyłby się wszystkim z terroryzmem opłacanym pieniędzmi bankierów. Rynek filmów historycznych był rynkiem wewnętrznym, filmy czeskie i węgierskie wyświetlano czasem w Rosji, rumuńskie w Polsce, a polskie w Wietnamie. I tak to leciało. Dziś rynek filmów historycznych to czysta, nieraz bardzo subtelna i trudna do rozpoznania antykościelna propaganda, która zlewa się powoli z filmami SF, bo kogo w końcu interesuje, czy ta gra o tron opowiada o tronie Filipa IV we Francji, czy o jakimś innym, całkiem wymyślonym meblu. Propaganda ta produkowana jest wyłącznie w językach angielskim i amerykańskim, czasem jakiś inny, germański lud dokręci coś od siebie i to jest właściwie wszystko. Sprzedaje się to na siłę, w pakietach, wraz z kolorowymi tygodnikami, a złożona i oszukana struktura tych filmów jest funkcją dystrybucji, jej celem zaś jest uwiedzenie różnych zwartych i politycznie bądź ideowo zaangażowanych grup na małych, izolowanych rynkach, przypominających skrzynkę poste restante na wielkim dworcu.

Czy są jakieś inne, skuteczne sposoby promocji lokalnych kultur niż wielkie produkcje rujnujące budżety ministerstw? Są oczywiście, trzeba jednak pamiętać, że propaganda musi być skorelowana z rzeczywistą siłą organizacji, która za nią stoi. To znaczy musi być wyrazem misji. Jeśli ktoś chce napaść na Polskę to robi filmy agresywnie antypolskie, jak ZSRR przed wojną. Jeśli ktoś zamierza utwierdzić swoje wpływy w odległych koloniach, głównie poprzez zaznaczenie wyższości kulturowej i delikatną kokieterię, to robi filmy dla dzieci, które na zawsze pozostają w pamięci, takie jak Królewna Śnieżka, lub filmy dla widza młodzieżowego. Można to robić na dwa sposoby: po amerykańsku, z dużym budżetem i po angielsku, oszczędzając na wszystkim. Ten drugi sposób jest moim zdaniem lepszy. Wielka Brytania przez pięć dekad lansuje się jednym tylko wysokobudżetowym filmem, w którym ciągle pokazują to samo. Chodzi rzecz jasna o Bonda. Za Bondem nie ma już nic, poza tanimi kręconymi gdzieś na przedmieściach serialami. Wymieńmy niektóre: Niewidzialny człowiek, Rewolwer i melonik, Hotel „Zacisze”. To w zupełności wystarcza, by wszyscy wierzyli, że Anglia to cudowny kraj, a sami Anglicy są najfajniejszymi ludźmi na świecie.

Podkreślmy jednak, że produkcje te są wyrazem z jednej strony, a z drugiej przykrywką, ekspansywnej polityki państwa. U nas zaś, w kraju, gdzie wszyscy reprezentują interesy obce, a racja stanu bez przerwy ulega przedefiniowaniu, nie ma żadnej ekspansywnej polityki. Po jaką więc cholerę kręcić filmy z gwiazdorami i wydawać na nie pieniądze? Zacznijmy od wyznaczenia kierunków polityki ekspansji i zacznijmy kręcić filmy w związku z tym. Nakręćmy film o polskiej emigracji w Niemczech, albo o pozostałościach polskiej kultury na Ukrainie, albo o Jałowieckim w Gdańsku. Zróbmy to jednak sami, bez korzystania z wzorów, aktorów, gwiazdorów i obcych wpływów. To jest pułapka.

Piszę to bez nadziei na jakiekolwiek zrozumienie, ale sami popatrzcie jak to wygląda - przykład nie filmowy, ale muzyczny. Oto dwa wykonania tej samej melodii. W pierwszym przypadku pieśń jest hymnem Katalonii, a w drugim jedną z ważniejszych, patriotycznych pieśni łotewskich. Słowa są inne rzecz jasna, bo i do innych kosmitów pieśń została zaadresowana. Mechanizm jednak widać dokładnie. I dokładnie wiemy, że ani jedno, ani drugie państwo nie jest niezależne w tym znaczeniu w jakim niezależna jest Wielka Brytania. Tym, którzy uwielbiają podniecać się w tłumie przypominam, że hymny Polski i Serbii są prawie identyczne. I są tacy, którzy z tego faktu wyciągają bardzo daleko idące, do spodu zafałszowane wnioski.

 

https://www.youtube.com/watch?v=QzLZCQmoUhY

 

https://www.youtube.com/watch?v=WeovGfNEEsk

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl , przypominam, że kończy się nakład 6 numeru SN i II tomu Baśni.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka