coryllus coryllus
2083
BLOG

Dlaczego nie należę do ZLP

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 30

Szydziliśmy z tego wielokrotnie, ale jest dziś nowa okazja, więc nie ma potrzeby sobie odmawiać. Jeśli idzie o organizacje zrzeszające literatów, to zostały one zdemaskowane jako propagandowe szczujnie i grupy zarządzające nieruchomościami. Do niczego innego nie służą, a sztandarowym przykładem takiego towarzycha jest Związek Literatów Polskich, do którego należą wyłącznie pisarze i poeci nieznani i nieczytani. To jest jedna z kilku rzeczywistości literackich dostępnych w Polsce, wydaje mi się, że najbardziej komiczna i groteskowa.

Zanim przejdziemy do szczegółowych omówień mała dygresja. Pokazywali kiedyś w telewizji film o życiu pierwotnych, przedczłowieczych form humanoidalnych. I była tam taka teoria, że tych form pętało się po ziemi kilkanaście, wszystkie były mniej lub bardziej do siebie podobne, ale nie dochodziło między nimi do żadnych porozumień i koalicji. Zwierzęta te starały się nie widzieć się nawzajem. Udawały, że tych innych, podobnych do nich wcale nie ma. Identycznie jest z literatami polskimi dzisiaj. Śmiem twierdzić, że my z toyahem jesteśmy jednymi autorami, którzy mają odwagę pisać o innych autorach, w dodatku za darmo. Bo taki na przykład Ebenezer Rojt już sobie za tę frajdę liczy. Inni zaś milczą. Nie widzą pokrewnych gatunków, bo im się zdaje, że jak będą ślepi to tamci znikną, albo sobie pójdą gdzieś za górkę wydłubywać larwy termitów ze sklepu monopolowego.

Zróbmy sobie teraz krótki przegląd tych różnych środowisk. Jest samo dno, czyli ten Związek Literatów Polskich zarządzający różnymi dobrze położonymi nieruchomościami. Organizacja nie do ruszenia właściwie, której szefuje jakiś facet pamiętający czasy kiedy Dobraczyński miał włos czarny niczym skrzydło kruka. Inni są może trochę młodsi, ale nogi wyrastają im z tych samych kontekstów. Niedawno zajrzałem na ich stronę i przeczytałem nawet wywiad z prezesem. On ma ambicje, żeby wychowywać młodych. Nie wiem czy słyszał ile się zmieniło na Ziemi od ostatniego lodowca, ale mam wrażenie, że nie. Wygląda na człowieka, który nie wie, że istnieje Gazeta Wyborcza, jego czasy to „Zarzewie” i „Zielony sztandar”. Środowisko ZLP mimo pozorów skamieliny działa i organizuje różne imprezy, a nawet ma swój kanał na YT, czyli wygląda na to, że szykuje się do jakiejś ofensywy.

Prócz tego jest oczywiście środowisko GW, które wydaje się najsilniejsze, a to ze względu na budżety promocyjne, którymi dysponuje. Wkrótce okaże się jak realnie wygląda ta moc, bo budżety zostaną okrojone, ze względu na wyrzucenie gazowni z urzędów i odcięcie jej od reklam. Ciekawe ile autorytetów literackich przetrwa tę operację. Mastodonty takie jak Tokarczuk pewnie zginą, ale popiskujące małe ssaki w okularach z łysymi ogonkami, takie jak Magdalena Tulli mogą przetrwać.

Istnieje także środowisko „naszych”. Ono charakteryzuje się tym, że długo nie mogło dojrzeć. To są w większości sfrustrowani mężczyźni marzący o różnych podbojach, ale skrępowani konwenansem, w którym realizowali i nadal realizują swoje polityczne fobie. To przełamanie jest dla nich bardzo charakterystyczne i powoduje, że wszyscy jak jeden bardzo brzydko się starzeją. No i przez te ich narowy niesłychanie łatwo o demaskację. Inna sprawa czy ona komuś przeszkadza. Taki na przykład Lisicki, autor książek o tematyce biblijnej i komentator decyzji Ojca Świętego, jest ponoć rozwodnikiem, który porzucił rodzinę dla jakiejś młodszej pani. To się zdarza w najlepszych domach, kto pierwszy jest bez grzechu i takie tam, ale po czymś takim trzeba się może lekko zmitygować zanim człowiek zacznie skakać do oczu papieżowi.

„Nasi” uważają, że przed nimi lata prosperity i sukcesu. Ja im tego życzę z całego serca, bo wiem jak silne i głębokie są te ich pragnienia. Mam jednak różne wątpliwości. Uważam bowiem, że oni są po prostu za słabi warsztatowo i nawet pozbawiona budżetów promocyjnych gazownia może ich załatwić jednym, nie najsilniejszy beknięciem dobywającym się z trzewi po spożyciu zbyt dużej ilości larw termitów.

Istnieją jeszcze środowiska miejskie. To znaczy jest z grubsza nieokreślony Kraków i z grubsza określona Warszawa. I tu już zasada rządząca stadami przedhumanoidalnych stworów działa na pełnych obrotach. Jedni są dla drugich nie widoczni. Im zaś bliżej siebie siedzą w knajpie tym są widoczni słabiej. Nawet gdyby powłazili jeden na drugiego, też by się nie zauważyli.

Cechą charakterystyczną tych wszystkich grup jest lekceważenie czytelnika, całkowite jego ingorowanie przy jednoczesnym bałwochwalczym stosunku do pośredników stojących pomiędzy tymże czytelnikiem a nimi. Chodzi o urzędników dzielących pieniądze oraz o dziennikarzy. To ostatnie dotyczy tylko mamutów z ZLP, bo literaci z gazowni i „nasi” sami są w większości dziennikarzami. Kult pośrednika i pogarda dla odbiorcy treści demaskuje wszystkie te grupy. No i jeszcze aspiracje polityczne. „Nasi” uczynili z nich fetysz, który – tak sądzą – przyniósł im szczęście. Oto drzwi z napisem sukces stoją przed nimi otworem. Wszyscy jednak pamiętamy zilustrowany w salonie zdjęciami wieczorek promocyjny powieści Horubały, pod zapomnianym jakimś tytułem, którą w salonie24 lansowano jako „duszną powieść Horubały”. Ktoś tam, jakiś przygłup, przeczytał że gdzieś na świecie pisane są powieści „duszne”, w sensie, że bije z nich zaduch, no i odniósł to do dzieła Horubały. Nie czytałem tej książki, nie wiem więc jaka jest ona naprawdę, ale na wieczorku na pewno nie było duszno. Obecni bowiem byli, prócz Horubały, tylko Leski i Wołodźko. Wyglądało to jakby wszyscy starali się osłonić głowy przed wiatrem. No, ale przynajmniej zauważali jeden drugiego, nie to co te małpy w prehistorycznych czasach.

Wiele razy szydzono z tych zapędów, z tych kreacji i ambicji, z tej – nazwijmy rzecz po imieniu – fikcji literackiej. Fikcji, albowiem nie ma czegoś takiego jak literartura bez czytelnika, a taki na przykład Związek Literatów Polskich przekonuje wszystkich, że jednak jest. Do niedawna jednak łatwo było odróżnić szyderstwo od realiów. Dziś jednak doszliśmy do momentu tragicznego. Oto zatarła się granica pomiędzy jednym a drugim. Już jej nie widać. Oto dowód. Kolega przysłał mi wczoraj szyderczy i mocno niesmaczny, ale celnie obrazujący całość sytuacji film:

 

https://youtu.be/5ocLOTmLtjM

 

Ja zaś od razu skonfrontowałem to z nagraniami imprez organizowanych przez ZLP

 

https://www.youtube.com/watch?v=GhTouCSwF_c

https://www.youtube.com/watch?v=3CNuR7fYfz0

https://www.youtube.com/watch?v=H7rtGK5hx3g

https://www.youtube.com/watch?v=nZEW9PEeTYI

 

Nie trzeba nic dodawać. Nie trzeba się nawet wsłuchiwać w treść tych wystąpień, choć prelegent w pierwszym filmie wyraźnie nas instruuje jak się powinno robić karierę na Parnasie. Nie można niestety nic z tym zrobić. Można tylko patrzeć i czekać aż skończą się larwy termitów w monopolowym, albo nadciągnie kolejny lodowiec i oni wymrą.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

 

 

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura