coryllus coryllus
2849
BLOG

O sukcesie i akceptacji

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 51

Pewien mój kolega zapytał mnie wczoraj czy wydaję swoje książki w wydawnictwie „Agora”. Rozmawialiśmy na fejsie i zaczęło się dość niewinnie, od wspominków z dawnych lat. Potem zaś zeszło na politykę w końcu na Sumlińskiego, a ja na dodatek pozwoliłem sobie wcześniej na lekką krytykę PiS. No i się zaczęło. Najpierw od tego pytania o Agorę, a potem dyskusja nabrała kolorów i zaczęliśmy omawiać postawy różnych osób wobec tak zwanego reżimu. Nie trwało to długo i szczegóły nie mają większego znaczenia dla naszej dzisiejszej pogawędki. Ważne jest to jedynie, że ludzie, nawet bystrzy, nawet silnie osadzeni w realiach, a do takich należy mój kolega, są absolutnie bezradni wobec spreparowanych narracji. Ktoś powie, że my też jesteśmy bezradni. No tak, ale my przynajmniej jesteśmy nieufni. Nie wierzymy każdemu kto przychodzi do nas i rozkłada swój kramik z rewelacjami. A ludzie wierzą i mowy nie ma żeby przestali. W każdym bowiem tkwi głębokie pragnienie, by znaleźć się po tej stronie, która ma rację bezwzględną, po stronie szlachetnych, mądrych i prawych. I to jest – jak mawiają Rosjanie – moment psychologiczny, w którym stają się oni łupem organizatorów gry w trzy karty. Tyle, że nie o zwycięstwo w grze tu chodzi, a o samopoczucie i akceptację grupy.

Spróbujcie wytłumaczyć komuś, że facet piszący książkę o Popiełuszce nie musi mieć szczerych intencji. To nie jest wcale proste, nawet jeśli przywołacie liczne przykłady prób uwiarygodnienia się na tej postaci z Agnieszką Holland na czele. Nie ma to znaczenia, bo ludzie chcą wierzyć, że tym razem to już naprawdę i wreszcie ci zbrodniarze dostaną za swoje. Kiedy zaś okazuje się, że nie, że autor miast sukcesu naraża się na prześladowania, jest jeszcze lepiej, bo wszystkie obawy co do stanu państwa i konieczności trwania w konspiracji zostają potwierdzone.

Tuż po Smoleńsku sformułowałem taką, dość oczywistą i pewnie sformułowaną już wcześniej zasadę, która brzmi – organizator wydarzenia jest jednocześnie dysponentem wszystkich płynących zeń korzyści. Jeśli przyjmiemy, że organizatorem zabójstwa księdza Jerzego były służby dowodzone przez Czesława Kiszczaka, trudno przypuścić, by w porządku, przez tegoż Kiszczaka ułożonym, który odziedziczyliśmy, kto inny był dysponentem tematu. Nie inaczej jest ze Smoleńskiem, wszelkie próby wyjaśnienia czy nawet emocjonowania się tym tematem, miały w Polsce charakter parodii i tak też były traktowane przez tych, którzy byli jego rzeczywistymi dysponentami. Im bardziej z tego szydzono, tym silniej ludzie garnęli się do tego co media nazwały „sektą smoleńską”. Wszystkim się bowiem zdawało i zdaje nadal, że to dobry kierunek i tak właśnie trzeba, bo wtedy odkryjemy prawdę. Otóż moje podejrzenia są inne, żadnej prawdy nie odkryjemy, niestety, pozostanie tam tylko kult, który będzie tak samo wykorzystywany propagandowo jak inne kulty narodowo-patriotyczne.

Nie wiem czy zauważyliście, ale jakoś ucichło o filmie „Smoleńsk”, chyba, że ja coś przeoczyłem. Marzec tuż, tuż, a na mieście ani pół bilborda reklamującego film. Cisza głucha. Być może premiera będzie, nie chcę siać defetyzmu, ale wiedzą jakie parcie na sukces mają „nasi” sądzę, że gdyby to wydarzenie rzeczywiście miało się odbyć już byśmy o tym wiedzieli. To taka mała dygresja.

Pamiętam jak kiedyś przyszedł do mnie pewien facet i zapytał, czy ja rzeczywiście będę pisał coś o tych świętych. Powiedziałem, że tak. On zaś rzekł, że najlepiej byłoby od razu o Popiełuszce, bo wtedy on by taką książkę z pewnością kupił. Nie wiem kim był ten pan, ale chyba rzeczywiście zdawało mu się, że trafił na idiotę. Powiedziałem, że ja z pewnością nie zacznę z tej strony, już prędzej od św. Wojciecha. Zasmucił się i więcej do mnie nie przychodził.

Jeśli zasada przeze mnie podana działa, możemy się łatwo domyślić, w jaki sposób chroniona jest prawda o tym czy innym wydarzeniu. Myślę, że podstawową zasadą jaka tam działa jest zasada minimalizacji kosztów. Wynika to wprost z okoliczności, które zaszły po roku 1989. Aparat urzędniczo-policyjny nie prowadzi opresyjnych działań jawnie, ale polityka nadal jest polityką. Tak więc prawdę można ukryć tanio jedynie wtedy kiedy się bez przerwy gada o tym co tam się mogło wydarzyć w tym Smoleńsku, kiedy się formułuje hipotezy i snuje przypuszczenia, oraz kiedy czynią to ludzie skompromitowani lub nie mający pojęcia o czym gadają, tacy jak Jan Osiecki na przykład, człowiek który wszedł na brzozę.

Do prowadzenia takich działań najlepiej nadają się formuły kojarzone powszechnie ze sztuką. Słowo „powszechnie” jest bardzo ważne albowiem przekaz mający ukryć prawdę jest kierowany do mas, te zaś chcą wierzyć, że stoją po stronie prawdy, dobra i piękna. Chcą dyskutować o filmach, aktorach i interpretacjach, bo to ludziom podnosi samoocenę i czyni ich lepszymi w ich własnych oczach i w oczach ich sąsiadów.

Tak więc najlepiej, by mechanizm zaciemniania zaczynał się od filmów. W filmie wszystko jest umowne i łatwo się potem wykręcić od ewentualnych pytań. Film zapada w pamięć i ludzie zaczynają myśleć obrazami z filmu oraz traktować je jak fakty. I to zostaje już na długie lata. W ten sposób masy stają się zakładnikami tych, którzy organizując wydarzenia polityczne stają się dysponentami wszystkich płynących z nich korzyści.

Czy można się temu mechanizmowi przeciwstawić? Jasne, że można, ale ryzyko jest spore. Ktoś może na przykład powiedzieć – a co ty się jakimiś bzdurami interesujesz – wiesz, że w Smoleńsku był zamach?! I w ten sposób wykończyć człowieka towarzysko. Nikt tego nie chce, prawda...?

Powtórzmy więc wszystko co ważne jeszcze raz – żeby uniknąć wkręcenia we wrogą narrację należy stworzyć i wdrożyć w jak najszerszą grupę ludzi całkiem nowe kody komunikacyjne. Na tyle złożone, by żaden z tamtych nie był w stanie się nimi posłużyć, albo by posługując się nimi od razu się demaskował. To nie jest bynajmniej trudne, bo jak ktoś jest wyszkolony w jakimś zakresie, nawet bardzo dobrze, a ma przy tym przyrodzone braki emocjonalne i intelektualne, wyłoży się raz dwa. Jeśli nie w pierwszym zdaniu, to w trzecim już na pewno.

Teraz ważne pytanie: czy nowy rząd jest dysponentem jakiejś narracji związanej z omawianymi tutaj sprawami. Nie. Trzeba to powiedzieć wprost – rząd, partia, na którą głosowaliśmy i urzędnicy, którzy wykonują wolę rządu, nie są dysponentami tych tematów. Czy wobec tego mogą oni czerpać z ich eksploatacji korzyści? Według mnie nie. I to się okaże wkrótce. Mogą się jedynie ustawić w pozycji podwykonawcy, wobec tych, którzy te wydarzenia zorganizowali. Mogą jedynie zorganizować nam obchody i wieczornice, w czasie których będziemy się wspólnie ekscytować tym, jak trudno jest żyć na świecie i jak trudno jest poznać prawdę. Ja ze swojej strony rzec mogę jeszcze tylko, że mam nadzieję iż imprezy te nie będą biletowane, jak seanse filmowe, ale patrząc na twarze niektórych redaktorów z „naszego” obozu pewności w tej kwestii wcale nie mam.

W czwartek o 18.30 będę w Legionowie opowiadał o szansach polskiej polityki historycznej. Tych, którzy mają ochotę przyjść zapraszam. Zapraszam również na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i do księgarni Tarabuk, a także do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego w Warszawie.

 

Przypominam, że sprzedajemy już od ponad tygodnia książkę księdza Mariana Tokarzewskiego „Straż przednia” są to wspomnienia z Podola i Wołynia, z czasów rewolucji i wojny bolszewickiej. Od tego jak szybko sprzedamy ten nakład zależy wydanie kolejnych pamiętników kresowych.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka