coryllus coryllus
3235
BLOG

Jak okropnie postarzał się Robert de Niro

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 101

Opowiadałem wczoraj o Jezuitach w Ameryce Południowej, mieliśmy tu taką pogadankę, dla której pretekstem była moja amerykańska książka. Ogrywałem standardy, bo miałem gorączkę i ledwo tam siedziałem. Było więc o wielkoobszarowych gospodarstwach rolnych, o tekstyliach i polityce Anglii i Francji wobec Portugalii i Hiszpanii. Mamy nagranie, ale nie wiem jak wyszło i chyba wolę nie wiedzieć. Przed pogadanką obejrzeliśmy połowę filmu „Misja” Rolanda Joffe. Ten film ma trzydzieści lat, a ja już zapomniałem jaki jest znakomity i jak prosto przy tym zrobiony. Siedziałem tam i żałowałem, że nie mam pieniędzy na produkcję filmów fabularnych. Dopiero byśmy poszaleli. Dystrybucję jakoś by się zorganizowało. Bardzo przyjemnie jest obejrzeć film bez efektów specjalnych, z prawdziwymi aktorami, na płaskim ekranie. Robert de Niro ma w tym filmie trochę ponad trzydzieści lat i wygląda naprawdę świetnie. Wtedy, w roku 1986 nic nie zapowiadało, że tak brzydko się zestarzeje. Trzeba też przyznać, że to jest człowiek, który w zasadzie powinien grać wyłącznie role w filmach kostiumowych, bo w garniturze, zaczesany do góry wygląda dużo słabiej. No, ale wyszło jak wyszło. Pan de Niro wybrał swoją drogę, a my kroczymy swoją.

Zapytał mnie na koniec Jarek, dlaczego powstał ten film, jak to się stało, że w roku 1986 wyprodukowano tak fantastyczny, apologetyczny film o Kościele, którego reżyserem był w dodatku Żyd. Ja nie wiem. Może dlatego, żeby się uwiarygodnić przed przemianami, może dlatego, żeby zwrócić uwagę na tych współczesnych jezuitów, którzy piszą na swoich stronach, że KEN była dobrą instytucją, bo dawała pracę tym zakonnikom, których pozbawiono podstaw bytu kasując Towarzystwo Jezusowe. Nie wiem. Tak sobie potem trochę gadaliśmy, bo atmosfera zrobiła się kameralna i cała historia likwidacji misji jezuickich ułożyła nam się w taki oto szereg sekwencji. Najpierw – w czasie unii hiszpańsko- portugalskiej – niechęć i niezrozumienie ze strony króla oraz ciche przyzwolenie na wyłapywanie niewolników przez paulistas. Potem po oderwaniu Portugalii, nagłe przebudzenie i zezwolenie na uzbrojenie Indian oraz walkę z Portugalczykami. Później 150 lat nieustającej prosperity i dominacji na rynkach światowych (głównie mate i tekstylia), następnie sterowana centralnie likwidacja rozkładająca się także na kilka etapów. Najpierw pułapka w postaci oferty udrożnienia drogi przez Atlantyk dla hiszpańskich okrętów i transportowców. Jak pamiętacie Hiszpanie nie mogli pływać do Buenos Aires prostą drogą bo brytyjska, francuska i portugalska bandyterka grasowała na morzach. Wszystko trzeba było transportować lądem od strony wicekrólestwa Peru. Oferta wysunięta przez nierozpoznanych lobbystów zwanych kupcami sewilskimi zakładała, że wymieniona bandyterka przestanie napadać, ale trzeba skorygować granice i przesunąć je na zachód. Po stronie portugalskiej powinny zostać właśnie misje jezuickie, co w praktyce oznaczało ich zagładę. Rzecz nie była łatwa do przeprowadzenia, ale jak raz umarł król Filip i zastąpiono go królem Karolem (opowiadam w wielkim skrócie). W międzyczasie głównymi urzędnikami państwa zostali brytyjscy agenci. Flotą zaś hiszpańską zaczęli zarządzać tak zwani „zagraniczni specjaliści”, którzy mieli ją ulepszyć. To ten właśnie moment widzimy w filmie „Misja”, jak korygują granice na korzyść Portugalczyków. Doszło oczywiście do walki, która w filmie kończy się zagładą misji. W rzeczywistości jednak wszystko poszło trochę inaczej. Po wygranej wielkiej bitwie i kilku potyczkach żołnierze i politycy dostali zadyszki i musieli odpocząć. Ci ojcowie, którzy dobrowolnie przeszli na drugą stronę granicy wyszli na tym gorzej niż ci co zostali i oparli się sile. Pieniędzy na wojnę nie było, tym bardziej, że toczyła się ona pomiędzy mocarstwami w kilku miejscach globu i miała charakter konfliktu światowego, czyli konfliktu o rynki (głównie herbata i tekstylia). Nie było forsy, a trzeba było dalej likwidować tych jezuitów. Co robić? Może zaproponować im reformę rolną? Jasne, świetny pomysł, jezuici – napisali paryscy paszkwilanci zwani filozofami doby oświecenia – tłamszą wolność Indian, bo nawrócili ich, wykształcili, nauczyli pożytecznych rzeczy, a teraz odmawiają im użytkowania wspólnie wypracowanej własności. Niech ziemie misji podzielą na działki i dadzą każdemu Indianinowi kawałek, wtedy będzie wolność i własność. Pisaliśmy o tym wielokrotnie i wiemy jak takie numery się kończą. To jest stara zagrywka, na którą biedni ludzie nabierają się zawsze. Chodzi o dewastację wielkich, dobrze prosperujących gospodarstw rolnych, które produkują tanią żywność. Kiedy się ludziom powie, że będą mieli ziemię na własność, na której będą mogli urabiać sobie ręce po łokcie, ludzie ci dostają małpiego rozumu i gotowi są mordować. Indianie Guarani byli wyjątkiem, oni tę ziemię wzięli niechętnie, a uczynili to w obliczu osłabienia i degradacji swoich przyjaciół i patronów z Towarzystwa Jezusowego. Z białymi, cywilizowanymi chłopami w Polsce, na Rusi świętej i w każdym innym miejscu było inaczej. Oni na wieść o tym, że dzielona będzie ziemia od razu chwytali za widły i szli robić porządek z dziedzicem. Potem sytuacja rozwijała się dwojako, albo przychodził pan z banku i proponował kredyt, który z istoty nie był spłacalny, albo ziemię przejmowało państwo i dewastowało ją dalej za pomocą tak zwanej gospodarki kolektywnej, produkując mało i niekonkurencyjnie, a czasem wręcz nic nie produkując. Kiedy ziemia przejdzie już reformę rolną staje się ponadto wdzięcznym narzędziem do wywoływania klęsk głodu na dużych obszarach, co czasem nazywane jest depopulacją i zawsze wymierzone jest w tych durniów, którzy się wcześniej na tę ziemię połaszczyli.

Kiedy już zrobiono tę reformę rolną było po jezuitach. Król Karol, którego banki straszyły ujawnieniem jakichś straszliwych tajemnic dotyczących jego pochodzenia wydał rozkaz wydalający wszystkich jezuitów z granic królestwa, a każdego – podkreślam – każdego kto im w jakikolwiek sposób pomaga skazujący na śmierć w trybie doraźnym. I tak to etapami doprowadzono do likwidacji jedną z najskuteczniejszych i najlepszych organizacji jakie kiedykolwiek powstały w historii świata. Nałożono na to kalki propagandowe, w których jezuici byli przedstawiani jako obłudni dusigrosze współpracujący z samym diabłem i tłamszący wolność dobrych z natury dzikich. I rzecz ta trwała aż do emisji filmu 'Misja” kiedy wszystko się zmieniło. I dziś, dzięki Rolandowi Joffe, już można mówić dobrze o jezuitach.

Teraz zaś skorzystajmy z podstawowej wiedzy matematycznej i zastanówmy się, czy jak się przyłoży do historii jezuitów twierdzenie Talesa to na tej drugiej osi odbiją się przyszłe losy Kościoła. Doszliśmy wczoraj do wniosku, że tak. No więc wojny już były, reforma rolna także, własności w Kościele nie ma, są tylko obciążenia, z którymi Kościół radzi sobie ściągając datki od wiernych. Wszelkie próby podejmowania działalności gospodarczej przez księży i zakonników kończą się wciągnięciem ich w jakąś pułapkę i kompromitacją. Czekamy teraz już właściwie na to kto będzie tym królem Karolem III i wyda rozkaz, że każdy kto pomaga księżom zostanie zabity w trybie doraźnym. Twierdzenie Talesa, przypominam, jest zasadą obowiązującą powszechnie. Polemika z nim jest z góry skazana na klęskę. Czy księża i zakonnicy myślą w ten sposób o historii Kościoła? Czy myślą w ten sposób o polityce ustępstw? Przypuszczam, że nie. A jeśli myślą, to pewnie tłumaczą sobie, że ten rozkaz nie padnie dziś, ani nawet za tydzień, że może za dwa pokolenia, albo za 200 lat. Tymczasem mówią nam, że intronizacja Chrystusa to herezja, a jak się ich zapytać co z obchodami 500 lecia reformacji w Rzymie, wtedy milką.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG oraz do księgarni Tarabuk. Jak będzie nagranie to je tu wrzucę.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura