coryllus coryllus
3157
BLOG

Święty Stanisław i innowacyjność

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 116

Mój ulubiony minister w nowym rządzie ogłosił wczoraj rzecz niezwykłą. Powstała mianowicie rada do spraw innowacyjności. Zadzwoniłem od razu do kolegi, żeby go zapytać co on o tym myśli. On zaś przytomnie i retorycznie zapytał, kiedy minister powoła radę do spraw kreatywności i kiedy zadekretują co jest, a co nie jest kreatywnością. Myślę, że niebawem, bo mój ulubiony minister wygląda na człowieka który łamie wszelkie przeszkody i konwencje. Wystarczy mu tylko nie przeszkadzać. Głównym zaś momentem w newsach podawanych wczoraj a dotyczących tejże rady były wyliczenia ile to też mój ulubiony minister mógłby zarobić, gdyby pozostał w banku. Ponoć 30 milionów. Piszą o tym i wieść ta rozgrzewa serca wielu, a wielu podnosi do pionu i wywołuje u nich drżenie całego ciała. No, a ja tylko przypomnę, że Kulczyk Jan zanim się położył do tego szpitala miał na koncie ponoć 5 miliardów. I one pewnie nadal tam są, tyle, że sam Kulczyk jest dziś w miejscach dosyć od tych pieniędzy odległych. Choć są tacy, co twierdzą, że doktor K, ukrył się jedynie i teraz używa życia na całego. To jest pociągająca niezwykle hipoteza, ale zastanówcie się ileż można tego życia używać jak się ma lat sześćdziesiąt i trochę? Myślę, że to są stare i powtarzalne projekcje biedaków, którzy śnią o tym Kulczyku bawiącym się w towarzystwie śniadych hurys na Seszelach, śnią każdej nocy przykryci dziurawą kołdrą i troskami o byt codzienny.

No, ale wracajmy do innowacyjności. Światem rządzą stare i niezmienne prawa, nie są one ani mocno skomplikowane, ani bardzo tajemnicze, a żeby je poznać trzeba jedynie nabrać trochę doświadczenia. Ja nie znam wszystkich, ale kilka poznałem dogłębnie, a jedno Wam już kiedyś tu zaprezentowałem. Brzmi ono: jeśli ktoś używa słowa „rzetelnie” to znaczy, że nie zamierza płacić. Dziś poznamy kolejne prawa dotyczące istotnych aspektów komunikacji. Jeśli ktoś zakłada radę do spraw innowacyjności to znaczy, że będzie innowacyjność zwalczał z całą zaciekłością i bezwzględnością. Będzie ją kontrolował, niszczył, blokował i wtłaczał w urzędnicze przegródki, a wszystko po to, by uzasadnić własne istnienie oraz istnienie pionu urzędniczego, który wokół idei innowacyjności się skupi. To samo jest z kreatywnością. Jeśli ktoś zakłada instytut do spraw wspierania kreatywności to znaczy, że będzie czynił wszystko, by żadnej kreatywności nie było. Będzie robił tak, by w jego otoczeniu bliższym i dalszym nie było żadnych osób autentycznie kreatywnych, bo to on przecież, a nie oni, ma ten klucz do tej całej kreatywności, a otrzymał go decyzją administracyjną, powszechnie ważną. Ci zaś, którzy coś tam sobie dziamdziają i tworzą, to jakieś niepoważne i nie rozumiejące misji gamonie. To co napisałem wyżej działa zawsze i nie ma ani jednego przypadku w dziejach by zadziałało inaczej. Jeśli za coś zabierają się urzędnicy to się natychmiast zamienia w odwrotność deklarowanej misji. Dlatego właśnie w USA wytwórnie filmowe są prywatne i dystrybucja także, a państwo tamtejsze co jakiś czas zamawia u prywatnych ludzi, różne propagandowe projekty. My zawsze czynimy na odwrót. Nie tworzymy rynku, ale okoliczności, które rzekomo mają ludziom pomóc. I one jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki od razu zamieniają się w piekło. Tak będzie i tym razem, bez względu na to ile milionów ma na koncie mój ulubiony minister.

Co z tym wszystkim ma wspólnego św. Stanisław? Oto wygłosiłem ostatnio we Wrocławiu trzygodzinną pogadankę o biskupie krakowskim, zamordowanym przez króla Bolesława. Skupiłem się wyłącznie na aspekcie propagandowym tej historii, to znaczy na tym, jak sprytnie, bezmyślnie lub chamsko wykorzystywaną osobę św. Stanisława do różnych politycznych porachunków z Kościołem. Na koniec dałem swoją, bardzo innowacyjną wykładnię, całej tej historii. I na to przyszedł dziś z rana jakiś pan i wpisał się na moim koncie na fejsie, a w treści wpisu zdradził, że on po lekturze jest pewien, że św. Stanisław był zdrajcą i słusznie go zamordowano. I to jest przyznam coś, co jest znacznie gorsze niż rada do spraw innowacyjności. To jest pułapka na umysły słabe i bezradne wobec prowokacji, za to lubiące sobie pogadać nic nie robiąc przy tym. To jest właśnie ten moment, który powoduje, że ludzie nie potrafiący ogarnąć spraw wokół siebie marzą o tym, co by to było, gdyby Bolesław Chrobry został cesarzem, a Śmiały poszerzył jego władzę. Jak pięknie by się nam dziś żyło. Lepiej może niż temu Kulczykowi umarłemu na Seszelach. Na pewnym poziomie sprawy te są dla ludzi absolutnie kluczowe i ja nie mogą tu zrobić nic ponad mało znaczące wzruszenie ramionami. Dyskusję o biskupie krakowskim rozpocząłem, bo gazownia dała ten wywiad z Karolakiem, wywiad z którego jasno wynika, że ta sprawa, która już od lat wydaje się nieaktualna dalej będzie wałkowana. Bo to jest bardzo atrakcyjna marchewka wabienia durniów, którym się marzy silne państwo polskie, bijące wszystkich dookoła. Powtórzę więc jeszcze raz. Nie wyciśniecie z tej historii nic więcej ponadto co wycisnęli już komuniści, dajecie się złapać w pułapkę propagandy wrogiej Kościołowi i wrogiej tradycji, choć z wierzchu wygląda to inaczej. Dlaczego tak jest? Bo jak zwykle najważniejsze momenty są w gawędzie o św. Stanisławie pomijane. Nie są bowiem innowacyjne. A jakby tego było mało, sposób w jaki historię tę przekłada się na język polityki współczesnej wzięty jest wprost z propagandy Kiszczaka. I będzie – o czym przekonuje nas Karolak – ćwiczony nadal.

To nie jest tak, że dobry, chcący umocnić swoje państwo król – czytaj pierwszy sekretarz Gomułka – musiał się zmagać ze złymi hierarchami co listy do jeszcze gorszych Niemców pisali. To jest trochę inaczej. I w tym „inaczej” widzę szansę na ponowne zredagowanie historii św. Stanisława. Innowacyjne jak już już powiedziałem.

Chodzi o to, że w tej układance brakuje kilku ważnych politycznych bytów. Autorzy przeciwni biskupowi, podkreślali rolę króla jako stronnika papieża. To jest projekcja nieuzasadniona, bo król był na północy, latał pomiędzy Krakowem a Kijowem, papież był natomiast w Italii. I tam znajdowali się jego najważniejsi sojusznicy. Byli nimi Normanowie. Punkt ciężkości tej opowieści nie znajduje się w kościele na Skałce, gdzie ponoć zamordowano biskupa Stanisława, ale w miejscowości Ossiah gdzie ponoć leży pochowany król Bolesław. Jego nagrobek to fikcja, taka sama, jak jego rzekome poparcie dla papieża. Nic w tej historii nie jest pewne, wszystko zaś podlega tysiącznym interpretacjom. No więc moja jest taka, że król nie strzegł interesów papieża, ale Wenecji. Był tym człowiekiem, który dyscyplinował Ruś i Bizancjum, Czechów i Węgrów wykonujących na jego rozkaz, groźbę lub prośbę, różne kontredanse, żeby interesy republiki ucierpiały jak najmniej. Jego rzekoma potęga zawaliła się natychmiast po zamordowaniu biskupa. Jego rzekomo buntowniczy brat, po zaś po wykonaniu zadania, jakim było zrzucenie Bolesława z tronu, zamienił się od razu – jak chcą dziejopisowie – w politycznego pierdołę, niezdolnego do działania. Zaskoczenia i demaskacje można mnożyć.

Król uciekając z Polski zmierzał przez Węgry do Wenecji, licząc na swoich dawnych protektorów. Tyle, że nie był im już potrzebny, był kulą u nogi i balastem, tak dla Wenecjan jak i dla Węgrów, swoich sojuszników. W pogadance zasugerowałem, że to Węgrzy go zlikwidowali, ale równie dobrze mogli to zrobić Wenecjanie. Myślę, że ta interpretacja otwiera nam nowe drogi ku ciekawym książkom i sztukom teatralnym. Naprawdę szczerze zachęcam do podejmowania tego tematu. Zachęca też do tego Karolak, dyrektor teatru i aktor, żartów więc jak widzicie nie ma, a propozycja jest poważna. Nie ma bowiem w kulturze popularnej ani jednego tekstu, który byłby przyjazny biskupowi Stanisławowi. Ustalona raz na zawsze w początkach XX wieku wersja zdarzeń, obalona już kilkakrotnie przez różne autorytety z prof. Grodeckim na czele, ciągle obowiązuje i będzie obowiązywać dopóki nie pojawią się książki dla dzieci i młodzieży naświetlające te sprawy inaczej. Zrekapitulujmy więc. Oto król, który jest jednocześnie przedstawicielem banków weneckich i tej dziwnej organizacji zwanej republiką, która – jak każda republika – jest konglomeratem gangów pozostających w dynamicznej równowadze. Ma ów król kilka pomysłów, które wyglądają na innowacyjne, ale w istocie nimi nie są. On tylko wykonuje polecenia swoich protektorów, a te dotyczą utrzymywania w niepokoju innych, równie chwilowych sojuszników republiki czyli Bizancjum i Cesarstwa. Nie ma w tym nic oryginalnego, to wszystko jest beznadziejnie powtarzalne. A tym całym historykom nie udało się do dziś ustalić jak daleko na północ sięgały weneckie faktorie handlowe, nie wiedzą też jakie były wpływy na północy miast dalmatyńskich, o które Wenecja rywalizowała z Węgrami i jak wyglądała konkurencja pomiędzy ich bankami. Wszyscy widzą jedynie ten, jakże złudny, triumf króla i tę rzekomą innowacyjność rodem z banku.

 

Na dziś to wszystko

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i do księgarni Tarabuk.

 

Aha, jeszcze nagranie pierwszej części gawędy o św. Stanisławie.

 

https://www.youtube.com/watch?v=dRL4DYVutHI

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka