coryllus coryllus
3723
BLOG

Ile kosztuje utrzymanie pomnika?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 106

Zanim przejdę do tematu istotnego dzisiejszej notki, chciałem rzec coś jeszcze w sprawie republiki. Zadzwonił tu do mnie kolega i powiedział, że nie możemy tak jechać po republice, bo przecież cała nasza tradycja państwowa jest jednak republikańska, a do tego szlachecka. No tak, ale w czasach kiedy nasza udręczona ojczyzna waliła się w gruzy dokonano sprytnej podmiany „złej” szlacheckiej republiki na „dobrą” jakobińską, co wprowadza reformy i chce ulżyć doli chłopa. I z tym kukułczym jajem nas zostawiono. Przez całe 122 lata krew była przelewana w imię tej drugiej, z istoty fałszywej idei, która nie mogła przynieść i – cbdo – nie przyniosła nic dobrego. O tym, by dziś powrócić do myśli politycznej I RP mowy nie ma, bo stoją nam na drodze socjaliści i myśli nowoczesnego Ziemkiewicza napisane przez Dmowskiego, a wszyscy razem zachęcają nas do gry w trzy karty. Wybór więc mamy mocno ograniczony, kiedy zaś zgłaszamy veto oni przestają nas słuchać, jakby im się aparat słuchowy psuł na komendę. Tak to wygląda. No, a teraz przechodzimy do pomników.

Jak wiecie w Polsce nie ma tych pomników, które być powinny. To znaczy nie ma pomników hetmanów. Ciągle się pieprzy o tej polityce historycznej, ciągle się gada o tych filmach holywodzkich, a nie ma komu wydać źródeł, ani ich uporządkować, nie ma komu zorganizować uczciwego wydawnictwa, którego szefem nie będzie Staniłko i nie ma komu postawić pomnika. To jest - sprawa pomników - pod szczególną kuratelą. Gazownia i środowiska zbliżone do niej, a także cały aparat urzędniczo-polityczny pozwoli się prędzej wykastrować niż da zgodę na ustawienie w jakimś mieście figury Stanisława Żółkiewskiego czy Karola Chodkiewicza. O tym mowy być nie może. Pamiętam czasy nie tak znowu odległe, kiedy w Polsce nie stawiano w ogóle żadnych pomników, a gazownia wyła, że stawia się ich za dużo. Celowali w tym szczególnie młodzi dziennikarze, tacy co chcieli się zasłużyć, bo im się zdawało, że dostaną awans. Pamiętam z jakimi przygodami odbywało się odsłonięcie pomnika Dmowskiego. Wszystko to ma swoje znaczenie i jak wiemy, nie rokuje za dobrze. Nie można bowiem uprawiać polityki historycznej bez pomników i widać to w mieście, które całe jest jedną wielką polityką historyczną, czyli w Londynie.

Mamy tam nieznaną mi, ale sporą liczbę Wellingtonów z brązu, mamy Edwarda VII, mamy Scotta, mamy Churchilla przy katedrze, ale przede wszystkim mamy kolumnę Nelsona, której podstawa zmieściła by wszystkie polskie pomniki ze wszystkich miast naraz. To naprawdę robi wrażenie. Horacy stoi na Trafalgar Square i patrzy w morze. Nikt w tym mieście nie krzyczy, że jest za dużo pomników, że trzeba je usunąć, albo w ogóle już nie dokładać nowych, bo każdy wie, że figury te świadczą o ciągłości tradycji i o jej mocy. Pomniki Londynu to pomniki triumfu, nawet ten najbardziej kuriozalny moim zdaniem, ten wyobrażający martwego brytyjskiego żołnierza z pierwszej wojny, jest pomnikiem triumfu. Nie mówiąc już o grenadierach spod Waterloo.

No, a co jest u nas? Przede wszystkim król Zygmunt, który nie doczekał się jeszcze uczciwej biografii – to tak a propos polityki historycznej – potem Adam Mickiewicz, a wcześniej jeszcze pomnik pomordowanych na wschodzie, bardzo ekspresyjny i wyrazisty. Dalej mamy Kopernika, aha, wcześniej jeszcze jest Prus Bolesław ob....any przez gołębie i schowany w krzakach koło kościoła Wizytek, potem zaś generał De Gaulle. I to jest proszę Państwa zdumiewające. Oto na jednym z najważniejszych rond w mieście stołecznym stoi ta francuska glista w swoim głupim mundurze i jeszcze głupszej czapce, ten szkodnik sprawy polskiej i my nic z tym nie robimy. A naprzeciwko niego jest ta palma. Ulica zaś, która się przy niej kończy (lub zaczyna, jak kto woli) nosi nazwę Alej Jerozolimskich. Byłbym zapomniał o Piłsudskim, który stoi prawie naprzeciwko Prusa. Dalej zaś jest Witos, Dmowski i jeszcze jeden Piłsudski. Witos na szczęście jest w obydwu butach, co należy zapisać władzy, która go postawiła na plus. Nie chciała nas ta władza epatować „chłopską dolą złą”. Dzięki chłopaki. Ponoć gdzieś przy Frascati jest popiersi Francesco Nullo. I to by chyba było na tyle, jeśli idzie o miasto stołeczne. Jeden król, jeden uczony, poeta republikański, pisarz pozytywistyczny, nowoczesny Polak, ofiary Stalina, dwóch socjalistów i włoski mason. Tyle jeśli idzie o trakt królewski i okolice. Aha, mamy jeszcze włoskiego najemnika Colleoniego na dziedzińcu ASP, a „w głębi kortu” Julka Słowackiego z torsem atlety, jedyny na świecie pomnik gruźlika kulturysty. I jeszcze jedno – zapomniałem zupełnie – tak zwana kamienica pod topielcem, czyli wyższa szkoła dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza. Jak ktoś nie rozumie dlaczego pod topielcem niech tam idzie i się przyjrzy głowie mistrza Melchiora wystającej ze ściany. Kurczę chyba nie skończę tej wyliczanki jest przecież jeszcze książę Józef w stroju greckiego ephebosa, z wystającym mieczem, bardzo gustowny. Hetmanów nie ma. Nie są nikomu potrzebni. Żaden, zwycięzca nie doczekał się pomnika w mieście stołecznym, żaden poza socjalistą Piłsudskim. I nie mówcie mi o Sobieskim na Agrykoli, bo ten pomnik to jest śmiech na sali. Porównajcie go sobie z Nelsonem z kolumny. Sukcesy odnieśli tej samej miary, a upamiętniono ich inaczej zgoła.

Dlaczego nie ma tych pomników? Bo polityka historyczna republiki karmiącej się ideami jakobińskimi i równością społeczną nie przewiduje miejsca dla takich bohaterów. Nie ma ich, bo trzeba stawiać pomniki ofiarom, nie ma ich bo żyjący dziś urzędnicy sami szykują się na pomniki, nie ma ich po konserwator zabytków się nie zgodził, nie ma ich bo Sowiniec organizuje pomnikowy park rozrywki w Krakowie, gdzie niebawem zacznie ustawiać swoich kolegów z uczelni, nie ma ich, bo ku...wa nie i koniec.

Czy tak jest we wszystkich miastach? W zasadzie tak. W Polsce są, o ile wiem, tylko trzy pomniki królewskie; Zygmunt w Warszawie, Jogaiła w Krakowie i Chrobry we Wrocławiu. Ten wrocławski Chrobry to jest osobna historia, bo komuniści postawili go chyba na urągowisko. To jest jakiś chłopek roztropek w koronie, na koniu, w zasadzie bez gaci. Koń zaś wygląda jakby się urwał z ruskiej trojki. Jeśli zaś idzie o hetmanów to Zamoyski ma pomnik w Zamościu, a Czarniecki w Tykocinie. Wygląda na tym pomniku jak rabbi Morgenstern z Kocka, a nie jak pogromca Siczy i Szwedów. No, ale co ja się tu rozwodzę nad hetmanami, przecież Stefan Batory ulubiony król wszystkich prawicowych publicystów i pisarzy nie ma w Polsce pomnika, to gdzie tu mowa o hetmanach.

Jakich argumentów używa się zwykle przeciwko pomnikom? W zasadzie stosuje się tylko jeden argument – pomniki drogo kosztują, a nie ma z nich żadnego pożytku. Stoją tylko bez sensu i są pobrudzone przez ptaki. Nie to co na przykład stadiony, które dostarczają rozrywki rzeszom, albo muzeum Żydów polskich, które jest jeszcze lepsze niż stadion. To są inwestycje właściwej miary i one zawsze się będą podobały urzędnikom, choćby nie wiem jak były deficytowe. Ile można ukraść stawiając pomnik? Niewiele. Ile można ukraść konserwując pomnik? Nic. Wynajmuje się dwóch studentów z wiadrem, którzy glac-plac elegancko oczyszczą bohatera z guana i koniec. A przy stadionie jest mnóstwo roboty, całe ekipy specjalistyczne do konserwacji, szereg osobnych budżetów i Bóg jeden wie co jeszcze. Z muzeami i muzejkami (to takie małe muzea nikomu niepotrzebne) jest jeszcze lepiej, tam się zatrudnia całe ekipy specjalistów, deklarujących fascynację różnymi fragmentami dziejów i oni oprowadzają po krzakach gdzie nic nie ma znudzoną młodzież opowiadając przy tym jakieś dyrdymały, na co przeznaczony jest oczywiście osobny budżet. Polityka historyczna nie służy bowiem ani przyszłości, ani przeszłości. Ona służy teraźniejszości, a jej celem jest nakarmienie wyselekcjonowanej grupy urzędników, którzy będą się, w miarę dynamizacji tej polityki mnożyć jak króliki. A pomnika Żółkiewskiego i Chodkiewicza, ani nawet Batorego, jak nie było tak nie będzie. Bo to źli ludzie byli i gnębili chłopów w swoich folwarkach, ho, ho, tak, tak....

 

Na koniec mała dygresja, choć sprawa także dotyczy bohaterów, w dodatku jak najbardziej prawdziwych. Pamiętacie jak opowiadałem o Larry'm z rezerwatu Indian Blackfeet w Montanie? Tym, który ruszył na niedźwiedzia z nożem, osłaniany przez czterech współbraci, którzy nie zgrzeszyli odwagą i zwiali. Otóż Larry i jego koledzy ostro protestowali przeciwko wierceniom na terenie rezerwatu, gdzie ponoć znajduje się ropa naftowa. Mieli przeciwko sobie wszystkich, ale tworzyli zwartą grupę, albowiem wszyscy należeli do półtajnego stowarzyszenia Crazy Dogs. Tak to już bowiem jest w plemionach, że władza ma charakter dwojaki, jawny i mniej jawny. Ten drugi reprezentują właśnie bractwa, a stanowi on swoisty wentyl bezpieczeństwa, na wypadek, gdyby wodzom odbiło i zaczęli prowadzić politykę wrogą ludowi. U nas niestety nie jest tak dobrze, bo organizacje pół tajne i tajne są po prostu przejęte, a władza jest przeważnie z nimi w zmowie. No, ale może coś się zmieni. W każdym razie Lary i koledzy przez ostatnie lata modlili się, śpiewali i tańczyli, a także prowadzili inne, nieznane mi działania, w intencji zaprzestania wierceń w rezerwacie. No i wczoraj okazało się, że odnieśli sukces. Rząd federalny zabronił firmom penetracji rezerwatu jeśli idzie o ropę naftową. Można? Można. Oto ten news

 

http://www.kbzk.com/story/30589112/feds-will-pursue-cancellation-of-controversial-oil-lease-in-badger-two-medicine?utm_medium=social&utm_source=facebook_KBZK_TV

 

Na tym mniejszym zdjęciu Crazy Dogs w studio telewizyjnym. Ten gość z zielonymi okularami na kapeluszu siedział ponoć za dilerkę, ale się nawrócił i wstąpił do bractwa.

 

Ja zaś zapraszam wszystkich mieszkańców Warszawy i okolic na targi do Zamku Królewskiego, które zaczynają się jutro. No i na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić nasz nowy memiks opowiadający o latach 1945-1956 w Polsce i na świecie, a koncentrujący się głównie na postawach intelektualistów wobec władzy.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka