coryllus coryllus
4735
BLOG

Jak Polska kolonizowała Ukrainę

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 150

Wczoraj był koszmarny dzień. Najpierw znaleźliśmy jednego z naszych kotów w stanie krytycznym. Sądziliśmy, że pogryzł go pies. Potem, kiedy okazało się, że nie ma żadnych obrażeń zewnętrznych, podejrzewaliśmy potrącenie przez samochód. Na koniec okazało się, że to zatrucie, najprawdopodobniej zatrucie glikolem. Kot nie przeżył. Michalina uderzyła w taki płacz, że hej. Wieczorem zaś okazało się, że babcia, która mieszka 500 km stąd złamała sobie kość udową. Zanim więc przejdę do tematu, uprzedzam z góry, że mogą się nam tu trafić niekontrolowane przerwy w pracy, trwające kilka dni.

No, a teraz do rzeczy. Oto profesor Nowak powiedział ostatnio, że Polska powinna się czuć zobowiązana, albo wręcz przeprosić Białoruś i Ukrainę za działalność kolonizacyjną prowadzoną przez trzy stulecia. To jest stary obłęd, opisywany wielokrotnie, ale mam wrażenie, że opisywany słowami nieadekwatnymi, to znaczy pełnymi emocji i odwołującymi się do misji kulturowej Polski na wschodzie. Misja kulturowa to jest mit, twór propagandowy, służący prawdziwym imperiom do mydlenia oczu tak zwanej opinii publicznej. My tutaj, ciężko doświadczeni przez historię i mało mający gadżetów, które podniosłyby nam samoocenę uczepiliśmy się tej misji kulturalnej jak pijany płotu. To jest zaś rzecz, którą łatwo zlekceważyć i wyszydzić. Oczywiście są te wszystkie pamiętniki i dzienniki, wspomnienia i relacje, która budują naszą tożsamość, ale przez przeciwne nam strony sporu, a także przez postronnych obserwatorów są one traktowane jako koronny dowód w sprawie przeciwko Polsce. Aha, mieliście domy, dwory, pałace, mieliście chłopów i ziemię – znaczy byliście kolonizatorami. To są oczywiście głupoty i w ten sposób nie da się rozmawiać. Jedyne bowiem wyjście z tej dyskusji prowadzi przez drzwi, które właśnie otworzył nam profesor Nowak. To znaczy, że powinniśmy wejść w rolę wyznaczoną nam przez siły z istoty wrogie i poudawać trochę wstrętnych kolonizatorów, a następnie grzecznie przeprosić. W tym czasie BBC nakręci siedem pseudonaukowych seriali historycznych o tym, jakim to dobrodziejstwem dla świata były kompanie handlowe działające w odległych miejscach globu na rzecz Korony.

Dlaczego my się nie możemy pozwolić wkręcić w tę gawędę? Bo zaraz okaże się, że byliśmy jednymi kolonizatorami na całym świecie, a wszyscy inni to anioły, które ratowały świat przed złem. To gadanie, w które próbuje wrobić nas profesor Nowak to znany schemat polegający na tym, że trzeba wskazać kozła ofiarnego i na niego zrzucić całą winę. Kanclerz Schroeder rozgrzeszył Niemców już 10 lat temu z win popełnionych w czasie II wojny światowej, a my teraz mamy bić się w piersi za poczynania ruskiej szlachty na ruskiej ziemi, znane nam głównie z prozy Henryka Sienkiewicza. To jest, jak powiadam, nieadekwatne.

Zacznijmy jednak jeszcze raz od trochę innego początku. Ja byłem zawsze wielkim zwolennikiem niepodległości i samodzielności Ukrainy. Byłem nim wtedy kiedy nie płacono za to, kiedy nie przynosiło to żadnych profitów i nie zapewniało ani kariery ani przygód w wesołym gronie gdzieś daleko, w wielkich miastach Wschodu. Ponieważ jednak polityka i historia interesują mnie naprawdę to znaczy nie służą mi wyłącznie do stymulowania emocji i kokietowania tymi emocjami innych, słabszych nieco istot, zacząłem się nad tą naszą wspólną historią zastanawiać raz jeszcze. Poniżej znajdą się wnioski, do których doszedłem. Wcześniej jednak dygresja. Najpierw prof. Nowak każe nam się bić w piersi za nasz kolonializm na kresach, a za chwilę jakiś gamoń z gazowni pisze szyderczy artykuł o tym, że wszyscy jesteśmy potomkami chłopów pańszczyźnianych, za co oczywiście powinniśmy się wstydzić, bo ci chłopi, jak im trochę pan popuścił, od razu brali się za mordowanie Żydów. A tak poza tym wszyscy byli analfabetami i śmierdziało im z gęby. I tak w kółko. Bezrefleksyjnie, kretyńsko i propagandowo. Ja się szczerze dziwię, że ktoś taki jak Andrzej Nowak, nie jest w stanie wyjść w swojej narracji poza ten wystrugany nie wiadomo gdzie opis historii Polski i postawić kilku ważnych pytań, oraz podjąć próby zdefiniowania na nowo kilku pojęć.

Kwestia pierwsza; co to jest kolonializm? To jest zorganizowana eksploatacja wybranego obszaru dokonywana metodami niezwykle brutalnymi, za pomocą wojska i kompanii handlowych. Działania te mają zwykle solidną propagandową osłonę, która ma ukryć ich istotny cel i charakter. Cechą immanentną kolonizacji jest dążenie co całkowitego i absolutnego podporządkowania sobie miejscowej ludności oraz zagarnięcia jej własności. Często zamiast podporządkowania dokonuje się po prostu eksterminacji. I teraz uwaga własność zagarnia się po wcześniejszym jej wyeksploatowaniu. Kolonizator nie inwestuje, on jedynie czerpie zyski i rabuje. A do tego zawsze przychodzi z zewnątrz.

Skoro tak, to zadawajmy kolejne pytania: ile szlachty polskiej w ciągu trzech stuleci istnienia Unii weszło w posiadanie majątków ziemskich na Ukrainie i Białorusi w sposób wyżej opisany, a nie za pomocą nadań, ożenków i kupna lub dzierżawy? Ja nie wiem, ale od tego są historycy, żeby takie sprawy ustalać.

Pozostańmy w sferze propagandy, bo nikt, nawet sam prof. Nowak nie ma zamiaru, prowadząc swoje rozważania, jej opuszczać. Każdy pamięta słynną frazę o Mazurach co w Ruś się poobracali. Czyli o chłopach z terenów rdzennej Polski, którzy uciekali na Ukrainę. Po co? Bo tam panowała swoboda nieznana w Polszcze naszej, gdzie zobowiązania chłopa wobec dworu były dość uciążliwe. Czy ci chłopi byli kolonizatorami? Oczywiście, że nie. To byli sympatyczni, lubiani przez propagandystów oraz postępowych historyków ludkowie, zasilający szeregi kozactwa przeciwstawiającego się siłą polskiemu kolonializmowi.

Kto ów kolonializm reprezentował? No ruska szlachta, do której dziś, zarówno Białorusini jak i Ukraińcy powoli zwracają swoje gniewne oblicza. Do nich bowiem też dociera to, co dawno temu napisał Puszkin – wspomnienia szlachty są wspomnieniami narodu. Jesteśmy więc jak sądzę w przeddzień wielkiego szwindlu narracyjnego, który odbierze nam wspomnienia naszej szlachty, czyli tych spolszczonych przez wieki Rusinów i zostawi nas z tym fikcyjnym kolonializmem i chłopskim pochodzeniem od Chama. Bo tak komuś będzie pasowało. No, ale idźmy dalej.

Immanentną cechą kolonializmu jest udział kompanii handlowych. Jest wojsko i są kompanie, bez tego nie ma żadnego kolonializmu. No więc jeszcze raz: ile ekspedycji karnych przeciwko Ukrainie i Białorusi wystawiła Polska, w jakiś okolicznościach one działały, a konkretnie – kto zaczął i z czyjej inspiracji. No i najważniejsze: jak się nazywały polskie kompanie handlowe biorące udział w kolonizacji Białorusi i Ukrainy. Czy profesor Andrzej Nowak może wymienić ich nazwy oraz nazwiska członków zarządu? To ważne.

Kolejna sprawa to kozactwo. Jak pamiętamy archiwum siczowe zostało ukradzione przez Moskwę i jest dziś nie wiadomo gdzie. Nie wiadomo też czy jakiś polski historyk zajrzał doń kiedykolwiek. A przydałoby się to zrobić, bo wtedy można by przelecieć wzrokiem rejestry kozaków werbowanych do kolejnych wojen przeciwko Polsce i przekonać się ilu z nich pochodziło istotnie z Rusi, ilu z Niemiec, ilu z Czech, Węgier, Siedmiogrodu, a ilu z Irlandii, Anglii i Szkocji no i Polski. Jak pamiętamy było kilka wojen z kozakami, a kulminacja tych wystąpień miała miejsce w roku 1648. Tak się składało, że z wyjątkiem tego najważniejszego wystąpienia wszystkie inne kończyły się spektakularną klęską kozactwa już na samym początku. I to mimo zaznaczającej się zawsze przewagi tego wojska nad armią koronną czy też tą zgromadzoną na chybcika przez magnatów. No więc było tak: szczupłe siły polskich kolonizatorów, działające we wrogim terenie i skazane tylko na siebie stawały do walki z silnym i mającym poparcie w ludzie ruskim korpusem kozackim, po czym korpus ten gromiły. Kto miał nowocześniej urządzone wojsko? Kozacy, to oczywiste – walczyli pieszo, w taborze, mieli duży zapas broni palnej i piki. Polacy zaś służyli konno, wspomagani przez piesze roty niemieckie, które liczyły sobie słono za udział w każdej kampanii. Tak to nam tłumaczą, ale to jest projekcja, która się nie trzyma kupy, żeby ją wyjaśnić do końca trzeba by zbadać skąd pochodzili ci żołnierze werbowani do armii siczowych. Bo to w jakiś sposób wyjaśniałoby ich bezradność wobec słabszych sił polskich i bezradność w obcym terenie. Napisałem kiedyś, że istotą wojny najemniczej jest prócz pieniądza także wyobcowanie. Żołnierz najemny czuje się niekomfortowo w kraju, w którym walczy i to jest istotne z dwóch powodów. Kiedy jest dobrze opłacany zwycięża i popisuje się nieludzkim okrucieństwem, a kiedy jest opłacany słabo przegrywa i ucieka, w najlepszym razie pali i gwałci. No więc ponawiam pytanie: gdzie rekrutowano wojaków do armii siczowych? Czy ktoś to może sprawdzić? Prócz oczywiście Polski, bo ta się nie liczy, była bowiem kolonizatorką i reprezentowała na Rusi siły zła.

Z litości dla profesora Nowaka nie zapytam o wiedeńskie inspiracje wystąpień kozackich, o których wiadomo od dawna i których nie omawia się właśnie dlatego, żeby nie popsuć tego całego obrazu Polski jako kolonizatora świętej Rusi.

Kolejna sprawa: co z Litwinami? Mam na myśli dzisiejszych Litwinów. To od ich przodków przecież przejęliśmy Ruś, to oni ją zawłaszczyli, a następnie przylecieli z tym do nas wrzeszcząc w niebo głosy, że wobec Moskwy tego nabytku nie utrzymają i żebyśmy coś zrobili. Czy współcześni Litwini też powinni bić się w piersi z powodu swojej podłej postawy wobec ruskiego ludu w XIV I XV wieku? To ważne pytanie. Czy oni też muszą? Czy może mogą spokojnie budować te swoje słabowite mity o bohaterskiej postawie Vytautasa wobec Krzyżaków.

Aha, jeszcze Moskwa, ta nigdy nie jest obsadzana w roli kolonizatorki, a jak ktoś próbuje, naraża się w najlepszym wypadku na drwiące wzruszenie ramion, a w najgorszym na kopniaka w tyłek. Moskwa po prostu zbierała ziemie ruskie, zaczął to Iwan Kalita, a potem inni kontynuowali. I to była misja, a nie żadna kolonizacja. Zaraz, zaraz, a może to jest ta słynna osłona propagandowa działalności rabunkowej, o której tu wspomniałem...? Nie może to być waszmościowie! Ależ oczywiście, że może, to w Moskwie przecież przez setki lat czynna była kompania moskiewska, angielska spółka, której głównym udziałowcem była Korona, mam na myśli koronę angielską i szkocką. Korona, która posługiwała się pieniądzem, najemnym żołnierzem, noszącym przez pewien czas miano oprycznika, fałszywymi elitami i podstawionym władcą, a także osłona propagandową, której kulminacyjnym momentem było przejęte od Iwana Kality „zbieranie ziem ruskich”. Jak wiadomo ziemie ruskie dzisiaj rozciągają się od Władywostoku po Paryż, bo wszędzie tam stanęła kiedyś stopa rosyjskiego żołnierza. Moment ten zaś w opinii dobroczyńców ludzkości działających na terenie Moskwy przez cztery stulecia wyczerpuje definicję „ziem ruskich”. Można je więc do dziś zbierać bez żadnych właściwie ograniczeń.

Teraz opiszmy jak zachowuje się istotnie żywioł polskojęzyczny na terenie rusi. Otóż zachowuje się tak, jakby był u siebie, czyli nie dewastuje, nie niszczy, nie eksploatuje, ale porządkuje, czerpie zyski i inwestuje. Koronnym dowodem na to, że Polacy, a w istocie nie Polacy, ale spolonizowana ruska szlachta kolonizowała Ukrainę są spory o ziemie z chłopem ruskim i próby wyrugowania tego chłopa z gruntu. W porównaniu z tym co w tamtych czasach działo się w Anglii czy we Francji sytuacja ta ma wymiar misyjny a nie kolonialny. Spory o ziemię były, są i będą. Nazywanie ich kolonializmem to jest zagrywka propagandowa, w istocie podła i podszyta samymi złymi intencjami. Pomijając magnatów, korona polska zachowywała się wobec swoich poddanych, innych niż katolickie wyznań, i mniej uposażonych niż jakiś Potocki czy Czartoryski, wręcz wzorowo. Owce nie pożerały ludzi, a minister skarbu królestwa nie zachęca jak Colbert Francuzów do wyprzedawania wszystkiego. To ostatnie zagranie jest – tu też dygresja – przedstawiane w podręcznikach jako ósmy cud świata. Jeśli minister króla pilnujący emisji pieniądza radzi poddanym, żeby sprzedawali wszystko i wszystko zamieniali na pieniądze, to nie jest to żaden cud, ale OFE Tuska, tyle że na większa skalę. Można się bowiem spodziewać, że w czasie tych transakcji ilość srebra w talarze obniży się znacznie, nieruchomości zaś potanieją. Głównym zaś ich nabywcą będzie rzecz jasna korona, która – kiedy już oszwabi swoich poddanych – sprzeda albo wydzierżawi część tych nieruchomości Żydom i w ten sposób uzyska dodatkowe pieniądze na kolonizację Kanady, Luizjany, wojnę z Holendrem i Anglikiem. No i na wybudowanie Wersalu oczywiście.

W Polsce rzekomo kolonizującej Ruś nigdy się takie rzeczy nie odbywały. No, ale to Polska oskarżana jest o kolonializm przez jednego z profesorów najbardziej prestiżowej uczelni w kraju.

Rzecz ma oczywiście wymiar aktualny. Chodzi mianowicie o to, by Polska stanęła dziś obok Ukrainy i poparła ją politycznie, finansowo, a także wojskowo, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jeśli zaś ktoś zgłasza jakieś wątpliwości co do tego pomysłu oskarżany jest z miejsca o agenturalną działalność na rzecz Rosji. I to zwykle w tonie histerycznym. Otóż nie może tak być mili państwo, bo my tutaj nie jesteśmy idiotami i chcemy poważnie rozmawiać. Jeśli ktoś nam podsuwa temat, to chcemy o tym rozmawiać, ale trochę bardziej serio niż nam to proponuje Andrzej Nowak z Krakowa. Nie mamy też zamiaru brać udziału w jakimś ogłupiałym korowodzie, w którym oskarża się nas o winy niepopełnione częstując na zmianę obelgami. To są rzeczy nie do zaakceptowania.

Podejrzewam ponadto, że koncepcje które lansuje profesor Andrzej Nowak mają zastąpić w Polsce tak zwany pozytywny PR budujący wizerunek Ukrainy, ciągle jeszcze nie dość popularnej wśród wielu Polaków. No więc jeśli tak jest, jak myślę, to znaczy, że mamy do czynienia z idiotyzmem horrendalnym. Do poprawiania i psucia wizerunków wynajmuje się dobre agencje PR z Nowego Jorku, a nie profesorów z Krakowa. Żeby w latach 90-tych zepsuć wizerunek Serbom i podzielić Jugosławię sięgnięto po taką właśnie instytucję. U nas zaś ślepa wiara w akademików mąci umysły, a jeśli do tego dołożymy pokusę podzielenie budżetu promocyjnego na ten ukraiński wizerunek, to wyjdzie nam taka sama żenada jak zawsze. My jednak ciągle chcemy rozmawiać, podkreślam, ale nie na tych, zaproponowanych nam dziś zasadach.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i do księgarni Tarabuk

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka