coryllus coryllus
2908
BLOG

Policja i poeci

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 64

Wspomniałem tu niedawno o tym, że pisarze, albo może szerzej – literaci, to rodzaj oszustów. Jeśli nie są akurat wynajęci przez policję, jedyną ich misją, którą traktują serio jest realizowanie własnych obsesji. Te zaś są przewidywalne, płytkie jak kałuża i łatwe do wyszydzenia. Na palcach obydwu rąk można w Polsce policzyć pisarzy, którzy nie współpracowali z policją lub nie byli świrami.

Nie o nich dziś jednak będę pisał. Oto elig, zasłużona blogerka napisała wczoraj tekst poświęcony Andrzejowi Szczypiorskiemu i jego książce „Msza za miasto Arras”. Ponoć żeby uczcić jakąś ważną rocznicę w teatrze wystawiono monodram zrobiony na podstawie tej sztuki. Grał Gajos. Tekst elig dotyczył dwóch rzeczy, po pierwsze postawy życiowej Andrzeja Szczypiorskiego, ponurego skurwysyna, którego bez przerwy pokazywano w telewizji i zachwalano jako skończoną doskonałość oraz relacji pomiędzy tą postawą, a talentem, który rzekomo Szczypiorski posiadał. Dyskusja rozwinęła się w znanym i przewidywalnym kierunku, że morderca może mieć talent i należy ten talent od mordercy oddzielić, no i dopiero wtedy oceniać dzieło. Padały te same co zwykle przykłady, że Dunikowski, że Caravaggio....To jest sposób myślenie właściwe ludziom niepoważnym. Ja postaram się to wyjaśnić, ale bez nadziei, że ktokolwiek się ze mną zgodzi. W głowy ludzi już od dawna zostało wdrukowane to co napisałem powyżej. A to niestety nie jest prawda, bo pomiędzy talentem a zbrodnią jest jeszcze całe spektrum zachowań, sam zaś artysta ma również jakiś stosunek do swojego talentu i może go wykorzystywać dobrze, źle, z sukcesem, bez sensu, może o nim myśleć, albo mieć go w nosie i zbierać puszki po kontenerach. Są ludzie, którzy wręcz wstydzą się swojego talentu i chcieliby, żeby ktoś im go zabrał, albo żeby w ich imieniu występował publicznie i ich talent lansował. Bo oni sami najchętniej położyliby się spać. Do takich osób zaliczam naszego kolegę Kamiuszka.

Oddzielanie dzieła od postawy, a następnie przywoływanie tego mechanizmu przy każdej okazji prowadzi wielu ludzi wprost do wniosku, że wystarczy być mordercą, żeby być artystą. W tym nienaturalnym podziale tkwi źródło takiej pychy, o jakiej nie śniło się nikomu. I Andrzej Szczypiorski, grafoman co się zowie, jest jednym z najlepszych tego przykładów. Żeby zostać pisarzem Szczypiorski nie musiał robić nic, on się nawet za bardzo nie przemęczał pisaniem. Wszystko mu załatwili Niemcy w zamian za robotę agenturalną. Co go predestynowało do tej roboty i co było motorem jego kariery? Poza oczywiście kapowaniem. Tematy, które wybierał. I po tym właśnie poznajemy grafomana, że stara się o, jak to ładnie mówią, wstrzelić w gusta publiczności lub sponsorów. I tu zaczyna się właśnie przygoda pisarza z pychą. Skąd bowiem jakiś Szczypiorski, człowiek młody i mało doświadczony autorsko wiedział, co się spodoba publiczności? W dodatku w kraju rządzonym przez gangsterów? Jasne jest, że Szypiorski miał w nosie publiczność, interesowało go tylko to co tam akurat lansują na rynku funkcjonariusze tacy, jak Ranicki. No, a tam było na topie to co zwykle, czyli Kościół i różne postawy ludzi związanych z misją Kościoła, bądź jej przeciwnych. To jest standard jeśli idzie o pisarzy popularnych i mowy nie ma, żeby się to zmieniło. Po tym poznajemy pisarzy gotowych do współpracy. A takich było wokół Ranickiego zapewne mnóstwo, on jednak musiał wybrać i wylansować taką świnię, wobec której wszystkie pozostałe wyglądały jak jagnięta. Wobec takiego rozkładu sił na tym, że się tak wyrażę literackim rynku, gadania o tym, czy Szczypiorski miał talent czy też nie, jest grubą nieprzyzwoitością. Jak ktoś odebrał wykształcenie, a do tego pochodził z rodziny inteligenckiej o tradycjach lewicowych, to chcąc nie chcąc jakoś tam się tym słowem posługiwał. Nam dzisiaj w dobie upadku edukacji wydawać się to może Bóg wie jakim osiągnięciem, ale w istocie nim nie jest. Ludzi stokroć bardziej od Szczypiorskiego utalentowanych było mnóstwo, ale oni nie mieli w życiorysie takiego epizodu jak walka przeciwko Niemcom w szeregach Armii Ludowej. Nie mieli ojca socjalisty-utopisty, który nie mając kontaktu z rzeczywistością wychował syna potwora. I to by było na tyle, jeśli idzie o ten talent. Tradycje domowe, plus uniwersytet prawie przedwojenny, plus temat – żeby panie było o złych biskupach i dobrych czarownicach. No i leci. To jest wycelowane wprost w najprostsze emocje. Ach, byłbym zapomniał, u pisarzy lansowanych przez policję zawsze występuje relacja uczeń mistrz. Mistrz jest chodzącą doskonałością, ale prócz obcowania z nim uczeń jest jeszcze wystawiony na różne pokusy i zdarza się, że ponosi w tych zmaganiach klęskę. To jest przez wielu nieobytych czytelników traktowane jako literacka głębia...albo coś podobnego...wiecie o co mi chodzi...o coś, czym się szpanuje na imieninach u cioci Władzi.

Płytkie i niepoważne myśli, które zwykle towarzyszą ludziom zastanawiającym się na tym jak i po co pisze się książki, tworzą pewne tło. Ono nigdy nie zostanie ubogacone, treści rzucane na nie, nigdy nie zostaną pogłębione, a to z tego względu, że agentów, świrów oraz ludzi chcących ich lansować za pieniądze i za darmo jest takie mnóstwo, że można by nimi zaludnić miasto wielkości Paryża. I każdy chce zarobić. Nam tutaj pozostaje tylko patrzeć, jak oni tam co jakiś czas się kompromitują. No i uważać na to wszystko co wymieniam tutaj co jakiś czas: nie używać demaskacji jako narzędzia, nie stosować prostych prowokacji, nie atakować prostych emocji czytelnika, nie chodzić na łatwiznę jednym słowem. Tylko to nas uratuje.

No, ale wracajmy do tych rozważań o talencie i sukcesie. Od paru dni w sieci aż huczy od informacji na temat niejakiego Kajetana Poznańskiego. Któż to taki? Poeta i morderca w jednym kawałku, a do tego jaki przystojny, jaki młody i uduchowiony....ho, ho, tak, tak....Facet zwabił do siebie dziewczynę, zarżnął ją i pokawałkował, a następnie przewiózł w taksówce do mieszkania, które wynajmował z kolegami. Taksówkarz zapytał go dlaczego krew tak kapie z tych reklamówek, a on na to, że wiezie tuszę dzika. Kiedy już dojechał na tę Wolę, porozkładał te kawałki po pokojach i całe mieszkanie podpalił, żeby – jak mówią policjanci – zatrzeć ślady.

Pan Kajetan był pracownikiem biblioteki i filologiem klasycznym. Pisywał wiersze po łacinie i interesował się kulturą schyłkowego Imperium Rzymskiego. Prowadził różne pogadanki na tematy poważne i ciężkie od znaczeń, pogadanki o tytułach złożonych i zaskakujących, na które z całą pewnością przychodziły dziewczęta, marzące o tym, żeby poznać kogoś interesującego i poważnego. A niechby nawet nie był bogaty.

Ponoć pan Kajetan zarżnął już wcześniej kogoś, ale policja nie ma jednakowoż pewności. Póki co ogłasza, że jest ów człowiek bardzo niebezpieczny i należy nań uważać.

Czym się ten facet różni od Szczypiorskiego? No tym przede wszystkim, że on jest o wiele bardziej samodzielny, nie musi się lansować w oparciu o organizację ta poważną i hierarchiczną jak Urząd Bezpieczeństwa. Tutaj, jak chcą wielbiciele dyskusji o talencie i mordercach, mamy sam czysty talent. W dodatku wystawiony na wszelkie niebezpieczeństwa, a jednakowoż jakoś sobie radzący. Jest talent, przyszła i sława – rzec można. Po czym te biedne wariatki poznawały, że Kajetan ma talent? No jak to.... Pisywał wiersze po łacinie, publikował w poważnym, dotowanym przez ministerstwo periodyku pod tytułem „Meander”, gdzie produkowali się inni miłośnicy kultury antycznej. Cóż on tak wypisywał ten Kajetan? Jak to poeta, o swoich fascynacjach nadawał. Najbardziej zaś fascynował się Hannibalem Lecterem z filmu „Milczenie owiec”. Napisał o nim wiersz po łacinie, utwór nosił tytuł „Kolacja Hannibala” i opowiadał o zjadaniu zwłok. Nikt nie zwrócił uwagi na tę treści i wiersz został opublikowany. Czy dlatego, że Kajetan miał rzeczywiście talent? Nie sądzę. Wiersz został opublikowany, bo Kajetan jest silnie umocowany środowiskowo, należy do jakiegoś gangu dzielącego te śmieszne budżety na kulturę i zachowuje się zgodnie z kodeksami tam obowiązującymi. A zatem mógł sobie pisać co chciał i nikt mu nie przeszkadzał. Więcej, pewnie się jeszcze doczekał jakichś recenzji, gdzie pisano, że autor czepie z kultury pop, ale silnie osadza swoje wiersze w tradycji antycznej, albo coś równie kretyńskiego.

Jak widzicie to już drugi taki przypadek w ciągu roku. Poprzedni to ta biedna dziewczynka z Białej Podlaskiej, której recenzenci i różni łowcy młodych talentów zrobili sieczkę z mózgu. Ilu tam jeszcze się takich kryje i ile osób gotowych jest tłumaczyć te zbrodnie talentem? I nie mówcie mi teraz, że nie o to chodzi, bo wy chcecie jedynie oddzielić talent od postawy twórcy. Nieprawda, chcecie wprost ich usprawiedliwić, bo coś wam w środku podpowiada, że tak można.

Podsumujmy więc – ani Szczypiorski, ani Poznański nie mieli żadnego talentu. Oni jedynie, poprzez nieformalne lub formalne członkostwo w organizacjach dzielących budżety, potrafili zamarkować jakieś działania mające pozory literackiego zaangażowania. Jednemu służyło to do wydawania ludzi w ręce policji politycznej, a drugiemu do zjadania zamordowanych wcześniej dziewczyn. Sztafaż, którym się posługiwali był, jest i zawsze będzie tandetny, zawsze też ludzie będą stawać wobec niego bezradni, bo wielu wstydzi się, że nie zna łaciny, a wielu też znajomość tego języka imponuje. To jest moment najważniejszy, to zadziwienie i lekki przestrach. Jeśli w tym momencie nie odczarujemy takiego trola i nie zobaczymy kim on jest w rzeczywistości już przepadliśmy. Za tym wszystkim stoi jak zwykle Tenktórynigdynieomijażadnejokazji, on nie może rozdawać talentów, ale wobec słabszych umysłów ładnie potrafi posłużyć się atrapą. Cóż to bowiem jest wiersz łaciński o fikcyjnej postaci z trzeciorzędnej amerykańskiej produkcji.....To jest właśnie atrapa literatury. Musimy o tym pamiętać. Zaczyna się od łacińskich wierszy, relacji mistrz uczeń i różnych innych rzekomych subtelności. Na końcu zaś zawsze jest to samo – zjadanie odchodów i mordowanie niewinnych...I z tym Was zostawiam

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk i do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego w Warszawie. No i jeszcze przypominam, że w ten czwartek w Legionowie mam spotkanie z czytelnikami, będę gadał o polityce historycznej. Początek chyba o 18.00, ale głowy nie dam.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura