coryllus coryllus
2852
BLOG

Dyliżans do Jumy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 57

Dreszcz entuzjazmu i euforii przebiega przez kraj, w związku z pożegnaniem Tomasza Lisa zmianami w telewizorach i generalnym odzyskaniem przestrzeni medialnej, w której od dziś już tylko sama prawda na zmianę z Polską gościć będą. Zaglądam na tego twittera, ale chyba przestanę, bo patrzeć na to po prostu nie można. Oto ludzie wypisują sobie na profilach różne rzeczy, a jeden jest zoologicznym antykomunistą i gdyby tylko była okazja to wstąpiłby do NSZ, a nie do AK, przy całym jednakowoż szacunku jaki ma dla tej drugiej organizacji. Drugi z kolei miał dziadka w Brygadzie Wileńskiej, a dziś kręci krótkie filmiki i udało mu się sfilmować Ewę Kopacz jak mówi „stawiam wszystkim loda” i to jest kurcze megaśmieszne i wali w tych platfusów, że hej. I na to wszystko wychodzą dyrektorzy Kurski i Rachoń i mówią: otworzymy telewizję dla ludzi, żeby zrobić karierę na Woronicza nie trzeba będzie już mieć znajomości, ani rodziny, wystarczy przesłać krótki filmik z czymś ciekawym i telewizja to wyemituje. Przez sieć znów przebiega fala entuzjazmu, jeszcze większa niż wtedy kiedy pokazywali Lisa jak darł się na ulicy. I entuzjazmu tego nie zmniejsza ani na jotę Janecki Stanisław, który umieszcza na swoim profilu szyderczy tekst o tym, jak to drży z niepokoju, czy ci, co te nagrania ze smartfonów przysyłać będą, nie pozbawią go stanowiska i dochodów. Nie pozbawią, może Janecki spać spokojnie. On to wie, my to wiemy, nie wiedzą tego tylko zoologiczni antykomuniści, zgłaszający akces do NSZ, dla których telewizja powinna być nie tylko propolska, ale jeszcze pokazywać prawdę. Otóż, o czym była mowa niedawno, telewizja nigdy nie pokazuje prawdy, przeciwnie, zawsze kłamie, a do tego z samej swojej istoty jest głupia i przeznaczona dla debili. Decyzja Rachonia tylko mnie utwierdza w tym przekonaniu. Wyjaśnię teraz wszystkim jakie są jej istotne sensy. Oto jednym postanowieniem, dyrektor Rachoń zaciera granicę pomiędzy Internetem a telewizją informacyjną. To co pojawia się w sieci – miś Panda tarzający się w śniegu dla przykładu – będzie się pojawiało także w telewizji. Pozbawia ta decyzja chleba różne grupy zawodowe, bo do czegóż będą potrzebne ekipy i kamerzyści, jeśli materiały – nie dość, że śmieszne, a pewnie jeszcze lepiej nagrane – znajdą się w komputerach redaktorów za darmo, albo za jakiś psi grosz. Nie dość tego. Taka decyzja tworzy zasłonę dymną, za którą bezpiecznie można wprowadzić na telewizyjne etaty dowolną ilość swoich krewnych i znajomych. Jakby tego było mało decyzja ta, o ile odzew będzie duży, a sądzę, że będzie winduje obecną ekipę na wyżyny nieznane Tomaszowi Lisowi. Oto bowiem poniżej tych wszystkich „zawodowców” kłębić się będzie tłum dzikusów, wyrywających sobie z rąk jakieś groszaki, którzy będą wrzeszczeć w niebogłosy, że trzeba, by telewizja była propolska i mówiła prawdę. Żaden z nich nigdy nigdzie nie awansuje. Wszyscy zaś naraz przyczynią się do znacznego obniżenia kosztów utrzymania instytucji zwanej telewizją publiczną. Czy ja mam o to wszystko pretensje do dyrektora Rachonia? Oczywiście, że nie. Ludzie chcą mieć swoją szansę, a jasne jest, że innej niż ta opisana wyżej Rachoń im nie stworzy. Nie ma mowy, żeby dziś ktoś ogłosił konkurs na prezenterkę telewizyjną, który wygra jak za dawnych czasów Edyta Wojtczak, pracująca wcześniej w jakichś tajnych biurach wojskowych. No, ale ja nie mogę też uczestniczyć w tym entuzjazmie, bo nie mam zamiaru wysyłać do Rachonia swoich nagrań i póki jeszcze mogę chciałbym skorzystać z mojego prawa do krytyki. Zanim telewizja i internet przenikną się i nie wiadomo już będzie co jest bardziej prawdziwe i co jest bardziej propolskie. Skłania mnie do tej krytyki cyniczna wypowiedź Janeckiego, który demaskuje posunięcie Rachonia i szydzi otwarcie z ludzi, chcących już dziś za pomocą smartfonów robić kariery na Woronicza. Ani jemu bowiem, ani nikomu innemu z „naszych” nikt stołka spod tyłka nie wyrwie. Jeśli już miałbym obstawiać, kto z prawicowych dziennikarzy jest najbardziej zagrożony zwolnieniem wskazałbym na Pospieszalskiego i Ziemca. No, ale czas pokaże jak będzie.

Jakby mało było tej radości, informację o otwarciu podwoi telewizji, ogłosił wczoraj także redaktor Lisicki. No więc zapytałem go od razu ilu autorom z ulicy dał szansę zaistnieć w swojej gazecie? Nie odpowiedział rzecz jasna, ale pojawił się jakiś jego adwokat, jeden z tych co wstąpiliby do NSZ zamiast do AK i rzekł, że to biznes, taka gazeta, no więc trzeba do jej produkcji szukać samych przyjaciół. Co innego telewizja, prawda, tam można wpuszczać kogo się chce, a ci co ich zwerbuje Rachoń, to będą takie młode, zdrowe mustangi. Pomyślałem, że pewnie chodzi o takie mustangi co je można zaprząc do dyliżansu jadącego wprost do jumy. No, ale z tego co gada Janecki wynika, że jedynymi mustangami przy tym dyliżansie będą on sam i ewentualnie jeszcze Ziemkiewicz, czyli stare wyliniałe wałachy.

Patrzę na to wszystko i nie mogę uwierzyć, że to prawda. Patrzę na te bezbrzeżnie nadęte gęby pośredników w obrocie informacją i na tę gromadę frajerów i nie znalazłbym pocieszenia gdyby nie otrzymany wczoraj wieczorem list od Edwarda. Jak wiecie poszukujemy różnych możliwości ekspansji na niewielkie niszowe rynki, gdzie posilają się strawą duchową ludzie nie mający nic wspólnego z telewizją i smartfonami. Jakiś czas temu nasz kolega Edward napisał na moją prośbę list do profesora Bernarda Bachracha, autora arcyciekawej pracy o polityce Żydów w średniowieczu. Mieliśmy nadzieję, że profesor wyrazi zgodę na tłumaczenie i publikację tej pracy w języku polskim. Długo czekaliśmy na odpowiedź, aż w końcu nadeszła. Bernard Bachrach odpowiedział Edwardowi, że on niestety jest poza tymi sprawami i należy się raczej skontaktować z wydawnictwem Uniwersytetu w Minnesocie, gdzie książka została wydana. Rzecz jasna napiszemy tam, ale co innego jest ważne. Oto na koniec Bernard Bachrach życzył Edwardowi wesołych świąt i wszystkiego najlepszego w nowym roku, a także złożył podpis. Napisał jedno słowo – Bernie.

I patrzę na te gęby „naszych” i nienaszych, na tego Janeckiego, który jest tak mądry jak Maćków kot, na Ziemkiewicza, co na koniec relacji z balu dziennikarzy zamieścił zdjęcie kajdanek, koronkowych majtek, czerwonej halki i pejcza. Patrzę na Jadwigę Staniszkis, na Hartmana, który domaga się, by kontakt z nim był zawsze poprzedzony jakimiś wyszukanymi rytuałami, na tego przygłupiego Sowińca i całe jego środowisko, na Zybertowicza i Krasnodębskiego i nie mogę wyjść z podziwu. Od dziś, za każdym razem kiedy na nich spojrzę przypominać mi się będzie ten list, jaki wybitny amerykańskich historyk żydowskiego pochodzenia napisał do nieznanego sobie inżyniera z Polski.

Patrzę na tę całą polską humanistykę, na tych wszystkich macherów, którzy żyją z tego, że czytają pokątnie książki takich ludzi jak Bernard Bachrach i pilnie baczą, by żadna z nich, jak również żadna z ważnych polskich książek publikowanych dawno temu nie znalazła się w druku, patrzę i myślę – a gówno. Wiadomo, że nie wydam wszystkiego, ale wystarczy mi jak wydam to co amerykańscy Żydzi z uniwersytetów Środkowego Zachodu napisali o życiu, gospodarce i polityce diaspory oraz synagogi w wiekach średnich. Nic więcej nie jest mi potrzebne. Potem zaś będę patrzył jak oni próbują się wymądrzać i jak próbują szermować tym nędznym argumentem antysemityzmu.

Jakby mało było radości w dniach ostatnich, ktoś wrzucił wczoraj link do strony UMCS, gdzie znajdują się informacje wyrywające mnie wprost z butów. Oto od roku 2007 do 2013 UMCS planował wydanie wspomnień księdza Mariana Tokarzewskiego. Rzecz jasna za pieniądze różnych europejskich instytucji, za granty. I co? I pstro. Publikacja nadal jest zaznaczona jako zaplanowana. Mamy rok 2016 a oni nie potrafią wydać jednej książki, na którą dostali pieniądze. Przez dziewięć lat....I wam się zdaje, że jak Kurski z Rachoniem ogłoszą nabór smartfonów do telewizji to patologia zniknie z życia publicznego? Chyba wam rozum odjęło. Wszystko dopiero się zacznie.

U nas zaś premiera książki księdza infułata Mariana Tokarzewskiego już w najbliższy piątek Po raz pierwszy usłyszałem o tej książce w listopadzie roku ubiegłego, na targach książki historycznej. Jest koniec stycznia, w międzyczasie książka została złożona, Tomek zaprojektował okładkę, rzecz przeszła korektę i odjazd. Nie ma co czekać kruca bomba, życie stygnie.

 

Oto wspomniany link

http://dlibra.umcs.lublin.pl/publication/15685

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i do księgarni Tarabuk

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka