coryllus coryllus
3747
BLOG

Sojusze polsko-francuskie

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 88

Na pierwszej planszy naszego memiksu zatytułowanego „Narodziny świata w 20 obrazach” wyobrażony jest sympatyczny, młody, acz łysiejący już mężczyzna z wąsem i ogniem w oczach, który demonstruje wszystkim Order Orła Białego - nie byle co w końcu, najwyższe odznaczenie Polaków. Ten pan, to Georges Clemenceau, minister i premier III republiki, postać ze wszech miar wyjątkowa. Nie dość bowiem, że był pan Clemenceau uzdolniony politycznie, to jeszcze do tego posiadał talenty literackie. Niestety, niewiele jego dzieł zostało przełożonych na język polski, w zasadzie chyba tylko jedno. Ostatnie wydanie tej książki to czasy jeszcze przedwojenne, a szkoda, bo przecież człowiek wyróżniony najwyższym państwowym odznaczeniem zasługuje chyba na przypomnienie. Tym bardziej, że bez niego w ogóle nie da się zrozumieć tak zwanych „nowych czasów”. Był Georges Clemenceau pisarzem nietuzinkowym i gwałtownym. Powiadają, że to on właśnie, a nie Emil Zola napisał słynny list w obronie Dreyfusa zatytułowany „Oskarżam!”. Opublikujemy go w polskim tłumaczeniu w najbliższej, francuskiej Szkole nawigatorów. Dlaczego więc nie mówi się nie pisze w Polsce o tej znaczącej postaci, o człowieku, który doczekał się jednej tylko biografii w naszym języku, ale za to zatytułowanej „Ojciec zwycięstwa”. W książce tej znajduje się rozdział pod tytułem „Obrońca Dreyfusa i...Polaków”. No więc skąd ta niewdzięczność skutkująca zapomnieniem? Czy Clemenceau nie interesuje historyków ani popularyzatorów? Oczywiście, że interesuje, ale te gamonie nie wiedzą co z nim zrobić, bo człowiek ten rozbija w drobny mak romantyczno-patriotyczne lusterko roku 1918, w którym tak lubimy się przeglądać. Zacytuję teraz fragment przemówienia pana Żorża, który pomieściliśmy w tym najbliższym numerze Szkoły Nawigatorów, w tłumaczeniu naszego nieocenionego Saueliosa. Proszę bardzo:

 

Pochwalam całą Rewolucję. Pochwalam masakry wrześniowe, w czasie których robotnicy, by rozświetlić mroki nocy, wsadzali zmarłym świece w oczodoły. Pochwalam topienie w Nantes, małżeństwa republikańskie, w których dziewice złączone z mężczyznami, zanim wrzucono je do Loary, drżały ze strachu przed śmiercią i cierpiały z powodu znieważenia czci. Pochwalam potworności Lyonu, gdzie dzieci przywiązywano do wylotu dział, oraz mordowanie osiemdziesięcioletnich starców i młodych dziewcząt, które ledwie stały się dorosłe. Wszystko to tworzy chwalebną całość, a ja bronię tego, o czym tu mówimy. Bronię, ponieważ w teatrze uzależnionym od Państwa wybitny dramaturg, po przeszło stu latach od Rewolucji, właśnie wypowiedział słowo litości, które byłoby obrazą dla dostojnych duchów de Robespierre’a i Marata.

 

W tym krótkim fragmencie mamy dokładnie wyrażone credo polityczne pana Clemenceau, obrońcy Polaków, gwaranta polskiej niepodległości, kawalera Orderu Orła Białego. I co teraz? Jak przypominać o takim człowieku, kiedy cała nasza niepodległość zrobiona jest z wieśniaczej szczerości, głupkowatej dobroci, młodzieńczego szaleństwa i paru jeszcze nieważnych spraw. Co zrobić kiedy ona nie dostrzega ani takich ludzi, ani istoty ich misji? Jak to co robić? Kłamać, to oczywiste. Tak jak się kłamie już do samego początku. Kłamać i iść w zaparte broniąc republiki i demokracji udając, że nie widzimy skąd tam komu wyrastają nogi i dlaczego plącze się pomiędzy nimi ogon. To jest najlepszy sposób i my w nim uczestniczymy przez cały czas, zgłaszając niekiedy tylko jakieś nieśmiałe protesty.

Powyższa wypowiedź pana Żorża dotyczy pewnego przedstawienia, w którym autor ośmielił się przedstawić ofiary w lepszym świetle niż katów. To wystarczyło, by premier osobiście przypomniał mu, że teatr, w którym wystawiana jest jego sztuka jest państwowy. Ileż w tym republikańskiego ducha praw, prawda? Ileż wolności....Tyle samo prawie ile dziś w salonie24, wśród wolnych i nie skrępowanych niczym, niezależnych publicystów. Zwróćcie uwagę, że republikanizm Żorża był jednak o wiele przytomniejszy od naszego, bo sztuka została jednak zdjęta i dramaturg zrozumiał swój błąd. U nas można pokazywać w teatrze seks na żywo w obecności dziecka, a głos ministra naszej republiki nic nie waży, bo jest przecież demokracja. Mam nadzieję, że już się domyślacie co pan Żorż zrobiłby z taką demokracją i gdzie by ją wysłał – tam mianowicie, gdzie nigdy nie dojechał jego pupil Dreyfus. Republika francuska od samego początku była narzędziem w ręku władzy tajnej, była sabatem czarownic, w którym uczestniczyli ludzie nie mający znaczenia, a poprzebierani za premierów i prezydentów, sabatem którym kierowano z ukrycia. Od samego początku zestaw ten był przeznaczony na eksport, po to, by hen, hen za granicami dewastować serca i umysły, oraz by chronić spółkę-matkę przed atakami wrogów. Polska niepodległość od samego początku skażona jest republikanizmem. I to jest piekło, którego nie rozumiemy. Dopóki z tym nie skończymy nie będzie w Polsce ani poważnej polityki, ani wolności, ani własności z prawdziwego zdarzenia. Jak wiecie na nic takiego się nie zanosi. Zajmujemy się bowiem budową prawdziwej demokracji, która ma nam zapewnić dobrobyt. Jesteśmy zaś w o wiele gorszej sytuacji niż republika francuska, która stale była zagrożona przez rojalistów, wykańczanych sprytnie co pokolenie za pomocą terroru, walk ulicznych i prowokacji. U nas nie ma rojalistów, nikt poza niewielką grupką szaleńców nie tęskni do powrotu króla. Nie ma też tradycji łączącej nas z koroną. Cała polska tradycja wolnościowa jest tradycją republikańską. Zamiast świętego, namaszczonego króla mamy kult nie-świetego, ochrzczonego krwią wrogów wodza. I zaopatrzeni w ten charyzmat idziemy ku lepszym czasom. Może czas się zastanowić? Tym bardziej, że przeciwnicy naszej republiki są po prostu agentami dworów obcych i nie mają żadnego oparcia w kraju. Nie interesuje ich nawet publiczność przychodząca do teatru.

Moment na powrót do przytomności jest dobry, bo republika właśnie schodzi ze sceny. Nie mityczna republika, ale ta konkretna, która stała się przyczyną wszystkich naszych nieszczęść. Tam nie zostało już chyba nic. Duch pana Żorża wyparował i hula gdzieś po przedpieklu, nikt nie chce o nim pamiętać, poza mną i Tomkiem Bereźnickim, dla nas jest on bowiem ważnym znakiem i ważnym symbolem, dlatego umieściliśmy go w naszym memiksie. We Francji zaś jest już pusto. Po czym ja to poznaję? Oto okazało się, że w czasie jednej z akcji antyterrorystycznych zginął pies. Taki policyjny pies do tropienia bandytów. I cóż się okazało? Oto Rosja podarowała Francji szczeniaka tej samej rasy, nie chcę przekłamywać, ale był to chyba owczarek niemiecki. Na ten gest dobrej woli Francuzi odpowiedzieli tradycyjnym Thank you Russia. I tu w zasadzie nie ma co dodawać. Putinowi, który stara się nawiązać ze wszystkich sił do tradycji białej Rosji, a przy tym nie ma zamiaru zostać carem, co wymaga odeń różnych propagandowych łamańców, Francuzi mówią Thank you Russia. On zaś ma dla nich jedynie szczeniaka. A w czasach pana Żorża, było przecież inaczej, była wielka pożyczka rosyjska i sojusz jak się patrzy. Warto może teraz przypomnieć dlaczego pan Żorż tak mocno popierał sprawę polską? Bo wiedział, że nie ma mocy, by zatrzymać rewolucję w Rosji, wiedział też, że nie będzie partycypował w tym rabunku na niewyobrażalną skalę. Polacy zaś obiecali, że będą spłacać rosyjskie długi. W imię przyjaźni z republiką spłacaliśmy długi zaborcy....ho, ho, tak, tak, jak powiedział klasyk.

Nie płaczmy więc po republice i postarajmy się z jej upadku wyciągnąć jak najwięcej korzyści, przede wszystkim zastanówmy się jak oderwać naszą tradycję wolnościową, od tradycji republikańskiej, albo lepiej – od tradycji socjalistycznej. To jest prawdziwe wyzwanie dla polityków uprawiających politykę historyczną. I my też się w to włączymy, bo mamy swój własny program i swoje własne pomysły.

 

Warto zajrzeć na stronę www.coryllus.pl, gdzie jest już kolejna część naszego memiksu, z Leszkiem Kołakowskim na okładce, wybitny ten filozof, z ducha republikanin zaopatrzony jest w rewolwer, za pomocą którego usiłuje „trafić do młodzieży”. Zapraszam też do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk, która mieści się przy Marszałkowskiej 7.

 

A swoją drogą ciekawe co się stanie ze zbiorami Luwru, kiedy to wszystko się już zawali. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka